Jakiekolwiek pojednanie w światowym prawosławiu będzie możliwe dopiero po wojnie w Ukrainie – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej Cyryl Howorun, były sekretarz patriarchy moskiewskiego Cyryla, od 2012 r. duchowny Patriarchatu Konstantynopola.
Paweł Bieliński (KAI): Jaka jest obecnie kanoniczna sytuacja prawosławia na Ukrainie? Bo wciąż wydaje się dość skomplikowana…
Ks. Cyryl Howorun: Nie jest już tak skomplikowana jak wcześniej. Na Ukrainie doszło do poważnej schizmy, która zaczęła się po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę. Mieliśmy wówczas jeden Kościół prawosławny podlegający Patriarchatowi Moskiewskiemu i dwa Kościoły niezależne od niego, ale nieuznawane przez inne Kościoły prawosławne, a więc schizmatyckie.
Teraz, zamiast trzech Kościołów prawosławnych, mamy dwa [Ukraiński Kościół Prawosławny, związany z Patriarchatem Moskiewskim, i powstały w 2018 roku Prawosławny Kościół Ukrainy, któremu autokefalię (samodzielność) przyznał Patriarchat Konstantynopola – KAI]. Oba są, moim zdaniem, kanoniczne. Ich wierni mogą wszędzie na świecie przyjąć Komunię w jakiejkolwiek cerkwi prawosławnej. Nie ma więc już schizmy.
Ale oba te Kościoły niestety nadal nie lubią się nawzajem – z różnych powodów. Kościół, który był częścią Patriarchatu Moskiewskiego, ma bardzo niejasny status. Sam dziś nie wie, kim jest. Próbuje dystansować się od Moskwy, ale nie zrobił tego w wystarczający sposób, nie odszedł od Moskwy wystarczająco daleko, dlatego spotyka się z szykanami na Ukrainie. Dla niego drugi Kościół, autokefaliczny, wciąż nie jest kanoniczny.
Moskwa nie chce jedności eucharystycznej z Konstantynopolem, ale Konstantynopol nie ma problemu z tym, żeby być w jedności z Moskwą
Natomiast dla Kościoła autokefalicznego, który został już uznany przez kilka Kościołów prawosławnych, Kościół związany z Patriarchatem Moskiewskim jest kolaborantem Rosji [która prowadzi wojnę z Ukrainą – KAI]. Każdy z tych Kościołów ma więc inne powody do wzajemnej nienawiści. Ale to nie jest dobre dla ukraińskiego społeczeństwa, które będzie bardzo potrzebowało pojednania po zakończeniu wojny.
Oba Kościoły kłócą się ze sobą. Dla każdego z nich status drugiego jest niejasny. Ale mam nadzieję, że w przyszłości, gdy skończy się wojna, ta sytuacja się unormuje. Już teraz próbujemy działać na rzecz tego pojednania między Kościołami. A jednocześnie kontrowersje między nimi nie są tak bardzo ważne dla ukraińskiego społeczeństwa, które ma wiele innych trosk, związanych z wojną.
Jednak ta niejasna sytuacja kanoniczna może prowadzić do schizmy w światowym prawosławiu, gdyż bywa powodem zerwania jedności eucharystycznej między niektórymi biskupami…
– Nie nazwałbym tego schizmą, bo dochodzi do niej, gdy obie strony ją stwierdzają (tak jak w przypadku schizmy między katolikami i prawosławnymi) i nie uczestniczą razem w jednej Eucharystii. W światowym prawosławiu dochodzi do przypadków jednostronnego zerwania. Moskwa nie chce jedności eucharystycznej z Konstantynopolem, ale Konstantynopol nie ma problemu z tym, żeby być w jedności z Moskwą. Kto przyjeżdża z Patriarchatu Moskiewskiego, może odprawiać i przyjmować Eucharystię w Patriarchacie Konstantynopola. Z punktu widzenia większości Kościołów prawosławnych nie ma schizmy. Tylko Moskwa ją widzi i jest jedynym autorem narracji o schizmie w prawosławiu. Uważam więc, że nie ma schizmy, choć oczywiście sytuacja również nie jest zdrowa.
