Nie jestem kontem na Facebooku. W zasadzie niczego nie „mam”. Rzeczy są mniej lub bardziej ulotne. Poza tym te lepsze wykraczają daleko poza świat online.
Konto na Facebooku, z którego korzystałam przez 17 lat, zostało zaatakowane i przyjęte przez hackerów (tak, miałam dwustopniowe zabezpieczenia). Zgłosiłam problem do Meta i otrzymałam automatyczną wiadomość, że pracują nad jego rozwiązaniem. Następnego dnia konto zostało skasowane razem z całą zawartością.
Zniknęły wszystkie moje zdjęcia, posty, komentarze. Zostałam odcięta od stron, które prowadzę, w tym od strony, której używam w mojej pracy do prezentowania opublikowanych tekstów i innych związanych z nimi wydarzeń (ta strona nadal istnieje, ale nie mam do niej dostępu).
Dzięki temu czegoś się nauczyłam. Po pierwsze – odczuwam to bardziej osobiście, niż gdybym została obrabowana. Owszem, zostałam obrabowana, ale z rzeczy, które były częścią mnie. Doświadczyłam czegoś w rodzaju komunikacyjnego morderstwa. I była to bardzo dobra lekcja. Pomogła mi określić, czym tak naprawdę jestem „ja”. Podpowiedź: nie jestem kontem na Facebooku.
Po drugie: zamknięcie konta uczy dostrzegać, że w zasadzie niczego nie „mam”. Rzeczy są mniej lub bardziej ulotne. Posiadać coś – to zawsze pewien rodzaj łaski. Miło, gdy ona trwa. Mogę więc określić, co jest miłe – i to kolejna dobra lekcja. Ale to, że coś jest miłe, nie znaczy, że jest najlepsze. Są rzeczy lepsze – i wykraczają one daleko poza świat online (co byłoby, gdyby Wikipedia znikła z dnia na dzień jak moje konto. Niemożliwe? Czyżby?).
Atak na moje konto mogły przypuścić boty i sztuczna inteligencja. Był więc skuteczny. Ale istnieje coś bardziej prawdziwego i trwałego poza skutecznością, całkiem poza światem botów i AI. Czułam to w ostatnich dniach, gdy moi znajomi ponownie akceptowali zaproszenia, sami zapraszali mnie do znajomych lub po prostu wysyłali mi wiadomości. (Otrzymuję dużą liczbę pseudozaproszeń od botów, więc jeśli nie poznaliśmy się osobiście, wyślij mi wraz z zaproszeniem wiadomość; w przeciwnym razie usunę je).
Wszystkie zdjęcia kotów i lasów, które publikuję od 16 lat, nadal są między nami. Facebook był tylko narzędziem do dzielenia się nimi, a nie ich nieodłączną częścią. Tak samo jest z moimi artykułami i książkami – one wciąż są. Nie potrzebują postów na Facebooku, by realnie istnieć. Wręcz przeciwnie, istnieją tylko wtedy, gdy się je czyta, a nie – gdy zamieszcza się facebookowe linki do stron wydawców. Facebook usunął moje komentarze do postów, wszystkie moje wiersze w grupie „Poetry on fb”. Ale te wiersze nadal istnieją. Część z nich została opublikowana w wersji papierowej, a część z nich wspaniały szwedzki zespół Bulletproof Poets użył w roli tekstów piosenek. Nagrywają płyty, grają koncerty, a ludzie ich słuchają.
Po trzecie: nauczyłam się, jak niewiele zależy od nas. Jak mały wpływ mamy na to, by coś stworzyć czy naprawić. I jak wielu, rozpaczliwie wielu ludzi szuka winnego. Albo dlatego, że to dla nich dobra zabawa, albo chcą w ten sposób (życzeniowo?) zabezpieczyć się przed nieszczęściem. Wiele osób obwiniło mnie za utratę konta – robiły tak zwłaszcza osoby, których nie znam. Miały nadzieję, że unikną mojego losu, wyrażając taką opinię. Oczywiście tak się nie stanie. Nie pomogą w ten sposób mnie ani sobie. Ale to, co robią, ma realny wpływ na rzeczywistość – dokładają się tak do mrocznej aury, która rozpościera się wokół zbiorowego umysłu Facebooka.
