Jesień 2024, nr 3

Zamów

Czy papież Franciszek zmienia doktrynę?

Franciszek na konsystorzu 2 października 2023 r. Fot. Mazur / cbcew.org.uk

Choć niektórym wydaje się, że za obecnego pontyfikatu kruszy się wszystko, to jednak kruszy się tylko pewna i tak zmurszała forma – otwierając drogę do odnowienia fundamentów naszej wiary.

Zredagowany i uzupełniony tekst wystąpienia wygłoszonego 16 listopada 2023 r. w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi podczas IV Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej z cyklu „Evangelii gaudium”. „Więź” należała do grona patronów medialnych konferencji.

10 lipca 2023 r. pięciu kardynałów – Walter Brandmüller, Raymond Leo Burke, Juan Sandoval Íñiguez, Robert Sarah i Joseph Zen Ze-kiun – skierowało do papieża tzw. dubia, czyli wątpliwości dotyczące jego wypowiedzi i działań. Franciszek odpowiedział, a kardynałowie – nieusatysfakcjonowani tą reakcją – 21 sierpnia opublikowali krytyczny komentarz i ponowili swoje dubia, tyle że w nieco zmienionej formie. 2 października kardynałowie wystosowali powiadomienie skierowane do wiernych. Następnego dnia Franciszek publicznie im odpowiedział (zob. tutaj).

Franciszek nie zmienia kościelnej doktryny. On odnawia jej rozumienie

Ks. Jan Słomka

Udostępnij tekst

Ta polemika dobrze ujmuje teologiczny aspekt sporów i podziałów, jakie teraz przeżywa nasz Kościół. Albo lepiej powiedzieć: ich teologiczny fundament, gdyż bez zrozumienia teologicznego wymiaru tego sporu nie zrozumiemy samego sporu; nie pojmiemy, dlaczego jest on tak głęboki i trudny. Dlatego dobrze, że te teksty zostały opublikowane.

Do teologów należy komentowanie i opisanie teologicznej natury sporu między kardynałami a Franciszkiem oraz różnic, jakie zostały w bardzo zwięzłej formie wyrażone w tej korespondencji. Ograniczę się tu do jednego wątku: pytania o to, czym jest doktryna. Według mnie jest to kwestia fundamentalna i dopiero dobre zrozumienie tego wątku umożliwia dyskusję w pozostałych kwestiach.

Nie tylko albo-albo

Dubium nr 1 z 10 lipca brzmi: „Czy Objawienie Boże w Kościele powinno podlegać reinterpretacji zgodnie ze zmianami kulturowymi naszych czasów i zgodnie z nową wizją antropologiczną, którą owe zmiany promują; czy też Objawienie Boże jest wiążące na zawsze, niezmienne, i dlatego nie można mu zaprzeczyć”?.

Po pierwszej odpowiedzi Franciszka kardynałowie w wypowiedzi z 21 sierpnia zrezygnowali z odwoływania się do niezmiennego Objawienia, ale nadal poruszają się wewnątrz tego samego paradygmatu, co potwierdzają w „Powiadomieniu skierowanym do wiernych” z 2 października: „Zapoznawszy się z jego listem, który nie odpowiadał praktyce responsa ad dubia [odpowiedzi na pytania], przeformułowaliśmy dubia, aby uzyskać jasną odpowiedź opartą na odwiecznej doktrynie i dyscyplinie Kościoła”.

Uwydatniona fraza „odwieczna doktryna” jeszcze mocniej podkreśla niezmieniony sposób myślenia kardynałów. W ich ujęciu już nie tylko Objawienie, ale sama doktryna uzyskuje przymiotnik, który w ramach scholastyki przysługuje zasadniczo Bogu – „odwieczny”, niezmienny.

3 października 2023 r. Franciszek opublikował obszerną odpowiedź. Kardynałowie byli zawiedzeni, gdyż faktycznie Franciszek odmówił przyjęcia narzucanej przez nich perspektywy. Dlatego zatrzymam się przy tej pierwszej wypowiedzi.

Kardynałowie wyraźnie wskazują tylko dwie możliwości i prosta odpowiedź na pytanie musiałaby być przyjęciem jednej z nich: albo wierność niezmiennemu Objawieniu albo uleganie duchowi naszych czasów, zmienianie doktryny pod dyktando aktualnej antropologii.

Franciszek odrzuca całą tę alternatywę. Odrzuca narzucaną mu perspektywę.

Strażnicy niezmiennego Objawienia?

W swojej odpowiedzi papież stosuje słownictwo z kardynalskich dubiów. W szczególności – nie odrzuca słowa „niezmienność”, lecz je interpretuje. Przypomina, że niezmienność przysługuje tylko Bogu. Bo w Bogu jest pełnia. Również pełnia Objawienia jest „po stronie” Boga.

Natomiast my ludzie, Kościół, wzrastamy w zrozumieniu, przyjmowaniu Objawienia. Ten wzrost nie jest zmianą zmieniającą istotę, lecz przemianą, dojrzewaniem, rozwojem wewnątrz nieskończonej pełni Bożego Objawienia. W ramach tej przemiany możliwe są zmiany w poszczególnych kwestiach i wielokrotnie w historii Kościół zmieniał poszczególne punkty swojego autorytatywnego nauczania. Franciszek przypomina kilka takich zmian i podkreśla, że dotyczyły one problemów niemałej wagi.

