Niedochowanie przez rząd PiS międzynarodowych zobowiązań i zapisów kodeksu wyborczego oraz powszechnie przyjętych zasad przyzwoitości odnotowano w wielu obszarach kluczowych dla uczciwego przebiegu procesu wyborczego – wynika z komunikatu OBWE.
Druzgocąca była opinia Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) OBWE oraz delegatów zgromadzeń parlamentarnych OBWE i Rady Europy na temat ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce. Wydawanie środków publicznych na cele partyjne i stronniczość mediów publicznych zostały wymienione jako główne naruszenia zasad uczciwości procesu wyborczego. Jako uczestnika kilkudziesięciu misji obserwacji wyborów – od Tadżykistanu po USA – takie stanowisko delegatów jest dla mnie w pełnie zrozumiałe.
Tymczasem właśnie uczciwość procesu politycznego i wolność słowa zabezpiecza tzw. dokument kopenhaski, przyjęty przez Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy Europejskiej (KBWE – poprzedniczka obecnej OBWE) w 1990 roku. Czy to nie dziwne, że przez trzydzieści trzy lata dokument ten nie doczekał się urzędowego tłumaczenia na język polski?
Do czego zobowiązuje rządzących Dokument Kopenhaski?
Państwa uczestniczące – obecnie członkowskie – przyjęły w nim zobowiązanie, że: „zapewnią, by prawo i praktyka polityczna tworzyły odpowiednie warunki do prowadzenia kampanii politycznej w uczciwej i swobodnej atmosferze, w której ani działanie administracyjne, ani przemoc, ani zastraszanie nie przeszkodzą swobodnemu wyrażaniu przez partie i kandydatów swoich poglądów i ocen” (art. 7.7.) A także: „zapewnią, by w niezakłóconym, opartym na niedyskryminacyjnej podstawie i dostępie do środków przekazu dla wszystkich ugrupowań politycznych jednostek pragnących uczestniczyć w procesie wyborczym nie powstawały żadne przeszkody prawne lub administracyjne” (art. 7.8).
W kontekście wyborów parlamentarnych z 15 października 2023 r. naruszenia postanowień Dokumentu Kopenhaskiego z 1990 r., jak też zaleceń Kodeksu Dobrej Praktyki w Sprawach Wyborczych, przyjętego przez Europejską Komisję na rzecz Demokracji przez Prawo (znaną jako Komisja Wenecka), były widoczne, jeszcze zanim prezydent Andrzej Duda ogłosił datę wyborów.
Obciążają one Prawo i Sprawiedliwość – partię z większością w Sejmie i z pełnią władzy wykonawczej, znaczącym wpływem na sądownictwo i media, a także niemal niczym nieograniczonego dysponenta aktywów państwowych.
Niedochowanie przez PiS międzynarodowych zobowiązań i standardów, zapisów Kodeksu Wyborczego i powszechnie przyjętych zasad przyzwoitości, odnotowano głównie w takich obszarach, jak: ramy prawne wyborów, równość praw wyborczych obywateli, agitacja przed ogłoszeniem daty wyborów, przebieg głównej kampanii, jej finansowanie oraz zaangażowanie mediów.
Nowelizacja prawa wyborczego i motywacje polityczne
OBWE wykazuje, że – pomimo przyjętych zobowiązań i przekazanych polskim władzom zaleceń oraz wbrew propozycjom PKW – nie wprowadzono do prawa wyborczego zmian odnośnie: dostosowania liczby możliwych do zdobycia mandatów sejmowych proporcjonalnie do zmiany liczby ludności w okręgach wyborczych oraz praw wyborczych obywateli, zapobiegania nadużyciom środków publicznych oraz zwiększenia przejrzystości finansowania kampanii wyborczej.
