Jesień 2024, nr 3

Zamów

Czuję się oszukana. List do rządzących

Granica polsko-białoruska w Koterce. Fot. Radosław Drożdżewski / Wikimedia Commons

Mój list powstał z desperacji i ogromnego zawodu. Jestem zawiedziona, oburzona do głębi tym, że rząd, do którego powstania czynnie się przyczyniłam, kontynuuje zbrodniczą politykę PiS.

Poniższy list został wysłany do adresatów 15 maja 2024 r. przez Izabelę Złonkiewicz, matkę dwóch młodych kobiet aktywnych w Grupie Granica, działaczkę Polski 2050 w Kielcach. Wicepremier Kosiniak-Kamysz osobiście, 17 maja w Kielcach, obiecał autorce, że udzieli jej odpowiedzi, która do tej pory jednak nie nadeszła. Od pozostałych adresatów – jak informuje redakcję Więź.pl autorka listu – brak reakcji. [Red.]

Premier Donald Tusk
Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz                                                            
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia
Minister MSWiA Tomasz Siemoniak

Szanowni Panowie,

W Polsce 2 maja obchodziliśmy uroczyście Dzień Flagi. Dzień ten skłonił mnie do gorzkich refleksji. Chcę się nimi podzielić jako matka, która wychowała wspaniałe dzieci oraz ponosi porażkę jako obywatelka i patriotka.

Trwający na granicy polsko- białoruskiej kryzys humanitarny obnażył realny, a nie odświętny stosunek służb mundurowych do własnego munduru i polskiej flagi noszonej na tym mundurze.

Zanim strażnicy „wrzucą paczki do paczkomatu” (odhumanizowanie języka, jakim mówią o wędrujących ludziach, to standard), migranci są powszechnie pryskani gazem pieprzowym

Izabela Złonkiewicz

Udostępnij tekst

Większość naszego społeczeństwa jest przekonana, że trudna sytuacja przygraniczna to przeszłość. Tymczasem w polskich lasach są ludzie potrzebujący pomocy, ludzie chorzy, kontuzjowani, pobici, pogryzieni przez białoruskie psy, zgwałceni, poranieni drutem żyletkowym, cierpiący z powodu stóp okopowych, wymiotujący, gorączkujący, odwodnieni z powodu biegunek, chorujący z powodu chorób przewlekłych i braku leków, które zostały im zabrane (np. chorzy na cukrzycę czy choroby wieńcowe). Są kobiety w ciąży, są też i dzieci.

Tych ludzi zimą jest mniej, wiosną i latem – o wiele więcej. Postawienie zapory spowodowało, że kontuzje migrantów są cięższe. Rozciągnięcie drutu żyletkowego przed zaporą spowodowało, że praktycznie wszyscy są mocno poranieni.

Zadaniem służb jest zapobiec naruszeniu granicy (nielegalne przekroczenie granicy jest wykroczeniem, ale nie jest przestępstwem, jak wielu sądzi). Jeśli uciekinier z jakiegoś kraju znajdzie się już na polskiej ziemi, ma prawo poprosić o azyl. A służby, zgodnie z prawem, powinny tę prośbę przyjąć i rozpatrzyć. Powinny również dla naszego bezpieczeństwa sprawdzić, kim jest ów człowiek i dlaczego tu jest, czy przysługuje mu ochrona międzynarodowa, czy nie stanowi zagrożenia terrorystycznego, czy nie jest w niebezpieczeństwie, czy nie potrzebuje pomocy medycznej…

Tymczasem… Cudzoziemiec po przekroczeniu leśnej granicy ma szansę spotkać osoby z polską flagą na mundurze i już w pierwszym kontakcie usłyszeć krzyk „Kurwa, gleba, kurwa” oraz „Bolanda for Poland” (zapis z relacji cudzoziemca). Zazwyczaj nie rozumie tego polecenia i „patriotycznego” okrzyku.

Słuchaj też na SoundcloudYoutube, Apple Podcasts i w popularnych aplikacjach podcastowych

Podczas wykonywania tego okrzyku przedstawiciele wojska lub straży granicznej (cudzoziemiec ich nie odróżnia) dokonują tzw. pałowania i polewania gazem pieprzowym. Migrant – solidnie pobity, oślepiony – zazwyczaj jest „pushbackowany”, czyli „doprowadzany do linii granicznej” i skłaniany do jej ponownego nielegalnego przekroczenia. Aby to się stało, służby muszą otworzyć przejścia dla zwierząt i siłowo wypchnąć te osoby.

