Jesień 2025, nr 3

Zamów

Osobo zwierzęca, kim jesteś?

Ewa Kiedio, czerwiec 2023. Fot. Marcin Kiedio

Perspektywa zwierzęca, sojusze z roślinami, grzybna sprawczość… Posthumanizm, kwestionując wyższość osoby ludzkiej nad innymi bytami, stanowi dla personalizmu szczególne wyzwanie.

Wyrażenie „osoby przyrodnicze” spadło na zebranych znienacka. Joanna Erbel, socjolożka i aktywistka miejska, wprowadziła je do swojej wypowiedzi w sposób zupełnie naturalny, mimochodem, nie koncentrując się na nim, najwyraźniej traktując je jako zupełnie standardowy element współczesnego dyskursu. Cała choreografia oznak konsternacji, jaka nastąpiła po tych słowach na sali, wskazywała, że dla tej grupy odbiorców niczego oczywistego w nim nie było. Joanna Erbel głos zabrała jako panelistka w ramach dyskusji „Gdzie szukać nadziei w czasach radykalizacji” zorganizowanej z okazji 65-lecia kwartalnika „Więź” 17 kwietnia 2023 r. w BUW-ie.

Słuchający debaty, najczęściej związani z tym właśnie środowiskiem zakorzenionym w myśleniu personalistycznym, spoglądali po sobie z wypisanym na twarzy zaskoczeniem, co znalazło swój wyraz w rozmowach toczonych później w kuluarach. Wynikało z nich, że szczególnie przedstawiciele starszego pokolenia nie odnotowali także pojawienia się w użyciu połączenia wyrazowego „osoby zwierzęce”, czyniącego wcześniejszy krok w rewolucji terminologicznej.

Niezależnie od stosunku do tych wyrażeń, sama ich nieznajomość wśród wykształconych przedstawicieli intelektualnego środowiska, przy dużym rozpowszechnieniu w innym kręgu światopoglądowym, jest niepokojącym zjawiskiem – kolejnym przykładem istnienia coraz bardziej nieprzenikalnych dla siebie „baniek społecznych”. Utrzymywanie interakcji niemal wyłącznie w jednorodnych grupach, których członkowie charakteryzują się podobnymi poglądami i wartościami, sprawia, że niewiele trzeba sobie nawzajem wyjaśniać. Własne przekonania nie wymagają uzasadnienia, kiedy nie są konfrontowane z odmiennymi punktami widzenia. Chociaż wygodna, nie jest to jednak sytuacja zdrowa ani sprzyjająca rozwojowi. W środowisku „Więzi”, ceniącym wartość dialogu, to stwierdzenie ma znamiona truizmu.

Uczynić swoimi

Przyjmuję więc, że skłonni będziemy poważnie zmierzyć się z podejściem, w którym wyrażenia takie jak wymienione, a wraz z nimi także m.in. „osoby nieludzkie”, stanowią istotny element językowego obrazu świata. Nie są czczą zabawą, ale sygnalizują kluczowy zwrot w podejściu do rzeczywistości, w którym człowiek traci swoje naczelne miejsce w hierarchii bytów w imię równości i solidarności międzygatunkowej. Zmiana ta miałaby prowadzić do bardziej etycznego traktowania wszystkich istot żywych oraz środowiska naturalnego, w którym żyjemy.

Takie rozszerzenie pojęcia „osoby” wchodzi w kolizję z podejściem personalistycznym, dla którego centralnym punktem odniesienia jest osoba definiowana przez cechy takie jak świadomość, wolna wola, zdolność do relacji interpersonalnych oraz do samorefleksji. Słowem, w tej terminologii osoba to osoba ludzka, ewentualnie dla personalistów rozszerzających swoją perspektywę o nadprzyrodzoność – także Osoba Boska. Mówienie o osobach nieludzkich, zwierzęcych czy przyrodniczych, co miałoby obejmować m.in. rośliny i rzeki, może być odbierane jako zamach na samą strukturę rzeczywistości i wysadzanie w powietrze fundamentu systemu wartości.

