
Dawny spór „iść ku przyszłości” czy „wracać do kraju dzieciństwa” przestaje mieć sens, bo kraj dzieciństwa może się okazać przyszłością! Oczywiście nie odtworzony, zakonserwowany, przemieniony w zabytek, lecz wymyślony na nowo, odzyskany przez zmysłowe doświadczenie, indywidualny punkt widzenia i ludzką miarę.
Spóźniłem się trochę z tym tekstem przez protesty rolników.
Nie dlatego, żebym fizycznie utknął w korku spowodowanym przez barykady. Chodzi o to, że musiałem się zatrzymać – i to na dłużej – bo w hasłach wykrzykiwanych przez protestujących usłyszałem dokładnie to, o czym zamierzałem pisać.
Bezduszne regulacje i przykrawanie wszystkich gospodarstw na jedną miarę sprawiły, że rolnicy czują się dziś wyobcowani i niepewni na swojej własnej ziemi. Z jednej strony zagraża im Bruksela z niezrozumiałymi, arbitralnymi z ich punktu widzenia regulacjami. Z drugiej strony nagle stali się zakładnikami sytuacji międzynarodowej, zmuszonymi konkurować z wielkoskalową produkcją ukraińską. Zmniejszające się marginesy opłacalności sprawiają, że nad wieloma rodzinami zawisło widmo niespłacenia gigantycznych kredytów na maszyny rolnicze, których potrzebowały, by zmodernizować swoje gospodarstwa i konkurować na „nowoczesnym rynku”.
Przerażeni teraźniejszością i pozbawieni atrakcyjnych opowieści o przyszłości rolnicy coraz częściej uciekają w krainę nostalgii, żądając, żeby „było, jak było”.
A co, jeśli mają w tym mnóstwo racji?
Zapach nostalgii
„Dorastałam w towarzystwie brzoskwini” – pisze Nadia Seremetakis, grecka poetka i antropolożka, wspominając owoce z czasów swojego dzieciństwa. I dalej: „Miała cienką skórkę pokrytą meszkiem i delikatny, matowy niemal biały kolor miejscami przechodzący w róż. Nazywała się rodhakino (ródho oznacza różę). Była dobrze zaokrąglona i gładka jak mała gliniana waza, doskonale mieściła się w dłoni. Jej wnętrze było twarde, ale wilgotne, stawiało zębom miękki opór. Trochę słodka, trochę kwaśna, o wyraźnym zapachu”1.
Oto język nostalgii w najczystszej postaci. Niezwykle wyostrzony zmysłowo, osadzony w kontekście, skrojony na ludzką miarę. Każdej z tych trzech cech warto się chwilę przyjrzeć.
Po pierwsze nostalgia nie operuje abstrakcją. Składa się z kolorów, kształtów, dźwięków, przede wszystkim zaś – co potwierdza wiele badań – z zapachów i smaków. Przenosi nas w przeszłość na zasadzie Proustowskiej magdalenki.
Po drugie nostalgia to wspomnienia osadzone w kontekście. Czas i miejsce są tu kluczowe. Pamięć nostalgiczna przywołuje ramy właściwego, wyjątkowego czasu i stosownego miejsca. Pewne rzeczy mogą się wydarzyć tylko tutajlub tam;tylko terazlub wtedy. Nostalgiczne wspomnienia, niczym zdjęcia robione telefonem, mają zawsze etykiety geolokalizacji. To smak wakacji, tamten – dzieciństwa, inny znów – domu dziadków… Jeśli nostalgia rozciąga czas, to tylko przez cykliczność. Nie ma tu nadziei na jakieś „zawsze”, na rodzaj „wiecznego trwania”. Ulotne doświadczenie musi przeminąć. Tych, którzy potrafią czekać, pociesza jednak obietnica powrotu, odmierzanego rytmami przyrody.
I wreszcie ostatni element. Nostalgia przedstawia wspomnienia, których miarą jest człowiek. Pamięć nostalgiczna, nawet jeśli podzielana szeroko przez pewną wspólnotę, nigdy nie ukazuje świata „z lotu ptaka”, lecz zawsze z określonego pierwszoosobowego punktu widzenia. W pamięci nostalgicznej wspominamy więc nie tyle brzoskwinię, ile siebie samych jedzących konkretną brzoskwinię w konkretnym czasie i miejscu („mieściła się w dłoni”, „stawiała opór zębom”…).