Rządząca większość zignorowała rekomendacje uznając, że część niezbędnych zmian prawa może ograniczyć jej szanse na wygraną wyborów. Tak więc na przykład liczba głosów niezbędnych dla uzyskania jednego mandatu wahała się od niespełna 50 tys. w mniejszych ośrodkach do ponad 80 tys. w Warszawie.
Symptomatyczne dla ostatniej kampanii wyborczej było to, że mocno konfrontacyjny i bardzo często negatywny jej ton nadawali lub podejmowali przedstawiciele rządu
W nowelizacji prawa wyborczego z marca 2023 r. przyjęto natomiast motywowane politycznie rozwiązanie polegające na obniżeniu minimalnej liczby mieszkańców przypadających na jeden obwód, a zatem na utworzeniu blisko 3900 nowych lokali wyborczych prawie wyłącznie na terenach wiejskich. W dużych miastach pozostawiono obwody nadmiernie liczebne, co przy wyjątkowo wysokiej frekwencji było przyczyną długiego oczekiwania wyborców w kolejkach i głosowania trwającego niekiedy do godziny trzeciej nad ranem.
Nowy, z założenia słuszny, bo profrekwencyjny przepis o obowiązku zapewnienia bezpłatnego transportu do i z lokali wyborczych na obszarach, gdzie w dniu wyborów nie funkcjonuje transport publiczny, był korzystny dla wyborców w okręgach wiejskich. Politycznie zwiększało to szanse partii rządzącej, w poprzednich wyborach notującej lepsze wyniki właśnie na obszarach wiejskich.
Charakteryzując ramy prawne tegorocznych wyborów, stanowisko OBWE i RE komunikuje też jasno: „W porządku prawnym brakuje wystarczających regulacji przeprowadzenia kampanii referendalnej, zwłaszcza dotyczących zgłaszania darowizn i wydatków. Zorganizowanie referendum równolegle z wyborami uwypukliło powyższe braki legislacyjne, negatywnie wpływając na proces wyborczy”.
Polski kodeks wyborczy nie reguluje ponadto wyraźnie zasad prowadzenia kampanii przez funkcjonariuszy publicznych, zresztą wbrew wcześniejszym zaleceniom ODIHR. A przecież oczywiste jest, że mają oni jednak obowiązek zachowania bezstronności przy wykonywaniu obowiązków służbowych i ścisłego oddzielania czynności urzędowych od agitacji politycznej. Tu, obraz naruszeń przez premiera i członków rządu postanowień Dokumentu Kopenhaskiego z 1990 r., wszyscy mamy przed oczami.
Prawa wyborców
Nierówna „siła głosu” obywatela, zależna od miejsca jego zamieszkania, nie jest jedynym naruszeniem praw wyborców. Również fakt, że osoby sądownie ubezwłasnowolnione nadal są pozbawione możliwości głosowania pozostaje w sprzeczności ze standardami międzynarodowymi i zobowiązaniami OBWE. Warto przypomnieć, że Konwencja o Prawach Osób Niepełnosprawnych (w art. 29) nakłada na państwa obowiązek „aktywnego promowania środowiska, w którym osoby niepełnosprawne mogą skutecznie i w pełni uczestniczyć w kierowaniu sprawami publicznymi, bez dyskryminacji i na równych zasadach z innymi osobami, oraz zachęcać je do udziału w sprawach publicznych, w tym […] do uczestnictwa w organizacjach pozarządowych i stowarzyszeniach zajmujących się życiem publicznym i politycznym kraju oraz działalnością i administracją partii politycznych”.
Opierając się na danych Ministerstwa Cyfryzacji, można ocenić, że w rezultacie nieprzestrzegania tych postanowień w spisach wyborców tegorocznych wyborów nie znalazło się blisko 96 600 osób.
