Jesień 2025, nr 3

Zamów

Aleksandra Przegalińska: Czy sztuczna inteligencja uratuje nas od samotności?

Fot. Dariusz Jemielniak ("pundit")/Wikimedia Commons

Nie można potępiać w czambuł relacji człowieka z botem. Jeżeli technologia dostarcza komuś chociaż namiastkę tego, czego potrzebuje, a nie jest w stanie zdobyć w żaden inny sposób, warto się temu zjawisku przyjrzeć, żeby je lepiej zrozumieć.

Ewa Buczek Wedle różnych badań ludzie są coraz bardziej samotni. W 2018 r. w Wielkiej Brytanii powołano nawet ministra do spraw samotności! Na temat „epidemii samotności”, jak nazwał to zjawisko naczelny lekarz USA w 2023 r., powstają książki popularne i opracowania naukowe. W zeszłym roku w Polsce pojawiły się informacje, że jeden ze startupów technologicznych pod hasłem walki z samotnością pokolenia Z (roczniki między 1995 a 2012 r.) promuje nowego chatbota, który ma rozmawiać z młodymi ludźmi, pomagać znajdować im przyjaciół i proponować zadania do wykonania, np. spacer z rodziną.

I tu się rodzi pytanie: czy to jest dobra ścieżka, czy może jest to leczenie dżumy cholerą, skoro wiemy, że wśród czynników odpowiedzialnych za problem z samotnością jest właśnie nadmierne zanurzenie w urządzeniach cyfrowych, zwłaszcza mobilnych?

Aleksandra Przegalińska: Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Pierwsza moja intuicja jest taka, że tylko bezpośredni, fizyczny kontakt z innymi ludźmi może zapełnić tę pustkę, którą wytwarza samotność. Wystarczy wspomnieć szkody, jakie w naszej psychice pozostawił czas pandemii, gdy byliśmy wszyscy zamknięci w czterech ścianach. Jednak kontakt z technologią to powikłana sytuacja i daleka jestem od tego, żeby go jednoznacznie potępić.

Technologia nie dostarcza z całą pewnością tej samej energii, jaką daje socjalizacja w grupie dzieciaków, i nie wyobrażam sobie, że chatbot mógłby stanowić tejże ekwiwalent, ale może przynosić określone korzyści.

Jakie?

– Odpowiem na konkretnym przykładzie. Podczas COVID-u można było zaobserwować rozkwit zainteresowania narzędziem, które nazywa się Replika AI. Ono w tej chwili już jest mniej popularne, bo ChatGPT pożarł uwagę wszystkich i stał się wręcz synonimem sztucznej inteligencji jako takiej, chociaż w rzeczywistości jest to dużo bardziej rozległe zjawisko.

Natomiast Replika AI to był bot stworzony przez rosyjską inżynierkę Eugenię Kuydę jako pewnego rodzaju hołd dla jej zmarłego przyjaciela, miał być jakby jego avatarem, botem post mortem, bo Kuyda bardzo tęskniła za jego stylem komunikacji i chciała go odtworzyć. Tutaj docieramy zresztą do bardzo ciekawej sprawy, czyli tego, że ludzie za pomocą technologii próbują ocalić kontakt z człowiekiem, pragną mieć chociaż w tej formie jego namiastkę.

Replika AI wkrótce bardzo się rozrosła i przestała odwzorowywać tego konkretnego człowieka, a stała się po prostu AI-owym kumplem dla każdego. Wystarczyło dać mu dostęp do swoich mediów społecznościowych, a on sobie stamtąd wyciągał wiedzę, co lubimy, z kim się kolegujemy, co robiliśmy.

Oczywiście tu słusznie zapala się czerwona lampka, co się z tymi danymi może dziać dalej, ale jeśli na chwilę ją wyłączymy, to widzimy, że w ten sposób bot chciał jak najbardziej spersonalizować sobie komunikację z nami, żeby skuteczniej zastępować kontakt z żywym człowiekiem. Nieprzypadkowo szczyt popularności tego bota przypadł na okres lockdownu – wtedy właśnie wiele osób uświadomiło sobie coś, z czego dotychczas nie zdawało sobie sprawy. Wcześniej chodziliśmy do pracy, budowaliśmy jakieś relacje, a przynajmniej bywaliśmy wśród ludzi. Kiedy to wszystko przestało być możliwe, ci z nas, którzy mieszkają w pojedynkę i nie mają bliskich lub też z różnych względów nie mogli się z nimi spotykać, nagle pojęli, jak potwornie są sami. I zaczęli rozmawiać z Repliką AI.

To było popularne zjawisko?

