Jesień 2024, nr 3

Zamów

Karmel jako Egipt. Adwent ze św. Teresą (3)

Teresa od Dzieciątka Jezus, 1894. Fot. Céline Martin / Wikimedia Commons

„Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a zdobędziesz miłość” – podpowiada św. Jan od Krzyża. Nawet w duchowej „niewoli egipskiej” nie jesteśmy skazani na bezsens egzystencji.

Dotychczasowe odcinki cyklu „Adwent ze św. Teresą” można przeczytać tutaj.

Wyjście z Ur Chaldejskiego nie zakończyło wędrowania Abrahama i jego potomstwa. Przyszedł moment, gdy trzeba było kolejny raz wyruszyć w podróż. Niespełnione oczekiwania wobec ziemi obiecanej sprawiły, że Izrael został wrzucony w rolę migrantów poszukujących ratunku poza granicami własnej ojczyzny.

Teresa musiała stale znosić urągania przeoryszy. Zanotowała: „Byłam łajana prawie stale”

Mateusz Filipowski OCD

Udostępnij tekst

Egipt miał być miejscem gościnnym oraz bezpiecznym schronieniem. Miał być… Ale okazał się śmiertelną pułapką, w której wiara Izraela w obietnice Boga została wystawiona na próbę. Jednak zgodnie z Bożą obietnicą – „Idź bez obawy do Egiptu, gdyż uczynię cię tam wielkim narodem. Ja pójdę tam z tobą i ja stamtąd cię wyprowadzę” (Rdz 46,1-4) – próba ta ostatecznie okazała się kamieniem węgielnym dla tożsamości całego narodu wybranego.

Ale co to ma wspólnego z naszą nastolatką z Normandii? Jaki był jej duchowy Egipt? Jak przeszła tę próbę? Czego się nauczyła?

Klasztorna sentymentalność i brutalność

9 kwietnia 1888 r., mając piętnaście lat, Teresa Martin przekroczyła klauzurę Karmelu w Lisieux. Miejsce, do którego zmierzała z tak wielką determinacją, okazało się dla niej o wiele bardziej Egiptem niż ziemią opływającą w mleko i miód. Już o samym początku swego karmelitańskiego życia Teresa napisała: „moje pierwsze kroki spotkały więcej cierni niż róż!”[i].

Spotkała w Karmelu 26 sióstr, które w większości pochodziły ze wsi i otrzymały niewielkie wykształcenie (lub nie miały żadnego). Przeciętny był i poziom intelektualny sióstr, i poziom ich ludzkiej formacji. W surowości klasztornych obyczajów z jednej strony panował duch wiary i pełnej oddania miłości, a z drugiej – zazdrość, zgorzknienie i niezadowolenie z nieudanego życia.

Motywy wstępowania do klasztoru nie zawsze były duchowe. Część sióstr myślała o bezpiecznym „utrzymaniu” i powadze szaty zakonnej, część uciekała przed pozbawionym radości życiem „starej panny”. Stąd ta mieszanka sentymentalności i brutalności, miłości i wyrafinowanej złośliwości. Nowicjuszka przez wiele miesięcy musiała znosić szydercze komentarze związane ze źle skrojonym i fatalnie na niej leżącym habitem.

Olśniewająca dyktatorka

Klimat każdego autonomicznego karmelitańskiego klasztoru w dużym stopniu zależny jest od osobowości, ducha i stylu siostry pełniącej urząd przeoryszy. W Lisieux była to matka Maria od św. Gonzagi, która była postacią charyzmatyczną, ale w swoim despotyzmie nie znosiła żadnego sprzeciwu.

Teresa w swojej autobiografii tak ją wspomina: „miała mało czasu, aby się mną zajmować. Wiem, że bardzo mnie kochała i mówiła o mnie wszystko, co dobre, jednakże Dobry Bóg pozwolił, że bezwiednie była dla mnie BARDZO SUROWA”[ii]. Słowo „bardzo” jest podkreślone dwa razy, natomiast „surowa” – trzy razy. To jedyny przypadek w Rękopisie A, gdy Teresa podkreśla jakiś wyraz trzy razy. Co może się kryć pod określeniem „bardzo surowa”?

