![](https://wiez.pl/wp-content/uploads/2023/12/Joys_and_Sorrows_1905_Ellis_Island_black_and_white-1-1400x1000.jpg)
Procesy migracyjne niosą ze sobą dwa fundamentalne pytania o przyszłość Europy. Czy wobec masowego pojawiania się nowych mieszkańców jesteśmy w stanie utrzymać europejskie państwo dobrobytu? Oraz czy będziemy potrafili godzić uniwersalność praw człowieka z migracjami na dużą skalę?
Widmo krąży po Europie – widmo migracji. Nie ma dziś w Europie równie uniwersalnego i nośnego tematu politycznego jak masowe migracje. Tak można przynajmniej wywnioskować z kampanii wyborczych na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy w Belgii, Polsce, Szwecji, Danii czy Słowacji. Świadczą o tym również wypowiedzi europejskich liderów. I tak jak twórcy pewnego manifestu sprzed 175 lat wskazywali, że wszystkie wielkie siły kontynentu walczą z widmem komunizmu, tak dziś masowe migracje są przedmiotem walki politycznej (a także etycznej, prawnej, społecznej i ekonomicznej), w której uczestniczą niemal wszyscy aktorzy publiczni.
Moim celem nie jest jednak pisanie manifestu. Dziś pilnie potrzebujemy przede wszystkim normalizacji rozmowy o migracjach – tak by odejść od łatwego do sprzedania w debacie, ale w istocie rzeczy fałszywego dualizmu zwolenników otwartych granic i antyimigranckich rasistów – a także osadzenia tej rozmowy w realnym kontekście i w danych. Czym są migracje? Kim są migranci? Czego tak naprawdę boimy się w kontekście migracji? I jak odpowiedzieć na sprzeczność, która staje się centralnym napięciem politycznym Europy: czy da się pogodzić masowe migracje i ochronę praw migrantów z europejskim państwem dobrobytu, opartym na przestrzeganiu praw człowieka? Jak powinna wyglądać europejska i polska polityka migracyjna?
![]()
50% mieszkańców UE pozytywnie ocenia wpływ migracji na ich bezpośrednie otoczenie i życie społeczne, a 47% jest odmiennego zdania. Te różnice przebiegają jednak w poprzek typowych podziałów społecznych
Normalizacja debaty wymaga rzeczowości i spokoju, akceptacji faktów, a także rezygnacji z łatwych ocen osób, z którymi się nie zgadzamy. Dlatego warto zejść z wysokiego diapazonu i wrócić do najprostszych pytań, jak postulował niegdyś Tadeusz Mazowiecki1.
Jednocześnie jednak należy sobie zdać sprawę z wysokiej stawki, o jaką toczy się gra. Timothy Garton Ash uważa, że jeśli do wyborów europarlamentarnych w czerwcu 2024 r. europejski liberalny mainstream nie da swoim elektoratom poczucia kontroli nad migracjami, to antyliberalna prawica może odnieść polityczny triumf2. Poseł do Parlamentu Europejskiego Jan Olbrycht mówił z kolei podczas tegorocznej konferencji „Rola chrześcijan w integracji europejskiej”, że fundamentalne staje się wręcz pytanie, czy Unia Europejska przetrwa.
Stawka jest więc wysoka, prawda?
Migracje globalnie…
Ale wróćmy do najprostszych pytań. Pierwsze z nich brzmi: czym są migracje i kim są migranci? Według Słownika Języka Polskiego PWN definicja ta brzmi w odniesieniu do ludzi: „masowe przemieszczanie się ludności, zwykle w poszukiwaniu lepszych warunków życia”3.
International Organisation for Migration (IOM), instytucja ONZ zajmująca się migracjami, zwraca z kolei uwagę, że powszechna definicja migranta… nie istnieje. Pod tym pojęciem mieszczą się historie osób, które z najróżniejszych powodów zmieniły swoje miejsce zamieszkania na inne w tym samym kraju lub za granicą – na stałe lub tymczasowo. Zazwyczaj przyjmuje się jednak, że osoba musi przebywać przynajmniej rok poza swoim miejscem stałego zamieszkania, by można ją było uznać za migranta. Zbiorczo można więc myśleć o migrantach jako o ludziach w drodze.