Moim zdaniem nasilająca się dyskusja w łonie światowego prawosławia tak naprawdę nie ma nic wspólnego ze stosunkiem Patriarchatu Moskiewskiego do ukraińskiego Kościoła. Nie Kościół jest powodem dyskusji, ale wojna na Ukrainie. Prawosławie jest podzielone w sposobie jej postrzegania. Dla niektórych Kościołów, w tym dla Patriarchatu Konstantynopola, jest ona zbrodnią i powinna zostać przerwana. Jest zbrodnią przeciwko ludzkości i zbrodnią przeciwko religii. Jest deformacją religii. Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej bardzo otwarcie sprzeciwia się tej wojnie i potępia jej powody. Jednak dla innych Kościołów prawosławnych stoją za nią racje ją usprawiedliwiające. Uważają, że jest to światowa wojna Zachodu przeciwko prawosławiu. Nawet w Polsce wielu prawosławnych, w tym hierarchów, tak uważa.
Prawosławni hierarchowie na świecie nie są tu ze sobą zgodni. Niektórzy z nich uważają, że Putin jest zły, że jest jak Hitler. A dla innych Putin jest niczym bazyleus – władca bizantyjskiego imperium, który przywróci autorytet prawosławia w świecie, dlatego są gotowi wszystko mu wybaczyć.
Brzmi to jak utopia.
– Bo to jest utopia, zupełna fantazja, całkowity brak przyjęcia do wiadomości przemocy, do której dochodzi w czasie tej wojny. Putin sam siebie przedstawia jako nowy cesarz Konstantyn albo przynajmniej nowy Włodzimierz Wielki, książę kijowski. W rzeczywistości jednak jeśli Putin miałby być bazyleusem, to byłby podobny do cesarza Bazylego Bułgarobójcy, który okazał się tak okrutny, że dla wygrania imperialnych wojen Bizancjum zabił tysiące Bułgarów, którzy tak jak on byli prawosławni.
Wielu myśli w kategoriach Bizancjum i chce jego „reinkarnacji”, chce, żeby ono znów istniało. To jest utopijna ideologia, której blisko do szaleństwa. Ale właśnie ona napędza wielu prawosławnych na świecie, również w Polsce. Uważam, że to bardzo błędne przekonanie dzieli prawosławnych bardziej niż sytuacja ukraińskich Kościołów.
Patriarchat Moskiewski traktuje Ukrainę jako swe „terytorium kanoniczne”. Co tak naprawdę znaczy to określenie, nieużywane w Kościele zachodnim?
– Nie mieliśmy go również w Kościele prawosławnym. Pojawiło się i stało się tym, czym jest teraz w wyniku powestfalskiego systemu politycznego w Europie. Po pokoju westfalskim [z 1648 roku – KAI] ze Świętego Cesarstwa Rzymskiego i jego sojuszników wyłoniły się niepodległe i suwerenne państwa, które zaczęły myśleć w kategoriach: „to jest moje terytorium”, „muszę go bronić”, „nikt nie może na nie wkraczać”. Przyjęliśmy tę samą mentalność i rozwinęliśmy koncepcję wspólnego terytorium zasadniczo w kategoriach pokoju westfalskiego. Jest to polityczny sposób myślenia, przejęty z Zachodu, ale teraz uważamy, że jest nasz, że zawsze tak było w prawosławiu.
Idea terytorium kanonicznego jest bardzo zbliżona do idei suwerenności państwa, zastosowanej do Kościoła. Zgodnie z nią Kościół wyobraża sobie, że ma absolutną suwerenność nad jakimś terytorium – nikt nie może na nie wejść, ani z niego wyjść. To jest myślenie polityczne, a nie kościelne. Dlatego Kościół katolicki, nie przyjmujący koncepcji terytorium kanonicznego, jest bliższy pierwotnej chrześcijańskiej tradycji niż my, którzy ją przyjmujemy.
Głosząc koncepcję terytorium kanonicznego, Patriarchat Moskiewski jednocześnie dokonuje swego rodzaju inwazji w Afryce, zakładając tam swe parafie i diecezje. Wkracza tym samym na „terytorium kanoniczne” Patriarchatu Aleksandrii.
– To klasyczne myślenie podwójnymi standardami: to, co inni robią wobec mnie, jest zbrodnią, a to, co ja robię wobec innych, jest bardzo słuszne. Płacz nad Palestyńczykami, gdy Rosjanie robią jeszcze gorsze rzeczy na Ukrainie, jest kolejnym przykładem takich podwójnych standardów, które są powszechne w Rosji.
