Jesień 2024, nr 3

Zamów

Towarzyszyć, a nie rządzić

Kadr z filmu „Ludzie Boga”, reż. Xavier Beauvois, Francja 2010. Fot. Materiały prasowe

Nie jesteśmy agitatorami ani propagandystami, lecz adeptami sztuki bycia razem na wzór empatycznego przenikania się egzystencji Jezusa i Ojca.

I zachowam wewnątrz ciebie lud ubogi i skromny, znajdujący schronienie w imieniu Pana (So 3,12)
Me królowanie nie jest z tego świata (J 18,36)

Obserwacja wciąż ujawnianych w Kościele nadużyć władzy – i to w wykonaniu nie tylko osób pełniących formalne urzędy, lecz także charyzmatycznych liderów – skłania ku myśleniu o nawróceniu bardziej radykalnym, niż byśmy może chcieli. Nie wystarczy (choć i to przyjdzie z trudem) przeorganizować życie Ekklēsii tak, by wreszcie uznać sprzeciw Jezusa wobec autorytaryzmu: „Rządzący narodami dominują nad nimi, a wielcy używają wobec nich władzy. Nie tak będzie między wami” (Mt 20, 25-26). Potrzebujemy być „przekształceni przez odnowę umysłu” (Rz 12,2) również w naszym zasadniczym podejściu do chrześcijańskiej misji i obecności w świecie.

Więcej niż doradztwo, mniej niż panowanie

Drogą nawrócenia z myślenia ludzkiego na Boskie w dziedzinie zarządzania Kościołem jest z pewnością afirmacja synodalności, czyli jak najszerszego udziału wierzących w refleksji nad stającymi przed wspólnotą wyzwaniami, oraz w przygotowaniu rozstrzygnięć dla konkretnych kwestii. Model takiego sposobu działania, wskazywany nie od dziś przez teologię prawosławną, znajdujemy w Dziejach Apostolskich.

Skoro Bóg zwycięża świat słabością krzyża oraz dyskrecją zmartwychwstania, to sny o potędze i budowanie sobie mocnej pozycji są dla wspólnoty niosącej ferment Jego królestwa niedopuszczalne

Marek Kita

Udostępnij tekst

Czytamy tam, że wiekopomną decyzję w sprawie stosunku chrześcijan do Prawa Mojżeszowego podjęli „apostołowie i starsi wraz z całą Ekklēsią” (por. Dz 15,22). Uchwalone wówczas rozporządzenia (dogmata, Dz 16,4) uważano za owoc natchnienia odczytanego z wymienionych między sobą doświadczeń oraz intuicji: „Spodobało się Duchowi Świętemu i nam…” (Dz 15,28).

Warto zauważyć, że we wspomnianym fragmencie Pisma występuje wprawdzie apostoł Piotr, ale nie ma mowy o narzucaniu swego zdania przez tę „Opokę” Ekklēsii (por. Mt 16,18-19). Podczas wzorcowego „soboru/synodu” Piotr występuje ze swoją sugestią rozstrzygnięcia problemu dopiero w momencie, „gdy odbyło się wiele debat” (por. Dz 15,7). Na dodatek po nim zabierają jeszcze głos inni promotorzy sugerowanej opcji, a ostateczną konkluzję podpowiada Jakub (por. Dz 15,12-13).

Wygląda na to, że pierwszeństwo Piotra jako starosty zalążkowej Dwunastki nie oznaczało władzy absolutnej. Wykluczonej zresztą w Kościele przez samego Chrystusa, bo „jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi (…) nikogo nie nazywajcie przewodnikami (kathēgētai), bo wasz Przewodnik jest jeden – Chrystus” (Mt 23,8).