Ilu z nas jest w drodze? Na tak proste pytanie odpowiedź również nie jest prosta. Przede wszystkim wiemy, że większość ludzi nie przemieszcza się. Jeśli już musimy to zrobić, to zazwyczaj przemieszczamy się w ramach danego regionu i kraju. Są więc wielkie migracje wewnętrzne w krajach szybko rozwijających się, jak Chiny czy Indie. Dokładnych zbiorczych statystyk jednak nie znamy. Dzięki ONZ możemy natomiast oszacować liczbę migrantów międzynarodowych. W 2020 r. wynosiła ona ok. 281 milionów, w przybliżeniu 3,6% populacji świata. Co trzydziesty z nas jest zatem migrantem, a Polska niewątpliwie te statystyki zawyża. Ale o tym nieco później.
Co można powiedzieć o osobach w drodze? Globalne dane wskazują, że mężczyzn i kobiet jest mniej więcej po równo (proporcje wynoszą ok. 52 do 48), a po 31% migrantów mieszka w Azji i Europie. Biorąc pod uwagę liczbę ludności i rozmiar obu kontynentów, ewidentnie gęstość migracji jest największa w naszej części świata.
…i na zbliżeniu
Zróbmy zatem zbliżenie na ten kawałek globu i przyjrzyjmy się europejskim statystykom migracyjnym, bo te najbardziej nas interesują4. Na początku 2022 r. w krajach Unii Europejskiej mieszkało 22,8 mln osób niebędących obywatelami państw członkowskich, a 13,7 mln posiadaczy unijnych paszportów mieszkało w innym państwie wspólnoty. Mowa zatem łącznie o 36,5 mln migrantów, czyli ok. 8% mieszkańców wspólnoty.
Ta liczba musiała się zwiększyć od tego czasu choćby ze względu na pełnoskalową agresję Rosji na Ukrainę, w wyniku której do państw wspólnoty przemieściło się ok. 4,2 mln osób. Możemy więc mówić, że niemal 10% populacji unijnej to migranci, z czego mniej więcej ⅔ to osoby, które nie są obywatelami żadnego z krajów UE.
Eurostat przygląda się też liczbie mieszkańców Unii pod względem kraju urodzenia. Część z tych, którzy urodzili się poza obecnym miejscem zamieszkania, nie jest uwzględniana w poprzednich statystykach, ponieważ zdążyła już nabyć obywatelstwo kraju, w którym mieszkają. Łączna liczba mieszkańców Unii, którzy urodzili się poza nią, wyniosła na 1 stycznia 2022 r. ok. 38 mln. Dodatkowo ponad 17 mln mieszkańców wspólnoty urodziło się w innym jej kraju, co łącznie daje ponad 55 mln osób, czyli 12,4% populacji UE.
Jak to wygląda w praktyce? Bardzo różnorodnie, bo każdy kraj i region ma swoją własną specyfikę. W liczbach bezwzględnych najwięcej migrantów przyjęli Niemcy, a za nimi są Francuzi, Hiszpanie i Włosi. Nie ma w tym zaskoczenia, mówimy wszak o największych społeczeństwach Europy i największych gospodarkach tejże. Gdyby jednak przyjrzeć się procentowemu udziałowi migrantów w populacji, to przodować będą… Luksemburg, Cypr i Malta. Te mniejsze kraje zbudowały swoją pozycję międzynarodową i rynek pracy właśnie na pracy przybyszów – często obywateli innych krajów Unii, ale nie tylko. Z nieco większych państw ciekawym przypadkiem jest Szwecja, gdzie aż 20% mieszkańców urodziło się poza granicami kraju, ¾ z nich poza UE.
Ze względów historycznych w krajach bałtyckich mieszka wielu Rosjan, w Czechach Słowaków, a Finów w Szwecji. Są jednak takie miejsca, gdzie populacja obywateli innych państw jest znikoma. Mowa przede wszystkim o Rumunii i… Polsce (choć w naszym przypadku sytuacja dynamicznie zmienia się w ciągu ostatnich kilku lat, co statystyki Eurostatu jeszcze nie w pełni wychwyciły). Raczej nieprzypadkowo Polska i Rumunia są także w czołówce krajów, z których wiele osób wyemigrowało. Do dziś jesteśmy najliczniejszymi lub jednymi z najliczniejszych mieszkańców-nieobywateli takich krajów jak Norwegia, Islandia, Irlandia, Niemcy, Holandia czy Dania.
A z jakich powodów udziela się zezwolenia na pobyt w Unii Europejskiej? Przeszło ⅓ osób uzyskała je z przyczyn rodzinnych, 20% ze względu na pracę, 15% udzielono azylu, a 4% uczy się w UE. W kategorii „inne” znalazło się 26% osób, w tym między innymi ofiary handlu ludźmi i osoby małoletnie bez opieki. Można założyć, że część z nich będzie w przyszłości aplikować o azyl.