Te trzy komponenty składowe pamięci nostalgicznej wydają mi się bardzo ważne, bo stanowią odwrócenie najważniejszych trendów nowoczesności – myślenia w kategoriach abstrakcyjnych reguł, uniwersalizacji powtarzalnego doświadczenia oraz odejścia od ludzkiej miary. Do tych reguł za chwilę wrócimy, na razie skończmy jednak fascynującą historię greckiej rodhakino.
Gdy Seremetakis opuszcza rodzinne strony, ukochana brzoskwinia staje się symbolem domu („Każda podróż do domu znaczona była jej smakiem”). Gdy nadchodziło lato, szło się na targowisko i kupowało rodhakino. W pewnym momencie kobieta zorientowała się jednak, że jej ukochany owoc zniknął! Owszem, na straganach wciąż można było kupić brzoskwinie. Ale to były już zupełnie inne owoce. Takie same jak te, które dało się dostać w innych regionach świata. Okazało się, że ze względów ekonomicznych sadownikom nie opłaca się już uprawiać starej, lokalnej odmiany.
Seremetakis i jej rodzina wyruszyli na poszukiwanie dawnego smaku. Przyjaciele zaczęli przynosić im owoce z okolicznych targów i wsi. Niektóre z nich miały jedną czy dwie cechy tamtej zapamiętanej brzoskwini, ale oryginalnego doświadczenia nigdy nie udało się w pełni odtworzyć.
Opłakiwana przez Greków brzoskwinia nie jest smutnym wyjątkiem, lecz przejawem potężnej, wszechobecnej reguły („Nic już nie smakuje tak jak kiedyś!” – powtarzają jak mantrę rozmówcy Seremetakis). Regionalne smaki stopniowo zastępowane są przez smaki globalne. „To, co uniwersalne i zracjonalizowane, jest dziś importowane do europejskich peryferiów jako egzotyczne. Regionalne zróżnicowanie zastąpione zostaje nadmiarem i nadprodukcją. Projekt Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej implicite zakłada szerokie przekształcenie istniejących kultur konsumenckich i towarzyszącej im zmysłowości, jak również reorganizację pamięci zbiorowej”.
Rzadko myślimy o europejskiej polityce rolnej w ten sposób, prawda? Skupieni na sporach o dopłaty bezpośrednie, areały ugorowane, o ceny w skupie i na półkach, przegapiamy szeroki obrazdokonujących się przemian i gubimy ich sens.
Zróżnicowanie jest drogie
Spójrzmy teraz na pola uprawne z okna samolotu. To przeciwieństwo nostalgicznej pamięci skupionej na zmysłowym konkrecie, kontekście i indywidualnym doświadczeniu. To, co widzimy, ta charakterystyczna kratka pól uprawnych, z roku na rok coraz mniej rozdrobniona, to Siatka. Ucieleśnienie jednego z najważniejszych konceptów nowoczesności – tak wszechobecnego, że aż niewidzialnego.
Siatka to linia południków i równoleżników albo granic administracyjnych (tam, gdzie wyznaczała je czysta nowoczesność, bez uwzględnienia topografii, zbliżają się do ideału szachownicy). Siatkę zobaczymy, patrząc z góry na plan nowoczesnego miasta, wojskowe koszary, sklep wielkopowierzchniowy, fabrykę, centrum logistyczne, port kontenerowy albo szkołę. Ideą Siatki jest podzielenie rzeczywistości na apriorycznie wyodrębnione, analogiczneobszary, co umożliwia ich opisanie i kontrolę. To świat jak z Minecrafta albo klocków Lego. Każdy kontener ma identyczne wymiary, każdy uczeń – identyczny program nauczania, każdy produkt wytworzony w fabryce składa się z tego samego zestawu części. Świat mierzymy, oczywiście, w metrach, nie w stopach, krokach czy dniach marszu. Indywidualne doświadczenie i jednostkowy punkt widzenia są złudne, a personalizacja wszystkiego byłaby skrajnie nieopłacalna.