A zatem Franciszek odpowiada, odwołując się do tradycyjnych kategorii teologicznych i doktrynalnych. To słuszne ujęcie, bo refleksja o rozwoju doktryny chrześcijańskiej nie jest nowa. Pisali o tym w V wieku Wincenty z Lerynu i w XIX wieku John Henry Newman.

Zgodnie z tym ujęciem nikt z ludzi – także nikt z tych, którym w ramach Urzędu Nauczycielskiego Kościoła powierzono troskę o wierny przekaz nauki Chrystusa – nie może przypisywać sobie dostępu do pełni niezmiennego Objawienia. Ta pełnia jest tylko w Bogu.

Franciszek tego wprost nie pisze, ale wynika to z jego argumentacji: kardynałowie ustawiający się w roli strażników niezmiennego Objawienia sugerują, że to właśnie oni mają dostęp do tegoż niezmiennego Objawienia. Jest to nieuprawniona uzurpacja.

Z tej konstatacji można wyprowadzić kolejny wniosek: otóż to, co kardynałowie nazywają niezmiennym Objawieniem, jest tylko jedną formą, pewnym cząstkowym aspektem tegoż Objawienia. Sam w sobie ten cząstkowy aspekt zapewne nie jest błędny, ale nie może pretendować do roli całego niezmiennego Objawienia.

Dodać trzeba, że „kardynalski” sposób powoływania się na niezmienne Objawienie jest oparty na dziewiętnastowiecznej, skostniałej neoscholastyce, która podtrzymywała przeświadczenie o tym, że prawda Objawienia jest zawarta w literze poszczególnych orzeczeń doktryny.

Jeżeli natomiast przyjmiemy komentarz Franciszka, wyrażone w dubiach oskarżenie traci swoją moc. Wzrastamy w Kościele w rozumieniu Objawienia, możemy zatem spierać się, czy ta lub inna zmiana konkretnego punktu nauczania eklezjalnego jest uprawniona, czy nie jest odejściem od wierności depozytowi wiary. Teologicznie nieuprawnione jest natomiast używanie argumentu z niezmiennego Objawienia w celu wykluczania dyskusji o tym, jak Kościół dzisiaj rozumie Objawienie. 

Filozoficzna abrakadabra?

Trzeba tu powtórzyć: papież w odpowiedzi stosuje słownictwo z kardynalskich dubiów. Nie odrzuca słowa „niezmienność”, lecz je interpretuje.

Jednak słowo „niezmienny” w odniesieniu do Boga i Jego działania nie jest pojęciem, którego Franciszek używa w swojej własnej refleksji i nauczaniu. Wystarczy przyjrzeć się częstotliwości i sposobowi pojawiania się tego słowa w „Evangelii gaudium”. Franciszek kilka razy go używa, referując cudze myśli, ale tylko raz – w bardzo specyficznym kontekście – stosuje go w swojej własnej refleksji.

Możemy więc przypuszczać, że w swojej odpowiedzi Franciszek używa tego słowa wyłącznie ze względu na tekst dubiów, dostosowując się do słownictwa kardynałów. Chce swoje rozumowanie rozpocząć „wewnątrz” sposobu myślenia i słownictwa, w którym dubia zostały napisane.

Dlatego trzeba teraz przyjrzeć się samemu słowu „niezmienny” używanemu jako pojęcie teologiczne. Przyszło ono do teologii z filozofii Arystotelesa, i jest zrozumiałe tylko, gdy uwzględnimy Arystotelesowe ujęcie relacji metafizyki do fizyki.

Kardynałowie ustawiający się w roli strażników niezmiennego Objawienia sugerują, że to właśnie oni mają dostęp do tegoż niezmiennego Objawienia. Jest to nieuprawniona uzurpacja

Ks. Jan Słomka

Udostępnij tekst

Pojęcie „niezmienność” jest utworzone jako opozycja do zmienności, gdyż Arystoteles uznawał ruch, zmianę za przymiot rzeczy fizycznych, materialnych. To co metafizyczne, pozamaterialne, nie podlega zmianie, ruchowi. Wobec tego czas – jako miarę zmiany – Arystoteles umieszczał w fizyce, zaś metafizyka jest w jego ujęciu poza czasem. Transendentalia – bonum, verum, pulchrum, ens [prawda, dobro, piękno, byt] – nie podlegają zmianie, czasowi.

Zmiana należy więc zasadniczo do fizyki. Według Arystotelesa zmiana jest przejściem z możności do aktu. Możność jest niedoskonałością, akt jest pełnią. Bóg jest czystym aktem, w Bogu nie ma żadnej możności, czyli czegoś, co jeszcze nie jest doskonałe, co mogłoby się zmieniać. Dlatego w Bogu nie ma zmiany. Bóg jest niezmienny.

