Zima 2024, nr 4

Zamów

Dał nam przykład bp Muskus, jak pracować mamy

Bp Damian Muskus. Fot. Facebook bp. Damiana Muskusa

Dlaczego księża nie mieliby pracować na co dzień w „świeckich” instytucjach czy prywatnych firmach? Takie przeżywanie powołania byłoby szansą dotarcia do osób, które same do kościoła na pewno nie przyjdą.

Jest wielu wspaniałych duchownych, którzy codziennie ciężko pracują dla drugiego człowieka z wiarą, że ich misja to powołanie od samego Boga. Ta teza u jednych może wywołać uśmiech, u innych pewnie niedowierzanie, zwłaszcza gdy analizują doniesienia medialne, pełne księżowskich skandali i eksponowania ich ludzkich niedoskonałości.

Pytanie, które trzeba sobie zadać, brzmi jednak: „Jak ba tę sytuację odpowiedzieć?”. Można, owszem, siąść z założonymi rękami i powiedzieć: „Kto ma widzieć, ten widzi”. Tylko czy takie rozmywanie prawdy nie jest kolejnym ciosem w autentyczność Kościoła? A może obecna sytuacja to odpowiedni czas i okazja do rozmowy o modelu kapłaństwa w Polsce?

Nie tylko do przekonanych

Dzisiaj status duchownych – wypracowany dawno temu – wydaje się bardzo prosty. Ksiądz to człowiek mieszkający na plebanii, sprawujący Eucharystię i pozostałe sakramenty. Ponadto: spowiednik w konfesjonale i czasem kierownik duchowy, a w przypadku zdecydowanej większości księży diecezjalnych – także katecheta uczący religii w szkole. Pewne wyjątki stanowią tylko kapłani pracujący na wyższych stanowiskach w instytucjach kościelnych.

Nie znaczy to wcale, że księża to lenie i nic nie robią. Bardzo wielu z nich codziennie od rana do wieczora ciężko pracuje i – obiektywnie patrząc – trzeba to po prostu docenić. Jednakże czy nie można z tego faktu wyciągnąć jeszcze więcej wniosków?

Już św. Franciszek z Asyżu mówił do swoich braci: „Zawsze głoście Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, także słowami!”

Ks. Marcin Stopka

Udostępnij tekst

Warto spojrzeć na kontekst kulturowo-społeczny. Największa transformacja, jaką przeszedł Kościół w Polsce na przestrzeni ostatnich 30 lat, to coraz wyraźniejsze dostrzeganie konieczności „wyjścia do ludzi”. Od zamkniętej na cztery spusty enklawy i wyroczni droga Kościoła prowadzi do bycia partnerem wiernych, którzy szukają swojej drogi do Boga.

Jak to się wiąże z kapłaństwem? Może warto byłoby pomyśleć, czy w tej sytuacji sam model kapłaństwa nie powinien dotrzymywać kroku instytucji i zmieniać się, wychodząc do ludzi z Dobrą Nowiną. Obrońcy status quo zakrzykną zapewne w tym momencie: 1. Przecież co tydzień księża mówią kazania! 2. Przecież wielu publikuje bogobojne teksty! 3. Przecież księża prowadzą spotkania, grupy, uczą w szkole!

Owszem, to wszystko jest prawdą, ale – proszę wybaczyć uproszczenie – czy to coś daje? Czy te księżowskie działania to ewangelizacja wychodząca do ludzi, szukająca ich, czy raczej umacnianie w wierze, które dociera wyłącznie do przekonanych, mało wpływając na resztę świata? Owszem, wyjątkiem jest katecheza w szkole, ale ona i tak staje się pułapką, bo są do niej kierowani wszyscy bez wyboru, a nie tylko ci, którzy rzeczywiście się do niej nadają i powinni to robić.

Księża, chodźmy do pracy!

A co ma do tego bp Damian Muskus, przywołany w tytule tej krótkiej refleksji? Otóż kilka tygodni temu – w szczytnym celu pomocy chorej na SMA dziewczynce – krakowski biskup pomocniczy ogłosił, że chce podjąć prace zarobkowe. Ta informacja zainspirowała mnie do odważnej, ale może wcale nie tak głupiej tezy: może warto pójść właśnie w tę stronę?

Wśród księży w Polsce mamy naprawdę wielu wspaniałych specjalistów. Nie tylko teologów i nauczycieli, ale też socjologów, terapeutów, dziennikarzy, a nawet ekonomistów czy pracowników administracji. Dlaczego nie mieliby oni pracować na co dzień w „świeckich” instytucjach czy prywatnych firmach?

Tak jak już się zresztą w różnych przypadkach dzieje: są duchowni zatrudnieni na świeckich uczelniach, wcale nie na wydziałach teologicznych; są zgromadzenia zakonne, jak mali bracia i małe siostry Jezusa czy Wspólnoty Jerozolimskie, których członkinie i członkowie pracują w zawodach świeckich.

Warto też przypomnieć francuski ruch księży robotników. Zafascynowany ich pracą był młody ks. Karol Wojtyła, który w 1949 roku pisał o nich na łamach „Tygodnika Powszechnego”, że „wytwarza się pewien styl, pewien sposób myślenia i ujmowania zagadnień i posłannictw. Powstające tu kierunki zdają się rozrastać w nową szkołę, w pewną szkołę apostolstwa. Szkoła ta jest – jak bywały wszystkie nowe prądy w Kościele – wysiłkiem, by wrócić do prostoty Ewangelii, do jej źródła i żarliwości” („Mission de France”, „Tygodnik Powszechny”, 6 marca 1949).

Kościół o pogodnym obliczu

Może takie przeżywanie powołania to dziś przestrzeń do wykorzystania, aby z jednej strony ocieplić wizerunek polskiego księdza, a z drugiej – co zdecydowanie ważniejsze – skutecznie nieść Ewangelię do osób, których dziś w kościołach nie ma i same na pewno nie przyjdą? Przecież już św. Franciszek z Asyżu mówił do swoich braci: „Zawsze głoście Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, także słowami!”.

Wesprzyj Więź

Jako ksiądz nie zgadzam się na traktowanie nas inaczej, lepiej niż innych ludzi. Szacunek nie może wypływać tylko ze stanu, który reprezentujemy, bo jest on wtedy nieautentyczny i koniec końców przyniesie to więcej szkody niż pożytku. Takie podejście staje się ciężarem, bo duchowny ma wpasować się w stereotypy oczekiwań ludzi.

Uważam, że na szacunek trzeba sobie zapracować profesjonalizmem i zaangażowaniem. Wtedy i tylko wtedy zbudujemy wspólnotę Kościoła dla ludzi godną XXI wieku. Chodzi przecież o ludzi realizujących swoje własne powołanie, a nie tęskniących za tym, jak było kiedyś. Jak tłumaczy papież Franciszek: „Piękny jest Kościół o radosnym, pogodnym i uśmiechniętym obliczu, który nigdy nie zamyka drzwi, który nie czyni serc cierpkimi, który nie narzeka i nie żywi urazy, który nie jest rozgniewany i niecierpliwy, który nie jawi się ponury, który nie cierpi na nostalgię za przeszłością” (homilia przy beatyfikacji bł. Pawła VI).

Przeczytaj także: Przepraszam. List otwarty księdza ws. Dąbrowy Górniczej

Podziel się

4
8
Wiadomość