W przypadku rolnictwa ta unifikacja ma szczególnie istotne konsekwencje. W czasach przednowoczesnych każdy rejon świata uprawiał inne owoce, warzywa i zboża. Setki gatunków, tysiące odmian. Nawet stosunkowo niedługa podróż oznaczała więc przekraczanie kolejnych granic między regionami-smakami.
![]()
Wydarzenia stają się częścią pamięci dopiero wówczas, gdy nadamy im sens, a więc gdy zadamy pytanie „i co z tego wynika?”. Pamięć utrwala nie przeszłość obiektywną, lecz zmysłową, indywidualną i skrojoną na ludzką miarę
W dodatku smaki te zmieniały się sezonowo. Ze względu na nieubłagane prawa przyrody inaczej smakowała wiosna, inaczej lato, jesień czy zima. Przednówek czasem w ogóle nie miał smaku, bo głód był nieodłącznie wpisany w tę kapryśną, nieobliczalną cykliczność.
Nowoczesne rolnictwo w znacznej części świata wyrugowało głód. Ofiarą procesów modernizacyjnych padła jednak także różnorodność.
Dziś znaczna większość areałów uprawnych przeznaczona jest pod zaledwie kilkanaście roślin. Niezależnie od lokalnych uwarunkowań, historii i tradycji pola na całym świecie po horyzont obsiane są kukurydzą, ryżem, pszenicą, ziemniakami, maniokiem, soją, batatami czy kilkoma spośród mniej znanych w Polsce „pokarmów podstawowych” (ang. staple food).
Te gatunki roślin doskonali się naukowo pod uprawę przemysłową. Przygotowuje się odmiany dające wysokie plony, wymagające mniej uwagi albo odporne na najczęstsze choroby. Projektuje się pod nie systemy kombajnów i magazynów. A potem sprzedaje się to wszystko rolnikom jako gotowe pakiety.
Kluczem jest wydajność. Zróżnicowanie jest drogie i trudne w zarządzaniu. Stopniowo gospodarstwa stają się więc coraz większe i coraz bardziej do siebie podobne. Rzeczywistość dopasowuje się do Siatki.
Konkurencyjna przyszłość
Ten masowy, uprzemysłowiony model rolnictwa ma swoje niewątpliwe zalety. Wzrost plonów i redukcja głodu to wspaniałe osiągnięcie, którego nie należy lekceważyć.
Ale fakt, że cały świat uprawia dziś taką samą (lub bardzo podobną) pszenicę, soję czy brzoskwinie, rodzi też olbrzymie niebezpieczeństwa. Nowa mutacja wirusa czy grzyba (rdza źdźbłowa!) może w jednej chwili doprowadzić do roślinnej pandemii, przy której wielki głód ziemniaczany w Irlandii będzie miłym wspomnieniem. W świecie, w którym patogen może podróżować z pola na pole, nie przekraczając żadnych naturalnych granic, musimy w obronie naszych roślin wytaczać coraz cięższe działa mechaniczne, chemiczne i biotechnologiczne.
Z tą wydajnością to też nie jest takie proste. Są bowiem różne formy wydajności. Uprawiane na całym świecie staple foods mają doskonałą wydajność z zainwestowanego dolara. Ale badania pokazują, że tradycyjne metody uprawy lokalnych odmian pożywienia mogły być nieporównywalnie bardziej wydajne, jeśli chodzi o zużycie wody, energii (emisje CO2), przenikanie azotu do gleby i wód, a nawet zapotrzebowanie na ziemię uprawną.
Dziś naszym celem coraz częściej staje się wcale nie wypracowanie maksymalnej marży w procesie produkcji żywności (która to marża zresztą często wcale nie trafia do rolników), lecz rozsądniejsze gospodarowanie ograniczonymi zasobami, jakie mamy do dyspozycji. Przy takich założeniach amerykański model rolnictwa z jednym farmerem, który przy użyciu dżojstika (albo taniej siły roboczej imigrantów) steruje dwudziestoma skomputeryzowanymi kombajnami przemierzającymi bezkresną farmę-przedsiębiorstwo, wcale nie musi być jedyną sensowną wizją jutra.