Matka Maria od św. Gonzagi przedstawiana jest przez biografów Teresy jako wielka dama, wspaniałomyślna i dzielna, uparta i kapryśna, ciągle ulegająca pokusie, by pogardzać zbyt posłuszną trzodą, która tak gorliwie zabiegała o jej względy – i w ten sposób samą siebie skazywać na osamotnienie. Była niczym zgorzkniała księżna, która musiała się czuć jak orzeł w kurniku.

Jej styl rządzenia był chaotyczny, wahał się między tyrańską kontrolą a luźną tolerancją. Była dyktatorska, a zarazem olśniewająca. Niesprawiedliwa i czarująca, żądna władzy, a w głębi serca złakniona miłości i akceptacji. Bardzo inteligentna, ale również nieopanowana i impulsywna. Potrafiła wydawać polecenia, o których następnego dnia już nie pamiętała. Jednej zakonnicy na coś pozwalała, innej kategorycznie tego samego zabraniała.

Gdy w odwiedziny przychodziła rodzona siostra przeoryszy – nieszczęśliwie zamężna hrabina – karmelitanki stawały się pokojówkami. Wysoko postawionym gościom miały naprawiać bieliznę, wyszywać ozdobne kołderki i kopiować rodzinne portrety. Pewnego razu Teresa późnym wieczorem otrzymała polecenie, by zrobiła klosz do lampy, ponieważ hrabina uważa, że światło nocnej lampki jest zbyt rażące. Młoda karmelitanka zareagowała z wielką złością (ponoć nawet zdarzyło się jej przekląć pod nosem); była w tym czasie przemęczona, chora i gorączkowała. Świadomie jednak potraktowała to polecenie jako okazję do przezwyciężenia własnej drażliwości – na rzecz miłości służebnej.

W pewnym momencie swojego ciężkiego życia w klasztorze Teresa uświadomiła sobie, że „doskonała miłość to znosić wady bliźnich, nie dziwić się ich słabościom”

Mateusz Filipowski OCD

Udostępnij tekst

Wielkim wyzwaniem dla Teresy był sam stosunek przeoryszy do niej. Znacząca jest wypowiedź przełożonej o Teresie: „Dusza takiego formatu nie może być traktowana jak dziecko!”. Instynktownie wyczuwała wewnętrzny sprzeciw swojej najmłodszej podwładnej. Miała świadomość, że to dziecko to jedyna osoba w klasztorze, która posiada ducha walki podobnego do niej. Wypowiedziała Teresie przemyślną małą wojnę. Nastolatka musiała stale znosić urągania, zamiast pochwał otrzymywała sarkastyczne komentarze. Zanotowała: „Byłam łajana prawie stale”[iii].

Cud, że klasztor się nie przewrócił

Sytuacja stała się szczególnie trudna dla Teresy, gdy na urząd przeoryszy wybrano jej rodzoną siostrę. Doprowadziła do tego matka Maria, sądząc, że łatwo poradzi sobie z młodszą od siebie siostrą i bez uszczerbku na swym autorytecie za trzy lata powróci na urząd. Jednak matka Agnieszka zaczęła rozwijać swój własny styl rządzenia Karmelem, wprowadzając zmiany.

W klasztorze rozpoczęło się istne piekło. Obrażona Maria knuła intrygi przeciw swej następczyni, udaremniała jej decyzje i po trzech latach doprowadziła do ponownego wybrania jej na przełożoną. Teresa zaś trzeźwo to komentowała: „Cały klasztor idzie jakby po napiętej linie, dobry Bóg w każdym momencie sprawia prawdziwy cud, że się jeszcze nie przewrócił”.

Od samego początku życia zakonnego doświadczała też niechęci otoczenia. Współsiostry były rozdrażnione jej ustępliwością, równowagą i nieustanną wdzięcznością. Niektóre uważały ją za wielką niezdarę, niezdolną nawet do najprostszych posług. Wbrew prawu zakonnemu, nigdy nie włączono Teresy do głosującego gremium, ze względu na obecność jej dwóch rodzonych sióstr w Karmelu. Obawiano się zbyt wielkich wpływów „klanu Martin”. Złośliwości kwitły także gdy w życiu Teresy pojawiła się choroba i musiała przebywać w infirmerii. Zarzucano jej nawet, że jest rozpieszczana i specjalnie traktowana.

