Jego stosunek do wiary ilustruje zdanie, które przed śmiercią zapisał na serwetce: „Ze względów oszczędnościowych polecam zgasić światłość wiekuistą, która mi może będzie świecić”. 70 lat temu zmarł Julian Tuwim.
Wrócił do Polski, bo czuł się Polakiem, bo kochał Polskę jako swoją ojczyznę. Utwory podpisywał ponad czterdziestoma pseudonimami. Piękno naszego języka zawdzięczmy w dużej mierze jemu, bodaj najwybitniejszemu z ogrodu polskich poetów.
Julian Tuwim odszedł siedemdziesiąt lat temu, 27 grudnia 1953 roku, akurat kiedy przebywał w Zakopanem. W biografii poety autorstwa Katarzyny Kuczyńskiej-Koschany czytamy, że „nie można było Tuwima uratować: serce – dosłownie – pękło”. Któż nie pamięta wiersza „Chrystusie…”? Szczególnie ostatnich słów: „I wtedy – serce mi pęknie, Chrystusie…”. Tak to się miało skończyć…
Ale imię poety nie zostało wymazane „z księgi życia” (Ap 2,10), naszego życia. Został z nami na zawsze. Wiele szkół nosi imię Juliana Tuwima. „Abecadło z pieca spadło” wciąż pozostaje aktualnym obrazem polskiej edukacji. W niejednej domowej biblioteczce spoczywa tom jego wierszy.
Sporo tekstów Tuwima leży sprasowanych między kartkami papieru niczym pożółkłe liście – wspomnienie jesiennego spaceru, płatek róży sprzed lat. Wiersze samotne. Wiersze opuszczone. Ale nie wszystkie. Czasem ktoś zaśpiewa: „Mimozami jesień się zaczyna”. Czasem ze wzruszeniem wysłuchamy: „A może byśmy tak, najmilsza, / Wpadli na dzień do Tomaszowa?”. Nie brakuje osób, które wciąż go czytają, które wierzą, że utwory Tuwima mają skrzydła.
Zdjąłem z półki dwa grube tomy, otworzyłem jeden z nich na chybił trafił, przerzuciłem kilka stron i przeczytałem głośno trzyzwrotkowy tekst, który przykuł moją uwagę. Pozwoliłem mu odlecieć. Ostatnia zwrotka, unosząc się jak biało-czerwona flaga, zniknęła gdzieś za oknem.
Patrzę strudzony śród dróg,
W oczu twych błękit przeczysty,
I jest w nim wszystko: i Bóg,
I Polska, i dom ojczysty.
Dopiero niedawno odkryłem Tuwima jako patriotę zakochanego w Łodzi, gdzie spędził pierwsze 20 lat życia. Oddychał Polską, żył jej zapachem. Tęsknił za Polską na emigracji i już rok po wojnie powrócił do polskich kwiatów, do ukochanej ziemi. Nie zaznał tu jednak spokoju. Pod koniec życia, atakowany przez endeków i katolików, miał niewielu obrońców. „Stoisz z włosem zbielałym nad tłumem, co łaje i wrzeszczy” – pisała w „Piosence dla Tuwima” Kazimiera Iłłakowiczówna.
Żaden inny poeta nie miał takiego wpływu na wychowanie polskich dzieci, nawet jego krewniak Brzechwa. Blaski i cienie mojego dzieciństwa zrosły się z jego „Lokomotywą”, która stoi na stacji, „ciężka ogromna i pot z niej spływa”. Nigdy nie wyrosłem z „Dyzia marzyciela” i choć nie żałuję, „że całe niebo / Nie jest z tortu czekoladowego”, to zawsze – jak Dyzio – widziałem marzenia na wyciągnięcie ręki. Najpiękniejsze sny stają się rzeczywistością, po części dzięki poezji, choć nie bez trudu, nie bez porażek. A wyrywana wspólnym wysiłkiem „Rzepka” śniła mi się po nocach:
Przyleciał wnuczek, babci się złapał,
Poci się, stęka, aż się zasapał!
Wnuczek za babcię,
Babcia za dziadka,
Dziadek za rzepkę,
Oj, przydałby się ktoś na przyczepkę!
Pocą się, sapią, stękają srogo,
Ciągną i ciągną, wyciągnąć nie mogą.
