Zima 2024, nr 4

Zamów

Nowa podstawa programowa z polskiego. Nie wystarczy wykreślenie niektórych lektur

Fot. Amanda Mills / pixnio.pl

Warto pomyśleć o lekcjach języka polskiego inaczej niż myślano do tej pory. A także przyznać większą autonomię osobom je prowadzącym.

Niewiele decyzji politycznych wywołuje takie emocje jak te dotyczące edukacji. Najlepszym przykładem jest dyskusja, jaką sprowokował pomysł obecnego MEN, by znieść prace domowe w szkole podstawowej. Niestety, łatwo mówić o szkole, rzucając populistyczne obietnice, poparte zapewnieniami o odciążeniu dzieci. Trudniej o zniuansowane eksperckie spojrzenie – prace domowe same w sobie nie są w końcu ani złe, ani dobre. Wszystko zależy od ich celu, ilości, sposobu weryfikacji, tego, jak łączą się z zadaniami z lekcji.

Podobnie jest z podstawą programową. Może stanowić zarówno opresyjny element systemu oświaty, jak i być pomocnym narzędziem pracy w szkole. Nietrudno zgodzić się z tym, że ta obecna, wprowadzona przez ministrę Annę Zalewską, pozostaje przeładowana, archaiczna i zbyt szczegółowa. Jak jednak zadbać o to, by ta przyszła stała się sensownym dokumentem gwarantującym równy dostęp do edukacji i ułatwiającym pracę nauczycielkom i nauczycielom?

Krok absolutnie konieczny

14 lutego rozpoczęły się prekonsultacje prowadzone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, dotyczące kształtu przejściowej podstawy programowej. Ma ona funkcjonować przez dwa lata, do czasu sformułowania całkowicie nowego dokumentu. Celem prekonsultacji jest zebranie pomysłów przed właściwymi konsultacjami, które zaplanowano na kwiecień tego roku. W czerwcu natomiast powinno zostać podpisane rozporządzenie, które wejdzie w życie od przyszłego roku szkolnego (2024/2025).

Celem obecnych zmian nie jest więc stworzenie nowej podstawy programowej ani nawet dogłębne przeformułowanie celów, ale wprowadzenie poprawek do podstawy istniejącej. Mają one ułatwić pracę nauczycielkom i nauczycielom w najbliższych dwóch latach – bez konieczności zmiany programu nauczania czy wymiany podręczników.

Można nawet mówić o pewnego rodzaju ciągłości, gdyż obecna podstawa programowa w ostatnich semestrach z powodu pandemii COVID-19 uzupełniona była o wymagania egzaminacyjne, które de facto znosiły konieczność realizowania części zagadnień.

Realizacja w liceum obecnej podstawy programowej z języka polskiego okazuje się nierealna. Lektur obowiązkowych jest tyle i są one takiej objętości, że oczekiwanie od uczniów przeczytania ich byłoby naiwnością

Ala Budzyńska

Udostępnij tekst

Konsultowane właśnie pomysły na zmiany sprowadzają się także do usuwania niektórych treści. To krok absolutnie konieczny. Z własnego nauczycielskiego doświadczenia wiem, że realizacja w liceum całej podstawy programowej z języka polskiego, wprowadzonej przez Annę Zalewską, okazuje się właściwie nierealna. Lektur obowiązkowych jest tyle i są one takiej objętości, że oczekiwanie od uczniów przeczytania ich byłoby naiwnością. Omówienie zaś wszystkich zagadnień sprowadzałoby się do pobieżnego prześlizgiwania się przez teksty, konwencje, gatunki, środki stylistyczne.

Wprowadzenie wymagań egzaminacyjnych przez poprzednią ekipę rządzącą pokazuje, że chyba nawet w Ministerstwie nikt nie wierzył w możliwość realizacji tej podstawy. Pandemia była więc świetnym pretekstem, by wycofać się rakiem z ambitnych pomysłów przywracania staroświeckiego, encyklopedycznego modelu kształcenia humanistycznego, bez konieczności przyznawania się do błędu.

Na obecnym etapie poprawki do podstawy programowej zgłaszać mogą wszyscy zainteresowani, a na stronie Ministerstwa pojawił się wstępny projekt zaproponowany przez komisję pracującą przy MEN.