Zamiast włączania natychmiast trybu konfrontacyjnego, który od pewnego czasu obserwuję przy testowaniu tych pojęć na znajomych, proponuję namysł w duchu otwartości rozumianej tak, jak ponad sześćdziesiąt lat temu pisał o niej Juliusz Eska w ważnej dla tożsamości „Więzi” książce Kościół otwarty:

W pierwszym rzędzie oznacza ona umiejętność odnajdowania twierdzeń prawdziwych i wszelkiego rodzaju wartości, bez względu na wyznaniowe i światopoglądowe szyldy, pod którymi występują, bądź na całkowity ich brak. Wymaga przy tym oderwania się od irracjonalnych uprzedzeń, a także skądinąd nawet słusznych zarzutów, jakie można z własnych pozycji tym szyldom i ich wyznawcom postawić. Wymaga też umiejętności uczynienia tych prawd i wartości swoimi w sposób nieeklektyczny, ale zharmonizowany z własnym światopoglądem. Po wtóre oznacza […] umiejętność współpracy z ludźmi posiadającymi inne przekonania bez rezygnowania z własnych, odkrywania i neutralizowania różnic pozornych, znajdowania wspólnych płaszczyzn, jednym słowem – różnienia się w sposób twórczy1.

Pytanie tyczy się więc tego, czy zachowując pozycje personalistyczne, można zaczerpnąć wartościowe elementy z idei posthumanistycznych. A jeśli tak, w jaki sposób personalizm może otworzyć się na perspektywę nieludzką, nie tracąc jednocześnie własnej specyfiki? Czy możliwe jest to przy zachowaniu przekonania o wyjątkowości osoby ludzkiej?

Udzielenie odpowiedzi na te pytania przekracza ramy tego tekstu, jak też – jako wymagające biegłej znajomości zagadnień z dziedziny filozofii i etyki – wykracza poza kompetencje jego autorki. Swoją rolę widzę w przedstawieniu na łamach „Więzi” możliwie neutralnie, nieoceniająco punktu widzenia tych, którzy nie znajdują powodu, by osobie ludzkiej przyznawać wyjątkowy, najwyższy status i ostro rozgraniczać ludzi od pozostałych bytów, a o świecie przyrodniczym wypowiadają się w sposób nacechowany wysokim uznaniem, wskazującym, że mowa o równych sobie partnerach działania albo nawet mentorach.

Wyrażenia takie jak „osoby nieludzkie” nie są czczą zabawą, ale sygnalizują kluczowy zwrot w podejściu do rzeczywistości, w którym człowiek traci swoje naczelne miejsce w hierarchii bytów w imię równości i solidarności międzygatunkowej

Ewa Kiedio

Udostępnij tekst

Choć w wypowiedziach tych nie pojawiają się wprost wyrażenia „osoba zwierzęca”, „osoba przyrodnicza”, wymienionym bytom przypisane zostają cechy charakterystyczne właśnie dla osoby, jak sprawczość, umiejętność decydowania, wchodzenia w relację czy zawierania sojuszy. Perspektywę tę przywołam, odnosząc się do wystaw zorganizowanych w ostatnim czasie, co może być cenne poznawczo ze względu na szczególny, osobisty, a zarazem konkretny, namacalny, a nie wyłącznie teoretyczny sposób, w jaki przemawia sztuka. Głos w dużym stopniu – poprzez przytoczenia cytatów – postaram się oddać samym artystom i kuratorom.

Z nimi, nieludzkimi

Szczególnie obfity materiał w interesującym nas tu temacie przynosi wystawa Z nimi, trwająca w Galerii Studio od 18 września do 19 listopada 2023 r. Jej kuratorka Dorota Jarecka swój tekst w broszurze towarzyszącej ekspozycji rozpoczęła od akapitu, który kondensuje w sobie treści podważające pewniki przyjęte dotychczas w naszej kulturze:

Wystawa jest badaniem obszaru i metod (współ)tworzenia sztuki z nimi, z innymi, nie-ludzkimi podmiotami. W poszukiwaniu partnerek poza ludzkim światem szczególną determinację wykazują artystki. Donna Haraway współtworzenie wraz z roślinami i zwierzętami w hybrydowych kolektywach określiła jako sympoiesis – „tworzenie z”. Sympoiesis jest tematem tej wystawy. Ukazuje ona rozmaite podejścia do działania o charakterze międzygatunkowej współpracy. Zaproszenie do wystawy przyjęły artystki, dla których proces tworzenia jest ważniejszy niż rezultat, które ów proces traktują jako nawiązanie międzygatunkowej komunikacji. Z bliskiej, artystycznej perspektywy widać, że w pewnych formach współdziałania zacierają się dwie ważne granice. Pierwsza dzieli naturę od kultury. Druga polega na ustanowieniu twardej różnicy między artystą a nie-artystą. Zatarcie granic aktywności, jaką jest sztuka, uważanej najczęściej za specyficznie i wyłącznie ludzką, następuje jednocześnie z zamazaniem granic pomiędzy człowiekiem a nie-człowiekiem. Sztuka pokazywana na naszej wystawie kwestionuje ludzkie pewniki. Takie jak godność i wielkość sztuki, jak odrębność natury i kultury, wyższość człowieka nad przyrodą. Pozwala się tym pewnikom przyjrzeć. Zapytać, do czego nam służą.

Spośród artystek, których prace prezentowane były na wystawie, najwcześniej, bo już w latach 70. XX wieku, swoją drogę twórczą związaną z międzygatunkowym dialogiem rozpoczęła Teresa Murak. Przypomniane zostały jej działania, w których, jak pisze Jarecka:

sprawdzała ona, jak sztuka może włączyć się w uprawę, kiełkowanie i wzrastanie roślin. Rośliny kiełkowały w jej dłoni zwilżanej wodą lub w wannie ogrzewane przez obecność ciała artystki. Tworzyła w ten sposób strefę kontaktu. Czekała, co zrobią rośliny, o czym jej opowiedzą. Oczekiwanie wpisane jest w tego typu współpracę. Są procesy, których się nie da przyspieszyć, a czas traci zależność od rytmu pracy człowieka. Żywy świat, którego dotyka Teresa Murak, na pewno nie jest tą dziedziną, którą przez lata określano jako „natura”. Jest splątaniem obiektów i zjawisk, w których i z którymi żyje także człowiek.

Również w pracy Magdaleny Komar widoczne jest traktowanie świata przyrody w sposób podmiotowy. W ramach projektu Alfabet trwania artystka tworzyła tkaniny/rzeźby razem z pszczołami, widząc w nich istoty, z którymi człowiek wchodzi w głęboką interakcję i rodzaj porozumienia nastawionego na wspólny cel. „Kupno ula, ustawienie go, umiejscowienie w nim rodziny pszczelej było fizycznym procesem konstruowania nowego świata” – mówi autorka, a Dorota Jarecka, opisując ten projekt, stwierdziła, że artystka „zadaje pszczołom pytania o ich możliwości konstrukcyjne”:

Wynik wizualny jest śladem ich współpracy. Zasadą działania tych prac jest oscylacja: są piękne, co powinno w sposób oczywisty lokować je w obszarze sztuki. Jednakże są czymś innym niż ludzka sztuka. Plaster wosku uformowany przez pszczoły ma strukturę tylko im właściwą, regularną, logiczną, geometryczną i organiczną. Rozerwany zostaje związek geometrii z abstrakcją i ukazuje się jej powiązanie z ciepłem, społecznością i ciałem.

Aleksandrę Przybysz – trzecią artystkę, której punkt widzenia wybrzmiał na wystawie – interesuje według słów Jareckiej „granica między tym, co ludzkie a nie-ludzkie, umiejscowiona w obszarze afektu, odczucie wstrętu, lęku przed innym obiektem/bytem”. W pracy Lepkość opowiada ona o „współpracy” (tu znów stosuję słownictwo z opisu kuratorskiego) z grzybem herbacianym, znanym jako SCOBY (Symbiotic Culture of Bacteria and Yeats). W procesie fermentacji rośnie on i przybiera kształt naczynia, w którym jest umieszczony. Sama artystka o swoim projekcie mówi w ten sposób:

Człowiek na długo odcięty od natury zaczyna się jej bać. Środowisko naturalne wydaje się być czymś dzikim, nieokiełznanym i niebezpiecznym. Nie ma pojęcia, jak sobie z tym poradzić, poza próbą całkowitego opanowania i podporządkowania sobie przyrody lub po prostu odcięcia się od dzikiego siedliska. Człowiek brzydzi się nierozwiniętych form o nieokreślonych krawędziach. Substancje, które nie są ani płynne, ani stałe, są odpychające. W moim projekcie skupiam się na pojęciu wstrętu jako przeciwnej emocji pragnienia-odrzucenia. Coś nas najpierw przyciąga, chcemy czegoś dotknąć, a potem to odrzucić. Jakiś czas temu rozpoczęłam hodowlę grzyba herbacianego. Pomnażam go, wybierając coraz większe naczynia. Oswajam w ten sposób swój wstręt do tego typu pierwotnych form, jaki zaszczepiła we mnie kultura i współczesny świat. Doświadczenie wstrętu uzależnione jest od kontaktu z ciałem, odczuwane jako nieprzyjemna intensywność. Bliski kontakt z tą formą, czyli opiekowanie się nią, dotykanie jej z jednej strony budzi we mnie wstręt, a z drugiej fascynuje.

Ucząc się od chwastów

Współzależność świata przyrodniczego i ludzi, a także możliwa współpraca między nimi zostały poddane refleksji również w ramach wystawy Julii Krupy Uczynić niewidzialne wspólnotą (Galeria Promocyjna, 12 kwietnia – 25 maja 2024 r.). „Nasze wdechy uzależnione są od wydechów roślin, one z kolei czerpią od nas niezbędny im do fotosyntezy dwutlenek węgla. Oddychając tym samym powietrzem, jesteśmy ze sobą związane” – zauważa autorka, która w swoim projekcie skupiła się na kulturowym znaczeniu zielarstwa, nazywanego przez siebie praktykowaniem troski.

Opis wystawy mówił m.in. o „roślinno-grzybnej sprawczości w świecie, któremu grozi utrata oddechu” oraz o „inspiracjach do więcej-niż-ludzkich sojuszy”. W tekście przywołano słowa badaczki Sylvii Federici, która w książce Re-enchanting the World: Feminism and the Politics of the Commons, odwracając termin Maxa Webera „odczarowanie świata”, wzywała do ponownego zaczarowania go wbrew wytworzonej przez nowoczesność racjonalizacji i pytała: „Czy możemy wyobrazić sobie rekonstrukcję naszego życia wokół wspólnych relacji z innymi, w tym ze zwierzętami, wodami, roślinami i górami?”.

Kwestia roślin, tym razem roślin uszkodzonych czy uważanych za mniej wartościowe, nieodpowiadające ludzkim potrzebom estetycznym i konsumpcyjnym, jak gatunki synantropijne, rosnące dziko w środowisku silnie przekształconym przez człowieka, na poboczach dróg, nieużytkach, przy śmietnikach, zajęła także Lilianę Zeic. Znalazło to wyraz w wystawie Włóżmy w ziemię wilgotne ziarenko lnu, trwającej w galerii lokal_30 od 16 grudnia 2023 do 8 marca 2024 r. W czasie oprowadzania autorskiego artystka opowiadała o tym, jak projekt wyrastał z pytania: „czego możemy się uczyć od roślin o życiu w nienormatywny sposób w normatywnym społeczeństwie?”, mowa więc już nie tylko o współpracy czy wspólnocie z roślinami, ale także o uczeniu się od nich pewnych umiejętności.

Na ścianach galerii zawisły prace przedstawiające motywy roślinne i ludzkie postaci, a wykonane techniką intarsji z drewna czeczotowego, czyli materiału powstałego w wyniku uszkodzenia drzewa, wady genetycznej, zaatakowania wirusami lub grzybami. Deformacje włókien powstałe na skutek obrzęku i zabliźniania są cenione w intarsji i dekoracji mebli. Jak pisze w tekście towarzyszącym wystawie Joanna Sokołowska, w wypadku prac Liliany Zeic:

Zakodowane we wzorach czeczoty ślady roślinnej choroby i samoregeneracji zostają uwolnione z uprzednich funkcji dekoracyjnych. Teraz ich właściwości wzmacniają przedstawienia nienormatywnych światów, rozsadzając społeczne podziały na „zdrowe”, „naturalne” oraz „nienaturalne”, „patologiczne”. […] queerowe społeczności stają się potencjalnymi sojuszniczkami świata roślin, kiedy eksperymentują z poszerzaniem wrażliwości także na poziomie międzygatunkowym.