Żeby radość była pełna

Rzecz jasna Pismo uczy z drugiej strony o autorytecie przysługującym osobom „zarządzającym (proistamenous) nami w Panu i dającym nam napomnienia” (por. 1Tes 5,12). Jednak i w tym kontekście pojawia się zastrzeżenie, że nie chodzi o „panowanie nad naszą wiarą, lecz o współpracę z naszą radością” (por. 2Kor 1,24). Żeby radość z bycia uczennicą lub uczniem Chrystusa była pełna (por. J 15,11), potrzebujemy trzymać się wskazań Boga.

Te wskazania, znane z katechezy (jeśli jest dobra) i lektury Pisma, pracują w każdym wierzącym dzięki „namaszczeniu” (chrisma) od Świętego” (por. 1J 2,20) – charyzmatycznemu wyczuciu, „zmysłowi wiary” sprawiającemu, że sumienie „nie potrzebuje, by go ktoś pouczał” (por. 1 J 2,27). Zgodnie z cenną uwagą Ignacego Loyoli z „Ćwiczeń duchowych”: „Stwórca pracuje bezpośrednio ze stworzeniem, a stworzenie ze Stwórcą”.

Jednocześnie życie pokazuje, a Pismo poświadcza, że czasem można „mając wiedzę nie wiedzieć jeszcze, w jaki sposób ją mieć” (por. 1Kor 8,2). Dlatego nawet prorockie intuicje trzeba krytycznie rozeznawać (diakrínō) we wspólnocie (por. 1Kor 14,29), a wspólnoty potrzebują swych superwizorów –episkopoi.

Jednak ta superwizja/zarządzanie ma moc autorytetu rozumianego na sposób starożytnych Rzymian, jako „coś więcej niż rada, a mniej niż rozkaz – rada, której nie można bez obaw zignorować”. Nowy Testament nakazuje odpowiedzialnym Ekklēsii: „Starszego nie karć, lecz apeluj (parakalei) jak do ojca, do młodszych jak do braci; do kobiet starszych jak do matek, do młodszych jak do sióstr…” (1Tm 5,1-2).

Nie działanie dla sprawy, lecz praca nad relacjami

Obok nawracania się z tendencji do rządzenia sumieniami na mądre towarzyszenie ludzkiemu wędrowaniu w głąb prawdy (por. J 16,13) potrzebujemy też (i to bardzo) odnowy spojrzenia na „nasze powołanie” (por. 1Kor 1,26). Chodzi o specyfikę życia, do którego Chrystus wezwał wszystkich swoich uczniów i uczennice, a zatem również społeczność wiary jako całość.

Apelując o tego rodzaju refleksję, apostoł kładzie akcent na powiązanie rzeczy mocnych po Bożemu z tym, co po ludzku słabe (por. 1Kor 1,22-25). Bóg, który (wbrew uparcie bronionej półprawdzie) nie tyle „za dobro wynagradza, a za zło karze”, ile raczej sam jest nagrodą tych, których inspiruje jako Dobry (por. Mt 19,17) oraz leczy tych, którzy odbierają od swego grzechu żołd (opsonia) duchowej śmierci (por. Rz 6,26). Pozostaje wspierającym wychowawcą, nie dyktatorem. Okazuje się Ojcem dającym przestrzeń wolności, nawet gdy jest ona źle wykorzystywana (por. Łk 15,12-13).

Krótko mówiąc, realizuje „królowanie nie z tego świata” (por. J 18,36). Zarządza w sposób miękki. Nie bierze stworzeń gwałtem, lecz je „uwodzi” (por. Jr 20,7). Podbija serca urzekając, nie grożąc. Tak, wszystko, co w Biblii brzmi jak groźba, jest tylko i aż sygnałem alarmowym – przestrogą przed brnięciem w zło, które samo karze tego, kto je wybiera (por. Ps 7,17).

Sny o potędze są niedopuszczalne

Skoro Bóg zwycięża świat słabością krzyża (por. Flp 2,7-8) oraz dyskrecją zmartwychwstania (por. Dz 10,40-41), to sny o potędze i budowanie sobie mocnej pozycji są dla wspólnoty niosącej ferment Jego królestwa (por. Mt 13,33) niedopuszczalne. Chyba powinniśmy o tym w Kościele mówić z taką stanowczością, z jaką Jezus w świątyni jerozolimskiej strzelał z bicza i przewracał stoły wymieniających tam pieniądze (por. J 2,15).

