Prezydent Nikaragui Daniel Ortega przejął majątek jezuickiego uniwersytetu i zdelegalizował zakon na terenie kraju. Wolno mieć nadzieję, że represje te przyniosą w przyszłości dobre owoce.
Kryzysów, wojen i wojenek nigdy w świecie nie brakowało. Jednak w ostatnich latach zaczynają nas coraz bardziej dotyczyć, bo świat jest coraz mniejszy, bo dezorganizują nam życie a w wielu sytuacjach przerażają, bo ktoś straszy, że będzie gorzej. Jak na to wszystko patrzą jezuici? Doświadczenie uczy nas, że tam, gdzie napotyka się na liczne trudności, można zazwyczaj spodziewać się większych owoców, jak pisał św. Ignacy Loyola.
Mój współbrat, syryjski jezuita, nie mógł zrozumieć oburzenia zachodnich katolików, którzy nie byli w stanie pogodzić się z tym, że w tylu zakątkach świata chrześcijanie są prześladowani. Jego zdaniem Ewangelia jest pod tym względem bardzo przejrzysta. Jasno zapowiada wrogość świata względem uczniów Chrystusa. „Jeśli was nie prześladują, to czas zastanowić się, czy rzeczywiście idziecie za Chrystusem” – tłumaczył ludziom na jednym ze spotkań zorganizowanych w Białymstoku.
Czego pragnął św. Ignacy?
W międzynarodowym wydaniu katolickiego dziennika „La Croix” ukazał się artykuł Andrew Hamiltona zatytułowany „Czy represje muszą prowadzić do depresji?” („Must suppression bring on depression?”). Autor stara się uzasadnić, że likwidacja zakonu jezuitów w 1773 r. przyczyniła się do jeszcze bardziej prężnego zaangażowania się Towarzystwa Jezusowego w udzielanie „Ćwiczeń duchowych” św. Ignacego Loyoli i to na niespotykaną dotąd skalę.
Kościół odebrał jezuitom więcej majątku niż jakikolwiek system polityczny z sowieckim komunizmem włącznie i większości nigdy nie zwrócił
Ponadto, po przywróceniu zakonu, synowie Ignacego potraktowali o wiele poważniej wezwanie swojego założyciela, by w pełnieniu misji identyfikowali się z ubogim Chrystusem. Zrozumieli, że ich miejsce jest przede wszystkim wśród ubogich, a nie wśród możnych tego świata. Dotarło do nich, że Ignacy pragnął, żeby troszczyli się o najbardziej pokrzywdzonych i wybierali raczej upokorzenie niż zaszczyty.
Proponowany przez „La Croix” tekst ma szczególny wydźwięk w dniach, gdy prezydent Nikaragui Daniel Ortega przejął majątek jezuickiego uniwersytetu i zdelegalizował zakon na terenie swojego kraju, w którym systematycznie tępi wszelkie przejawy wolności i popełnia zbrodnie przeciwko podstawowym prawom człowieka.
Czy należy spodziewać się, że również i te represje przyniosą w przyszłości dobre owoce zgodnie z tym, co napisali w swoim oświadczeniu jezuici z Prowincji Środkowoamerykańskiej: „Bóg jest tym, który ma ostatnie słowo w historii, i Bóg będzie miał ostatnie słowo także w Nikaragui”?
I nie jest to groźba, lecz przesłanie nadziei. W kolejnym oświadczeniu, będącym reakcją na kolejne szykany ze strony władz, wyrazili „swoją solidarność z tysiącami nikaraguańskich ofiar, które czekają na sprawiedliwość i naprawienie szkód wyrządzonych przez obecny rząd Nikaragui”. Jakie dobro z tego upokorzenia jezuitów wyniknie? Zbliży ich do cierpiącego ludu, czy opuszczą kraj?