Dla osób wykształconych w scholastyce powyższe rozumowanie jest powtórką zagadnień zupełnie podstawowych i oczywistych. Ale dla tych, którzy ze scholastyką nie mieli kontaktu – jest tekstem zupełnie martwym, dziwnym, jakąś zabawą słowami, niczym abrakadabra…

Zerwanie z Arystotelesem

Każdy z czytelników może osobiście posmakować wyrażenie „Bóg niezmienny” i sprawdzić, jak mu ono brzmi: jak pochwała wielkości Boga, czy jakoś inaczej.

Zapewne potwierdzi się teza, że słowo „niezmienny” odniesione do Boga jest zrozumiałe tylko dla wykształconych w teologii scholastycznej. Dla nich to słowo wyraża coś bardzo ważnego – transcendencję Boga: odróżnia Boga od zmiennego, niedoskonałego świata, wskazuje na Jego doskonałość i pełnię.

Ale ta sama fraza – „niezmienny Bóg” – jest dziwna i trudno zrozumiała dla ludzi, którzy nie mieli kontaktu z filozofią Arystotelesa. Niezmienność kojarzy im się z kamieniem, nieruchomością martwoty. W żaden sposób słowo to nie pasuje do wyrażenia pełni i doskonałości Boga żywego, o którym czytamy w Biblii.

Franciszek zna scholastykę, został wykształcony wewnątrz tego paradygmatu. Ale jako papież kilkakrotnie wspominał, że ten sposób myślenia staje się zupełnie nieprzydatny w teologii.

Ponieważ zna doskonale scholastykę i rozumie jej pojęcia oraz potrafi nimi operować, bez problemu odpowiada kardynałom na dubia, wychodząc od ich słownictwa. Ale w swej odpowiedzi wychodzi poza paradygmat narzucany przez to słownictwo.

Warto dodać, że Franciszek w swojej teologii odrzucił nie tylko słownictwo, ale także filozofię Arystotelesa jako ancilla theologiae, służebnicę teologii. Jest to zerwanie z teologiczną tradycją, która przetrwała prawie tysiąc lat.

Bóg się nie zmienia / Bóg się zmienia

Zerwanie to nie jest jednak pójściem w nieznane. Franciszek mocno opiera się na Augustynie. Najkrócej można tę zmianę paradygmatu filozoficznego przedstawić tak: św. Tomasz twierdzi za Arystotelesem, że agere sequitur esse, działanie wyrasta z istnienia. Franciszek natomiast, za św. Augustynem, uważa, że esse sequitur amare, istnienie wynika z miłości.

Franciszek odczytuje zatem Objawienie Boże w zupełnie innych kategoriach niż zgłąszający dubia kardynałowie. Ta różnica jest bardzo głęboka, dotyczy podstawowych struktur myślenia. Dlatego bezpośrednia dyskusja o poszczególnych kwestiach wyrażonych w dubiach jest niemożliwa. Trzeba najpierw zrozumieć głęboką różnicę filozoficznych paradygmatów, jaka dzieli obie strony sporu.

Obrazowo można to pokazać, przywołując popularny film „Dwóch papieży”. W dużej mierze składa się on z rozmów – sporów toczonych przez papieża Benedykt z kardynałem Jorge Bergoglio. Film został wyprodukowany w 2019 r., a więc scenarzysta znał już podstawowe dokumenty Franciszka oraz dyskusje wokół jego nauczania. W niektórych rozmowach wyraźnie umieścił wątki, które w pełni wybrzmiały właśnie w nauczaniu Franciszka i w dyskusjach, jakie one rodzą.

Słyszymy w filmie m.in. wypowiedź Benedykta że nie wolno „zmieniać prawdy objawionej”. Kulminacja dyskusji następuje w dwóch frazach. Filmowy Benedykt mocno stwierdza: „Bóg się nie zmienia”. Natomiast filmowy Bergoglio równie stanowczo mówi: „Bóg się zmienia”.

W ich dalszej rozmowie zawarta jest cała dyskusja, którą dzisiaj toczymy w Kościele. Dubia pokazują, że ta dyskusja jest ciągle żywa.

Istota doktryny nie zawiera się w słowach

W jaki natomiast sposób rozumiane jest przez Franciszka pojęcie „doktryna”? Trzeba tu przypomnieć fragment przemówienia, jakie Jan XXIII wygłosił na otwarcie II Soboru Watykańskiego 11 października 1962 r..

„Do obowiązku Soboru Powszechnego należy przede wszystkim strzeżenie świętego depozytu nauki chrześcijańskiej i podawanie go w jak najbardziej skutecznej formie. Naszym obowiązkiem jest nie tylko strzec owego cennego skarbu, tak jak gdybyśmy się zajmowali jedynie przeszłością, lecz także poświęcać się ochoczą wolą i odważnie tym zadaniom, których nasz wiek wymaga, kontynuując drogę, jaką Kościół kroczy od dwudziestu wieków.

Punctum saliens tego soboru nie jest więc dyskusja nad którymś z artykułów podstawowej doktryny Kościoła. […] Nie dlatego więc Sobór był potrzebny. Duch chrześcijański, katolicki i apostolski całego świata oczekuje nowego bodźca dzięki odnowionemu, pogodnemu i spokojnemu przylgnięciu do pełnej i nieuszczuplonej nauki Kościoła. […] Czym innym jest istota starodawnej nauki stanowiącej skarbiec wiary, a czym innym jest sposób jej wyrażania”.

