Jesień 2024, nr 3

Zamów

Myślenie wstecz, zamiast w głąb

Tomasz Terlikowski

Polscy księża częściej niż z brakiem wiary (co zarzucają im biskupi) borykają się z własnymi przełożonymi, z ich nieobecnością, brakiem zainteresowania, zaufania i zwykłego ludzkiego towarzyszenia.

Jak co wtorek – od przynajmniej czterech lat – wysłałem dziś felieton do portalu Deon.pl. Ani specjalnie ostry, ani złośliwy, jeden z wielu. Tym razem okazało się jednak, że tekst poświęcony analizie listu polskich biskupów do kapłanów okazał się niezgodny z „duszpasterskim dziełem jezuitów” i w związku z tym nie mógł się ukazać. Jednocześnie dowiedziałem się, że niezdefiniowane zasady „dzieła jezuitów” dotyczyć mają obecnie wszystkich tekstów i podkastów.

To oczywiście oznacza koniec współpracy z portalem Deon. Czytelnikom zostawiam ocenę czy rzeczywiście ten tekst w jakikolwiek sposób uderza w zasady duszpasterskie, a portalowi Więź.pl dziękuję za jego publikację.

Frustracja, rozgoryczenie i brak zdolności odpowiadania na wyzwania współczesnego świata pchają część duchownych w objęcia alt-prawicy, a czasem alt-chrześcijaństwa, które oferuje proste odpowiedzi na trudne procesy, a skomplikowane zjawiska kulturowe i społeczne ubiera w kostium ideologii.

Inni duchowni, nie radząc sobie z naciskiem społecznym, ale też z brakiem zainteresowania ze strony własnego biskupa, a niekiedy także kapłańskiego środowiska – odchodzą lub zostają wypchnięci z kapłaństwa. Jeszcze inni, choć pracują szczerze, zadają istotne pytania o nowe rozumienie życia kapłańskiego, o relacje ze świeckimi, ale także o partnerski model w stosunkach z biskupami.

„Wiesz, Tomek, jeśli kiedykolwiek odejdę z kapłaństwa, to dlatego, że będę miał dość tej instytucji” – powiedział mi pewien ksiądz. Te słowa dedykuję biskupom, bo akurat to, o czym mówił ów zacny duchowny, naprawdę można zmienić

Tomasz P. Terlikowski

Udostępnij tekst

Gołym okiem widać też, że dotychczasowy model egzystencjalny posługi duchownych powoli odchodzi do lamusa i nie tylko nie jest w stanie przekonać już do siebie części świeckich, ale też duchowni nie odnajdują w nim swojej drogi. I dlatego to dobrze, że – co zresztą jest zgodne z tradycją – biskupi kierują specjalny list do księży na Wielki Czwartek 2024. Szkoda tylko, że list ten jest z ducha fałszywie klerykalny, nie podejmuje trudu autentycznej diagnozy problemów, a jako wskazanie wzorca życia kapłańskiego proponuje rozważania z początków XX wieku, czyli „nauczanie o kapłaństwie” św. biskupa Józefa Pelczara.

Daruję sobie złośliwości na temat rozważań na temat kapłaństwa bp. Pelczara. Nie będę przytaczał fragmentów, w których zacny i niewątpliwie pobożny ów hierarcha analizuje, jak szeroko (a w zasadzie jak wąsko) powinien uśmiechać się kapłan. Zainteresowanych odsyłam do jego dzieł, które są dostępne, także w zupełnie współczesnych wydaniach.

Jeśli w ogóle o tym wspominam, to głównie dlatego, że właśnie ta wskazówka doskonale pokazuje, iż rozważania biskupów skierowane do duchownych skupione są na tym, co było. Ich autorzy – choć odwołują się do synodalności – nie są w stanie otworzyć się na myślenie współczesne, a nawet na współczesne myślenie o kapłaństwie. Wzorcem pozostaje dla nich model życia z pierwszej połowy XX wieku, z okresu, który przeminął bezpowrotnie. Współcześni księża nie mogą z niego skorzystać także dlatego, że radykalnie odmienne jest życie społeczne czy usytuowanie plebanii i samych duchownych w życiu doczesnym.