W tym roku minęło 250 lat od kasaty zakonu jezuitów zadeklarowanej przez papież Klemensa XIV. Choć Towarzystwo Jezusowe teoretycznie nie istniało do 1814 r., to ciągłość swojego istnienia zachowało na terenie ówczesnej Rosji, gdzie wrogo nastawiona do Watykanu caryca Katarzyna nie zgodziła się na upublicznienie decyzji papieża. Czterdzieści lat samotności i upokorzenia.
Jacy jesteśmy naprawdę?
Kościół odebrał jezuitom więcej majątku niż jakikolwiek system polityczny z sowieckim komunizmem włącznie i większości nigdy nie zwrócił. Własna matka, bo tak traktowali jezuici Kościół, wyrzekła się ich i porzuciła. A litość okazali im dotychczasowi wrogowie.
Według Hamiltona kasata zakonu zmusiła jezuitów do głębszej refleksji nad znaczeniem ich powołania. Powrócili do myśli św. Ignacego i zaczęli rozważać kluczowe kwestie, do których wcześniej nie przywiązywali tak wielkiej wagi. Powrócili do „Ćwiczeń duchowych”, a zwłaszcza do obrazu ubogiego Chrystusa, który nie wybrał bogactwa, lecz ubóstwo. Nie odbierał pochwał, lecz znosił upokorzenie.
Taka fascynacja osobą Zbawiciela oznaczała, że w podchodzeniu do rzeczywistości i wybieraniu posług apostolskich jezuici nie powinni kierować się przede wszystkim perspektywą sukcesu i skutecznością metod, lecz traktować niepowodzenia i utratę renomy jako błogosławieństwo. „Czy rzeczywiście współcześni jezuici tak myślą?” – zadaje pytanie Hamilton i sam na nie odpowiada: „Cóż, prawdopodobnie nie, chyba że zmuszają ich do tego okoliczności”.
Wielu jezuitów wierzy, że trudna sytuacja jest przede wszystkim okazją, a nie kłopotem, którego trzeba się pozbyć. Taką okazję widzimy w zjawisku laicyzacji społeczeństwa, a nawet w toczących się wojnach i światowych kryzysach. W tym wszystkim nie jest ważne, kto ma rację i kto kogo pokona.
Podstawową misją jezuitów jest pozyskiwanie ludzi dla Chrystusa, a nie wygrywanie wojen. Niepowodzenie jest okazją, by się czegoś ważnego nauczyć, a upokorzenie ćwiczy miłosierdzie, uczy mądrości i skłania do refleksji. Nie jesteśmy po to, by błyszczeć na niebie, lecz po to, by wskazywać na prawdziwe światło. Przede wszystkim świadectwem życia.
A jacy jesteśmy naprawdę? Cóż, wielu z nas jest gotowych do heroicznych czynów, gdy zmuszają nas do tego okoliczności. W innych sytuacjach zdarza się, że lubimy kanapę i wygodne kapcie. Modlę się więc o to, byśmy nie żyli w spokojnych czasach.
Przeczytaj też: Ikoną do kontemplacji Stwórcy są ci, których spotykam
Niepoprawnym optymistom przypomne, ze pod koniec XVI w. w Japonii bylo 130 tys. chrzescijan, a po przesladowaniach pozostalo 30 tysiecy. Kosciol juz tam sie nie podniosl. Krew meczennikow nie zawsze jest nasieniem chrzescijan.
Zgoda. Krew męczenników nie zawsze przekłada się na wzrost liczby chrześcijan. Lecz moim zdaniem rozwój Kościoła nie polega na zwiększaniu liczby wiernych. Ilość zwykle nie przekłada się na jakość.
Dziesiątki tysięcy męczenników jedno zapiszą po stronie pasywów na Ziemi, inni po stronie aktywów w niebie….