Spory dotyczące zrozumienia, interpretacji czy krytyki są nieuniknione i nie są niczym wstydliwym. Należą do logiki działania Ducha w Kościele

Ks. Jan Słomka

Udostępnij tekst

Słowa Jana XXIII podkreślają, że nie chodzi o dyskusję nad tym czy innym punktem doktryny oraz wzywają do jak najgłębszego przemyślenia czym jest doktryna, depositum fidei. Punktem wyjścia do tego przemyślenia są słowa: „Czym innym jest istota starodawnej nauki stanowiącej skarbiec wiary, a czym innym jest sposób jej wyrażania”.

Można by powierzchownie uznać, że określenie „sposób jej wyrażania” dotyczy taktyki, pewnego doraźnego słownictwa, powierzchownie pojmowanego podejścia duszpasterskiego, które tłumaczy treści doktryny na język zrozumiały dla tych, co nie mają klasycznego wykształcenia teologicznego. W takiej interpretacji milcząco przyjmuje się, że istota doktryny (ipsum depositum fidei) zawiera się w słowach, np. w słowach dogmatów.

Według mnie jednak takie rozumienie słów Jana XXIII spłyca jego przesłanie do tego stopnia, że pomija zupełnie jego głęboką treść. Po prostu je trywializuje.

Jestem przekonany, że Jan XXIII wzywał uczestników Soboru do najwyższego wysiłku, do wejścia w samo serce misji Kościoła, przesłania Ewangelii. To serce znajduje się w Duchu, w Słowie Bożym, i jest głębsze niż jakiekolwiek ludzkie słowo. Żadna ludzka myśl nie obejmuje depozytu wiary, a istota świętej doktryny leży głębiej (lub wyżej) niż sięgają ludzkie słowa, w tym także słowa dogmatów.

Spory są nieuniknione

O tym, że sensus fidei leży głębiej niż jakiekolwiek słowo pisał już Wincenty z Lerynu w 434 r. w „Commonitorium”: „…i dla jasności rozumienia  nienowy zmysł wiary nowym nazywając wyrazem” [… et plerumque propter intellegentiae lucem non novum fidei sensum novae adpellationis proprietate signando – tłum. moje, J.S.].

Takie zrozumienie depositum fidei pozwala czytać słowa Jana XXIII o sposobie jego wyrażania bardzo dogłębnie. W tych „sposobach wyrażania”, które potrzebują odnowy, zawiera się język, ale też ludzka struktura myślenia, którą teologia oraz doktryna Kościoła czerpała i czerpie od filozofii. Zatem każde słowo i każde zdanie podlega interpretacji, każdy sposób myślenia podlega krytyce.

Kluczem interpretacyjnym i punktem oparcia w krytyce jest wiara i głębokie pragnienie wierności Słowu, jakie ożywiało uczestników soboru i winno ożywiać wszystkich odpowiedzialnych w Kościele za przekaz Ewangelii. Spory dotyczące zrozumienia, interpretacji czy krytyki są nieuniknione i nie są niczym wstydliwym. Należą do logiki działania Ducha w Kościele.

Natomiast każdy spór trzeba kiedyś i jakoś zakończyć. Tradycyjna struktura Kościoła katolickiego przyznaje tę władzę Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła pod przewodnictwem papieża. Franciszek pojmuje jednak swoją rolę dialogicznie, synodalnie. Wierzy głęboko, że taki sposób działania jest dzisiaj najlepszy dla Kościoła, dla wypełniania jego misji.

Przy okazji: już w cytowanym przemówieniu Jana XXIII wybrzmiewa przestrogę, aby Kościół nie stał się muzeum. To wezwanie jest bardzo ważne i często powtarzane w nauczaniu Franciszka, o czym pisałem na łamach Więź.pl – zob. „Kościół to nie muzeum. Franciszek o Tradycji”.

Jestem przekonany, że Jan XXIII, mówiąc o depositum fidei i sacra doctrina, wskazywał na to samo, na co wskazuje Franciszek, gdy w „Evangelii gaudium” pisze o kerygmie (czyli głoszeniu Dobrej Nowiny), że „powinna zajmować centralne miejsce w działalności ewangelizacyjnej i w każdej próbie odnowy Kościoła” (EG 164).

Mamy zatem pojęcia: kerygma – depositum fidei – sensus fidei – doctrina sacra. Wszystkie te określenia wskazują na żywy dar Boga dla Kościoła i każdego wierzącego: Słowo, które pobudza i karmi naszą wiarę przeżywaną w sercu, w Duchu, w Kościele.

Litera zabija, a duch ożywia

Chciałoby się zamknąć tę wypowiedź efektowną frazą: Franciszek nie zmienia doktryny, on zmienia samo rozumienie doktryny. Ale ta fraza byłaby błędnym wnioskiem. Już Wincenty z Lerynu pisał, że chodzi nie tyle o zmianę, ile o wzrost. W ramach tego wzrostu zmieniają się słowa, ale nie zmienia się tożsamość.

