„Barbie”, wierna formule „uczyć bawiąc”, ma do przekazania coś istotnego i stylistycznie nie daje się łatwo zamknąć w celofanowym pudełku – pisze w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” Anita Piotrowska.
Dziennikarka „Tygodnika Powszechnego” czyta najnowszy film Grety Gerwig w kluczu nowoczesnego feminizmu: – Już na wstępie zdezawuowana zostaje tak zwana „mistyka kobiecości”, czyli fantazja o życiu zamkniętym w domku dla lalek. A finalnie także wojna płci, której celem byłoby ukaranie Kena (w tej roli brawurowy Ryan Gosling) za to, że ośmielił się zatęsknić za patriarchatem. Scenarzyści – Gerwig i Baumbach – reprezentują bowiem feminizm nowoczesny, w którym nie chodzi o zwycięzców i pokonanych. W następstwie wielkiej różowej rewolucji wygrać mają wszyscy – zauważa Anita Piotrowska.
I dodaje: – Kiedyś łatwo było zrobić z niej lalkę do bicia lub od razu spalić ją na stosie. Drewien do tego ognia dokładano i z lewa (za promowanie konsumpcjonizmu i wywoływanie dziewczęcych kompleksów), i z prawa (za permisywne „możesz być, kim chcesz”). Seksualizacja dziecięcego gadżetu i wpisany weń pop-feminizm mogły drażnić obie strony. Najlepsze w filmie „Barbie” jest właśnie uchwycenie tego paradoksu i granie nim na kilku plastikowych bębenkach jednocześnie.
– „Barbie” to mistrzostwo marketingu z wykorzystaniem autoironii. Nawet satyra i (samo)krytyka stają się tu zakamuflowaną (auto)pochwałą. Nawet wplecione do akcji zmaskulinizowane szefostwo firmy Mattel, producenta Barbie i zarazem filmu „Barbie”, pozwala się tu łagodnie ośmieszyć. Zabieg opłacalny, bo zapewnia wizerunkowy lifting – punktuje Piotrowska.
Krytyczka docenia aktorów, którzy w cieli się w główne role: – Aktorzy w pełni dają radę. Wówczas, gdy prześmiewczo wcielają się w doskonałe istoty bez genitaliów i z ograniczonym mózgowiem, i wtedy, gdy ich sztuczne postacie cierpią naprawdę, a spod grubego makijażu wychodzi faktyczny wiek. Wtedy opowieść zyskuje nieco inny wymiar, staje się jeszcze bardziej autotematyczna, przypomina o żywej fizyczności aktorów. Wszak Hollywood to jeden wielki Barbie Land, a co dopiero w epoce sztucznej inteligencji fabrykującej wszystko i wszystkich.
– „Barbie”, wierna formule „uczyć bawiąc”, ma do przekazania coś istotnego i stylistycznie nie daje się łatwo zamknąć w celofanowym pudełku. Dlatego tym razem wypada cieszyć się faktem, iż mamy do czynienia z oglądaną przez miliony superprodukcją, a nie jedynie z manifestem feministycznym o niszowym zasięgu – uważa Anita Piotrowska.
Przeczytaj też: Greta Gerwig. Czuła narratorka
KJ
Fajny symbol jak idealy nowej lewicy zostaly kupione przez najwieksze korporacje.
Z jednej strony jest to smutne, z drugiej strony korporacje nie patrzą na ideologie, lecz na pieniądze. A w tym ujęciu można się cieszyć, że korporacje są przekonane, że lepiej uda się trafić w gusta ludzi stawiając na ideały lewicowe, a nie prawicowe. To daje nadzieję.