Kierunek zmian

Czego dotyczą najważniejsze zmiany, jeśli chodzi o język polski? Pierwsze, co rzuca się w oczy, to usunięcie tekstów, które dodano w 2017 roku. W szkole podstawowej z listy lektur obowiązkowych zniknęłoby „Quo vadis” (przeniesione do listy proponowanych lektur uzupełniających) czy wiersze Władysława Bełzy. W liceum na przykład „Odprawa posłów greckich” i „Konrad Wallenrod”. Intencje wykreśleń lekturowych wydają się dosyć jasne – po pierwsze rezygnujemy z tekstów zbyt długich lub trudnych, również ze względu na język („Quo vadis”, „Odprawa posłów greckich”).

Po drugie usuwamy teksty, które znalazły się w podstawie ze względów ideologicznych, a nie literackich. Zniknęliby więc Jarosław Marek Rymkiewicz, Jan Polkowski i Wojciech Wencel. Po trzecie propozycja zmian obejmuje również pozbycie się nadmiaru tekstów o tematyce patriotyczno-wojennej (usunięto by więc „Syzyfowe prace” ze szkoły podstawowej czy „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza z liceum).

Ważną korektą, pokazującą kierunek zmian, jest propozycja lektur uzupełniających i zapis o konieczności wyboru minimum jednej książki dodatkowej w roku przez nauczyciela lub uczniów. Do dotychczas istniejącej listy proponowanych lektur uzupełniających dodano pozycje z XXI wieku, w tym między innymi powieść Marii Halber „Strużki”, wydaną… w grudniu 2023 roku!

Podstawa programowa z języka polskiego to jednak nie tylko lektury, choć na nich skupiają się zazwyczaj komentarze publicystyczne. Ograniczono więc przede wszystkim szczegółowe zagadnienia językowe i teoretyczno-literackie. W podstawie dla szkoły podstawowej zniknąłby przykładowo zapis: „uczeń rozumie mechanizm […] uproszczeń grup spółgłoskowych i utraty dźwięczności w wygłosie”, a w licealnej ten dotyczący umiejętności rozpoznania eufonii i epifory.

W podstawie programowej wprowadzonej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości przeplatają się ze sobą wymagania edukacyjne ze wskazaniami wychowawczymi czy wręcz moralnymi. W liceum uczniowie mieli na przykład „reagować na przejawy agresji językowej, np. zadając pytania, prosząc o rozwinięcie lub uzasadnienie stanowiska”.

Absurdalność polegającą na niemożliwości weryfikacji zrealizowania niektórych wskazań obecnej podstawy programowej dobrze obrazuje wymaganie dla szkoły podstawowej: „uczeń rozpoznaje w wypowiedziach związki frazeologiczne oraz dostrzega ich bogactwo”. Propozycja wykreślenia objęła oba powyższe zapisy.

Literatura gatunkowa na ratunek

Korekty w obecnej podstawie programowej skłaniają do pytania: jak miałaby wyglądać ta zupełnie nowa? Uszczuplenie obowiązkowych wymagań to oczywiście obecnie konieczność, ale nie wprowadza automatycznie nowej jakości.

W debacie o edukacji polonistycznej dużo mówi się o nacisku na umiejętności związane z pracą z tekstem (dobrze tłumaczy to między innymi dr Kinga Białek), nie tylko zdobywaniu wiedzy pojęciowej. Warto więc, aby w podstawie programowej znalazły się wskazania odnoszące się do kompetencji i samodzielności uczniów w pracy z tekstami literackimi i tekstami kultury.

Aby jednak skutecznie realizować takie cele, warto byłoby zadbać o to, żeby teksty, z którymi uczniowie mają kontakt w szkole, były bliskie ich doświadczeniom życiowym i lekturowym. O ile w podstawówce obecne są teksty literatury popularnej, o tyle w liceum właściwie pominięta została proza gatunkowa. Dlaczego to tak ważne? Bo właśnie dzięki powieściom kryminalnym, fantasy czy literaturze grozy umożliwić można wejście w świat literacki. Konwencje te, obecne chociażby w serialach na platformach streamingowych, są znacznie łatwiej rozpoznawalne przez uczennice i uczniów, a zatem bliższe ich codziennemu doświadczeniu kultury niż tzw. literatura wysoka (jak została określona w podstawie programowej).