– Nie mamy oczywiście na to twardych danych, ale wiele mówi fakt, że powstały specjalne fora na Facebooku, gdzie ludzie dzielili się screenami z tych swoich rozmów. I proszę zwrócić uwagę, że choć rozmawiali z botem, to ostatecznie musieli zbudować wirtualne forum z innymi ludźmi, żeby rozmawiać o tym, jak rozmawiali z botem. Czyli wracamy do tezy, że w gruncie rzeczy cały czas chodziło o potrzebę kontaktu z innymi ludźmi. Choć tu zdarzały się ciekawe wyjątki. Pojawiały się informacje – niemożliwe niestety do zweryfikowania – o osobach, które zakochały się w tym bocie. Zatem gdyby to była prawda, to mielibyśmy odwzorowanie 1:1 scenariusza filmu Ona, w reżyserii Spike’a Jonze’a. W tym obrazie samotny pisarz grany przez Joaquina Phoenixa zakochuje się w… systemie operacyjnym.

Cała ta sprawa z Repliką AI uświadomiła mi, że nie można potępiać w czambuł relacji człowieka z botem. Wcześniej miałam bardziej radykalne podejście i uważałam, że technologia jest do pracy, a do relacji są ludzie. Obecnie nie odważyłabym się na tak radykalny sąd.

Istnienie relacji robotyczno-ludzkich jest faktem, a z faktami ciężko się kłócić…

– Jeżeli ten układ się sprawdza, czyli technologia dostarcza komuś chociaż namiastkę tego, czego potrzebuje, a nie jest w stanie zdobyć w żaden inny sposób, to może warto się temu zjawisku przyjrzeć, żeby je lepiej zrozumieć. Pomyślmy o osobach starszych albo mających rozmaite fobie, o wszystkich tych, dla których inicjowanie kontaktu z innymi ludźmi może być trudne. Często siedzą w domu, pasywnie przed telewizorem, nierzadko chorują. Wie Pani, że seniorzy potrafią dzwonić do biura obsługi klienta tylko po to, żeby z kimś po prostu porozmawiać? Zatem jeśli paru osobom rozmowa z botem Replika AI pomogła choć na chwilę, to wystarczy, żeby tych relacji robotyczno-ludzkich nie skreślać od razu.

Podam jeszcze jeden przykład. Kilka lat temu byłam przez krótki czas zaangażowana w projekt tworzenia bota – wirtualnego asystenta dla kobiet z cukrzycą ciążową. Ten bot miał każdego dnia pytać je, ile już zjadły, a potem podawać im aktualny bilans kaloryczny i informować, ile i co jeszcze mogą zjeść. To było właściwie rozwiązanie dietetyczne.

Jeśli człowiek byłby w stanie w 100% odpowiedzieć na potrzeby osób chorych, samotnych, cierpiących, to byśmy o technologii bardzo szybko zapomnieli. Ta forma kontaktu jest zawsze tylko substytutem.

Agnieszka Przegalińska

Udostępnij tekst

Co się okazało w pilotażu? Otóż kobiety chciały cały czas rozmawiać z tym botem! Były tak przejęte i zestresowane swoją sytuacją, że traktowały go jak kompana w niedoli, który jest cały czas przy nich, zawsze mogą go o coś zapytać, a on doradzi itd. One się dzięki tym rozmowom czuły bezpieczniej w tym bardzo trudnym dla siebie doświadczeniu. Do bota łatwiej się było odezwać niż do człowieka, nie trzeba było się przejmować tym, co sobie pomyśli. Technologia nie ocenia. To jest bardzo ciekawy wymiar tej sytuacji. Boty mogą być pewnym wyjściem, gdy ktoś z powodu stresu, wstydu czy strachu nie chce zwrócić się po pomoc do człowieka.

No to skomplikujmy obraz jeszcze bardziej i porozmawiajmy o robotach towarzyszących, zwłaszcza tych, które wyglądają jak zwierzęta albo jak ludzie. Według raportu z 2023 r. Co Polacy myślą o robotach (IDEAS NCBR X Centrum HumanTech Uniwersytetu SWPS) 46% badanych twierdziło, że widok humanoidalnego robota wzbudza ich zaciekawienie, ale aż 31% odczuwa obawę (w przypadku zwierząt odpowiednio: 37% i 22%). Przyznam, że ja na widok najsłynniejszego chyba robota humanoidalnego, Afetto – który wygląda jak azjatycki chłopczyk – poczułam się bardzo nieswojo. Ten robot już niemal do złudzenia przypomina człowieka…

– Nie Pani jedna czuje się z tym dziwnie. To zjawisko nazywa się doliną niesamowitości: jeśli jakiś przedmiot jest już zbyt podobny do człowieka, ale my wiemy, że to tylko maszyna, poziom naszego dyskomfortu gwałtownie rośnie, czasem nawet aż do wstrętu. Natomiast dodanie mniejszej liczby ludzkich cech wywołuje pozytywne emocje, bo my odruchowo szukamy wszędzie człowieka. Dlatego reagujemy sympatią na widok np. małego robota jeżdżącego po supermarkecie, zwłaszcza jeśli ma uproszczony schemat twarzy albo uśmiech. Naukowcy tak go konstruują, żeby od pierwszej chwili wydawał się przyjazny. Wygląd jego „twarzy” jest tu kluczowy – bardzo łatwo wywołać wspomniany przez Panią efekt.