Nieznaczną większość (55%) migrantów w UE stanowią mężczyźni. Mediana wieku dla imigrantów wynosi 30 lat, podczas gdy dla całości populacji wspólnoty europejskiej to ponad 44 lata. Państwa unijne rokrocznie naturalizują także część swojej populacji. Liczba ta jest od lat stosunkowo stabilna i wynosi 750–850 tysięcy wydanych obywatelstw rocznie – najwięcej z nich udziela się Syryjczykom, Marokańczykom i Albańczykom.
Wśród najbardziej niepokojących trendów migracyjnych ostatnich lat są natomiast dwa wyraźne wzrosty: liczby nieregularnych przekroczeń granicy, a także osób małoletnich podróżujących bez opieki. W 2022 r. wynosiły one odpowiednio: 330 tysięcy i 40 tysięcy5. 75% nieregularnych przekroczeń odbyło się szlakami: zachodniobałkańskim i środkowośródziemnomorskim. Wśród przybyszów dominowali Syryjczycy i Afgańczycy, a nowością jest też spory ruch Latynosów.
Zmiana u europejskiego lidera wzrostu
O Polsce można powiedzieć, że jest niezwykle istotnym miejscem na migracyjnej mapie świata. Od końcówki XIX wieku, gdy rewolucja przemysłowa i nowe środki transportu rozpowszechniły globalną migrację, miliony mieszkańców ziem polskich wyjechały za granicę. Kolejne fale emigracji z Polski wiązały się z wojnami, polityką władz komunistycznych, transformacją ustrojową od 1989 r. i wreszcie z otwarciem granic po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Przez dekady to inne kraje głowiły się nad tym, czy i jak wpuszczać do siebie Polaków. Narodowy Spis Powszechny z 2021 r. podaje, że liczba osób na stałe zameldowanych w Polsce, które przebywają za granicą, wynosi 1 447 386 osób.
Ale sytuacja się zmieniła. Od 2018 r. jesteśmy państwem o dodatnim saldzie migracji, czyli więcej osób do naszego kraju przyjeżdża, niż z niego wyjeżdża. Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się zarówno powody zewnętrzne – jak wojny, kryzysy polityczne i humanitarne, a także zmiany klimatyczne – jak i wewnętrzne: olbrzymi sukces gospodarczy „europejskiego lidera wzrostu”, jak nazywa Polskę ekonomista prof. Marcin Piątkowski, niski poziom bezrobocia, integracja europejska czy stosunkowo niskie koszty życia, które ułatwiają oszczędzanie i przekazywanie pieniędzy do krajów pochodzenia.
Czy wiemy, ilu obcokrajowców mieszka w Polsce? Nie ma na to twardych danych, trzeba szacować. Monika Helak i Aleksander Szyszkowski, autorzy raportu Migranci w Polsce, wydanego w listopadzie 2022 r., na podstawie różnych dostępnych danych wskazują, że liczba 3,6 mln może być nieco zawyżona, ale jest dobrym punktem odniesienia6. To znaczyłoby, że populacja migrancka wynosi do 8–9% społeczeństwa. Większość – około 2 miliony – z tych osób pochodzi z Ukrainy, kilkaset tysięcy z Białorusi, a istotne w statystykach są też m.in. Gruzja, Filipiny, Indie, Uzbekistan czy Nepal.
Polska w statystykach wyróżnia się stosunkowo niską liczbą obywatelstw przyznawanych obcokrajowcom, relatywnie wysokim procentem udzielanej ochrony międzynarodowej (w 2022 r. było to 75%), a także dużą skutecznością w egzekwowaniu nakazu opuszczenia kraju (w 2022 r. było to 62%, gdy unijna średnia to ledwie około 20%).
Czego właściwie się boimy?
Skoro znamy dane, to pora zadać kolejne pytanie fundamentalne dla tego tekstu: czego w takim razie boimy się w migracyjnym widmie? Czy chodzi o kwestie kulturowe, społeczne, ekonomiczne, klasowe czy raczej moralne?
Przede wszystkim należy jasno postawić sprawę: boimy się tylko części migracji. W masowym obrazie migracji istnieją te „dobre” i te „złe”. Tych pierwszych najczęściej nie zauważamy. Nazywamy je mobilnością – wyjeżdżamy na studia, za pracą albo dlatego, że gdzieś jest przyjemniejszy klimat. Generujemy obroty handlowe, ruch na lotniskach i dworcach, poprawiamy nasze wykształcenie, uczestniczymy w programach wymiany. Słowem: realizujemy swoje marzenia.