Dlaczego przy okazji romantyzmu nie omawiać „Frankensteina” zamiast „Konrada Wallenroda”? Popularność filmu „Biedne istoty”, mającego sporo wspólnego z fabułą powieści Mary Shelley, pokazuje potencjał, jaki ma w sobie literatura gatunkowa. Aby jednak wprowadzić tego typu zmiany, należałoby pomyśleć o lekcjach języka polskiego inaczej niż myślano do tej pory. Wykorzystywanie w większym stopniu literatury popularnej oznaczałoby w wielu przypadkach rezygnację z polskocentrycznego spojrzenia na kulturę i wprowadzenie do listy lektur pozycji zagranicznych.

Byłoby to konieczne także ze względu na postulat uaktualnienia podstawy programowej. Coraz częściej mówi się o tym, żeby nie była ona skupiona wyłącznie na historii literatury, ale dotyczyła współczesnych wyzwań. Jeśli chcielibyśmy, żeby uczniowie na języku polskim rozmawiali chociażby o kryzysie klimatycznym, warto rozejrzeć się po półkach z literaturą niepolskojęzyczną i sięgnąć na przykład po „Listowieść” Richarda Powersa.

Iluzoryczne założenia

Rzadko wspominanym wyzwaniem związanym z obecną podstawą programową z języka polskiego jest to, że zakłada ona pewien wspólny kapitał kulturowy uczniów. Widać to dobrze w zapisach dotyczących zagadnień związanych z kształceniem językowym. Aby rozpoznawać związki frazeologiczne w wypowiedziach (a tym bardziej doceniać ich bogactwo!), należy spotykać się z nimi w codziennej komunikacji.

Niemożliwe staje się zapoznanie uczniów podczas lekcji ze związkami frazeologicznymi pochodzącymi z mitologii, a co dopiero ze wszystkimi innymi. Przewagę zyskują automatycznie te osoby, które zdobyły pewne kompetencje poza szkołą. Podobnie jest z ocenianym na maturze bogactwem językowym w wypowiedzi pisemnej. Zaskakujące, że w dyskusjach na temat podstawy programowej nie bierze się pod uwagę, jak determinujące w tego typu kwestiach są kontekst rodzinny i środowiskowy.

Obecna podstawa programowa milcząco zakłada też pewną uprzednią wiedzę uczennic i uczniów. Ani w szkole podstawowej, ani w liceum nie ma na przykład obowiązku omawiania na lekcjach polskiego historii życia Jezusa zawartej w Ewangeliach (nowe propozycje nie przewidują zmian w tym obszarze). To jednak do niej odnosi się większość biblijnych nawiązań w późniejszych epokach, które mają być czytelne dla uczniów. Najpewniej takie pozostawały jeszcze kilkanaście lat temu, gdy wyjątkiem było niechodzenie na lekcje religii. Zakładanie jednak, że współcześni trzynasto- czy czternastolatkowie kiedykolwiek mieli do czynienia z tekstami z Nowego Testamentu, pokazuje kompletną nieświadomość zmian, jakie miały miejsce w ostatnich latach.

Wesprzyj Więź

Znajomość lub nieznajomość kontekstu biblijnego to tylko jeden z przykładów zróżnicowania w wiedzy lub kompetencjach dzieci czy młodzieży. Im podstawa programowa bardziej szczegółowo określa treść realizowanych zagadnień, tym mniejsze pole manewru dla nauczycielek i nauczycieli. Podstawowym kierunkiem zmiany powinno być więc przyznanie większej autonomii osobom projektującym i prowadzącym lekcje. To oni wiedzą, jakie potrzeby mają uczniowie, z jakimi trudnościami się mierzą, jakie kompetencje warto, żeby rozwinęli.

Przyszła podstawa programowa powinna z jednej strony gwarantować pewien wspólny fundament umiejętności i wiedzy, którą zdobywa się w szkołach. Bez tego łatwo wyobrazić sobie, jak poszczególne placówki zaczęłyby różnicować się względem siebie, a ogólnodostępna edukacja straciłaby wymiar wyrównywania szans. Z drugiej strony, dobrze, gdyby dawała przestrzeń na samodzielne zarządzanie procesem edukacyjnym przez nauczycielki i nauczycieli – tak, aby mogli oni odpowiadać na realne potrzeby i zainteresowania uczniów.

Przeczytaj też: Zadania domowe – sensowne z założenia, bezsensowne w praktyce

Podziel się

5
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.