Sygnalizowana przez Lilianę Zeic możliwość uczenia się od roślin zakłada, że pod pewnymi względami stoją one wyżej od ludzi – wcześniej niż my wypracowały pożyteczne metody działania. Wyższość zwierząt to z kolei temat rzeźby Idy Karkoszki Let’s watch humans die [Patrzmy, jak umierają ludzie], którą można było zobaczyć w galerii Zachęta na wystawie Z popiołów (15 marca – 26 maja 2024), poświęconej kryzysowi klimatycznemu, ekonomicznemu i społecznemu. Objaśniając zwiedzającym kontekst tej pracy, napisano: „artystka zwraca uwagę na pozaludzką perspektywę, a także odwraca role – to zwierzęta obserwują i krytycznie oceniają poczynania ludzi”.

Rzeźbę przedstawiającą świnię, kruka i szczura umieszczono ponad głowami zwiedzających, w pozycji patrzących z góry, tym prostym gestem zaznaczając moralną wyższość zwierząt wobec tych, którzy doprowadzili do katastrofy klimatycznej. Wrażenie to spotęgowane było jeszcze, gdy kopię rzeźby zamontowano na krawędzi dachu hotelu Marriott, skąd zwierzęta patrzyły na rozpędzone, pełne smogu centrum miasta. Artystka mówi: „Tworząc te rzeźby, myślałam o relacji międzygatunkowej oraz o wpływie naszych egocentrycznych, krótkowzrocznych działań na otoczenie i środowisko. Od początku wiedziałam, że będą na nas patrzyły z góry – milczący świadkowie sądu ostatecznego, pod który na własne życzenie zostajemy poddani”2.

Taką scenę, już z wyraźnymi odwołaniami do ikonografii chrześcijańskiej, w obrazie Sąd ostateczny przedstawiła Marta Jamróg, od kilku lat wywołująca kontrowersje swoimi „dzikonami”. Tak nazywa własne prace, w których przetwarza sakralne wizerunki z ikon, wprowadzając zwierzęta w kontekst tradycyjnie zarezerwowany dla osób świętych. Na swojej stronie internetowej artystka pisze o podejmowaniu próby „budowania ciągłości między światem ludzi a światem zwierząt”, a także o inspiracji płynącej ze sztuki ludowej, w tym z porządku pogańskiego, który „traktował człowieka i przyrodę jako integralną całość”3.

Człowiek i inne zwierzęta

Jak u Liliany Zeic w sojusz mają wejść rośliny i społeczności queerowe, tak z książki Sunaury Taylor Bydlęce brzemię. Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt wyłania się wizja, według której w wyraźnym związku pozostaje walka o prawa dwóch wskazanych w podtytule grup. Wyjaśniając to dość zaskakujące powiązanie, autorka – amerykańska malarka, pisarka i aktywistka, sama z powodu artrogrypozy poruszająca się wyłącznie na wózku – pisze o animalizacji stosowanej przez wieki jako mechanizm odbierający ludzką godność. Zaliczeniem do zwierząt i traktowaniem w sposób pozbawiony szacunku groziła m.in. odmienność w stosunku do większości pod względem fizyczności, zdolności umysłowych czy orientacji seksualnej. Zwierzęcość stanowiła w ten sposób kategorię służącą do wypchnięcia niechcianych członków społeczeństwa poza obręb grupy, której przysługują prawa. Wyrażając zrozumienie wobec faktu, że człowiek nie chce być uznany za zwierzę, autorka pisze równocześnie o konieczności przeciwstawienia się sytuacji, w której zwierzę jest synonimem bytu o niższej wartości:

[…] wśród grup dehumanizowanych (w tym osób z niepełnosprawnością) istnieje paląca potrzeba sprzeciwienia się animalizacji i odzyskania człowieczeństwa. Ale choć jest to kwestia pilna i zrozumiała, trzeba zapytać, w jaki sposób brutalną rzeczywistość animalizacji ludzi możemy pogodzić z potrzebą zakwestionowania dewaluacji zwierząt, a nawet uznania naszej własnej zwierzęcości. Ta książka pokazuje, że ignorowanie problemu niepełnosprawności i zwierzęcości (a także ich intersekcjonalności) stanowi błąd, bo oba pojęcia są ściśle związane z innymi kategoriami różnicy i w przypadku wielu problemów społecznych, z którymi muszą mierzyć się grupy uciskane – od ubóstwa, pozbawienia wolności i wojny po niesprawiedliwość ekologiczną – nie można ich po prostu zepchnąć na margines. Jeśli postulatów sprawiedliwości dla osób z niepełnosprawnością i zwierząt nie włączymy w ramy innych ruchów na rzecz wolności, niezakwestionowany ableizm i antropocentryzm będą wciąż dostępne dla systemów dominacji i ucisku4.