Fałszywa jest alternatywa: bezpieczeństwo migrantów albo nasze. Potrzebujemy naszego wspólnego bezpieczeństwa i właśnie w takich kategoriach należy patrzeć na kryzys migracyjny
Druga grupa zawiera w sobie obrazki ze zdemolowanego w wyniku zamieszek Paryża, z porachunków gangów na przedmieściach Sztokholmu, a także z pontonów na Morzu Śródziemnym czy forsowanej granicy polsko-białoruskiej. Najczęściej kojarzona jest z „młodymi mężczyznami”, agresją i osobami o niebiałym kolorze skóry.
Oba te oblicza migracji istnieją i nawet jeśli w samym mechanizmie tego podziału możemy dostrzec niesprawiedliwość i odprysk podziału na uprzywilejowanych i defaworyzowanych, to nie powinniśmy zaprzeczać składowym tych opowieści.
Badanie Eurobarometru wskazuje, że 50% mieszkańców Unii Europejskiej pozytywnie ocenia wpływ migracji na ich bezpośrednie otoczenie i życie społeczne, a 47% jest odmiennego zdania. Europejski demos podlega więc w tym względzie równie silnej polaryzacji jak w wielu innych sferach życia społeczno-politycznego. Stawiam jednak tezę, że ten podział przebiega według mniej utartych schematów niż większość sporów światopoglądowych w świecie zachodnim, a stosunek do migracji idzie nieraz w poprzek typowych podziałów społecznych.
Europejczycy krytyczni wobec migracji obawiają się przede wszystkim o swoje poczucie bezpieczeństwa. Fala zamachów terrorystycznych sprzed dekady, inspirowana przede wszystkim ideologią państwa islamskiego, zapadła w pamięć mieszkańcom naszego kontynentu. I choć zagrożenie było relatywnie minimalne (wobec skali terroryzmu w innych częściach świata, a nawet w Europie poprzednich dekad), a w kolejnych latach jego zasięg spadał, to bezradność wobec bezwzględnej przemocy była niezwykle dojmująca.
Racje bezpieczeństwa są podnoszone również w odniesieniu do migracji wspieranych przez reżimy Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki. Presja na wschodnie granice Unii wywołana przez Rosję i Białoruś doprowadziła do zdecydowanej odpowiedzi Polski, krajów bałtyckich i Finlandii, które za pomocą różnych środków postanowiły odeprzeć tę formę ataku ze strony autorytarnych zbrodniarzy. Najbardziej popularnym rozwiązaniem okazała się budowa murów granicznych i uniemożliwianie – także za pomocą przemocy – migrantom przekraczania granicy w nieoznakowanych miejscach. Służby różnych krajów, w tym polskie, stosowały również – zabronione prawnie – push-backi, czyli wywózki osób za już przekroczoną granicę państwową.
Obawy o skutki migracji dotyczą też integracji osób przyjezdnych i ich dzieci, zwłaszcza gdy trafiają do Europy z innego kręgu kulturowego. Latem 2023 r. na ulice francuskich miast wyszli demonstrować, ale też plądrować, bić i niszczyć, młodzi ludzie urodzeni i wychowani we Francji. Zareagowali tak na zastrzelenie przez policjantów 17-letniego Nahela po tym, jak ten nie chciał poddać się kontroli drogowej i próbował przejechać policjanta. Rodzice wielu uczestników rozrób, często dużym kosztem własnym, wyjechali z Algierii czy Maroka, by zapewnić swoim dzieciom lepszą przyszłość. Te jednak nierzadko bardziej identyfikują się z krajami, które wcześniej opuścili ich rodzice. To spektakularna porażka francuskiej polityki asymilacji migrantów, na którą państwo wyłożyło już setki miliardów euro.
Ostatecznie Europejczycy boją się tego, co dobitnie przyznała w 2022 r. premierka Szwecji ze Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej, Magdalena Andersson: „integracja imigrantów nie powiodła się”7. Szefowa rządu jednego z najbardziej progresywnych krajów Europy o rozbudowanym systemie świadczeń socjalnych zareagowała tak na kolejną serię walk gangów ulicznych, tworzonych przez społeczności migranckie, a często sterowanych z ich krajów pochodzenia. Socjaldemokratów kosztowało to władzę, a nową większość rządzącą stworzyła prawica.
Przeoczenia i przekłamania sytych
Liczne obawy dotyczą też kwestii ekonomiczno-klasowych. Jak wskazują wszystkie dostępne statystyki, pozycja migrantów na rynku pracy jest niekorzystna. Społeczeństwa przyjmujące przybyszów oczekują od nich wdzięczności za możliwość rozpoczęcia nowego życia, a zatem i poświęceń. Chciałyby więc, aby przyjezdni pracowali, płacili podatki i najlepiej nie pobierali zbyt wielu świadczeń społecznych. Nowi mieszkańcy według tych wyobrażeń powinni też wykonywać najsłabiej opłacane prace, a także zawody, których miejscowi „nie chcą” już się podejmować – chodzi m.in. o opiekę nad seniorami, sprzątanie, proste usługi.