Franciszek zatem nie tyle zmienia, ile odnawia rozumienie doktryny. Pojęcie „zmiana” sugeruje przejście do czegoś nowego, czego do tej pory nie było; może zakładać dowolność i arbitralność, odrzucenie tego, co było. Natomiast w „odnowie” chodzi o pielęgnowanie tego, co odnawiamy, przywracanie pierwotnego blasku, pogłębianie tożsamości.

Zatem Franciszek odnawia to, co skostniało, przywraca życie i świeżość temu, co zastygło. Ale także wydobywa to, co było ukryte.

Albo inaczej mówiąc: obecny papież pokazuje, że istota doktryny–kerygmy–depositum fidei leży w duchu, a nie w literze. Jak najbardziej na miejscu są tu słowa św. Pawła z 2 Listu do Koryntian że litera zabija, a duch ożywia (2 Kor 3,6).

Co się kruszy?

Ale dubia kardynałów nie wzięły się znikąd. Wielu katolików poważnie traktujących swoją wiarę, szczerze pragnących żyć w według przykazań wiary i znajdujących w Kościele oparcie, pewny fundament, na którym mogą oprzeć swoje życie w wierze, jest głęboko zaniepokojonych. Mają poczucie, że Franciszek kruszy ten fundament, zabiera im oparcie, jakiego szukają w Kościele.

Ci katolicy nie muszą oczywiście być wykształconymi teologami, nie muszą znać scholastyki, nie muszą umieć rozróżniać… Są ukształtowani wewnątrz formacji intelektualnej i duchowej opartej na scholastyce. Przyjmują ją jako pewną oczywistość, na której się opierają podane im rozumienie doktryny i niezmienności Objawienia. Taka jest ich wiara.

Żadna ludzka myśl nie obejmuje depozytu wiary, a istota świętej doktryny leży głębiej (lub wyżej) niż sięgają ludzkie słowa, w tym także słowa dogmatów

Ks. Jan Słomka

Udostępnij tekst

Ale żywa wiara chrześcijańska i katolicka zawsze – niezależnie od doraźnego kształtu formacji teologicznej – jest oparta na Słowie, na Jezusie Chrystusie objawiającym Boga Ojca w Duchu. Dlatego choć pierwsze wrażenie może być takie, że kruszy się wszystko, nawet sam fundament, to kruszy się tylko pewna i tak zmurszała forma. W ten sposób otwiera się droga do odnowienia i oczyszczenia samych fundamentów naszej wiary, naszego życia z wiary.

A czy nie mogłoby zostać tak jak było? Niestety nie. Metafizyka Arystotelesa, jej słownictwo i kategorie poznawcze, stały się kategoriami muzealnymi. Tak dzieje się z każdą ideą, ludzką myślą. To nie jest nic nadzwyczajnego. Tylko Słowo Boże trwa na wieki.

Zdjąć muzealny kostium

Aby wiara była dzisiaj żywa i mogła stawać się fundamentem życia ludzi współczesnych, aby stawała się światłem, które świeci w ciemności i miastem położonym na górze – musi wyzwolić się z muzealnego kostiumu.

Taki historyczny kostium – wiara przeżywana na poziomie sztywnej doktryny wyrażonej w niezrozumiałych słowach – zamyka nie tylko na poziomie języka, który przestał być komunikatywny dla ludzi „spoza”. Zamyka także mentalnie i duchowo, ciąży ku mentalności oblężonej twierdzy, traci wszelką moc misyjną. Pozbawia zatem wierzących tej wewnętrznej dynamiki ewangelizacyjnej oraz mocy przyciągania, która należy do samej istoty wiary w Chrystusa, Syna Bożego.

Przekonanie, że zła teologia, sztywna schyłkowa scholastyka, przynosi wielkie szkody duchowe było podstawowym impulsem skłaniającym jezuitę Henriego de Lubaca do poszukiwań teologicznych. Mawiał on, że tylko wrogowie Kościoła pragną, aby on się nie zmieniał. Franciszek teologicznie wiele zawdzięcza Lubakowi. Na pewno zaczerpnął od niego również mocne przeświadczenie o wadze dobrej teologii dla duchowego życia Kościoła i każdego wierzącego.

Do nas, teologów i duszpasterzy, należy ta praca: rozumieć teologiczne zawiłości dziejącej się przemiany i pomóc wiernym, którzy nie są teologami, odnowić oparcie w żywym Słowie wiernego Boga, pokazać, że w zmiennym świecie właśnie takie oparcie jest najpewniejsze, jest tym oparciem, które ofiaruje nam Bóg Ojciec przez Jezusa w Duchu.

Niniejsze wystąpienie skierowane jest do teologów. Podkreślam zatem, że nie jest ani możliwe ani sensowne tłumaczenie każdemu wierzącemu (czy niewierzącemu) różnicy między scholastyką opartą na Arystotelesie a innymi sposobami myślenia i rozumienia słów. Ale aby teolog czy duszpasterz potrafił dobrze i owocnie utwierdzać wiernych w wierze, sam musi rozumieć te wewnątrzteologiczne zawiłości.

Sobór duszpasterski czy doktrynalny?

I jeszcze dopisek. Już po wygłoszeniu swego referatu dowiedziałem się, że ukazała się właśnie bardzo potrzebna książka: „Żywe dziedzictwo Soboru. Komentarz do tekstów Vaticanum II”, pod red. księży Roberta Woźniaka i Piotra Roszaka (Znak, Kraków 2023).