Odejście od kategorii zwierzęcia jako bytu niższego w hierarchii jest więc według Sunaury Taylor krokiem niezbędnym na drodze do świata w pełni doceniającego różnorodność, wolnego od wykluczania i dehumanizacji. Hasło „uznania naszej własnej zwierzęcości” autorka wciela w życie w stosowanej przez siebie formie językowej: mówiąc w jednym zdaniu o ludziach, a później o zwierzętach, stosuje określenia takie jak „inne zwierzęta”, „pozostałe zwierzęta”, a więc zwierzęta inne niż człowiek.

W książce pada też wyrażenie „zwierzęta pozaludzkie”, przez dodanie przymiotnika sugerujące jasno, że istnieją również „zwierzęta ludzkie”. Taki zabieg językowy stanowi zakrzywione odbicie mówienia o „osobach pozaludzkich/nieludzkich” w odróżnieniu od „osób ludzkich”, przyjmując przeciwny wektor w przesunięciach semantycznych. Można by było powiedzieć, że zamiast nadawać wyższą rangę zwierzętom, spycha człowieka na niższą pozycję, gdyby nie to, że w przyjętym tu porządku chodzi raczej o całościowe usunięcie myślenia w duchu hierarchicznym.

Dla rozważań Sunaury Taylor istotna jest oczywiście intensywnie obecnie dyskutowana problematyczność dotychczas stosowanych rozróżnień. Definiując osoby jako istoty cechujące się m.in. zdolnością do odczuwania i rozumowania, samoświadomością, autonomią i umiejętnością wyobrażania sobie przyszłości, niektóre istoty ludzkie musielibyśmy wykluczyć z tej kategorii (jak jednostki w śpiączce czy – tu już sama dodaję przykład – z niepełnosprawnością intelektualną). Znajdą się też istoty nieludzkie, które według tych kryteriów są osobami, np. małpy człekokształtne.

Tego nie wiemy

Filozoficzna czy ideowa zmiana w podejściu do kategorii osoby oraz w traktowaniu świata przyrody ożywionej i nieożywionej pozostaje w ścisłym związku z nowymi ustaleniami przyrodoznawstwa. Bodaj najbardziej znany z popularyzatorów tej wiedzy, Peter Wohlleben w książce Sekretne życie drzew pisał m.in. o komunikacji między drzewami, o ich trosce o potomstwo oraz pielęgnowaniu starych i chorych drzewnych sąsiadów.

W Duchowym życiu zwierząt wykazywał z kolei na konkretnych przykładach, do jakiej mądrości, współczucia, troski i przyjaźni zdolne są zwierzęta. Sprowadzanie motywów ich działania do gry instynktów i obrony własnego gatunku podważane jest przypadkami opieki międzygatunkowej – sytuacjami, w których pies „adoptował” prosiaki lub wrona troszczyła się o młodego kota.

Przy ocenianiu zdolności poznawczych zwierząt i ich świata uczuciowego Wohlleben wzywa do dalece posuniętej ostrożności, zwracając uwagę, że w razie wątpliwości mamy zwyczaj wysuwania argumentów na „niekorzyść oskarżonego”, zamiast postępować odwrotnie i przyjąć, że wobec naszej niewiedzy zwierzęta mogą posiadać niedowiedzione zdolności:

Czy rzeczywiście istnieje tylko jeden, ludzki sposób na intensywne i w miarę możności świadome przeżywanie uczuć? Ewolucja nie jest tak jednostronna, jak czasem myślimy (lub wręcz mamy nadzieję?). I to właśnie ptaki ze swym po części naprawdę malutkim móżdżkiem pokazują, że do inteligencji wiodą także inne drogi. Bo od czasu dinozaurów – za których potomków uchodzą – ich rozwój idzie w innym kierunku niż nasz. Nie mając kory nowej, są zdolne do imponujących osiągnięć umysłowych […].