Wspólnotę Karmelu w Lisieux cechowały również – zgodnie z duchem epoki – jansenistyczne lęki oraz rygor. Teresa dojrzewała zatem w klasztorze, który miał być jej bezpiecznym domem, a okazał się polem nieustannego zmagania. Ona jednak na tę „przemoc faraona” odpowiedziała duchem miłości.

Niepozorność jako wytchnienie

Duchowość Teresy nie polega na przeżywaniu rzeczy nadzwyczajnych. To duchowość uświęconego, ale powszedniego dnia. Zamiast marzyć o mistycznych wzlotach Teresa wykonywała z miłością to, co zwyczajne i proste. Nie snuła wielkich planów na przyszłość, lecz konsekwentnie i odważnie czyniła następny krok w codziennym życiu. Była bardzo konkretna w przeżywaniu rzeczywistości.

Jej powszednie życie to przede wszystkim niezliczone okazje do tego, aby dopuścić do głosu miłość – zgodnie ze słowami: „Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4,20). Dla Teresy miłość bliźniego jest najwyższą formą miłości Boga, o jakiej człowiek może zaświadczyć! Przy czym miłość bliźniego jest konkretna. To nie abstrakcyjna i odległa idea, lecz relacja do wspólnoty, w której się żyje. Miłość zawsze posiada imię drugiego, napotkanego Ty.

Teresa w pewnym momencie swojego życia uświadomiła sobie, że „doskonała miłość to znosić wady bliźnich, nie dziwić się ich słabościom, budować się najdrobniejszymi aktami cnót, gdy widzimy, że je praktykują”[iv]. Przede wszystkim jednak zrozumiała, „że miłość bliźniego nie powinna pozostać zamknięta w głębi mojego serca”[v]. Ofiarowała więc swym siostrom głębokie zrozumienie, wyrozumiałość oraz serdeczną akceptację.

Jej miłość była dyskretna. Teresa wystrzegała się, aby nie wzbudzać sobą zainteresowania otoczenia. Prowadziła monotonne i niepozorne życie – do tego stopnia ukryte, że aż do ostatnich dni jej życia współsiostry uważały ją za osobę przeciętną, bez większych duchowych potrzeb czy pragnień. A dla niej ta niepozorność była rodzajem wytchnienia. Niczego bowiem tak bardzo nie znosiła, jak pseudopobożnych ofiarnych dusz, ogarniętych własną manią.

Swoboda wyboru własnej drogi

Św. Bazyli Wielki zadał kiedyś pytanie napotkanemu anachorecie: „Pustelniku, powiedz mi, komu umywasz nogi?”. Teresa doskonale wiedziała, że atrybutami miłości są ręcznik oraz miednica z wodą. Miała świadomość, że bez tej służebnej miłości ryzykujemy popadnięcie w pseudomistycyzm.

W naszym życiu często ulegamy pokusie podpowiadającej, że nie da się prowadzić życia duchowego w tym miejscu, w obecności tych konkretnych ludzi oraz w tak „złych” warunkach. Te sytuacje to nasze duchowe niewole egipskie. Owszem, taki Egipt nie jest ojczyzną, nawet nie jest gościnną przystanią. Ale to nie oznacza, że serce ludzkie jest pozbawione zdolności kochania.

„Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a zdobędziesz miłość” – podpowiada św. Jan od Krzyża. Być może trafiłeś na sytuację, w której bicz faraona, głodowe racje, śmierć synów oraz zapach wypalanej cegły są dla Ciebie istnym piekłem. Lecz czy to oznacza, że jesteś skazany na bezsens egzystencji? Zawsze mamy możliwość opowiedzenia się po stronie miłości.

Na dnie samego piekła, w obozie Auschwitz-Birkenau, Viktor Frankl odkrył, że człowiek ze swej natury jest istotą niepodległą do samego końca. Obserwując współwięźniów dzielących się ze sobą ostatnimi kawałkami chleba, zanotował: „Stanowią wystarczający dowód, że człowiekowi można odebrać wszystko z wyjątkiem jednego – ostatniej z ludzkich swobód: swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi”[vi].