A ja przypomnę, że jezuici byli wyrzucani już z wielu krajów i miast. Chyba żaden zakon nie ma takiej długiej historii przepędzania…
Taka mało znana historia jezuitów w Polsce dotyczy Księstwa nyskiego i palenia „czarownic”. Tą ponurą historię rozpoczęło… sprowadzenie jezuitów do Nysy w roku 1622. W tym samym roku zaczęły się pierwsze procesy o czary, a palenie „czarownic” w XVII wieku w Księstwie nyskim osiągnęło niebywałą skalę w Europie Środkowej. Na stosach spalono wówczas co najmniej 250 kobiet i dziewczynek. W latach 1639–1642 Johann Balthasar Liesch von Hornau (uczeń Kolegium jezuickiego w Dillingen), biskup pomocniczy wrocławski, wybudował specjalny piec do palenia czarownic – tylko 6 września 1639 roku spalono w nim 26 „czarownic”.
Podobnie udział uczniów jezuickich w tumulcie toruńskim w 1724 roku gdy prowokowali i atakowali oni przyglądających się katolickiej procesji protestantów. W rezultacie w następnych dniach doszło do zamieszek w kolegium jezuickim. A po procesie w którym sędziami byli sami katolicy skazano i stracono 10 samych protestantów w tym burmistrza.
Czy to są te „heroiczne czyny”?
Również Daniel Ortega jest absolwentem jezuickiej szkoły. Tej samej, którą teraz jezuitom odebrał. Rozwijanie potencjału ucznia zawsze wiąże się z ryzykiem, ale takie ryzyko jezuici podjęli i podejmują. Nie uczą co ludzie mają myśleć, lecz dostarczają narzędzi i metod do samodzielnego myślenia. Potem człowiek sam odpowiada za to, jak wykorzysta to, co otrzymał.
@Wojciech Żmudziński
Napisał pan w artykule:
„A jacy jesteśmy naprawdę? Cóż, wielu z nas jest gotowych do heroicznych czynów, gdy zmuszają nas do tego okoliczności. ”
@Głos rozsądku w odpowiedzi na to napisał między innymi to:
” W latach 1639–1642 Johann Balthasar Liesch von Hornau (uczeń Kolegium jezuickiego w Dillingen), biskup pomocniczy wrocławski, wybudował specjalny piec do palenia czarownic – tylko 6 września 1639 roku spalono w nim 26 “czarownic”.”
Pytając „Czy to są te “heroiczne czyny”?
A pan pisze:
„Rozwijanie potencjału ucznia zawsze wiąże się z ryzykiem, ale takie ryzyko jezuici podjęli i podejmują. Nie uczą co ludzie mają myśleć, lecz dostarczają narzędzi i metod do samodzielnego myślenia.”
Czy to jest na temat ?
Tu nie chodzi o ucznia a o waszego biskupa (między innymi) a to że był jezuickim uczniem ? no był, każdy Jezuita wcześniej był uczniem, nikt Jezuitą się nie rodzi.
Czy też tak to należy rozumieć?:
My uczymy w swoich kolegiach przyszłych duchownych, biskupów Jezuitów ale za ich czyny już nie odpowiadamy no bo „Potem człowiek sam odpowiada za to, jak wykorzysta to, co otrzymał.” ?
Czyli to nie Jezuici dokonali tych okropnych czynów bo „człowiek sam odpowiada” ? Więc to po prostu w tym przypadku pan von Hornau tego dokonał a nie biskup jezuicki von Hornau ? Był zeświecczony czy jak ?
Nic mi nie wiadomo, aby Johann Balthasar Liesch von Hornau był kiedykolwiek jezuita.
Proszę wybaczyć, ale w Polsce przejęcie nauki przez jezuitów w XVI w. nie za ciekawie skończyło się dla nas. Jeszcze w XVI w. Polacy byli czytani i cytowani nawet we Włoszech. Kilka generacji (szlachciców wychowanych w kolegiach jezuickich) potem Polska stała się katolicka, nietolerancyjna, biedna i źle rządzona. Bardzo ładnie rozwinęli jezuici potencjał uczniów….