Migranci nie chcą wracać na Białoruś, ponieważ tam są „karceni” za to, że dali się złapać i wyrzucić. Kary białoruskie są dotkliwe, zabierane jest jedzenie, jest szczucie psami bez kagańców, bicie pałkami, gwałty… Polskie służby wiedzą o tych praktykach.

Zanim strażnicy „wrzucą paczki do paczkomatu” (odhumanizowanie języka, jakim mówią o wędrujących ludziach, to standard), migranci są powszechnie pryskani gazem pieprzowym, praktycznie całą osobę zlewa się tym preparatem. Czasem każe się zdjąć im ubrania i leje się po ubraniach, a niekiedy po nagich poranionych i pobitych ciałach. Okulary, telefony obcokrajowców są niszczone przez naszych żołnierzy i SGków, buty są zabierane, paski od plecaków przecinane.

Moje pytanie brzmi: czy wulgarne wrzaski, niczym nieuzasadniona przemoc, zabór i niszczenie cudzej własności, odbieranie godności poprzez poniewieranie, rozbieranie, rasistowskie uwagi są objęte jakąś procedurą? Jeżeli nie, to dlaczego są tak powszechnie stosowane? Jeżeli tak, to proszę o podanie brzmienia i uzasadnienia tej procedury.

Polskie prawo nie zezwala na samowolne karanie, poniżanie lub dręczenie nawet sprawców najcięższych przestępstw. Dlaczego więc zezwala się na takie praktyki wobec osób, które popełniły wykroczenie nielegalnego wejścia na teren naszego kraju? Czy upoważnia do tego inny kolor skóry, inny niezrozumiały język, inne wyznanie lub religia? Skąd pomysł, że wolno tak robić?

Polski żołnierz, strażnik graniczny, policjant są wizytówką kraju, któremu służą. Powyżej opisane zachowania plugawią polski mundur, bezczeszczą polską flagę, którą na nim noszą.

Mam więcej pytań.

Erytrejka, która parę tygodni temu urodziła dziecko w nocy, w lesie, poza zaporą, została przez mundurowych wpuszczona i otoczona opieką. Zeznała, że na granicy, w lesie przebywała od miesiąca i w tym czasie była dwukrotnie wyrzucana z Polski. Czy mundurowi wypychający kobietę w ciąży nie widzieli jej stanu? A może nie usłyszeli/nie zrozumieli jej oświadczenia, że jest w ciąży? Jak się ma ten fakt do obowiązującej w Polsce ustawy o ochronie płodu i życia ludzkiego? Kto personalnie będzie odpowiadał za narażenie tej kobiety na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia przez nią i jej córkę?

Znane i opisane są fakty doprowadzenia do poronień w wyniku wielokrotnych pushbacków.

Dlaczego przedstawiciele polskich służb pozwalają sobie na zabór i niszczenie dokumentów oraz telefonów komórkowych? Telefon oznacza możliwość wezwania pomocy, użycia translatora google, okazania fotografii dokumentów w przypadku ich utraty (służby białoruskie nakłaniają, żeby dokumenty zniszczyć). Telefon umożliwia przeżycie.

Ujawnienie na placówce SG w Dubiczach Cerkiewnych beczki z niszczonymi dokumentami, telefonami, kartami płatniczymi dowodzi, że zeznania o zaborze i niszczeniu mienia obcokrajowców przez polskich mundurowych są prawdą. Powszechność tych skarg wstrząsa, nie są to jednostkowe przypadki.

Czy kobiety zatrzymywane i wyrzucane na Białoruś przez polskie służby są skutecznie chronione przed handlem ludźmi?

Osoba w drodze może w polskim lesie spotkać aktywistów niosących pomoc humanitarną. Otrzyma od nich jedzenie, wodę, potrzebne ubrania, jeśli jest konieczność – to także pomoc medyczną i higieniczną oraz informacje prawne. Nie otrzyma pomocy w transporcie, ponieważ jest to niezgodne z prawem. Aktywiści de facto niejednokrotnie ratują ludzkie życie i godność Polski. Obcokrajowcy pytają, czy aktywiści są Polakami, a jeśli tak, to dlaczego udzielają im pomocy.