Równość praw wyborców została też pośrednio naruszona rządową decyzją o konkursie z nagrodami w wysokości 1 mln zł na remont remiz strażackich w gminach poniżej 20 tys. mieszkańców, które osiągną najwyższą w swym powiecie frekwencję wyborczą. A także przez zapowiedź premiera o dotacjach dla wszystkich gmin, gdzie frekwencja przekroczy 60 proc., z przeznaczeniem dla kół gospodyń wiejskich, zespołów ludowych i drużyn sportowych, oraz o dodatkowym 1 mln zł dla gmin o najwyższej frekwencji. Takich pro-frekwencyjnych konkursów nie ogłoszono dla mieszkańców miast! Mieliśmy więc do czynienia z praktycznym zanegowaniem przez rządzących zasad równości grup obywateli według kryterium miejsca zamieszkania i liczebności danej jednostki administracyjnej.
Prekampania i propaganda
Istotnym naruszeniem przez władze zasad uczciwych wyborów jest także prowadzenie wzmożonej prekampanii w miesiącach poprzedzających oficjalne jej rozpoczęcie.
Wnioski niezależnych obserwatorów odnośnie do zaangażowania polskiej telewizji publicznej w minionej kampanii, są dla niej bezlitosne
Na wiele miesięcy przed ogłoszeniem daty wyborów obywatele byli świadkami, a niekiedy uczestnikami swoistego spektaklu, reżyserowanego przez partyjno-rządowych specjalistów od politycznego marketingu. Konferencje prasowe, briefingi, przemówienia z bardziej i mniej znaczących okazji – często kilku przedstawicieli rządu i partii w ciągu jednego dnia – zawierały niewiele informacji, za to przewagę krytyki wobec dzisiejszej opozycji albo rządów sprzed ośmiu lat. Do tych propagandowych działań włączyli się szefowie instytucji, które winny zachować niezależność od rządu, jak prezes NBP.
Polityczno-propagandową oprawę nadawano zdarzeniom gospodarczym czy społecznym o politycznie neutralnym z natury wymiarze, szczególnie realizowanym w ramach obowiązków nałożonych na administrację państwową czy samorządową. W Stanowisku OBWE na ten temat stwierdza się, że „podczas niektórych wydarzeń finansowanych ze środków publicznych demonstracyjnie podkreślano kampanijny przekaz partii rządzącej”.
Już w trakcie prekampanii zauważalne było przenikanie się działań prowadzonych przez partię rządzącą z akcją informacyjną rządu i spółek Skarbu Państwa wraz z utworzonymi przez nie fundacjami. Udział tych związanych z władzą „podmiotów trzecich” zapewnił znaczącą przewagę stronie partyjno-rządowej, zacierając granicę między państwem a partią, co stanowi zdecydowane zaprzeczenie i naruszenie zobowiązań OBWE i innych międzynarodowych standardów.
Szczególnym przypadkiem prekampanii było przyjęcie 31 maja br. ustawy o Państwowej Komisji ds. Badania Wpływów Rosji na Bezpieczeństwo Wewnętrzne Polski w latach 2007–2022 (tzw. „komisji Tuska”), a także tocząca się wokół niej dyskusja.
Kampania bez równych możliwości
Międzynarodowi obserwatorzy polskich wyborów parlamentarnych 2023 r. stwierdzili jednoznacznie, że kampania, choć pluralistyczna, nie zapewniała równych możliwości uczestniczącym w niej siłom politycznym. Zdecydowały o tym, według nich, co najmniej trzy czynniki: po pierwsze, partia rządząca uzyskała wyraźną przewagę poprzez „niewłaściwy wpływ na wykorzystanie zasobów państwa i mediów publicznych”; po drugie, równoczesne przeprowadzenie referendum z inicjatywy rządu służyło wzmocnieniu przekazu partii rządzącej; po trzecie, wsparcie kampanii partii rządzącej ze strony spółek kontrolowanych przez państwo, „podważając tym samym rozdział pomiędzy państwem a partią”, umożliwiło pewne obejście przepisów dotyczących finansowania kampanii.
