Jezus przez trzydzieści lat żył zwyczajnie wśród ludzi. Nikt nie zauważył, że jest kimś wyjątkowym. Co mówi to o naszym życiu?
Między Bożym Narodzeniem a dniem, który dziś wspominamy, minęło trzydzieści lat. W Boże Narodzenie świętowaliśmy narodziny Jezusa w stajence betlejemskiej. Dziś obchodzimy święto Jego chrztu.
Ewangelista Łukasz stwierdza zwięźle i trzeźwo: „Jezus, rozpoczynając swoją działalność, miał lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa” (Łk 3,23). Jezus ukazał się publicznie, gdy został ochrzczony przez Jana. Od tego momentu wiemy wiele o Jego życiu. Dobrzy znawcy starożytności twierdzą, że o żadnej osobowości tamtych czasów nie wiemy tak wiele, jak o życiu Jezusa.
Ale co wiemy o około trzydziestu latach między Jego narodzinami a chrztem w Jordanie? Informacje są bardzo skąpe. Ewangelista Mateusz mówi o ucieczce do Egiptu, przed gniewem Heroda: Józef „wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda”, ponieważ Herod chciał zabić dziecko, o którym Magowie ze Wschodu, nasi „Trzej Królowie”, powiedzieli, że jest „nowonarodzonym Królem żydowskim”.
Tak więc Jezus prawdopodobnie spędził pierwszą część swojego życia jako uchodźca w Egipcie, dopóki Józef nie mógł wrócić do Nazaretu po śmierci Heroda.
Jezus dorastał tam jako dziecko i młodzieniec. Mieszkał tam jako dorosły. Tam nauczył się i praktykował zawód swojego ojca. Był cieślą. Jak wyglądało jego życie przez te trzydzieści lat? Nie wiemy. Cztery Ewangelie milczą na ten temat.
Łukasz przerywa milczenie tylko raz, kiedy relacjonuje jedną ze zwyczajowych pielgrzymek do Jerozolimy. Jezus ma dwanaście lat. Pozostaje w Jerozolimie pod koniec święta, nie informując o tym swoich rodziców, którzy szukają go z niepokojem, aż znajdują go trzy dni później w świątyni, gdzie siedzi wśród rabinów i dyskutuje z nimi. Poza tą „ucieczką” nie wiemy nic o trzydziestu latach Jego życia.
Jak wyglądało Jego codzienne życie? Czy ludzie w Nazarecie zauważyli w Nim coś szczególnego? Czy w jakiś sposób się wyróżniał?
Wręcz przeciwnie! Kiedy Jezus był już dobrze znany, ludzie podążali za Nim tłumnie, miało miejsce wiele uzdrowień i cudów, Jezus pewnego razu przybył do swojej rodzinnej miejscowości, Nazaretu. Ludzie, którzy znali Go od dzieciństwa i młodości, byli zdumieni, gdy przemawiał do nich w miejscowej synagodze. Ich reakcja: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? Takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla?” (Mk 6,2).
Zastanawiając się nad tą krótką relacją ewangelisty Marka, zdałem sobie sprawę, że Jezus przez trzydzieści lat żył niepozornie, zupełnie normalnie wśród ludzi. Wydaje się, jakby nikt nie zauważył, że jest kimś wyjątkowym, zupełnie innym. Oczywiście, Jego Matka wiedziała o wielkich rzeczach, które mówiono o Nim przy narodzinach. Ale musiała zachowywać to w sercu. Jego rodacy zdawali się tego nie zauważać. I tak było aż do chrztu, który dziś obchodzimy.
Jezus przychodzi nad Jordan, pośród wielu ludzi, którzy pozwalają się zanurzyć w wodzie rzeki przez Jana. Dopiero teraz niebo objawia, kim jest ten człowiek, który żył nieznany i nierozpoznany wśród bliźnich przez trzydzieści lat: „Z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie»” (Mk 1,11). Od tego momentu Jezus staje się osobą publiczną.
Coraz częściej zadaję sobie pytanie: co to długo ukrywane życie Jezusa ma mi osobiście do powiedzenia? Przede wszystkim postrzegam je jako zaproszenie do zwrócenia uwagi na często tak ukrytą obecność Boga w moim życiu. On tam jest, pośród niepozornej codzienności, niezależnie od tego, czy ja to zauważam i zdaję sobie z tego sprawę, czy nie. I to przez całe moje życie.
KAI
Przeczytaj też: Niepotrzebni mogą zostać