Trochę prościej jest z robotami, które przypominają zwierzęta. One wzbudzają zazwyczaj życzliwość. Weźmy taką foczkę Paro, która została zaprojektowana jako wsparcie dla osób z Alzheimerem, aby opiekując się nią, ćwiczyli pamięć.

Paro wygląda jak pluszak, więc nietrudno ją polubić.

– Tak, ale jednocześnie robi minki bardziej jak niemowlak niż prawdziwa foka. I to też działa dobrze. Taką foczką trzeba się zaopiekować, nakarmić, przytulić. Można z nią porozmawiać, co było szczególnie cenne w pandemii, gdy osoby chore cierpiały przez brak kontaktu z opiekunami.

Chyba czas najwyższy dodać łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Znane są przypadki pacjentów, którzy angażowali się w relacje z robotami humanoidalnymi lub zwierzęcymi tak mocno, że gdy nie dostawali tego samego z drugiej strony, bardzo cierpieli. Projektowali na maszynę emocje i uczucia, których normalnie szukaliby w drugim człowieku, a przecież robot nie tworzy prawdziwej relacji opartej na wymianie i wzajemności, a jedynie daje jej iluzję.

– Zaznaczmy jasno, że jeśli człowiek byłby w stanie w 100% odpowiedzieć na potrzeby osób chorych, samotnych, cierpiących, to byśmy o tej technologii bardzo szybko zapomnieli. Ta forma kontaktu jest zawsze tylko substytutem. Być może to się zmieni, gdy powstaną niemalże doskonałe roboty fizyczne – takie jak Blade Runner – do których będzie można się przytulić i które będą miały jakieś stany wewnątrzafektywne, ale to jest nadal bardzo odległa przyszłość.

Istnieje jeszcze jeden obszar relacji robotyczno-ludzkich, o którym nie rozmawiałyśmy. Od 2006 r. w Montrealu organizowana jest konferencja o relacjach intymnych z robotami (International Love and Sex with Robots Conference). Chiński naukowiec Jiaji Zheng w 2017 r. wziął nawet ślub ze zbudowanym przez siebie robotem. Zresztą pierwszy seksrobot Roxxxy powstał już w 2010 r. Czy technologia może zastąpić intymne relacje z ludźmi?

– Te roboty są raczej mało responsywne. To bardziej gadżety niż maszyny potrafiące wchodzić w interakcje jak chociażby ChatGPT, który jest co prawda tylko narzędziem tekstowym, ale gdy się z nim rozmawia, to momentami zupełnie się zapomina, że to technologia.

Większy potencjał zastąpienia w jakimś wycinku relacji intymnych albo w ogóle relacji ma rozszerzona rzeczywistość połączona z generatywną sztuczną inteligencją, czyli nie fizyczny robot, nie lalka, tylko symulacja. Sama mam od niedawna w domu takie okulary do VR (Virtual Reality) i jako osoba, która zawsze miała do tego duży dystans, muszę przyznać, że powoli zmieniam zdanie. Ta technologia jest bardzo, bardzo interesująca. Ona pozwala tworzyć całe światy – zadaję prompt i przed moimi oczami materializuje się np. przystojny brunet albo piękna rudowłosa. I z taką osobą mogę wejść w interakcję.

Rosnąca popularność rozszerzonej rzeczywistości rodzi oczywiście różne pytania. Niektórzy obawiają się, że za chwilę podzielimy los Japończyków. Będziemy mieli w domu roboty albo awatary, które będziemy cenić wyżej niż prawdziwych ludzi.

A to możliwe?

– Nie, a przynajmniej nieprędko. Między takimi krajami jak Japonia czy Korea a Zachodem jest duża różnica kulturowa. Kilka lat temu uczestniczyłam w bardzo ciekawym projekcie dotyczącym tego, co dziś nazywamy rozszerzoną rzeczywistością, a wtedy to był Second Life. Budowaliśmy tam całe światy, żeby patrzeć, jak wyglądają interakcje społeczne. Moją szefową była Japonka, profesorka na amerykańskiej uczelni, i ona bardzo dużo czasu poświęcała na tłumaczenie nam, dlaczego akurat Japończycy tak chętnie wchodzą w tego rodzaju rzeczywistość.