Moskwa usprawiedliwia swe wkroczenie na teren Afryki tym, że Patriarchat Aleksandrii uznaje autokefalię Prawosławnego Kościoła Ukrainy. Ale moim zdaniem to jest nie tyle powód, ile pretekst do inwazji Rosji w Afryce. Prawdziwym powodem jest ekspansja Rosji na tym kontynencie. Trwa nowy wyścig o Afrykę, podobny do tego z XIX wieku, ale prawdopodobnie o wiele gorszy, gdy nowe potęgi kolonialne – Chiny i Rosja – próbują ukroić dla siebie kawałki tego kontynentu. Chiny posługują się surowcami i inwestycjami, a Rosja najemnikami z Grupy Wagnera i Kościołem prawosławnym, aby zabezpieczyć dla siebie kawałki Afryki.
My, prawosławni, wciąż potrzebujemy naszej siły napędowej zmian, jaką w Kościele katolickim był Sobór Watykański II
Uznając autokefalię Prawosławnego Kościoła Ukrainy, Patriarchat Aleksandrii zrobił prezent Rosyjskiemu Kościołowi Prawosławnemu, który zyskał pretekst do wejścia do Afryki. Zasadniczo Kreml ma tam dwa ramiona: jednym jest soft power (miękka siła, czyli Kościół), a drugim hard power (twarda siła, czyli Grupa Wagnera). Kościół staje się więc narzędziem, którym Rosja dokonuje ekspansji w Afryce.
Innym terminem nie zawsze dobrze rozumianym na Zachodzie jest „russkij mir” (rosyjski świat). Jak go rozumieć?
– Trudno go zrozumieć, bo nie jest to system myślenia. To zbiór haseł, zestaw zdań. Pod tym względem stoi w kontraście do marksizmu, który był systematycznym światopoglądem, bardzo sztywnym systemem filozoficznym. Faszyzm, który pojawił się w reakcji na marksizm, nigdy nie zaproponował takiego systematycznego myślenia. Również faszyzm był zbiorem sloganów, pięknych, kuszących słów. Taki właśnie jest „russkij mir”. Myślę, że jest on pokrewny klasycznemu faszyzmowi.
Nazywam go workiem pomysłów. Nawet nie pudłem, bo w pudle układasz rzeczy w pewnym porządku. A w pomysłach rosyjskiego świata nie ma porządku. Człowiek, który niesie ten worek pomysłów, jest niczym Święty Mikołaj z workiem prezentów, który pyta: „Co byś chciał ode mnie dostać? Chcesz to? No to masz!”.
W istocie jest to ruch populistyczny, zbiór idei, które pasują do każdej warstwy rosyjskiego społeczeństwa. Każda warstwa dostaje z nich to, czego chce. Chcesz wielkości Związku Radzieckiego – mamy dla ciebie coś ze stalinizmu. Chcesz przywrócenia monarchii Romanowów – dostajesz coś z epoki carów.
Słyszałem, że w Rosji można kupić nawet ikony Stalina.
– To prawda. Ten worek jest bardzo postmodernistyczny. A ponieważ to zgrupowanie idei nie jest systematyczne, trudno je racjonalnie analizować, usystematyzować, zobaczyć, czym naprawdę są, czy wychodzą poza slogany. To klasyczny, bardzo niebezpieczny populizm.
Wszystko, o czym mówimy, świadczy o tym, że w prawosławiu brakuje rozdziału Kościoła od państwa. Bardzo silna więź między nimi to chyba pokłosie tradycji bizantyjskiej?
– Powiedziałbym, że raczej post-bizantyjskiej. W wielu Kościołach prawosławnych wciąż jest obecny ten paradygmat „symfonicznego” sposobu myślenia. Niektórym Kościołom udało się uwolnić od tej symfonii Kościoła i państwa, na przykład Prawosławnemu Kościołowi Ameryki czy Patriarchatowi Aleksandrii.
W tym ostatnim przypadku państwowo-kościelna symfonia nie byłaby łatwa do realizacji w kraju muzułmańskim.
– To prawda, ale nawet tam, w czasie kilkusetletnich rządów muzułmańskich, ta idea zupełnie nie zanikła. Podobnie było w Rosji pomimo siedemdziesięciu lat komunizmu, gdy taka symfonia nie była możliwa. Dzięki temu ta idea mogła się odrodzić w Rosji Putina.