Brak takiego obszernego komentarza do dokumentów II Soboru Watykańskiego odczuwałem boleśnie, zwłaszcza prowadząc dydaktykę na wydziale teologicznym i w seminarium duchownym. Studentów z reguły odsyłałem do wprowadzeń w pierwszym wydaniu polskiego tłumaczenia dokumentów soborowych z roku 1968.

Chciałbym jednak zwrócić krytycznie uwagę na jedno zdanie we wprowadzeniu redaktorów tomu. „Zgodnie z zamysłem świętego Jana XXIII sobór ten miał być nie tyle doktrynalny, co pastoralny, praktyczny” (s.14). Została tutaj powtórzona pewna interpretacja cytowanych wyżej słów z przemówienia Jana XXIII na otwarcie Soboru Watykańskiego II.

Interpretacja ta stała się już locus communis, opinią powtarzaną jako oczywista. Otóż według mnie taka interpretacja słów Jana XXIII wcale nie jest oczywista, a wręcz przeciwnie, jest dość jednostronna i spłycająca myśl papieża. Argumentację przedstawiłem wyżej w referacie.

Synod duszpasterski czy doktrynalny?

Ale to nie koniec. Kard. Grzegorz Ryś niedawno w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej z całą mocą podkreślił: „Natomiast ten Synod nie był o wszystkim, a już w ogóle nie był o doktrynie”. To zdanie współbrzmi z przedstawionym powyżej twierdzeniem, że II Sobór Watykański był duszpasterski, a nie doktrynalny. Natomiast – z drugiej strony – fakt, że Synod o synodalności jest synodem o doktrynie, rozumieją bardzo dobrze przeciwnicy samej idei tego synodu, w tym kardynałowie, którzy podpisali dubia.

Ja natomiast twierdzę, że ten synod jest o doktrynie – tak samo jak II Sobór Watykański był soborem o doktrynie. To trzeba przyjąć. Nie wyjdziemy z okopów, nie porozumiemy się w Kościele, dopóki nie uznamy, że spieramy się właśnie o sprawy dla nas, katolików, zupełnie podstawowe, doktrynalne. Spieramy się o sposób rozumienia tego, czym jest doktryna, która tak mocno określa naszą katolicką tożsamość.

Piszę: „katolicką”, bo właśnie takie a nie inne rozumienie doktryny stanowi o specyfice katolicyzmu wśród innych Kościołów i wspólnot chrześcijańskich. Sposób rozumienia doktryny określa sposób przeżywania naszej katolickiej tożsamości. Zatem dopóki nie przemyślimy dogłębnie, czym jest doktryna katolicka, będziemy bezustannie poruszać się po linii: konserwatyzm–postępowość, ciągłość–zerwanie, rygoryzm–poluzowanie itp.

Wesprzyj Więź

Niektórzy używają dla opisania tego problemu różnych metafor, np. twardego jądra i zmiennych warstw zewnętrznych. Takie porównania nieuchronnie prowadzą nas jednak do coraz bardziej drobiazgowych analiz, gdzie jest granica między twardym i niezmiennym a miękkim i negocjowanym. A to jest droga donikąd.

Myślę, że bardzo dobrą drogą wychodzenia z pułapki przedstawionych tu alternatyw jest medytacja nad tym, co Franciszek napisał o kerygmie w „Evangelii gaudium”. Jeżeli kerygmę uznać za jądro doktryny, to przecież w kerygmie nie ma nic twardego. „Kerygma jest trynitarna. Jest ogniem Ducha udzielającego się pod postacią języków i sprawiającego, że wierzymy w Jezusa Chrystusa, który przez swą śmierć i zmartwychwstanie objawia nam i komunikuje nieskończone miłosierdzie Ojca” (EG 164).

Przeczytaj także: Sobór duszpasterski, bo doktrynalny

Podziel się

18
6
Wiadomość

” „Bóg się nie zmienia” vs. „Bóg się zmienia”.”

Oczywiście żaden śmiertelnik nie ma pojęcia, czy Bóg jest zmienny, czy nie, ale z pewnością drastycznie zmienił się człowiek.
Biblia, Jezus pojawili się w miejscu i czasie skrajnie odmiennym od dzisiaj. Tamten człowiek był kimś innym od współczesnego człowieka. W co innego wierzył, co innego było dla niego istotne. Nie mówię już o poziomie wykształcenia statystycznego mieszkańca Jerozolimy i okolic… Stąd i konstrukt religii stworzonej wtedy NIE MOŻE sprawdzać się w czasach tak innych. Tym bardziej, że stworzono tę konstrukcję na zasadzie niezmiennych, wiecznych praw i reguł. Im bardziej gruntowano dogmaty, tym bardziej są one teraz nie do ruszenia. Przez 2000 lat budowano i murowano budowlę na skale i nie da się teraz nagle jej przebudować bez zerwania fundamentów. A fundamentem jest Ewangelia…

Niestety człowiek nie zmienił się wcale. Zmieniają się kostiumy i scenografia.
Natura ludzka pozostaje taka sama. Już Pan o niej kiedyś pisał mało optymistycznie. To chrześcijaństwo pozwala wyrosnąć z egoizmu. Pokonać wiele wad i wydobyć człowieka z bagien własnych wyborów. Oferta jest nadal aktualna.

