Styl Boga wyrywa z nihilistycznej logiki „czynię, aby mieć” – mówił wczoraj papież Franciszek.
Przemówienie papieża Franciszka wygłoszone 28 kwietnia w trakcie spotkanie z młodzieżą na placu przed bazyliką Santa Maria della Salute w Wenecji.
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Miło was widzieć! Spotkanie pozwala nam dzielić się, choćby tylko poprzez modlitwę, spojrzeniem i uśmiechem, cudem, jakim jesteśmy. Wszyscy bowiem otrzymaliśmy wielki dar bycia umiłowanymi dziećmi Bożymi i jesteśmy wezwani do spełnienia marzenia Pana: bycia świadkami życia i Jego radością. Nie ma nic piękniejszego. Nie wiem, czy przydarzyło się wam przeżyć jakieś doświadczenia, które są tak piękne, że nie można ich zatrzymać dla siebie, ale odczuwacie potrzebę podzielenia się nimi. Jesteśmy tu dzisiaj właśnie po to: aby na nowo odkryć w Panu piękno, którym jesteśmy i by radować się w imię Jezusa, Boga młodego, który miłuje młodych i który zawsze zaskakuje.
Przyjaciele, tutaj w Wenecji, mieście piękna, przeżywamy razem piękny moment spotkania, ale dziś wieczorem, kiedy wszyscy będą w domach, a potem jutro i w nadchodzących dniach, od czego zacząć, aby przyjąć piękno, którym jesteśmy i umacniać radość? Proponuję dwa czasowniki, praktyczne, ponieważ są matczyne: dwa czasowniki ruchu, które ożywiały młode serce Maryi, Matki Boga i nasze. Ona, aby upowszechniać radość Pana i pomagać potrzebującym, „wybrała się i poszła” (Łk 1, 39). Wstać i iść.
Przede wszystkim, wstać. Wstań z ziemi, ponieważ zostaliśmy stworzeni dla Nieba. Trzeba powstać ze smutku, aby podnieść spojrzenie ku temu, co wysokie. Wstać, by stanąć przed życiem, a nie siedzieć na kanapie. Wstać, by powiedzieć „Oto jestem!” Panu, który w nas wierzy. Wstać, aby przyjąć dar, którym jesteśmy, aby uznać, przed wszystkim innym, że jesteśmy cenni i niezastąpieni. To nie jest poczucie własnej wartości, to rzeczywistość!
Uznanie tego jest pierwszym krokiem, jaki trzeba uczynić rano po przebudzeniu: wstajesz z łóżka i przyjmujesz siebie w darze. Wstajesz i zanim zaczniesz czynić to, co masz do zrobienia, uznajesz, kim jesteś, dziękując Panu. Mówisz do Niego: „Mój Boże, dziękuję Ci za życie. Mój Boże, spraw, abym rozmiłował się w moim życiu. Mój Boże, Ty jesteś moim życiem”. Następnie modlisz się Modlitwą Pańską, w której pierwsze słowo jest kluczem do radości: mówisz „Ojcze” i uznajesz siebie za umiłowanego syna, umiłowaną córkę. Przypomina się tobie, że dla Boga nie jesteś profilem cyfrowym, lecz dzieckiem, że masz Ojca w niebie i dlatego jesteś dzieckiem nieba.
Jednak często zmagamy się z negatywną siłą grawitacji, która ciągnie nas w dół, zmagamy się z przygnębiającą biernością, która chce, abyśmy widzieli wszystko w szarych barwach. Jak sobie z tym poradzić? Aby się podnieść – nie zapominajmy – przede wszystkim musimy dać się podnieść: pozwólmy, aby Pan wziął nas za rękę. On nigdy nie zawodzi tych, którzy Mu ufają, On zawsze podnosi i przebacza. Ale możesz powiedzieć „ja nie jestem do tego zdolny: postrzegam siebie jako kruchego, słabego, często upadam!”. Kiedy tak się czujesz, proszę, zmień „kadr”: nie patrz na siebie własnymi oczami, ale pomyśl o spojrzeniu Boga.
Kiedy popełniasz błąd i upadasz, co On czyni? Staje obok ciebie i uśmiecha się do ciebie, gotów wziąć cię za rękę. Nie wierzysz w to? Otwórz Ewangelię i zobacz, co uczynił z Piotrem, z Marią Magdaleną, z Zacheuszem, z wieloma innymi: cuda z ich słabościami. Bóg bowiem wie, że jesteśmy nie tylko piękni, ale też krusi, a te dwie rzeczy idą w parze: trochę jak Wenecja, która jest jednocześnie wspaniała i delikatna. Bóg nie przywiązuje się do naszych błędów, lecz wyciąga do nas rękę. On jest Ojcem, a kiedy upadliśmy, widzi w nas dzieci, które trzeba podnieść, a nie złoczyńców, których należy ukarać. Zaufajmy Mu!
A kiedy już zostaniemy podniesieni, od nas zależy, czy pozostaniemy w pozycji stojącej: „trwać”, kiedy mamy ochotę usiąść, odpuścić, darować sobie. Nie jest to łatwe, ale na tym polega sekret. Tak, sekretem wielkich osiągnięć jest wytrwałość. Dziś żyjemy szybkimi emocjami, doznaniami chwilowymi, instynktami, które trwają przez chwilę. Ale w ten sposób daleko się nie zajdzie. Mistrzowie sportu, a także artyści, naukowcy pokazują, że wielkich osiągnięć nie da się osiągnąć w jednej chwili, od razu. A jeśli tak jest w sporcie, sztuce i kulturze, to tym bardziej w tym, co w życiu najważniejsze: w wierze i miłości.