Facebook ma bowiem własny umysł – to lekcja numer cztery. Opinie, które ludzie wyrażają, i te, co do których zgadzają się w komentarzach, są czasami niewiarygodne, a często kompletnie wariackie. Robią tak, by pozostać częścią rozmowy, by utrzymać się w miękkiej bańce znaczeń (parafrazując definicję kultury według Barbary Czarniawskiej z 1991 roku). Warunki utrzymania się w niej bywają trudne, ale ludzie godzą się na nie, na przykład są skłonni twierdzić, że koty są złe i należy je tępić (czy coś wam to przypomina?).
Piąta lekcja: bańka, która powstała wokół mojego konta przez wiele lat intensywnego korzystania z Facebooka, była naprawdę bardzo miękka. Pełno było w niej zdjęć natury, wpisów o lasach, winie i poezji, bynajmniej nie tylko moich własnych. Nie da się jej odtworzyć: zniknęła wraz z kontem. Nie była ani obiektywnym bytem, ani czymś „stworzonym przeze mnie” – orbitowała wokół mnie za każdym razem, gdy otwierałam Facebooka. Teraz zniknęła. Z Facebooka (a jej odtworzenie w tej formie zajęłoby 16 lat).
Ale nie zniknęła na dobre. Nadal orbituje wokół mnie. Przyjdź i zobacz, jeśli chcesz. Przyjdź, jak chcesz: online, na żywo lub przez teksty, które piszę i publikuję w prasie, w pismach naukowych i w książkach. Możemy porozmawiać o lasach, nauce, poezji i winie.
Przeczytaj też: W pułapce porównań. Dlaczego media społecznościowe wpływają na naszą samoocenę?
Kompletnie się nie zgadzam z artykułem.
Zakładając konto na Facebooku, człowiek te zdjęcia, wiadomości, filmiki i wszystko inne – w ramach zawartej przez siebie, zakładam że dobrowolnie, umowy – daje panu Zuckerbergowi i one przestają być już jego (użytkownika).
Uważam, że logicznie myślący człowiek powinien po prostu nie używać mediów społecznościowych, a zwłaszcza Facebooka, bo istota jego działania jest zła sama w sobie: korzystać z Facebooka to tak, jakby listy papierowe wysyłać przez pocztę, gdzie pracownik każdy list otwiera, kopiuje, a potem kopię sprzedaje.
I nie, nie mam nic “do ukrycia”. Mam swoją prywatność, która nie oznacza tajności, tylko rzeczy prywatne właśnie, których inni nie powinni widzieć. Bo jestem człowiekiem, a nie trzodą z kamerą w chlewie.
Podobne oczywiście uwagi dotyczą GMaila, Instragrama i innych zcentralizowanych nowotworów, które wyrosły na wspaniałym wynalazku, jakim jest zdecentralizowana sieć komputerowa o nazwie Internet. Z tych nowotworów należy po prostu przestać korzystać, bo ich zasada działania jest zła sama w sobie, jak wyłożyłem powyżej.
Soker, a wiesz, że Pan Bóg wchodzi na FB? Tylko ma dobrze ukryty profil.
Pan Bóg jest transcendentny wobec stworzenia. Czy wobec tego możesz uściślić, co masz na myśli pisząc, że “wchodzi” On na stronę internetową?
Ma swój profil na FB. Jest on widoczny z pewnej pozycji. Nie wtajemniczam.
Pamiętam teksty pani prof. Moniki Kostery z “Nowego Obywatela”. Szkoda, że już tam nie publikuje.
Zlikwidowałem konto na Fb kawał czasu temu. Nie mówię, że wszyscy, ale nie mniej niż 4/5 znanych mi bliżej i dalej osób uprawia na Fb narcystyczny ekshibicjonizm . Czy każdy na świecie musi wiedzieć, że koleżanka XX wczoraj zjadła obiad ( prezent od ukochanego męża ) w restauracji tej i tej i umieszczać z tego zdjęcia ? co znaczy słowo intymność ?
Nie mam, nie miałem i nie będę miał konta na Facebook, Instagram, X i co tam jeszcze wymyślą. I przynajmniej ten problem, mediów społecznościowych, nie zakłóca mojego snu.
Już sam fakt, że utrudniają zamknięcie konta i usunięcie danych osobowych mówi sam za siebie. Sekty mają podobny mechanizm – łatwo wejść, trudno wyjść.