Takich przykładów spojrzenia skierowanego wyłącznie wstecz, bez próby odpowiedzi na współczesne wyzwania, mamy w liście więcej. Biskupi wiele mówią o współpracy z wiernymi, ale jednocześnie cały ton listu jest przeniknięty duchem klerykalnym. Autorzy uznają, że charyzmat kapłański polega na byciu in persona Christi, choć w ten sposób o kapłanie mówić można, gdy sprawuje on Mszę świętą lub spowiada, a jeśli zaczyna się to rzutować na całość jego życia, to efektem jest niebezpieczny klerykalizm.

Odwołując się do Ewangelii św. Jana (15, 14) biskupi mówią, że to właśnie kapłani zostali nazwani „przyjaciółmi”. Jako świecki katolik nie mogę nie zadać pytania, czy świeccy przyjaciółmi Chrystusa nie są? A siostry zakonne? Czy rzeczywiście ten fragment odnosi się tylko do księży?

Trudno mi zgodzić się również z tym, że to właśnie teraz – jak wskazują biskupi – „godzina próby, której doświadczamy jako uczniowie Chrystusa i kapłani Jego Kościoła, niejako sięga zenitu”. Na czym owa próba miałaby polegać? Na tym, że duchowni zaczynają być traktowani normalnie? Że wymaga się od nich tego samego, co od innych? Że znika oparty wyłącznie na feudalnym myśleniu, niewypracowany własnym trudem autorytet grupy kapłańskiej? Jeśli rzeczywiście diagnoza biskupów jest taka, że obecnie „godzina próby sięga zenitu” – to nie da się wiele dobrego powiedzieć o zdolnościach autorów do adekwatnej oceny sytuacji.

Analogiczną opinię trzeba sformułować w odniesieniu do diagnozy kryzysu życia kapłańskiego. Biskupi owszem wskazują, że problemem są „doświadczenia opuszczenia, osamotnienia, niezrozumienia, jak również braku jedności, ciasny partykularyzm, celebryctwo obecne w naszych wspólnotach kapłańskich”, ale jednocześnie nie mają wątpliwości, że ostatecznie problemem jest głównie brak wiary.

„Czy tak liczne odejścia, częstokroć gorszące, nie są ucieczką spod Krzyża, rezygnacją z konieczności poświęcenia, Judaszowym rozczarowaniem Mistrzem, zawiedzeniem się Jego Kościołem? Podstawową przyczyną tych bolesnych dramatów kapłańskich jest przede wszystkim osłabienie i utrata wiary” – stwierdzają. Ten fragment zaś pokazuje wygodną ucieczkę od trudnych pytań o model zarządzania, o braterskie relacje z biskupami, o model sprawowania władzy czy wreszcie o towarzyszenie kapłanom. Jeśli wszystkiemu winny jest brak wiary odchodzących, to nic nie trzeba zmieniać w sobie.

I to jest być może główny problem z owym listem. Biskupi mieli dobre chęci, chcieli wesprzeć braci w kapłaństwie, ale styl tego listu uświadamia, że jego autorzy zdają się nie mieć wiele wspólnego nie tylko z życiem świeckich (to zrozumiałe), ale i niewiele rozumieć z życia zwykłych księży, którzy częściej niż z brakiem własnej wiary borykają się z własnymi biskupami, z ich nieobecnością, brakiem zainteresowania, zaufania i zwykłego ludzkiego towarzyszenia.

Wesprzyj Więź

Nigdy nie zapomnę rozmowy z pewnym księdzem, który powiedział mi: „Wiesz, Tomek, jeśli kiedykolwiek odejdę z kapłaństwa, to dlatego, że będę miał dość tej instytucji”. Te słowa dedykuję biskupom, bo akurat to, o czym mówił ów zacny duchowny, naprawdę można zmienić.

A żeby to zrobić, drodzy biskupi, warto zajrzeć nie do Pelczara, a na plebanie, gdzie pracują wasi księża. Zajrzeć nie z pompą wizytacji, lecz po „koleżeńsku”, wpadając na kawę, lampkę wina, rozmowę i spotkanie. Są biskupi, którzy tak robią – i oni wiedzą więcej o życiu swoich księży. List napisany po takich spotkaniach brzmiałby już zupełnie inaczej.

Przeczytaj także: Jak biskup Dzięga w Sandomierzu pod dywan zamiatał

Podziel się

79
21
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.