@Konrad Schneider
Skasowaliśmy cały wątek komentarzy rozpoczynający się od Pańskiego wpisu: „A ja sie zapytam przekornie: czy ks. Zmudzinski okazal odwage wobec swojego przelozonego Soso, gdy ten latami tuszowal dranstwa Rupnika? Stanal ksiadz po stronie Pokrzywdzonych czy po stronie zakonnej sitwy?”.
Z trzech powodów ten komentarz nie powinien był być dopuszczony do publikacji:
1. jest agresywny
2. jest sformułowany ad personam
3. jest nie na temat.
Do tego dochodzi kolejny argument:
4. przekazuje nieprawdziwe informacje.
Punkty 1 i 2 nie wymagają wyjaśnień. Pan zresztą o tym dobrze wie, bo już zdarzyła się sytuacja, w której kierował Pan nieakceptowalne uwagi ad personam.
W kwestii trzeciej – nasi stali czytelnicy (a Pan do nich należy) znają zasadę, że dyskusje dotyczyć mają treści artykułów, pod którymi się ukazują. To nie jest otwarty Hyde Park dyskusyjny.
Ad. 4. Nie sposób podsumować postawy generała jezuitów Arturo Sosy (nazwisko brzmi: Sosa, a nie Soso!) Pańskim stwierdzeniem „latami tuszował draństwa Rupnika” czy stwierdzić, jak w kolejnym Pańskim komentarzu: „od tego czasu nikt z jezuitów nic nie zrobił”. Wystarczy przeczytać publikowane w Więź.pl artykuły ze zrozumieniem, żeby to wiedzieć. Jest Pan nauczycielem, więc powiemy, że za takie streszczenie lektury uczeń dostałby ocenę niedostateczną i musiałby ponownie wszystko czytać.
Nie wchodzimy tu w dalszą argumentację merytoryczną, bo to nie to miejsce. Artykułów o sprawie Rupnika akurat jest w Więź.pl najwięcej w polskim internecie – więc tam zapraszamy.
https://wiez.pl/tag/marko-rupnik/
Jezuitom można w sprawie Rupnika sporo zarzucić. Przepraszali za to. Pisaliśmy o tym. Tak samo – obecnemu generałowi. Pisaliśmy o tym. Ale trzeba też dostrzec drugą stronę. I o tym też pisaliśmy.
A dla Pana Konrada, niestety, ŻÓŁTA KARTKA.
Rozumiem. Przepraszam.
„Po przywróceniu zakonu, synowie Ignacego potraktowali o wiele poważniej wezwanie swojego założyciela, by w pełnieniu misji identyfikowali się z ubogim Chrystusem.”
Tu chyba sprawdza się powiedzenie, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. Jak się ma dużo, to chce się jeszcze więcej. Ani jezuici, ani duchowni w ogóle nie są od tego wolni.
Jeżeli przez jakieś historyczne doświadczenia obecna hierarchia KK nabierze pokory, to tylko się cieszyć. Ale pewnie dla niektórych z ich grona nawet grom z jasnego nieba nie będzie wystarczająco przekonujący.
Dla Kościoła lepiej było gdy siedział w podziemiach, bo to przynajmniej dawało mu szansę wzrostu. Niestety Konstantyn chciał inaczej. Aktualnie KK jest syty i nadęty, i tak często grzeszy pychą, że trudno się spodziewać, by w przyszłości miał się cieszyć błogosławieństwem.
Jaka ironia losu. Jan Paweł II ostrzegał katolików z Nikaragui przed popieraniem lewicowego rządu Ortegi, a ks. Cardenala zawiesił za udział w tym rządzie. Jednak miejscowi katolicy nie chcieli posłuchać papieża, a sprawę te usłużni komentatorzy podawali za porażkę papieża. W dodatku papież Franciszek zrehabilitował Cardenala i zapewne był jednym z tych, którzy uważali wtedy postawę papieża za błędną. A teraz Ortega usunął jezuitów. Czy to nie wymowne?