Gdyby za czasów Tuwima przyznawano Order Uśmiechu, z pewnością dzieci uhonorowałyby go tym wyjątkowym wyróżnieniem. Jest mu za co dziękować. Osobiście jestem mu wdzięczny za najwznioślejsze chwile mojego dzieciństwa, za młodzieńcze, nieporadnie składane rymy, w których upatrywałem moją przyszłą sławę. Chciałem być dla innych takim poetą, jakim on był dla mnie…
A stosunek Tuwima do wiary? Przekornie ilustruje go zdanie, które przed śmiercią zapisał na kawiarnianej serwetce: „Ze względów oszczędnościowych polecam zgasić światłość wiekuistą, która mi może będzie świecić”.
Jako polski Żyd przewidywał, że Żydzi po tym, co przeżyli podczas II wojny światowej, będą chodzili w aureoli męczeństwa, szanowani przez wszystkich. Bardzo się pomylił. Pękło mu serce.
Przeczytaj też: Tuwim: człowiek zaczarowany?
Bardzo osobiste wyznanie. Dziekuje.
Absztyfikanci Grubej Berty I katowickie węglokopy, I borysławskie naftowierty, I lodzermensche, bycze chłopy. Warszawskie bubki, żygolaki Z szajką wytwornych pind na kupę, Rębajły, franty, zabijaki, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Izraelitcy doktorkowie, Wiednia, żydowskiej Mekki, flance, Co w Bochni, Stryju i Krakowie Szerzycie kulturalną francę; Którzy chlipiecie z „Naje Fraje” Swą intelektualną zupę, Mądrale, oczytane faje, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item aryjskie rzeczoznawce, Wypierdy germańskiego ducha (Gdy swoją krew i waszą sprawdzę, Wierzcie mi – jedna będzie jucha). Karne pętaki i szturmowcy, Zuchy z Makabi czy z Owupe, I rekordziści, i sportowcy, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Socjały nudne i ponure, Pedeki, neokatoliki, Podskakiwacze pod kulturę, Czciciele radia i fizyki, Uczone małpy, ścisłowiedy, Co oglądacie świat przez lupę I wszystko wiecie: co, jak, kiedy, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item ów belfer szkoły żeńskiej, Co dużo chciałby, a nie może, Item profesor Cy… wileński (Pan wie już za co, profesorze!) I ty, za młodu niedorżnięta, Megiero, co masz taki tupet, Że szczujesz na mnie swe szczenięta; Całujcie mnie wszyscy w dupę. I ty, fortuny skurwysynu, Gówniarzu uperfumowany, Co splendor oraz spleen Londynu Nosisz na gębie zakazanej, I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, A srać chodziłeś pod chałupę, Ty, wypasiony na Ikacu, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item Syjontki palestyńskie, (*) Haluce, co lejecie tkliwie Starozakonne łzy kretyńskie, Że „szumią jodły w Tel-Avivie”, I wszechsłowiańscy marzyciele, Zebrani w malowniczą trupę Z byle mistycznym kpem na czele, Całujcie mnie wszyscy w dupę. Item ględziarze i bajdury, Ciągnący z nieba grubą rentę, O, łapiduchy z Jasnej Góry, Z Góry Kalwarii parchy święte, I ty, księżuniu, co kutasa Zawiązanego masz na supeł, Żeby ci czasem nie pohasał, Całujcie mnie wszyscy w dupę. I wy, o których zapomniałem, Lub pominąłem was przez litość, Albo dlatego, że się bałem, Albo, że taka was obfitość, I ty, cenzorze, co za wiersz ten Zapewne skażesz mnie na ciupę, I żem się stał świntuchów hersztem, Całujcie mnie wszyscy w dupę!
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,julian_tuwim,calujcie_mnie_wszyscy_w_dupe.html
Tyle jeśli chodzi o całokształt, a wiersza tego nie sposób pominąć , gdy wypowiadamy się o osobowości Tuwima.
Wow!! Ctrl+C / Ctrl+V i normalnie całokształt Tuwima w „d” ?! Szok!! O takich krytyków literackich walczyłem.