Rzecz jasna na świecie inne sztuczne idee kuszą. Cóż, prawo wolnego rynku 🙂
Takie targowisko próżności.
Plus duma i uprzedzenie.

Ale kiedy już pokona się uprzedzenia…

Człowiek zmienił się fundamentalnie. Obietnica Ewangelii opiera się na zapewnieniu opieki przez władcę w zamian za bezwzględne posłuszeństwo wobec niego. Współczesny człowiek nie pragnie mieć nad sobą pana, którego jest „niewolnikiem” (sługą).

Czy Jezus obiecał opiekę w zamian, jak Pan pisze, za bezwzględne posłuszeństwo? 'Jego słońce świeci na dobrych i złych, Jego deszcz spada na sprawiedliwych i na niesprawiedliwych.’ parafrazując Dobrą Nowinę.

„Niestety człowiek nie zmienił się wcale.
Natura ludzka pozostaje taka sama.”

Nie tyle pisałem o człowieku jako organizmie (tu rzeczywiście nic się nie zmienia), raczej o jego bycie społecznym, jego rozumieniu świata i samego siebie w nim. Zaręczam, że jesteśmy skrajnie inni w tej materii od żydowskich plemion sprzed 2 tys. lat.
I właśnie dlatego Kościół czuje się dość nieswojo i próbuje z różnej mańki dokonywać zwrotów w swoim nauczaniu. To nie Bóg wiruje, to świat.

„To chrześcijaństwo pozwala wyrosnąć z egoizmu.”

O kurcze! Nie wiedziałem. Jaka szkoda, że to nieprawda. Wyrosnąć z egoizmu może każdy człowiek przy dowolnej religii, lub (o zgrozo!) całkiem bez. Wkład chrześcijaństwa w likwidację egoizmu na świecie jest na poziomie zwalczania alkoholizmu, czy seksu przedmałżeńskiego. Mikry.
Zresztą nie jest to chyba główny cel tej religii? Pierwsze przykazanie mówi: „Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną”. Niemal egoistyczny manifest… 😉

Co do „wydobywania z bagien własnych wyborów”, to chyba jakaś kpina? Własne wybory, własna wola to nie żadne bagno, to jedna z największych ( o ile nie największa) radości i zalet jakie mamy na tym świecie.

Franciszek zezwolił na przystępowanie do komunii św. osobom pozostającym w grzechu ciężkim – pozostającym w nowych związkach, współżyjącym (Amoris laetitia + list do bpow argentyńskich). To oczywiste zaprzeczenie nauczania Pana Jezusa. Zaprzeczenie narażające utratę zbawienia! Ja to widzę a profesor teologii nie? Dziwne czasy.

Proszę o wskazanie fragmentu Ewangelii zawierającej nauczanie na temat warunków Komunii dla osób w związkach innych niż sakramentalne małżeństwo.

Przecież to są kategorie teologiczne, o których można powiedzieć że są wywodzone z Ewangelii.

Dobry artykuł. Przy czym, jak Autor zaznacza, to Urząd Nauczycielski ma władzę, nawet jeśli sprawowaną dialogicznie. I tu jest kłopot, bo orzeczenia muszą być jasne, a nie ujmowane w przypisie jak w Amoris Laetitia.

Aż spytam, gdzie w nauczaniu Jezusa jest cokolwiek o grzechach ciężkich? Albo gdziekolwiek Jezus nazywa grzechem bycie w nowym związku po rozwodzie?
Nigdzie u Jezusa nie ma takiego nauczania. Jest za to stwierdzenie, że Kościół ma władzę odpuszczania wszelkich grzechów.

Po pierwsze, Pismo Święte nie jest jedynym źródłem objawienia, kto tak twierdzi jest heretykiem. W mniej skomplikowanych sprawach, jak ten komentarz wystarczyłoby odwołanie np. do Katechizmu Kościoła Katolickiego.

Jeśli chodzi o grzech przeciwko nierozerwalności małżeństwa, to mamy Mt 19, 9: A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo».

Nie pada w Piśmie Świętym określenie grzech ciężki, ale św. Paweł wymienia najcięższe grzechy, których należy unikać chcąc być zbawionym np. 1 Kor 6, 9-10 Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego.

Na szczęście Kościół ma władzę odpuszczania grzechów 🙂

Określanie kto jest heretykiem jest zmienną nauką ludzką, nie Boską.
Nauczanie Jezusa zawarte jest tylko i wyłącznie w NT. Tradycja Kościoła to już nauki ludzkie.
Katechizm jest tylko i wyłącznie streszczeniem aktualnej doktryny i ulega zmianom.
Przykład z Mt 19,9 jest o tyle dobry, że Jezus wskazuje co może być przyczyną rozwiązania małżeństwa (nierząd), Kościół to nauczanie zaostrza. Co do rodzajów grzechów, które uważa się za ciężkie, znów jak sam zauważasz, jest to nauczanie Pawła, nie Jezusa. Jezus w swoim nauczaniu wymienił tylko jeden grzech, który jest traktowany jako najcięższy (bliznierstwo przeciwko Duchowi Świętemu). A jeśli chodzi o wyliczenie kto nie odziedziczy Królestwa, to lista Jezusa różni się od tego, co głosił Paweł.