Problem z takim rozumowaniem jest wieloraki. Po pierwsze obiektywnie sytuacja ludzi w drodze jest na rynku pracy z góry utrudniona ze względu na gorszą znajomość języka, zwyczajów i kultury nowego kraju zamieszkania, a także niższy kapitał społeczny. To wszystko stanowi próg wejścia, który wielu trudno przekroczyć. Dlatego wskaźnik zatrudnienia dla obywateli UE przekracza 74%, a wśród nieobywateli 59,1%. Ci drudzy mają też statystycznie gorsze wykształcenie i są wyraźnie bardziej narażeni na biedę i wykluczenie społeczne8.
W efekcie migranci znacznie częściej od innych pracują poniżej swoich kwalifikacji, a zjawisko to jest szczególnie silne w krajach z największą liczbą przybyszów. Znacznie częściej od innych skarżą się także na dyskryminację w miejscu pracy i częściej wskazują swoje pochodzenie jako powód złego traktowania9. Wiemy też, że praca poniżej własnego wykształcenia jest czynnikiem prowadzącym do kryzysów i chorób psychicznych, a na dodatek wiąże się też zazwyczaj z niskimi zarobkami, a zatem i trudnymi warunkami bytowymi.
A mowa przecież tylko o tych, którzy regularnie pracują. Wielu innych żyje albo z mniejszych prac dorywczych, albo ze wsparcia systemu socjalnego. Jeszcze kolejni trafiają do szarej strefy lub wprost dołączają do działalności nielegalnej, która jest dla nich łatwo dostępna, a do tego nie wymaga znajomości języka i kultury kraju, do którego trafili, bo prowadzą ją inni imigranci.
W całym tym schemacie istnieje jeszcze jedno subtelne przeoczenie lub przekłamanie. Mianowicie tak naprawdę nie ma prac, których miejscowi „nie chcą” wykonywać. Oczywiście wraz z podniesieniem się poziomu wykształcenia i życia w Europie na najsłabiej opłacanych stanowiskach bywają wakaty (w skali całej Unii to ok. 3% miejsc pracy przy 6-procentowej stopie bezrobocia). Jednak zawsze istnieje przecież grupa ludzi, którzy z najróżniejszych powodów (i lenistwo na pewno nie jest tu kluczowym czynnikiem) nie będą zdobywali wyższego, ani nawet średniego wykształcenia. Tymczasem to oni, pracownicy usług i osoby na niższych stanowiskach w korporacjach, będą konkurowali na rynku pracy z imigrantami.
W praktyce wszystkie te osoby trafiają do pułapki klasowej, zastawionej na nich przez złe polityki migracyjne i mechanizmy rynkowe. Silna konkurencja o miejsca pracy i zasoby obniża tempo wzrostu płac. Migranci na dodatek nie są uzwiązkowieni, co osłabia całe branże, do których trafiają. Pojawia się więc złość, żal i gniew wobec tych, którzy zaburzyli balans w relacjach pracowniczych.
Jakby tego było mało, system pozwoleń na pracę de facto związuje pracownika z pracodawcą, co tworzy przestrzeń do nadużyć ze strony pracodawców, którzy poniekąd stają się panami i władcami przyjezdnych. Ich decyzja o rozwiązaniu umowy może być wyrokiem dla pracownika i zmusić go do powrotu do kraju pochodzenia. Tak oto biedni biednieją, a bogaci korzystają z benefitów migracyjnej konkurencji na rynku pracy.
Wszystkiemu winna migracja?
Komisja Europejska pracuje aktualnie nad ułatwieniem procedur uzyskiwania pozwolenia na pracę i osiedlenie. Chodzi o to, by Europa skuteczniej konkurowała z innymi wielkimi gospodarkami o pracowników z konkretnych sektorów i branż. Związki zawodowe i międzynarodowe organizacje pozarządowe ostrzegają jednak, że zmiany nie mogą być tylko serią ułatwień dla pracodawców, ale muszą wzmocnić podmiotowość pracowników na rynku. Docelowo należy według nich zrównać prawa pracowników migracyjnych i rodowitych, by mogli oni wspólnie występować w swojej sprawie10.