Znamiennym przykładem, obok wielu innych, była kampania referendalna Państwowej Grupy Energetycznej, w której trakcie wysuwano wyjątkowo brutalne oskarżenia wobec szefa opozycji Donalda Tuska.
Jednym z głównych czynników nadużyć w finansowaniu kampanii wyborczej było jej połączenie z kampanią referendalną. Dlatego m.in., że nie ma zakazu, aby finansowana była przez rząd ani limitów dotyczących wydawanych kwot
Symptomatyczne dla niedawnej kampanii wyborczej było to, że mocno konfrontacyjny i bardzo często negatywny jej ton nadawali lub podejmowali – w ślad za PiS – przedstawiciele rządu. Podczas, gdy w myśl międzynarodowych zobowiązań przedstawiciele administracji winni zachować się w sposób zdystansowany, to premier atakował opozycję, zwłaszcza Donalda Tuska w niewybredny sposób, nazywając go „liderem partii oszustów” (Katowice, 2 września), przekonując, że „najazd tysięcy młodych mężczyzn, migrantów z Afryki, to cena za katastrofalną politykę imigracyjną przyjaciół Donalda Tuska: Merkel i Webera. Strach, chaos, zamieszki, zniszczenia” (Serwis X, 14 września), albo też wołając: „strzeżcie się ich, a zwłaszcza Tuska. Ten niebezpieczny człowiek zniszczył wszystko w Polsce” (1 października).
Wykorzystywanie w kampanii wyborczej przez rządzących możliwości, jakie daje dostęp do państwowych środków finansowych, materialnych i osobowych jest przez OBWE traktowane jako szczególne nadużycie. We wspólnych wytycznych ODIHR i Komisji Weneckiej z 2016 r. w sprawie zapobiegania nadużyciom zasobów administracyjnych podczas procesów wyborczych i reagowania na nie, stwierdza się, że „ramy prawne powinny zapewniać skuteczne mechanizmy zabraniające władzom publicznym nieuczciwego wykorzystywania swych stanowisk poprzez organizowanie oficjalnych wydarzeń publicznych w celu prowadzenia kampanii wyborczej, w tym wydarzeń charytatywnych lub wydarzeń faworyzujących lub nieprzychylnych jakiejkolwiek partii politycznej lub kandydatowi”.
Nadużycia takie podczas minionej kampanii wyborczej miały miejsce w masowej skali. W oświadczeniu OBWE z 16 października br. stwierdza się: „kandydaci PiS, w tym ministrowie, uczestniczyli w uroczystościach otwarcia i wydarzeniach rządowych w swoich okręgach wyborczych: 7 września w Krakowie i na Podkarpaciu; 11 września w Kaliszu, Jędrzejowie i Dywitach; 25 września w Raciborzu; 25 września w Staszowie i Bałtowie; w dniach 25–27 września w Koszalinie, Kępnie, Krotoszynie, Ostrowie Wielkopolskim i Pleszewie oraz 29 – 30 września w Kamiennej Górze i Solinie”.
Prawie każdego dnia media informowały o tego typu nadużyciach, na przykład przez struktury Ministerstwa Obrony w związku z wykorzystaniem zasobów wojska do udziału w lokalnych piknikach, jarmarkach i tym podobnych wydarzeniach. Stanowiły one w istocie część promocji wyborczej lokalnych kandydatów partii rządzącej. Kumulacja tych, z pewnością ważnych dla lokalnych społeczności wydarzeń, miała miejsce właśnie w tej kampanii wyborczej.
W związku z tym trzeba jasno stwierdzić, że ich finansowanie odbywało się głównie ze środków budżetu państwa, przekazywanych „zaprzyjaźnionym” fundacjom, a kosztowny często udział wojska – ze środków resortu obrony.
Jednym z głównych czynników nadużyć w finansowaniu kampanii wyborczej było jej połączenie z kampanią referendalną. Jak wiadomo, do referendów nie mają zastosowania przepisy Kodeksu Wyborczego odnośnie finansowania kampanii wyborczych, nie ma też ograniczeń w zakresie darowizn i wydatków oraz obowiązków sprawozdawczych w tym przypadku.