A Kościół ma nie tylko władzę odpuszczania grzechów. Ma też władzę związywania i rozwiązywania. Dotyczy to także tego kto może przystąpić do Komunii.

Najpierw w wielowiekowym procesie tworzy się obraz Boga a potem ogłasza się go wiecznym i niezmiennym. Ludzie wierzą w to tak długo jak długo warunki ich życia zmieniają się powoli, jak długo wiara w niezmienność jest im konieczna w trudnym, ubogim życiu.
Gdy świat zmienia się błyskawicznie, gdy wzrost wyksztalcenia i zamożności podważa wizje niezmiennej religii ma ona dwa wyjscia: trwać niezmienna i czekać aż jej święte księgi zostaną przestawione na półki z literatura obok mitów o bogach Grecji i Rzymu albo dopuścić element zmiany odpowiadający zmianie umysłóŵ wiernych. To z kolei rodzi niebezpieczeństwo braku pewności, stałości, oparcia.
I tak źle i tak niedobrze. Franciszek wy ral jedną drogę, ale druga też nie gwarantuje niczego lepszego.

@Wojtek, jako punkt wyjścia. Zmianom ulega, te już nabyte są jwdnak z Ewangelii. Dlatego można je pogłębić, ale nie można przekreślić. Np można modyfikować dyscyplinę pokutną, ale nie można twierdzić, że nie ma grzechu albo drogi pokuty dla jego odpuszczenia. Przypuszczam zresztą, że dlatego Ojciec Św. nie rozstrzyga czasem spraw jednoznacznie, daje tak czas Kościołowi na obserwację, co z nowo akceptowanych rozstrzygnięć wynika. Jeśli przysłużą się świętości, to się je zostawi, jeśli nie, zarzuci, patrz wstępna i niekompletna propozycja nowej dyscypliny pokutnej dla rozwodników w
AL.

Sebastian, nigdzie nie istnieje nauka Jezusa, która by mówiła, że ponowny związek jest grzechem. Kościół może uznać, że coś jest, lub nie jest grzechem. Tak było choćby z ponownym małżeństwem po śmierci męża, które kiedyś było grzechem, dziś nie.

Sebastian, tyle, że w tym fragmencie Jezus nie zakazuje rozwodów, tylko określa warunki rozwodu. Jezus zezwalał na rozwód w konkretnym przypadku (opisanym w wykładniach rabinów), Kościół zaostrzył zasady, bo mógł. Obecnie może je złagodzić, nic nie stoi na przeszkodzie.

Sebastian, to nie jest prawda. Jezus w tym fragmencie cytuje wykładnię Szammaja, w opozycji do Hillela. Hillel uważał, że można oddalić żonę z dowolnej przyczyny. O to pytają uczniowie. Jezus odrzuca naukę Hillela, powołując się na Szammaja, który dopuszczał rozwód tylko w przypadku nierządu (porneia), a nie na przykład przypalonego jedzenia, jak mówił Hillel. Do tego w nauce Jezusa wina jest jednostronna, oddalona żona z winy męża jest niewinna. Całkowity zakaz rozwodów to już nauka Kościoła, nie Jezusa, a więc teoretycznie możliwa do zmiany.

Ta dyskusja, te problemy, to świadectwo tego, że Kościół, nasz Kościół Święty wreszcie dostrzegł, że nie nadążył za czasami. I teraz spór o dwie (?) drogi – zmieniać czy utwardzić skorupę dwóch tysięcy lat tradycji.
Dostrzegł i … tyle na razie, jak się wydaje. Ale to już jakiś postęp

Sebastian, owszem, bo Hillel powolywał się na Mojżesza. Jezus wyraźnie dopuszcza rozwód w przypadku nierządu. I zgodnie z wykładnią judaizmu nie zmusza strony niewinnej do trwania w małżeństwie.

Sebastian, to jest nauczanie Pawła, nie Jezusa. Słowa Jezusa są jednoznaczne: μη επι πορνεια, wyraźnie wskazujące, że w przypadku „nierządu” można się rozwieść.

„zmieniać czy utwardzić skorupę dwóch tysięcy lat tradycji.”

O utwardzaniu w dobie potwornego nacisku świeckich zdobyczy cywilizacyjnych oraz pustych kościołów być raczej nie może. Ale zobaczymy…

Gdy Ch. Delsol opisywała upadek cywilizacji chrześcijańskiej, który wg niej trwa już od Oświecenia – kwitowano to wzruszeniem ramion. Upadającej cywilizacji nie da się uratować, ale są upadki łagodne i są upadki w konwulsjach. Jej rada dla KK? Skończyć z kultem siły i omnipotencji, odczytać (w końcu!) poprawnie Ewangelię i pozostać jej wiernym. Kościół pozostanie jako mała sekta naprawdę wierzących i REALIZUJACYCH w praktyce myśl Jezusa. To jest plan maksimum, inne mogą być znacznie gorsze.