Być może najbardziej szczery jest Nietzsche, który powtarza Bogu w twarz: „nie ma cię”. To wołanie o obecność – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” ks. Grzegorz Strzelczyk.
W najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” Grażyna Makara i Marcin Müller o to, „jak ugryźć Pana Boga”, pytają ks. Grzegorza Strzelczyka, teologa, dogmatyka, wykładowcę Uniwersytetu Śląskiego.
Zdaniem ks. Strzelczyka warto „odróżnić pewne istniejące w nas mechanizmy od wyborów rzeczywiście motywowanych relacją do Boga. Chrześcijaństwo ma spory potencjał do omijania atawizmów religijnych, bo twierdzi wprost, że relacja z Bogiem nie służy do zabezpieczania się. Przecież horyzontem chrześcijaństwa jest wydanie życia za innych. To idzie na przekór instynktowi samozachowawczemu”. Co więcej, „obietnice Boga nie są po to, żeby nam dać psychologiczną ulgę”.
„Czytajmy Ewangelię. Czytając, narażamy się na spotkanie z Bogiem Jezusa Chrystusa. […] Kiedy czyta się Ewangelię, po iluś tygodniach można w sobie odkryć, lub nie, przekonanie, że to, co ona do mnie mówi, jest prawdziwe. Na ten proces składają się dziesiątki doświadczeń niezreflektowanych, które budują masę krytyczną, prowadzącą do wniosku: chcę z Nim być. Bo do tego sprowadza się wiara” – mówi duchowny.
Tłumaczy także, po co jest modlitwa. „Jeżeli od załatwiania spraw, jak mailem, to taka relacja z Bogiem będzie rzeczywiście skazana na porażkę. To byłaby modlitwa służąca zaspokojeniu wspomnianej ewolucyjnej potrzeby religijnej. A ona dąży do manipulowania bóstwem, żeby robiło to, co dla nas korzystne”. Natomiast „efektem modlitwy jest bliskość. Do przyjaciela można pójść, żeby coś z nim załatwić, np. żeby podżyrował kredyt. Albo żeby pobyć z przyjacielem. Bez spraw. To są dwa różne doświadczenia”.
Teolog przyznaje, że obserwujemy kompromitację chrześcijaństwa. „Przedstawiło ono pewną opowieść o moralności, o ideale tego, jak powinna funkcjonować rzeczywistość, i dało się zaprząc do politycznych projektów wykorzystujących to stróżowanie moralności. A może należało zamiast tego opowiadać swoją opowieść o przebaczeniu? Chrześcijanie wyśrubowali teoretyczne standardy moralne naszej kultury, po czym się okazało, że ich nie wypełniają”.
„Myślę czasem, że być może najbardziej szczery jest Nietzsche, który mówi Bogu w twarz: «nie ma cię». Dzisiaj chyba żyje niemało ludzi, którzy mówią Bogu takie celowane «nie ma cię». […] Nie do końca rozumiem to doświadczenie, ale jestem pewien, że wymaga zainteresowania. Jest w nim jakiś rodzaj przeczucia, że nie jesteśmy sami. Albo sprzeciwu wobec tego, że jesteśmy sami. Jest wołanie o obecność. Być może ona jest czymś zasłonięta. Na przykład Kościołem” – zaznacza ks. Strzelczyk.
Przeczytaj też: Czy Bóg nas słucha? Nie ma ważniejszych spraw na głowie?
DJ