Obszar zwany hyperpallium (wybrzuszenie grzbietowej części kresomózgowia) pełni podobne zadania i funkcje, co nasza kora mózgowa. Ludzka kora nowa zbudowana jest warstwowo, natomiast jej ptasi odpowiednik składa się z małych grudek, a ten fakt długo kazał wątpić w podobną sprawność tego organu. Dziś już wiadomo, że osiągnięcia umysłowe kruków i innych gatunków żyjących społecznie dorównują możliwościom naczelnych, a częściowo nawet je przewyższają. To kolejny dowód na to, że nauka w razie wątpliwości wysuwa zbyt ostrożne argumenty, gdy chodzi o zdolność odczuwania przez zwierzęta, i odmawia im wielu zdolności umysłowych, póki nie pojawi się jednoznaczny dowód, że jest wręcz przeciwnie. Czy nie można by zamiast tego stwierdzić po prostu (i równie poprawnie) – że tego nie wiemy?5

Na własny użytek warto przeprowadzić eksperyment, czy wypowiedzi wydające się nam niedorzeczne i zagrażające porządkowi nie staną się całkiem intrygujące, gdy wyrażenie „osoba zwierzęca/przyrodnicza” zastąpimy przez „podmiot zwierzęcy/przyrodniczy”

Ewa Kiedio

Udostępnij tekst

Zasadnicza zmiana paradygmatu, jaka dokonała się w świecie nauki, w biologii i zoologii w ostatnich dziesięcioleciach, nie może zostać pominięta przez osoby (ludzkie) odwołujące się do personalizmu. Jak zauważa autorka książki Ukryty geniusz zwierząt Katharina Jakob, jeszcze około roku 1970 żaden szanujący się etolog nie mówiłby o zwierzęcej inteligencji czy uczuciach. Obecnie, w związku z badaniami, które donoszą m.in. o gołębiach pojmujących zasady poprawnego pisania oraz opanowaniu przez pszczoły komunikacji symbolicznej, poważni naukowcy przyznają, że u zwierząt daje się zaobserwować zdolności kognitywne dotąd przypisywane wyłącznie ludziom:

Nie oznacza to, że nasi zwierzęcy pobratymcy są dokładnie tacy sami jak my. Różnice są w dalszym ciągu dość znaczne. Ale zwierzęce zdolności stopniowo zajmują teraz należne im miejsce, ponieważ nie są już z góry uznawane za mało wartościowe, gorsze, lecz za takie, jakie rzeczywiście są: inne – mające właściwą sobie złożoność6.

Niebinarne spektrum

Jak do całego zaledwie tu zasygnalizowanego szeregu zmian w naukach przyrodniczych i idących za nimi przesunięć w ustawieniu światopoglądowym miałby ustosunkować się personalizm, nie jestem zdolna rozstrzygać. Niewątpliwie jednak prymat osoby ludzkiej przestał być pewnikiem, podobnie jak pakiet cech pozwalających na klasyfikację, co/kto się w ogóle w tej kategorii mieści. Z tych pozycji personalizm może spotkać się z krytyką za antropocentryzm, skupienie się wyłącznie na człowieku jako centrum wartości. Przynajmniej część spostrzeżeń problematyzujących kryteria, według których wydzielana jest kategoria „osoby”, zasługuje na uwagę. Zamykanie świata w opozycyjnych, binarnych pojęciach nie oddaje jego złożoności – coraz wyraźniej widać, że między osobą a obiektem rysuje się jeszcze szereg stadiów pośrednich, a tę rzeczywistość lepiej oddawałoby postrzeganie jej jako niebinarnego spektrum.

Można się zastanawiać, czy opór, jaki rodzi się wobec perspektywy posthumanistycznej, wynika z przypisania przez nią światu przyrodniczemu cech, które dotąd przynależne były tylko człowiekowi (jak sprawczość, altruizm lub zdolność budowania więzi), czy raczej z samego nowego sposobu używania słowa „osoba”, zbyt rozrzutnie w opinii oceniających poszerzającego jego zakres semantyczny. Niektóre słowa otacza nimb pojęciowej świętości i związanego z nią tabu – „osoba” ma wszelkie dane, by do tego zbioru należeć.