To aktywiści jako pierwsi zadają pytania o bezpieczeństwo podróżujących kobiet, o ich wiek, o towarzystwo, w jakim podróżują. Następnie udzielają informacji o zabezpieczeniu się przed zostaniem ofiarą handlu i przemysłu porno.

Handel ludźmi jest faktem. Z nim związany jest problem wieku osób podróżujących. Jeżeli aktywiści spotkają dziewczyny małoletnie, w ich ocenie prowadzone do domów publicznych, to jest szansa, że wezwana Straż Graniczna odstąpi od pushbacku i przekaże dziewczyny do placówek opiekuńczych. Jeżeli takie dziewczyny mają lat 18, takich szans nie ma. Będą wraz z oprawcami wypchnięte na Białoruś.

Jeżeli chodzi o małoletnich chłopaków, to nawet fotografia dokumentu nie jest dowodem na niepełnoletniość. SG wykonuje badanie RTG kości i na tej podstawie określa wiek zatrzymanego. Jest to istotne, ponieważ osoba niepełnoletnia jest dzieckiem bez opieki i powinna trafić do placówki opiekuńczej.

Pełnoletni albo jest wyrzucany, albo ma szansę trafić do Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców. Tam pojawiają się inne problemy. I tak jakoś jest, że prawie wszyscy, jeśli nie wszyscy badani wiekiem kostnym, okazują się pełnoletni!!!

Proszę krajowego konsultanta ds. radiologii o określenia procentu pewności takiego badania: czy osoba badana może mieć 17,5 roku czy ma już 18 lat i dwa dni. Z punktu widzenia prawa to ogromna różnica mogąca w konsekwencji zaważyć na życiu lub śmierci tej osoby.

Jestem matką córek działających aktywistyczne, udzielających pomocy humanitarnej i prawnej. Jedna z nich od 30 kwietnia jest pełnomocniczką prawną nieletnich chłopaków z Somalii. Przypominam, że w Somalii trwa wojna. Dziś mamy 8 maja. Od 9 dni nie da się ustalić miejsca pobytu tych chłopaków! W XXI wieku, w kraju europejskim, po zabraniu przez polską, obsługiwaną cyfrowo Straż Graniczną, którą wezwali aktywiści, zaginęło sześcioro ciemnoskórych chłopców. Moje pytanie brzmi: Jak to jest możliwe?

[OD AUTORKI: 9 maja jeden z chłopaków odnalazł się w Strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców, sam napisał e-mail. 23 maja odezwali się mailowo dwaj następni w innym ośrodku. 28 maja odezwała się dziewczyna. Żadna z tych osób nie została zgłoszona pełnomocniczce prawnej przez Straż Graniczną, a wszystkie mają ogromne kłopoty komunikacyjne ze względu na barierę językową oraz edukacyjną. Część z nich nie potrafi pisać. Wszyscy odnalezieni są w ośrodkach dla dorosłych, a nie w placówkach opiekuńczych. Na dziś wciąż brakuje z tej grupy dwóch osób]

A gdyby byli białoskórzy, czy także mogliby rozpłynąć się w urzędniczym bałaganie? Czy wtedy również pani z SG prosiłaby o zrozumienie z powodu przepracowania? Nadmieniam, że aktywiści pomoc świadczą obok swojej normalnej działalności zawodowej i edukacyjnej.

Przemoc wobec osób niosących pomoc jest faktem. Aktywistyczni ratownicy są traktowani nie jako sojusznicy odciążający „przepracowaną” SG, lecz jak osobnicy podejrzani o przemyt ludzi.

Kiedy Jan i Antek w połowie kwietnia udzielali pomocy nieletniemu Somalijczykowi, podjechali do nich wojskowi z bronią i w kominiarkach. Mundurowi rozkazali Polakom paść na kolana, zapleść ręce nad głową, wylegitymować się, oddać telefony. Jednocześnie sami odmówili przedstawienia się i uzasadnienia takiego traktowania. Wszystko to pod groźbą użycia broni. Pastwienie się nad ratownikami trwało ok. 40 minut, Somalijczyk ich nie interesował. Incydent opisała „Gazeta Wyborcza”.