W przeciwnym razie czeka nas dalsza rywalizacja, która będzie politycznym prezentem dla rasistów i ksenofobów w dyskusji o migracjach. Czy opowiedzą oni o niezdrowych mechanizmach nieregulowanego kapitalizmu? Nie, będą podkreślali kraj pochodzenia, kolor skóry czy religię przybyszów. I będą w tym skuteczni, ponieważ dobrze wiedzą, jak powstają stereotypy: do prostej cechy kategorialnej (czyli widocznej gołym okiem, np. koloru skóry) przypisuje się zestaw negatywnych cech moralnych. Gdy trzeba wyjaśnić sobie jakieś zjawisko, taki mechanizm jest znacznie prostszy do zrozumienia i akceptacji niż analizowanie niezdrowych cech rynku pracy.
Zresztą psychologia także na inne sposoby gra na korzyść rasistów i ksenofobów. Gdy pod koniec listopada 2023 r. mężczyzna w Dublinie zaatakował nożem dzieci i ich opiekunkę, na ulicach stolicy Irlandii wybuchły olbrzymie zamieszki inspirowane przez skrajną prawicę. Starcia eskalowały po ujawnieniu faktu, że podejrzany napastnik – obywatel Irlandii – urodził się w Algierii. A zatem wszystkiemu winna migracja?
Nie. Napastnika, którego motywów w momencie pisania artykułu nie znamy, zatrzymał brazylijski dostawca jedzenia. Jednak ludzka pamięć zazwyczaj pamięta błędne doniesienia medialne, a niekoniecznie ich sprostowania. Internet zdążył nawet już wskazać nieprawdziwego napastnika – innego Algierczyka z pochodzenia, na szczęście policji udało się sprawę zdementować, zanim doszło do linczu.
Nie będzie skutecznej migracji, jeśli najbiedniejsi będą walczyli z migrantami o podstawowe dobra. Na ławeczce dobrobytu miejsce dla jednych i drugich powinni zrobić najbogatsi
Warto przypomnieć, że podobna sytuacja miała miejsce w Polsce, gdy 8 maja 2022 r. mężczyzna został zamordowany na warszawskim Nowym Świecie. Internet huczał od przypuszczeń, że napastnikiem był Ukrainiec. To wtedy prezes Ordo Iuris, Jerzy Kwaśniewski, napisał na Twitterze: „Zabójstwo na Nowym Świecie. No to weszliśmy do Europy. Teraz: albo polityka zero tolerancji i zero politycznej poprawności, albo równia pochyła ku no-go zones i tolerowanej przemocy. Jesteśmy w Ordo Iuris gotowi udzielić pomocy prawnej rodzinie ofiary. To ważny precedens”. Niedługo później okazało się jednak, że sprawcy byli Polakami…
Można przypuszczać, że tamta historia wzmocniła niechęć do Ukraińców w Polsce, bo samo podejrzenie zostawia ślad w pamięci. To w ogóle dotyczy całego zjawiska migracji – każda negatywna informacja bywa zapamiętywana łatwiej niż pozytywna. W psychologii nazywa się to asymetrią pozytywno-negatywną. W skrócie: bardziej boli nas zgubienie stuzłotowego banknotu niż cieszy znalezienie takiego.
To dlatego problemy z migracjami często bywają wyolbrzymiane. Niedawno mieszkańcy czeskiej Pragi przekonywali mnie, że w ich kraju mieszkają już trzy miliony Ukraińców. Realnie jest to nieco ponad 10% tej liczby. Choć ci prażanie się mylą, to ich subiektywnego poczucia nie należy lekceważyć – ono mówi nam o poziomie zmęczenia i obaw o przyszłość.
Na kim ciąży odpowiedzialność?
Jak wobec tego postępować wobec migracji? Jak rozdzielić realne zagrożenia, które mogą być związane z masową migracją, od błędnych polityk publicznych, wyzysku i uprzedzeń?
Należy chyba zacząć od tego, że suma zasobów, jakimi dysponujemy jako wspólnota polityczna, jest skończona. Mowa o tak podstawowych dobrach, jak liczba mieszkań, miejsc w żłobkach i przedszkolach czy lekarzy w szpitalach. Dlatego przyjazd migrantów jest dodatkowym elementem nacisku na coraz bardziej przeciążone elementy europejskiego państwa dobrobytu.
To, co przez dekady budowało europejskie soft power i poprawiało jakość życia mieszkańców kontynentu, zmaga się dziś z wielkimi trudnościami. Objętość tego tekstu nie pozwala, by je analizować, ale kryzys usług publicznych czy długie kolejki do lekarzy nie są dziś cechami biedniejszych państw, lecz całego kontynentu. Okazało się też, że prywatyzacja elementów państwa dobrobytu nie rozwiązuje tych problemów, a według części ekspertów dodatkowo napędza negatywne skutki migracji – tak miało być między innymi w Szwecji, gdzie sprywatyzowano elementy systemu edukacji.