Pośrodku swojego osobistego Egiptu Teresa również odkryła, że posiada swobodę wyboru własnej drogi. Wobec współsióstr mogła postępować zgodnie z zasadą „oko za oko, ząb za ząb”, a jednak zdecydowała się wybrać ewangeliczną drogę błogosławieństw oraz pokornej miłości. W rękopisie M zapisała: „Miłość dała mi klucz do mego powołania… O Jezu, Miłości moja… nareszcie znalazłam moje powołanie, MOIM POWOŁANIEM JEST MIŁOŚĆ!”[vii].

Słuchaj też na SoundcloudYouTube i w popularnych aplikacjach podcastowych

Autorytet serca, nie ślepe posłuszeństwo

I jeszcze na koniec uwaga dotycząca kontekstu czasowego. Patrząc na opisywane wyżej codzienne życie sióstr, nie sposób nie zauważyć, że wiele ówczesnych postaw dotyczących przeżywania ślubu posłuszeństwa oraz rozumienia cnoty pokory budzi nasze najpoważniejsze zastrzeżenia. Wiele z tych sytuacji ociera się o fałszywe rozumienie pokory, ślepe posłuszeństwo, przemocowy model sparowania władzy.

Musimy jednak mieć na uwadze, że Teresa jest dzieckiem swojej epoki. Skoro i nam, w XXI wieku przychodzi nadal zmagać się z analogicznymi patologiami, to cóż dopiero oczekiwać od ludzi w czasach, gdy były to niemalże modelowe wzorce postępowania.

Teresa jednak wielokrotnie udowadnia swoim życiem, że nie akceptuje takich dróg. Na przykład wtedy, gdy posiadając „władzę” nad powierzonymi sobie nowicjuszkami, sięga po autorytet serca, a nie ślepe posłuszeństwo. Jednocześnie korzysta z dostępnych dla niej narzędzi radzenia sobie z sytuacjami wymierzonymi bezpośrednio w nią samą.

Proponowana przez św. Teresę droga ufności – zawierzenie Bogu, przeżywanie cierpienia z Jezusem, cierpliwe znoszenia wad innych – nie stoi w sprzeczności z postawą dochodzenia sprawiedliwości, nierezygnowania ze swoich podstawowych praw czy niezgody na dziejącą się wokół krzywdę czy przemoc.

Wesprzyj Więź

Następna część cyklu „Adwent ze św. Teresą” – w niedzielę 17 grudnia 2023 r.

Przeczytaj także: Mistyka codzienności


[i] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, „Dzieje duszy”, Poznań 2005, A 69 v.
[ii] „Dzieje duszy”, A 70 v.
[iii] Cyt. za: Joanna Petry Mroczkowska, „Teresa z Lisieux. Siostra wierzących i wątpiących”, Kraków 2012, s. 86.
[iv] „Dzieje duszy”, G 12 r.
[v] Tamże.
[vi] Viktor Frankl, „Człowiek w poszukiwaniu sensu”, Warszawa 2019, s. 109.
[vii] „Dzieje duszy”, M 3 v.

Podziel się

12
6
Wiadomość

„A dla niej ta niepozorność była rodzajem wytchnienia. Niczego bowiem tak bardzo nie znosiła, jak pseudopobożnych ofiarnych dusz, ogarniętych własną manią.”

Cenna, trafna, inspirująca ta … MANIA (PSEUDO)POBOŻNOŚCI.
Jestem wdzięczny za możliwość przeczytania ie tylko tego fragmentu ALE I … CAŁEGO TEKSTU .
Pozdrawiam

Gdy jako licealistka po raz pierwszy czytałam rękopisy Teresy, wielu rzeczy – co oczywiste – nie dostrzegałam. Teresa towarzyszy mi od prawie czterdziestu lat, coraz to inaczej, coraz głębiej. Jestem wdzięczna papieżowi Franciszkowi, jestem wdzięczna ojcu Mateuszowi!