Konkurencyjna przyszłość może kryć się w najmniej oczekiwanym miejscu…
Skrzywienie miejskie
A co, jeśli nowoczesność się skończyła? Jeśli model rolnictwa oparty na Siatce i związanej z nią „wielkiej unifikacji” jest już po prostu przestarzały? Co, jeśli role się odwróciły i, paradoksalnie, to nostalgiczne smaki z dzieciństwa wabią nas dziś w kierunku przyszłości?
Menu sezonowe to nie tylko atrakcja w modnych knajpach. To potencjalny powrót do krótszych łańcuchów dostaw bez mrożenia, przechowywania i pakowania. „Smak lata” czy nawet „smak czerwca” to nie tylko nostalgiczne hasło, lecz konkretna propozycja skrócenia drogi z pola na stół.
Lokalność to z kolei nie tylko ciekawostka dla turystów i okazja do odtworzenia tradycji. To rezygnacja z części importu prowadząca do oszczędności, redukcji emisji, a także – co ma dziś ogromne znaczenie – podniesienia samowystarczalności, bezpieczeństwa żywnościowego i stabilności całego systemu.
Pójście za głosem nostalgii wcale nie oznacza rezygnacji z technologii. Przeciwnie! To zew pamięci może nas dziś prowadzić ku temu, co najnowocześniejsze.
Jesteśmy świadkami fascynujących zmian w technologiach rolniczych. Technologia GMO, która pozwoliła stworzyć kukurydzę Bt (produkującą naturalny pestycyd bezpieczny dla ludzi) czy soję „Roundup Ready” (odporną na glifosat), to już staroć. Nowe technologie edycji genomu oparte na metodzie CRISPR/Cas pozwalają na znacznie tańsze, szybsze i precyzyjniejsze modyfikacje. Przyszłością będzie już nie jeden patent (dosłownie i w przenośni) wciskany rolnikom na całym świecie, lecz oddolne wypracowywanie rozwiązań „szytych na miarę” i dopasowanych do lokalnych uwarunkowań.
Inteligentne rolnictwo wykorzystujące drony, analizę olbrzymich zbiorów danych czy sztuczną inteligencję otwiera drzwi do nieporównywalnie rozsądniejszego gospodarowania zasobami. Precyzyjne dawkowanie wody czy składników odżywczych ma szansę szybko zastąpić podejście, w ramach którego najbardziej opłaca się wylać na pola cysterny pestycydów i rozsypać tony nawozu z nadzieją, że substancje trafią tam, gdzie byśmy chcieli.
Tyle że my o tym w ogóle nie rozmawiamy! W pewnym momencie daliśmy sobie wmówić, że rolnictwo i wieś to są kwestie przeszłości. Że przyszłość jest w mieście – najpierw w fabrykach, potem w usługach, wreszcie w całkiem nieważkich finansowo-turystycznych konglomeratach w rodzaju londyńskiego City czy Dubaju.
To zjawisko – zapatrzenie w miasto i ignorowanie wsi w kontekście modernizacji – ma nawet swoją nazwę. Ekonomista Michael Lipton określił je mianem urban bias – skrzywienia miejskiego. I precyzyjnie wykazał, że w rzeczywistości największe ekonomiczne „skoki w nowoczesność” ostatnich lat (Japonia, Korea i wiele innych) oparte były nie na odrzuceniu rolniczej przeszłości, lecz na jej uznaniu i mądrym budowaniu na niej.
Wieś stanowiła zaplecze i „poduszkę bezpieczeństwa” całej modernizacji. Elektroniczni giganci mogli zaczynać od sprzedaży maszyn rolniczych, a nawet nawozów. Przy pierwszej (nieuniknionej) fali bezrobocia związanej z globalnym czy lokalnym kryzysem rzesza zwolnionych z fabryk wracała bezpiecznie do rodzinnych gospodarstw, gdzie przetrwali ciężki rok czy dwa, gotowi znów ruszyć do miast, gdy odwróci się karta. I tak dalej. Nie ma nowoczesnego społeczeństwa bez szacunku dla wiejskiej tradycji.
A jakie propozycje po 1989 r. myśmy mieli dla polskich rolników?