Nie ma też zakazu wydatków rządowych na kampanię referendalną ani limitów dotyczących wydawanych kwot. Warto przypomnieć, że najwyższy limit dla komitetu wyborczego w tych wyborach wynosił 38 781 152 zł, a najniższy (dla komitetu wystawiającego jednego kandydata do Senatu) 69 834 zł. Dlatego obserwatorzy OBWE wyrazili opinię, że przeprowadzenie referendum stanowiło celowy sposób na ominięcie przepisów dotyczących finansowania kampanii wyborczej.
Media publiczne skrajnie niepubliczne
Oczywiste jest, że udział mediów w kampanii wyborczej ma niebagatelne, a w opinii niektórych uczestników wyborów wręcz decydujące znaczenie dla ich rezultatów. W ocenie OBWE tzw. krajobraz medialny w Polsce jest pluralistyczny, jednak mocno spolaryzowany pod względem politycznym. Rynek nadawców uznaje się za wysoko rozwinięty, podobnie jak media drukowane, do których zalicza się kilka tradycyjnych tytułów prasy politycznej prezentujących różnorodne perspektywy.
Chociaż mamy dziś do czynienia ze stałym przesuwaniem się użytkowników w kierunku mediów internetowych i sieci społecznościowych, to nadal telewizja pozostaje głównym źródłem informacji politycznych. Największą liczbę widzów, łącznie za pośrednictwem 39 kanałów ogólnopolskich, regionalnych i tematycznych, przyciąga publiczna Telewizja Polska (TVP), a za nią plasują się prywatne TVN i Polsat.
OBWE odnotowała, że w 2022 r. Urząd Komunikacji Elektronicznej, wobec upływu terminów przejścia na technologię cyfrową, powołując się na interes bezpieczeństwa narodowego zezwolił wyłącznie TVP na dalsze nadawanie w starym formacie analogowym do końca 2023 roku. To spowodowało, że 900 000 gospodarstw domowych miało bezpośredni dostęp jedynie do kanałów telewizyjnych nadawcy publicznego.
Do ważnych wydarzeń stymulujących udział mediów w szeroko pojętych kampaniach informacyjno-propagandowych strony partyjno-rządowej OBWE zaliczyła fakt zakupu w lutym 2021 r. przez PKN Orlen grupy Polska Press, a następnie gruntownej zmiany kierownictw redakcji. W Stanowisku OBWE ocenia się to przejęcie jako wzmocnienie kontroli politycznej partii rządzącej nad lokalnymi mediami o znaczącym wpływie na kampanię wyborczą. W tym kontekście OBWE przypomniała o przyjęciu przez Sejm w lipcu 2021 r. ustawy, mającej na celu ograniczenie udziału kapitału zagranicznego w rynku medialnym. Ta inicjatywa rządu spotkała się z szeroką krytyką, w tym ze strony Przedstawiciela OBWE do Spraw Wolności Mediów.
Wnioski niezależnych obserwatorów odnośnie do zaangażowania polskiej telewizji publicznej w minionej kampanii, są dla niej bezlitosne. Stwierdza się, że: „telewizja publiczna w monitorowanych programach swoich głównych kanałów (TVP1, TVP2 i TVP Info) prowadziła polityką redakcyjną polegającą na celowym zniekształcaniu i przedstawianiu wydarzeń społeczno-politycznych poprzez promocję partii rządzącej, rządu i jego polityki, jednoczesnym atakując swojego głównego rywala politycznego KO i jej lidera, jeszcze bardziej pogłębiając polaryzację polityczną w społeczeństwie”.