Natomiast ryzykiem jest pozostawienie wszystkiego improwizacji: modlę się, kiedy mam na to ochotę, idę na Mszę św., kiedy mam na to ochotę, czynię dobro, kiedy mam na to ochotę… To nie daje rezultatów: trzeba wytrwać, dzień po dniu. I robić to razem. Razem: „zrób to sam” w wielkich sprawach nie działa. Dlatego mówię wam: nie izolujcie się, szukajcie innych, doświadczajcie Boga razem, podążajcie niestrudzenie szlakami grupowymi. Możesz powiedzieć: „Ale wszyscy wokół mnie są sami ze swoimi telefonami komórkowymi, podłączeni do sieci społecznościowych i gier wideo”. A ty nieustraszenie idź pod prąd: weź życie w swoje ręce, zaangażuj się; wyłącz telewizor i otwórz Ewangelię; zostaw telefon komórkowy i spotkaj się z osobami!
Wydaje mi się, że słyszę wasz sprzeciw: „To nie jest łatwe, to jak pójście pod prąd!”. Ale właśnie Wenecja mówi nam, że tylko wiosłując wytrwale, możemy zajść daleko. Oczywiście wiosłowanie wymaga regularności; ale stałość nagradza, nawet jeśli kosztuje wysiłku. Tak więc, młodzi, to jest wstawanie: pozwolenie Bogu, by wziął was za rękę, żeby iść razem!
Oto drugi czasownik: iść. Jeśli wstać oznacza przyjąć siebie jako dar, to iść oznacza uczynić siebie darem. Jeśli życie jest darem, to jestem powołany do życia, czyniąc siebie darem. Przyjaciele, to prawda, że wiele rzeczy na świecie nie układa się dobrze, ale niepewność, którą oddychamy, nie może być wymówką, żeby siedzieć w miejscu i narzekać. Jesteśmy na świecie, aby czuć się niekomfortowo, aby wyjść na spotkanie tym, którzy nas potrzebują. W ten sposób odnajdujemy siebie.
Czy wiecie, dlaczego często się gubimy? Ponieważ kręcimy się wokół naszego cienia. Natomiast ci, którzy poświęcają się dla innych, zyskują samych siebie, ponieważ życie można posiąść tylko dając je. Ale jeśli zawsze obracamy się wokół naszego „ja”, naszych potrzeb, tego, czego nam brakuje, zawsze znajdziemy się z powrotem w punkcie wyjścia, dąsając się, być może z myślą, że wszyscy są na nas źli. Jakże często padamy ofiarą niespójnego smutku, który wypala naszą najlepszą energię! Nie dajmy się sparaliżować melancholii, idźmy ku innym! Unikajmy naszych „dlaczego”, pytajmy się „dla kogo”: dla kogo mogę coś uczynić? Dla kogo mogę poświęcić swój czas?
Pomyślmy o naszym Ojcu, który stworzył dla nas wszystko: a my, Jego dzieci, dla kogo tworzymy coś pięknego? Żyjemy zanurzeni w produktach stworzonych przez człowieka, które sprawiają, że tracimy zachwyt nad pięknem, które nas otacza, ale stworzenie zaprasza nas, abyśmy z kolei byli twórcami piękna, abyśmy uczynili coś, czego wcześniej nie było. Życie domaga się, by je dawać, a nie nim zarządzać; by wydostać się z hipnotycznego świata mediów społecznościowych, który znieczula duszę.
Młodzi, nie bądźcie profesjonalistami od kompulsywnego pisania na klawiaturze, lecz twórcami nowości! Modlitwa płynąca z serca, strona, którą napisałeś, zrealizowane marzenie, czyn miłosierdzia dla kogoś, kto nie może się odwzajemnić: to jest tworzenie, naśladowanie stylu Boga. Jest to styl bezinteresowności, który wyrywa cię z nihilistycznej logiki „czynię, aby mieć” i „pracuję, aby zarabiać”. Bądźcie kreatywni z bezinteresownością, stwarzajcie symfonię bezinteresowności w świecie, który dąży do tego, co użyteczne! Wtedy będziecie rewolucjonistami. Idźcie, nie lękajcie się dawać siebie!
Młody człowieku, który chcesz wziąć do ręki swe życie, wstań! Otwórz swoje serce przed Bogiem, podziękuj Mu, przyjmij piękno, którym jesteś; zakochaj się w swoim życiu. A potem idź! Wyjdź, idź z innymi, szukaj samotnych, nadaj barwy światu swoją kreatywnością, pomaluj drogi życia Ewangelią. Wstań i idź. Jezus kieruje to zaproszenie do ciebie. Do tak wielu ludzi, którym pomógł i których uzdrowił, powiedział: „Wstań i idź” (por. Łk 17, 19). Wsłuchaj się w to wezwanie, powtarzaj je w sobie, strzeż je w sercu. Wstań i idź!
Tłum. st / KAI
Przeczytaj też: Pan, który ociera łzy