Nigdzie nie jesteśmy już w domu
Nostalgia nie jest wcale tak nieoczekiwaną przewodniczką ku przyszłości, jak mogłoby się wydawać. Pojęcie to oznacza dosłownie „tęsknotę za domem”. Pierwotnie miała więc wymiar przestrzenny – związana była z podróżą, oddaleniem od domu i pragnieniem powrotu tam, gdzie nasze miejsce.
Dopiero wraz z triumfem nowoczesności dominujący stał się czasowy komponent nostalgii. Myśmy nigdzie nie wyjechali. To świat naszego dzieciństwa gdzieś zniknął, w ramach coraz szybszych przemian obejmujących cały świat.
Nostalgia, jaką znamy dziś, jest więc reakcją na nowoczesność. Takie rozumienie tego pojęcia znajdziemy na przykład u Friedricha Nietzschego, który w Narodzinach tragedii wiązał nostalgię z tym, że w nowoczesnym świecie nigdzie nie jesteśmy już w domu, więc ciągnie nas do miejsc, w których moglibyśmy chociaż wspólnie tęsknić za utraconym światem. Ukoronowanie tego nurtu nostalgii jako krytyki nowoczesności znajdziemy u Jeana Baudrillarda, który widział w niej odpowiedź na „zmierzch rzeczywistego”. Otoczeni wszechobecną symulacją tęsknimy do świata, w którym cokolwiek było jeszcze prawdziwe i namacalne.
Nostalgia nie operuje abstrakcją. Składa się z kolorów, kształtów, dźwięków, przede wszystkim zaś – co potwierdza wiele badań – z zapachów i smaków. Przenosi nas w przeszłość na zasadzie Proustowskiej magdalenki
Może jednak takie rozumienie nostalgii jest już przestarzałe? David Berry, autor fascynującej książki On Nostalgia,przekonująco pokazuje, jak nostalgia przez lata coraz mocniej splatała się z nowoczesnością i kapitalizmem, przechodząc od siły im przeciwnej (zakorzenienie w przeszłości) do podstawowego motoru rynku (zakorzenienie w teraźniejszości), a wreszcie, nieco zaskakująco, do siły rewolucyjnej, napędzającej zmianę (zakorzenienie w przyszłości).
Kapitalizm najpierw sprzedawał nam filozofię unifikacji i wykorzenienia. Ale już w czasach „Madmenów” – pionierów nowoczesnej reklamy z nowojorskiej Madison Avenue – szczypta nostalgii stała się kluczowym składnikiem dobrej reklamy.
Podobne przemiany Berry śledzi w Dolinie Krzemowej. Antynostalgia była tam przez lata oficjalną filozofią. Kultura startupów i technologicznych przełomów promowała zarządzanie przez nieustanną zmianę, wieszcząc, że jutro nieuchronnie przyniesie śmierć dzisiejszym potentatom. Move fast and break things – brzmiało ulubione hasło wielu potentatów branży. Idź szybko do przodu, a po drodze zapewne zepsujesz to i owo. Za dziesięć lat i tak nikt nie będzie o tym pamiętał.
Dziś coraz mniej zostało z tego etosu błyskawicznej zmiany. W Palo Alto roi się od tłustych kotów okopujących się na monopolistycznych pozycjach. A nostalgia powolutku staje się komponentem technologicznego progresywizmu. Najnowsze startupy coraz częściej obiecują, paradoksalnie, detechnologizację życia i odzyskanie tego, cośmy zagubili w procesie komputeryzacji i rozwoju mediów społecznościowych.
Dawny spór „iść ku przyszłości” czy „wracać do kraju dzieciństwa” przestaje mieć sens, bo kraj dzieciństwa może się okazać przyszłością! Oczywiście nie odtworzony, zakonserwowany, przemieniony w zabytek, lecz wymyślony na nowo, odzyskany przez zmysłowe doświadczenie, indywidualny punkt widzenia i ludzką miarę (tak się składa, że są to dziś trzy ukochane hasła branży technologicznej zafascynowanej VR, AI czy blockchainem).
Tym bardziej warto wrócić wyobraźnią na wieś. Na powrót dostrzec ją na mapie Polski. Właśnie jako miejsce, gdzie splatają się przeszłość i przyszłość. Gdzie sprzeczność między rozwojem i nostalgią zostaje obnażona jako fałszywa.