Dalej komunikat wylicza, że rząd i PiS otrzymały w telewizji publicznej odpowiednio 28 i 9 procent czasu antenowego, którego przekaz był niemal całkowicie pozytywny. KO otrzymało więcej – bo aż 43% czasu antenowego – ale był on niemal wyłącznie negatywny. Dodatkowo w najlepszym czasie antenowym duże kampanie prowadziły podmioty kontrolowane przez państwo i ministerstwa.
Z drugiej strony obserwatorzy zauważyli, że większość mediów prywatnych była szczególnie krytyczna wobec PiS i jego rządu. Otrzymał one odpowiednio 29 i 14 procent czasu antenowego – większość z niego miało wydźwięk negatywny. Większość przekazu na temat KO – które otrzymało 21 proc. czasu – była pozytywna lub neutralna. Najbardziej neutralny w przekazie okazał się Polsat.
Krytyczne uwagi OBWE odnoszą się też do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w związku z tym, że nie „ukróciła ona otwarcie stronniczego wydźwięku relacji prezentowanych w telewizji publicznej, pomimo konstytucyjnego obowiązku działania w obronie interesu publicznego”. Przypomniano także, że KRRiT – pomimo formalnego wezwania ze strony Państwowej Komisji Wyborczej – nie zdecydowała się prowadzić własnego monitoringu mediów, a podejmowane przez nią działania odnosiły się wyłącznie do wniesionych do niej skarg.
Pełny zapis obserwacji OBWE wyborów do Sejmu i Senatu RP w 2023 r. zostanie opublikowany w pierwszej połowie grudnia br. Jestem przekonany, że będzie zawierał znacznie więcej przykładów i ocen dotyczących naruszeń postanowień Dokumentu Kopenhaskiego 1990 r., zaleceń Komisji Weneckiej i rekomendacji Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) OBWE.
Polscy parlamentarzyści, jak wiadomo, nie brali udziału w monitoringu wyborów – zresztą mocno ograniczonym – przeprowadzonym przez OBWE. Niemniej jednak zgadzam się z oceną przedstawioną w stanowisku OBWE z 16 października. Trudno też na koniec nie zauważyć, że zwycięzca w wyborach ma więcej niż opozycja możliwości zagwarantowania sobie kontynuacji sukcesu wyborczego. Rządzący z reguły dążą bowiem do stworzenia warunków, aby następne wybory były wygrane. Dotyczy to zwłaszcza autokratów.
Przeczytaj też: Wybory młodych, ale… nie wyniki. Co się stało z najmłodszymi kandydatami i kandydatkami?
Zgadzam się z tym – potwierdza to moje obserwacje (a już myślałam, ze ulegam manii prześladowczej)
Mam przyjemnośc osobiście znac pana senatora i ten artykul tylko potwierdzil moje jak najlepsze zdanie o jego działalnosci politycznej.
DO AUTORA: A jak media państwowe stały murem za Bronisławem Komorowskim, to wtedy co Pana zajmowało? A jakiej postawy mediów państwowych i narodowych Pan oczekiwał, kiedy generalnie wszystkie media światowe , w tym państwowe, były przeciwko PiS, hmm?
Owszem, rządowa telewizja za PO nie kochała PiSu, a Komorowskiego przedstawiała w pozytywnym świetle. Ale pamiętam, ze nie przemilczała ani jego wpadek, ani udziału w życiu publicznym ówczesnej opozycji. Litości. Dokonując porównań należy używać szarych komórek, a nie emocjonować sie formami wypowiedzi rodem z piaskownicy: a za tamtego prezydenta to stali murem za nim.
A szare komórki nie podpowiedziały, że pytanie jest adresowane do Autora?
Być może paradoksalnie ta długa lista podejmowanych przez PiS działań, zamiast działać na korzyść, zirytowała elektorat i pogrążyła partię. Mam nadzieję, że będzie to memento dla ewentualnych naśladowców
“My jesteśmy apolityczni. Jeżeli publikują u nas politycy, to tylko dlatego, że piszą słuszne rzeczy. A tych niesłusznych nie będziemy publikować”.