I tu dochodzimy do fundamentalnego pytania o przyszłość Europy: czy wobec masowego pojawiania sią nowych mieszkańców jesteśmy w stanie utrzymać europejskie państwo dobrobytu? I po drugie: czy będziemy potrafili godzić uniwersalność praw człowieka z migracjami na dużą skalę?
Na pierwsze pytanie należy chyba odpowiedzieć następująco: bez przybyszów na pewno państwa dobrobytu nie będziemy w stanie utrzymać. Decyduje o tym demografia. Według prognoz GUS liczba ludności Polski w 2060 r. będzie wynosić w pesymistycznym wariancie 26,7 mln, a w optymistycznym – 34,8 mln osób, czyli spadnie o kilka lub kilkanaście milionów w ciągu najbliższych dekad! Prognozy europejskie sugerują z kolei spadek liczby ludności krajów obecnej UE o 11 mln.
Bez migrantów nie będziemy mieli wystarczająco dużo lekarek, pielęgniarzy, nauczycielek czy urzędników, by utrzymać działanie wszystkich instytucji. Nie wystarczy też pracowników, by zapewnić stały dopływ pieniędzy do systemu emerytalnego. Nowe technologie, sztuczna inteligencja i robotyzacja mogą w tych kwestiach być częścią rozwiązania, ale nie można zakładać, że wystarczającą.
To jednak niepełna odpowiedź na omawiany tu dylemat. Jeśli społeczeństwa i politycy staną przed dylematem: bezpieczeństwo albo demografia, to wybiorą bezpieczeństwo. Dlatego politycy krajowi i europejscy muszą robić wszystko, by przeciwdziałać negatywnym skutkom migracji i wzmacniać te pozytywne. Instytucje europejskie prowadzą wyścig z czasem, by do końca obecnej kadencji europarlamentu w połowie 2024 r. wdrożyć w życie Nowy Pakt o Migracji i Azylu. To kompleksowy pakiet rozwiązań, które mają na celu m.in. poprawę integracji, ograniczenie nieregularnych migracji, rozwój i promocję legalnych możliwości przemieszczania się, uproszczenie procedur.
Warto też pamiętać, że o ile na decyzję migracyjną wpływa przede wszystkim perspektywa poprawy bezpieczeństwa i jakości życia, o tyle – jak sugerują naukowczynie z Uniwersytetu Southampton – konkretny kierunek wyjazdu wybierany jest przede wszystkim pod kątem sieci społecznych. Ludzie w drodze zastanawiają się, czy w nowym miejscu będzie na nich czekała otwarta społeczność – jeśli nie rodzina, to może znajomi, rodacy?11 Znamy to przecież dobrze z historii polskiej emigracji – nieprzypadkowo Chicago było uznawane niegdyś za drugie największe polskie miasto.
Dlatego kluczowe jest przyjmowanie migrantów przez obustronną edukację międzykulturową w instytucjach: przede wszystkim mediach, szkolnictwie i miejscu pracy. Warunkiem koniecznym powinno być też poznanie języka kraju, do którego trafiają nowi mieszkańcy. Należy zadbać o konkretne obszary społeczeństwa, w których integracja (dwustronna!) przybyszów i społeczności lokalnych odbywa się wzorcowo, a następnie traktować je jako skalowalny model. Zaadaptowani przybysze mogą potem być wartościowym zasobem w przyjmowaniu kolejnych osób.
Przy tym temacie warto też pamiętać o wspomnianej skończoności zasobów. Krótko mówiąc: nie będzie skutecznej migracji, jeśli najbiedniejsi będą walczyli z migrantami o podstawowe dobra. Na ławeczce dobrobytu miejsce dla jednych i drugich powinni zrobić najbogatsi, a także największe instytucje: finansowe, społeczne i religijne. To na nich ciąży odpowiedzialność.
Potrzebujemy wspólnego bezpieczeństwa
Drugie fundamentalne pytanie dotyczy praw człowieka. Niestety sytuacja na zewnętrznych granicach „twierdzy Europa” jest pod tym względem fatalna. W drodze do Europy zginęły dziesiątki tysięcy ludzi, z czego kilkadziesiąt w polskich lasach. Unia stara się – i słusznie – kontrolować nieregularne migracje. Jednak robi to w sposób, który często godzi w fundament tego, czym sama jest – organizacją demokratycznych państw, przestrzegających uniwersalnych praw człowieka.