Bardziej ekologiczna przyszłość?
Chcąc lepiej zrozumieć, jak Siatka coraz mocniej oplatała naszą wyobraźnię, wróciłem ostatnio po latach do klasycznych prac z dziedziny zarządzania. Czytając Petera Druckera, najsłynniejszego chyba promotora kultury wydajności i racjonalizacji procesów, trafiłem na interesujący passus, który świetnie podsumowuje przemianę, o której tu mowa.
Menedżer skuteczny Druckera to książka w całości zbudowana na tezie „stawiaj na przyszłość przeciwko przeszłości”. Niewiele tam znajdziemy o rolnictwie (urban bias!), raz jednak farmy pojawiają się jako przykład ilustrujący jedną z tez: „Ministerstwo Rolnictwa USA przez lata rozdzierały dwa zasadniczo niespójne ze sobą kierunki zaangażowania – z jednej strony produktywność rolnictwa, z drugiej – ochrona «farmy rodzinnej» jako «ostoi narodu». Pierwszy pchał kraj ku rolnictwu uprzemysłowionemu, wysoce zmechanizowanemu, nasyconemu techniką i – w istocie rzeczy – zorganizowanemu w wielki biznes handlowy. Kierunek drugi dla utrzymania nieproduktywnego proletariatu wiejskiego odwoływał się do nostalgii”.
To dychotomia kompletnie fałszywa. Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej dla nas. Nie będzie nowoczesnego, „nasyconego techniką” i przynoszącego zyski rolnictwa bez przemyślenia na nowo kultury wsi i modeli rozwoju uwzględniających różnorodność: sezonowość, lokalność i przestrzeń także dla małych i średnich gospodarstw. Bo wydajniejsza i bardziej ekologiczna przyszłość może wcale nie należeć do zunifikowanych agrofabryk. Ku jutru może nas poprowadzić smak nostalgii.
Uczynić prawdę ciekawą
Jest zasadnicza różnica między pamięcią a historią. W historii kryterium decydującym jest prawda. Tymczasem wydarzenia stają się częścią pamięci, w tym pamięci nostalgicznej, dopiero wówczas, gdy nadamy im sens, a więc gdy zadamy pytanie „i co z tego wynika?”. Pamięć utrwala nie przeszłość obiektywną, lecz zmysłową, indywidualną i skrojoną na ludzką miarę.
Podobnych rozgraniczeń dokonać można też w innych obszarach ludzkiej działalności. Na przykład akademicka biologia jest czym innym niż popularne obecnie „nowe przyrodoznawstwo”, w ramach którego setki tysięcy amatorów czytają książki o „sekretnym życiu drzew” lub przemierzają łąki i parki, wypatrując ptaków. W ramach „nowego przyrodoznawstwa” biologiczny fakt zyskuje sens odkryty w działaniu i wpisany w indywidualne doświadczenie.
Ostatecznie więc informacja rozprzestrzenia się nie dlatego, że jest prawdziwa, lecz dlatego, że jest ciekawa i użyteczna. Nie oznacza to, oczywiście, że powinniśmy gardzić prawdą. Przeciwnie! Naszym zadaniem – tak w historii, jak i w biologii – jest teraz uczynić prawdę ciekawą, tak by dotarła ona do jak najszerszego grona odbiorczyń i odbiorców. Stąd też nieoczywiste pytania, jakie powinniśmy sobie zacząć zadawać.
Jakiej pamięci potrzebujemy dziś, by zmierzyć się z wyzwaniami klimatu, nierówności, migracji?
Jaka nostalgia poprowadzi nas ku nowym, lepszym modelom rolnictwa?

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Jakiej przeszłości potrzebuje przyszłość?
1 Ten i kolejne cytaty pochodzą z tekstu: N. Seremetakis, Memory of the Senses, Part I, w: The Senses Still. Perception and Memory as Material Culture in Modernity, red. N. Seremetakis, Chicago 1994.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2024 jako część bloku tematycznego „Niech żyje nostalgia?”.
Pozostałe teksty bloku:
Alicja Urbanik-Kopeć, „Przeszłość to dziś, a przyszłość nie nadejdzie nigdy”
Damian Jankowski, „Sztuka wiecznej nostalgii”