Tak, ma to związek z tą głęboko zakodowaną w światowym prawosławiu ideą symfonii. Ale nie jest ona ontologicznie przynależna prawosławiu, więc jeśli chcemy, możemy się od niej uwolnić. Doświadczenie życia w demokratycznych, pluralistycznych społeczeństwach może nam w tym pomóc. Podobnie dosyć długie doświadczenie życia w demokratycznych społeczeństwach pomaga Kościołowi katolickiemu uwolnić się od wielu idei sprzed Soboru Watykańskiego II, który wiele zmienił w Kościele. My, prawosławni, wciąż potrzebujemy naszej siły napędowej zmian, jaką w Kościele katolickim był Sobór Watykański II. Musimy przezwyciężyć to symfoniczne myślenie.
Prawdą jest, że w putinizmie jest wiele elementów bizantynizmu. Jednak nie tyle starych idei bizantyjskich, ile raczej nowych idei o starych ideach bizantyjskich, a to nie to samo. Czasem ludzie wymyślają Bizancjum, jakiego chcą. Tworzą bardzo sztuczne Bizancjum, które nigdy nie istniało, ale teraz istnieje w ich umysłach, a oni są przekonani, że takie było naprawdę i oni je wskrzeszają.
Na przykład bardzo wierzą w ideę katechona, sięgającą św. Pawła Apostoła [który w 2 Tes 2,6-8 pisał o sile powstrzymującej nadejście antychrysta – KAI]. W Bizancjum była to idea marginalna. Dziś wielu Rosjan wierzy, że Putin jest katechonem, personifikacją światowej władzy politycznej, która zachowuje nienaruszoną prawdę i rozprzestrzenia ją po całym świecie. To bardzo rosyjska idea katechona, która nigdy nie istniała w Bizancjum, ale Rosjanie wierzą, że jest ona bizantyjska. Tak następuje zmartwychwstanie starych idei w nowych formach, które moim zdaniem są bardzo niebezpieczne.
Czy w obecnej sytuacji byłby możliwy nowy sobór wszechprawosławny?
– Nie w przewidywalnej przyszłości, bo teraz jesteśmy zbyt podzieleni. Myślę, że jakiekolwiek pojednanie w światowym prawosławiu będzie możliwe dopiero po wojnie na Ukrainie, bo to właśnie ta wojna jest powodem podziału. Dopóki nie dojdziemy do porozumienia czym ta wojna była i co znaczyła, nie pojednamy się i nie będzie możliwa jakakolwiek dyskusja na szczeblu światowym w formie synodalnej.
Archimandyta Cyril Howorun – ur. 1974, był sekretarzem patriarchy moskiewskiego Cyryla, w 2012 roku przeszedł do Patriarchatu Konstantynopola. Jest wykładowcą eklezjologii, stosunków międzynarodowych i ekumenizmu na uczelniach w różnych krajach świata, m.in. na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.
Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Pojednanie w prawosławiu dopiero po wojnie na Ukrainie”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Jaka będzie Europa, Polska, Ukraina? Konferencja o roli chrześcijan w integracji europejskiej
„Dlatego Kościół katolicki, nie przyjmujący koncepcji terytorium kanonicznego, jest bliższy pierwotnej chrześcijańskiej tradycji niż my, którzy ją przyjmujemy” – optymistycznie twierdzi ks. Hovorun.
„Pozostają pewne trudności dotyczące zgody papieża na biskupów wybranych przez Synody Ko-
ściołów sui iuris dla ich terytorium oraz papieskiej nominacji biskupów poza terytorium kano-
nicznym (al di fuori del territorio canonico)” (z: XVI ZWYCZAJNE ZGROMADZENIE OGÓLNE SYNODU BISKUPÓW, Pierwsza Sesja (4-29 października 2023)Sprawozdanie podsumowujące
KOŚCIÓŁ SYNODALNY W MISJI, rozdz. 6. Tradycje Kościołów wschodnich i Kościoła łacińskiego, Kwestie do podjęcia).
Jak widać nie tylko katoliccy hierarchowie mają problem z interpretacją Ewangelii i używają jej głownie jako narzędzia w drodze do władzy i wpływów. Konflikty w łonie prawosławia dobitnie ukazują środki i cele, wojna zawsze wszystko uwypukla. Czy w świetle ewangelii tak trudno odnaleźć właściwe określenia dla zła i wskazać ich źródła?