Autor sam prowokuje, by nie siedzieć cicho. „Pod koniec życia, atakowany przez endeków i katolików, miał niewielu obrońców.” Ale za co był atakowany? Przecież nie w stalinowskiej prasie. Ta go lubiła. A atakowała katolików i endeków, i szczerych socjalistów. Był członkiem ogólnopolskiego komitetu obchodów 70-lecia urodzin Józefa Stalina, nie mówiąc o innych szczegółach. „Wielka jest nasza ziemia – a nie ma na niej, jak długa i szeroka, takiego kilometra kwadratowego przestrzeni, na którym ludzie nie opłakiwaliby śmierci ukochanego nauczyciela, swego brata, obrońcy, nauczyciela, prawodawcy sumień – Józefa Stalina” – mówił 8 marca 1953 r. przez radio Julian Tuwim. Za Mariuszem Urbanekiem, Rzeczpospolita 4.X.2013:
Aleksander Wat tak wspomina Tuwima: „podczas spotkania z sekretarzem generalnym Związku Pisarzy ZSRR, Aleksiejem Surkowem, miernym autorem peanów na cześć najlepszego z ustrojów i największego z jego synów („Nas wolą swoją Stalin wiódł”). Gdy przyjechał do Warszawy, spędzono na zebranie z nim wszystkich polskich pisarzy. Słuchali, bo musieli, klaskali, bo im kazano, aż nagle – wspominał Aleksander Wat – „…z pierwszego rzędu zrywa się wielki poeta polski, podbiega do grafomana czekisty i w ekstazie klaszcze mu przed samym nosem”. To był Tuwim.
Maria Dąbrowska tak go widziała na kongresie zjednoczeniowym, kiedy powstawała PZPR: „Jak większość pisarzy, których nazwiska cokolwiek znaczyły, musiał być na kongresie zjednoczeniowym. Ale tylko on zachowywał się manifestacyjnie aż do histerii, zanotowała w „Dzienniku” Maria Dąbrowska, która siedziała podczas kongresu za Tuwimem. „Wyglądał jak stary lichwiarz z obrazu, nie pamiętam już którego mistrza, również krzyczał i klaskał, i wstawał, a oprócz tego co chwila wyrzucał w prawo i lewo pięść”.
A Witold Gombrowicz: „Pomiędzy jego niemoralną naiwnością (bo naiwność jest niemoralna) a nieuleczalną naiwnością kultury proletariackiej istniało zawsze głębokie porozumienie”.
„Wiersz Tuwima »Do córki w Zakopanem«, gdyby z niego wyrzucić zwrotkę o Leninie, mógłby ujść za spontaniczny. Nie ma rady na prawdziwą poezję, na prawdziwego poetę. Bucha ta poezja z owego wiersza bezczelnie głupiego albo bezczelnie podłego – bo przecież niewolę nazywa ten wariat wolnością” – zanotował Lechoń w „Dzienniku”.
Hemar zarzucał Tuwimowi to samo, o co w liście zrywającym przyjaźń oskarżył go Lechoń: „Nadskakiwał sanacyjnym bóstwom i bogatym Żydom, i na tym koniec tej miłości do Człowieka”. Dlaczego, dziwił się, nakazując przybranej córce, by nigdy nie zapominała o Leninie, nie pamiętał o znajomych zamordowanych przez bolszewików w Katyniu. O doktorze Łabędziu, który opiekował się ukochanym Dżońciem, i o Marianie Rentgenie, który wykonywał tyle jego piosenek.”
„Jeszcze gorszy zarzut postawił mu Czesław Miłosz w „Traktacie poetyckim”, gdy pisał o losach poetów, którzy ulegli zaczadzeniu przez komunizm: „Aż entuzjastów, tych, którzy przeżyli, / Spotkać miał Tuwim na balu UB. / Żeby zamknęło się ogniste koło / i trwał, jak zawsze, Bal u Senatora” – napisał.
Gdyby Autor sam poświęcił tym kompromisom chociaż jeden akapit, mógłby je zinterpretować przychylnie dla Tuwima. Mariusz Urbanek podaje łagodzące fakty – np. wyżebrał u Bieruta akt łaski dla pięciu skazanych na śmierć, w tym żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych. Ale że Autor pominął ten wątek, prawda wymaga ich przypomnienia bez znieczulenia, co jednak zniekształca Prawdę przez swoją jednostronność.
Panie Piotrze, ma Pan rację, w Tuwimie faktycznie było coś niezrozumiałego, jakieś polityczne ignoranctwo. Już w latach 30. pozostali skamandryci skarżyli się, że nie można z nim pogadać o polityce, bo go nic nie interesuje oprócz albumów z motylami, że w „poważnych tematach” bywa infantylny… Natomiast zarzut, który podnosi Autor, byłby prawdziwszy, gdyby go odnieść do przedwojnia – wtedy rzeczywiście endecja bezpardonowo atakowała Tuwima za pochodzenie…
Pozdrawiam
Nie mam pretensji do Tuwima… Znałam bowiem wielu ludzi (także z późniejszej opozycji lub głęboko wierzących), którzy po wojnie byli wielbicielami Stalina i płakali po jego śmierci naprawdę!!!). Kocham poezje Tuwima niemal od dziecka (także te polityczne z czasow międzywojnia) , i nic nie jest w stanie mnie do niego zniechęcić