Podpisywanie umów z krajami ościennymi, by te w zamian za pieniądze i inwestycje powstrzymywały osoby w drodze, kończy się niewolnictwem, przemocą i służy lokalnym watażkom do budowania wielkich bogactw – tak jest na przykład w Libii. Push-backi i inne formy łamania praw migrantów dzieją się z kolei bezpośrednio za sprawą działań europejskich służb.
Na horyzoncie nie widać łatwych rozwiązań tej kwestii. Na pewno jednak trzeba skończyć z traktowaniem organizacji ratujących życie osób w drodze jako zła koniecznego. Ich działalność należy doceniać i wspierać. Jednocześnie trzeba ją regulować, by nie stała w sprzeczności z przestrzeganiem europejskiego prawa azylowego.
Dlatego trzeba dołożyć wszelkich starań, by odbudować zaufanie między przedstawicielami służb mundurowych a aktywistami i wykorzystać doświadczenie jednych i drugich do tworzenia odpowiednich procedur. Także po to, by wspólnie walczyć z największym zagrożeniem, czyli działalnością przemytników. To oni – nie europejscy funkcjonariusze – są w pierwszej kolejności winni śmierci migrantów. Widzę ich na ławie oskarżonych zaraz obok zbrodniarzy i morderców, którzy prowadzą wyniszczające wojny w różnych częściach świata, co zmusza ludzi do ucieczki.
To właśnie los tych uciekających, a pełnych nadziei ludzi jest w tej sprawie najbardziej zagrożony. Nie mam wątpliwości – i mogę to powiedzieć w imieniu środowiska „Więzi” – co do potrzeby uważnego zatroszczenia się o prawa migrantów jako grupy osób szczególnie narażonych na przemoc, handel ludźmi i liczne przestępstwa w nich wymierzone.
Jednocześnie uważam, że fałszywą alternatywą jest budowanie przeciwieństwa: ich bezpieczeństwo albo nasze. Potrzebujemy naszego wspólnego bezpieczeństwa i właśnie w takich kategoriach należy patrzeć na kryzys migracyjny. Nawet jeśli dla jednych oznacza on duży napływ przybyszów do Europy, a dla innych stan, w jakim znajduje się każda osoba w drodze.
Bezpieczeństwa nie zagwarantują enklawy – czy to dla bogatych, czy dla migrantów. Bezpieczeństwo albo będzie wspólne, albo go nie będzie. Nie ma co uciekać od (tego) widma. Trzeba je oswoić.
1 T. Mazowiecki, Powrót do najprostszych pytań, „Więź” 1973, nr 2.
2 T. G. Ash, Europe’s problem? It’s too attractive, „Financial Times” 24.11.2023.
3 Zob. https://sjp.pwn.pl/szukaj/migracje.html [dostęp: 30.11.2023].
4 Przyglądam się danym Eurostatu, https://ec.europa.eu/eurostat/web/migration-asylum [dostęp: 30.11.2023].
5 Annual Report on Migration and Asylum, home-affairs.ec.europa.eu/system/files/2023-07/00_eu_arm2022_report.pdf [dostęp: 30.11.2023].
6 M. Helak, A. Szyskowski, Migranci w Polsce, 2022
7 Zob. Reuters, https://www.reuters.com/world/europe/swedish-pm-says-integration-immigrants-has-failed-fueled-gang-crime-2022-04-28 [dostęp: 30.11.2023].
8 Zob. Eurostat, https://ec.europa.eu/eurostat/documents/4187653/15387581/Migrant_Integration_A4_V5.jpg [dostęp: 30.11.2023].
9 Zob. Eurostat, https://ec.europa.eu/eurostat/web/products-eurostat-news/-/ddn-20221018-3 [dostęp: 30.11.2023].
10 Zob. Break the chain of dependency and promote equal treatment of migrant workers, https://www.etuc.org/sites/default/files/document/file/2023-11/Joint%20Statement_Revision%20of%20the%20SPD_15%20Nov.pdf [dostęp: 30.11.2023].
11 Zob. J. Wahba, V. Di Iasio, https://theconversation.com/hotels-and-employment-arent-major-pull-factors-for-refugees-heres-what-really-draws-people-to-move-211796 [dostęp: 30.11.2023].
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” zima 2023 jako część bloku tematycznego „Jaka polityka migracyjna”.
Pozostałe teksty bloku:
„Prawa człowieka czy prawa obywatela Zachodu?”, Dobrosław Kot w rozmowie z Karolem Grabiasem
„Jak mądrze tworzyć politykę migracyjną?”, rozmawiają ks. Janusz Balicki, Maciej Duszczyk, Marta Jaroszewicz i Ewa Buczek