Na własny użytek warto przeprowadzić eksperyment, czy wypowiedzi wydające się nam niedorzeczne i zagrażające porządkowi nie staną się całkiem intrygujące, gdy wyrażenie „osoba zwierzęca/przyrodnicza” zastąpimy przez „podmiot zwierzęcy/przyrodniczy”. Chociaż wyzwań niesionych przez posthumanizm nie da się sprowadzić do tej kwestii, warto wiedzieć, czy część problemu w przyjęciu jego pozytywnego wkładu nie wynika z samych przyzwyczajeń językowych.

Proponowane przez posthumanizm podejście niesie ze sobą istotne wartości, jako otwarte na różnorodność, wspólnotowość, budowanie więzi i głoszące etykę troski, a także przygotowujące grunt pod zmierzenie się z praktycznymi konsekwencjami niszczenia zasobów naszej planety, życie w sposób mniej dla niej obciążający – w tym przy wszystkich różnicach jawi się jako bliskie personalistycznej wrażliwości.

Słusznie w swoim tekście Osoba po nieufności. Personalizm postkrytyczny na łamach tego numeru „Więzi” pisze Karol Grabias: „Osoba nie może być dłużej fundatorem perspektywy skrajnie antropocentrycznej – koroną stworzenia, z której z politowaniem spoglądamy na inne formy życia”. Wobec wszystkiego, co tu powiedziane, logicznym następstwem jest sformułowany przez niego postulat personalistycznego inkluzywizmu, w myśl którego świat osobowy zyska na przybliżeniu do niego gatunków stowarzyszonych.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Otwarte pozostaje pytanie, jak w praktyce miałby wyglądać ten ruch włączający, zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy, że mówimy o bytach organicznych tak różnych jak ryż, pszczoły, tulipany i flora bakteryjna jelit – by wymienić tylko kilka za twórczynią pojęcia „gatunki stowarzyszone”, Donną Haraway7. Wybrzmiewające dziś mocno hasło usunięcia z życia hierarchizacji i wprowadzania powszechnej równości rozbija się, gdy do podjęcia mamy decyzję, czy z pożaru ratować dziecko, czy pająka w terrarium. Nie przekreśla to słuszności działania w duchu włączania i gościnności, wskazuje jednak, jak istotne jest, by zamiast dokonywać prostego ruchu przeniesienia bytów z kategorii „obiekt” do kategorii „osoba”, myśleć o tej złożonej rzeczywistości jako o spektrum, w którym daje się jednak wydzielić punkt centralny.

1  J. Eska, Kościół otwarty, Warszawa 1963, s. 42–43.
2 Cyt. za: Trzy zwierzęta na krawędzi dachu warszawskiego Hotelu Marriott. To rzeźba Idy Karkoszki, Bryla.pl, 26.10.2023, https://www.bryla.pl/trzy-zwierzeta-na-krawedzi-dachu-warszawskiego-hotelu-marriott-to-rzezba-idy-karkoszki [dostęp: 14.06.2024].
3 https://jasielskapracowniaikon.pl/galeria/ikony-z-serii-forest-path-art [dostęp: 14.06.2024].
4 S. Taylor, Bydlęce brzemię. Wyzwolenie ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt, tłum. K. Makaruk, Warszawa 2021, wersja e-book.
5 P. Wohlleben, Duchowe życie zwierząt, tłum. E. Kochanowska, Kraków 2017, s. 43–44.
6 K. Jakob, Ukryty geniusz zwierząt, tłum. B. Nowacki, Warszawa 2019, s. 17.
7 Zob. D. Haraway, Manifest gatunków stowarzyszonych, w: Teorie wywrotowe. Antologia przekładów, red. A. Gajewska, tłum. J. Bednarek, Poznań 2012, s. 251.


Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2024 jako część bloku tematycznego „Popołudnie personalizmu”.
Pozostałe teksty bloku:
Redakcja kwartalnika „Więź”, „Personalistyczny ster w głowie i rękach. Manifest niedokończony”
Karol Grabias, „Osoba po nieufności. Personalizm postkrytyczny”

Podziel się

4
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.