Technologia nie ocenia. Boty mogą być pewnym wyjściem, gdy ktoś z powodu stresu, wstydu czy strachu nie chce zwrócić się po pomoc do drugiego człowieka

Agnieszka Przegalińska

Udostępnij tekst

Jej wyjaśnienia sięgały XVII wieku, bo twierdziła, że otwartość na doświadczenie multiplikacji tożsamości to nie jest coś, co pojawia się z dnia na dzień. To się buduje przez wieki. Na przykład w Japonii za czasów dynastii Tokugawa (lata 1602–1867) ludzie rezygnowali ze swoich imion i nazwisk, a w przestrzeni publicznej przywdziewali maski, żeby odgrywać inne role. Tego nie da się łatwo porównać z kulturą zachodnią. Mam wrażenie, że my często nie dowartościowujemy głębokich nurtów w naszej tożsamości, a to one kształtują to, w jaki sposób wchodzimy w relacje, także z technologią.

Czy istnieją regulacje prawne, które mają zapobiegać nadużyciom albo wręcz zamykać pewne kierunki rozwoju robotów opartych na AI?

– Obecne przepisy dotyczą przede wszystkim bieżących zmartwień, czyli prywatności, transparentności, kontroli. Użytkownik co do zasady powinien mieć świadomość, że rozmawia z technologią. Nie może być celowo wprowadzany w błąd i tkwić w przeświadczeniu, że wchodzi w interakcję z innym człowiekiem. I dokładnie do tego odnosi się regulacja unijna, która wejdzie w życie w tym roku. To jest szczególnie ważne przy kontakcie z deepfake video. Już niedługo każdy taki film będzie musiał mieć oznaczenie, że stworzyła go technologia. Analogicznie telemarketer będzie musiał ostrzegać, jeśli jest botem. Dzięki temu w te relacje wprowadzone będzie ciut więcej ładu, a jednocześnie odbiorcy będą lepiej chronieni przed manipulacjami.

Na początku naszej rozmowy powiedziała Pani, że „kontakt z technologią to powikłana sytuacja” – jak zatem najlepiej przygotować siebie samego i nasze dzieci do zmierzenia się z nią?

– Faktem jest, że dzieciaki spędzają dużo czasu w sieci, ale pamiętajmy, że to może być zarówno przyczyna, jak i skutek wielu problemów. Współczesna szkoła nie umie jeszcze rozmawiać w dojrzały sposób o wykorzystywaniu technologii, rodzice też często są w tym zagubieni i oddają pole walkowerem. Jako mama widzę, że dobrą strategią jest proponowanie ciekawych offlajnowych alternatyw. Młodsze dzieci chętniej wybiorą grę w piłkę na plaży niż siedzenie ze smartfonem w domu. Ze starszymi warto rozmawiać, żeby budować w nich pewien krytyczny dystans do technologii, ale nie można jej demonizować. Od lat obserwuję, że moi studenci wykazują się świetną umiejętnością życia paralelnego. W internecie mają rozbudowane sieci towarzyskie, ale w realnym świecie też sobie radzą. Dla nich to życie w dwóch rzeczywistościach jest czymś naturalnym.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Sama lubię czasem pogadać z czatem GPT, ale czy zastąpiłabym nim możliwość rozmowy z moją przyjaciółką o czymś bardzo ważnym? Na pewno nie. Widzę dla niego najróżniejsze zastosowania, ale nie zapominam, że to jest po prostu technologia. Tylko i wyłącznie. Ona tak naprawdę jest produktem ubocznym wszystkich innych rzeczy, które się dzieją w tym nietechnologicznym wymiarze naszego życia.

Aleksandra Przegalińska – profesorka Akademii Leona Koźmińskiego, doktorka habilitowana w dziedzinie nauk o zarządzaniu. Doktoryzowała się w zakresie filozofii sztucznej inteligencji w Instytucie Filozofii UW. Obecnie jest Prorektorką ds. Współpracy z Zagranicą oraz ESR w Akademii Leona Koźmińskiego. Od 2016 r. prowadziła badania w Massachusetts Institute of Technology w Bostonie. Absolwentka The New School for Social Research w Nowym Jorku, gdzie uczestniczyła w badaniach dotyczących tożsamości w rzeczywistości wirtualnej, ze szczególnym uwzględnieniem Second Life. Aktualnie Research Fellow w American Institute for Economic Research. W 2022 r. rozpoczęła współpracę z Labour and Worklife Program na Harvardzie. Interesuje się rozwojem sztucznej inteligencji, przetwarzaniem języka naturalnego, uczeniem maszynowym, robotami społecznymi i technologiami ubieralnymi.


Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2024 jako część bloku tematycznego „Epidemia samotności”.
Pozostałe teksty bloku:
Maria Libura, Michał Zabdyr-Jamróz, „Prywatna samotność jako wyzwanie publiczne”
Maria Rogaczewska-Ros, „Społeczeństwo drugiej szansy”

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.