Przeraźliwie potrzebujemy nawrócenia, bo aspiracje tego świata weszły nam w krew. Używając imienia Cieśli z Nazaretu, zbudowaliśmy Kościół nie nazareński, lecz dawidowy, królewski i królujący – by użyć rozróżnienia autorstwa Victora Codiny, profesora teologii oraz duszpasterza ze slumsów. Twierdząc, że idziemy za Jezusem skromnym i pokornym (por. Mt 11,29), tworzymy organizację pragnącą znaczenia, zapobiegliwą i ambitną na sposób korporacji tego świata. 

Wzrost Ekklēsii to zarażanie się kolejnych osób sposobem bytowania Trójcy, gdzie (jak tłumaczył grecki teolog-biskup, Joannis Zizioulas) wspólnota nie dławi osób, choć osoby nie istnieją bez wspólnoty

Marek Kita

Udostępnij tekst

Według takiej logiki funkcjonują nasze diecezje, parafie i zakony, ale udziela się ona również nowym wspólnotom. W rezultacie ludzie prości, „ubodzy Pana” (por. Łk 4,18) oraz będący w potrzebie, marginalizowani i wykluczeni („najmniejsi”, por. Mt 25,40.45) stają się raczej przedmiotem różnych akcji niż pełnoprawnymi członkami grup i środowisk. Z kolei członkowie wielu wspólnot kościelnych stają się trybikami w organizacyjnej machinie. Spalają się w niej i często wypalają, doświadczając prymatu dzieła nad osobą. Oczywiście słyszą, że robią wszystko „dla Pana”, ale czy Pan naprawdę chce takiej służby?

Nie jesteśmy agitatorami

Zgodnie z Pismem naszą misją jest świadectwo (por. Dz 1,8) o Miłości, która chce się udzielać każdemu i wszystkim (por. 1 J 4,16). Nie jesteśmy agitatorami ani propagandystami, lecz adeptami sztuki bycia razem we wzajemnej afirmacji i wzajemnym oddaniu na wzór empatycznego przenikania się egzystencji Jezusa i Ojca (por. J 17,21) we wspólnocie Ducha Świętego (por. 2Kor 13,13).

Wzrost Ekklēsii to zarażanie się kolejnych osób sposobem bytowania Trójcy, gdzie (jak tłumaczył grecki teolog-biskup, Joannis Zizioulas) wspólnota nie dławi osób, choć osoby nie istnieją bez wspólnoty.

Zrozumiejmy wreszcie: Ekklēsia Chrystusa to nic innego jak szkoła wzajemnego przyjmowania się i obdarowywania sobą, a więc przyswajania „udziału w Boskiej naturze” (por. 2P 1,4). Praca nad relacjami, w której instruktorem jest Chrystus, stanowi istotę naszej misji. Służy jej raczej „życie spokojne i wyciszone” (1Tm 2,2), niż aktywizm. I nawet wędrowni apostołowie, doświadczający wielu perypetii (por. 2Kor 11,26-27) dzielą się wewnętrznym doświadczeniem „pokoju ponad wszelkie pojęcie”, który „strzeże serca” (por. Flp 4,7).

Wesprzyj Więź

Spokojnej pracy nad relacjami sprzyja też uproszczenie zobowiązań, „niedokładanie obciążeń, prócz tych koniecznych” (por. Dz 15,28). Śrubując wymagania w wyścigu po sukces, nie jesteśmy mocni w Duchu, lecz pogubieni w duszy.

Tekst ukazał się na stronie wiam.pl pod tytułem „Spuścić z tonu, odpuścić wielkość”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Bóg jak powietrze. Paradoks komunikacji z Nieuchwytnym

Podziel się

3
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.