Wulgarny i agresywny język patroli mundurowych jest w tamtym rejonie tak powszechny, że w zasadzie nikt nie podnosi tej kwestii. Ja jednak pytam, czy takie zachowanie jest określone jakąś procedurą? Powszechność chamstwa pozwala podejrzewać, że to jest jakaś strategia. A jeżeli nie, to czy polskiemu żołnierzowi wolno znieważać mundur niegodnym zachowaniem? Kryminalizowanie pomocy humanitarnej nieodparcie przywodzi skojarzenia z II wojny światowej.

Skoro takich zachowań jest tak wiele, to znaczy, że jest na nie przyzwolenie w szeregach służb. Istnieje problem śmierci na granicy, których już miało nie być, miały być zespoły ratowniczo-poszukiwawcze… Przed wyborami słyszałam, że i pushbacki się skończą.

Świadkiem poniższego zdarzenia była Beata Siemaszko, mieszkanka wsi obok zapory na granicy. Opisała je na swoim FB. Stojąca poza zaporą grupa mężczyzn próbowała zwrócić uwagę stojących strażników granicznych na nieprzytomnego mężczyznę leżącego tuż przy murze, a więc w Polsce. Pani Beata podeszła bliżej i usłyszała od mundurowych: „sam przyszedł, to sam odejdzie” Wtedy obcokrajowcy podnieśli nieprzytomnego i okazali go SG przy świadku. Dopiero wtedy, po dłuższej wymianie zdań z panią Beatą, SG wezwała karetkę. Jej obecność uratowała ludzkie życie.

Nie miała tyle szczęścia kobieta umierająca przy murze z powodu cukrzycy i braku leków. Zabrakło białoskórego, lokalnego świadka. Kobieta zmarła na oczach SG oraz towarzyszy podróży, którzy błagali o pomoc. Relacja pochodzi od osoby, która już jest w procedurze uchodźczej.

Mój list powstał z desperacji i ogromnego zawodu. Jestem zawiedziona, oburzona do głębi tym, że rząd, do którego powstania czynnie się przyczyniłam (kandydowałam w wyborach po stronie opozycji wobec Prawa i Sprawiedliwości), kontynuuje zbrodniczą politykę PiS.

Skutkami tej kontynuacji – oprócz zadawania cierpienia, poniżania ludzi, narażania ich na śmierć i przemocy – są: zhańbienie polskiego munduru, splugawienie polskiej flagi, demoralizacja osób, które miały służyć Polsce oraz zniszczenie wartości patriotycznych, w jakich wychowałam moje dzielne Córki.

Co im teraz mogę powiedzieć? Polska, którą kocham, jest dla nich źródłem opresji za godną pochwały postawę wobec innego człowieka.

Wartości chrześcijańskie, które leżały u źródeł humanitaryzmu, także są zdeptane. Każda ze służb mundurowych ma w swoich szeregach zatrudnionego kapelana. Gdzie oni są? Jak dbają o postawy moralne swoich mundurowych wiernych?

Nie bez znaczenia jest fakt, że pomocy w lasach udzielają między innymi ludzie skupieni wokół warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Ja jestem członkinią kieleckiego KIK. Widać w Polsce mamy dwa katolicyzmy – ten oficjalny, kapelański i ten podziemny, traktujący bliźnich w potrzebie jak braci.

Nie potrafię znaleźć uzasadnienia dla wyżej opisanego traktowania osób uciekających przed wojnami, biedą, prześladowaniami, głodem… Jest oczywiste, że nie możemy otworzyć granic i bezwarunkowo wpuścić każdego. Praktyka pushbacków zastąpiła drobiazgowe sprawdzanie, kim są i jakie stanowią zagrożenie osoby przejeżdżające przez Polskę.

Wesprzyj Więź

Uwierzyłam deklaracjom Symona Hołowni, że „bezpieczeństwo nie wyklucza człowieczeństwa”. Zaufałam przedwyborczym deklaracjom Władysława Kosiniaka Kamysza o przywiązaniu do wartości chrześcijańskich i szacunku dla ludzkiego życia.

Czuję się oszukana i wykorzystana przez obecnych rządzących.

Przeczytaj także: Oswoić widmo. Migracje i fundamentalne pytania o przyszłość Europy

Podziel się

22
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.