Kościoły w Niemczech wykonują dobrą robotę: pracują w niekonwencjonalny sposób z młodzieżą, odpowiadają na indywidualne potrzeby wiernych. Ale to i tak im nie pomoże. Obserwujemy kryzys wiary – mówi portalowi ekumenizm.pl Detlef Pollack.
W minionym roku Kościół katolicki w Niemczech opuściła rekordowa liczba wiernych: aż 522 tys. osób. Z kolei z Kościoła ewangelickiego wystąpiło około 380 tys. osób. O zjawisku tym na stronie ekumenizm.pl z prof. Detlefem Pollackiem, socjologiem religii i teologiem ewangelickim, rozmawia Dariusz Bruncz.
Zdaniem Pollacka „fala wystąpień będzie rosnąć, a nawet przyspieszać”. „Nie dostrzegam symptomów, pozwalających stwierdzić, że trend odkościelnienia i sekularyzacji może zostać odwrócony czy nawet tylko powstrzymany. W mojej ocenie Kościoły w Niemczech wykonują całkiem dobrą robotę. Znam szczególnie dobrze Kościół ewangelicki i jest wielu duchownych, którzy prowadzą ciekawe nabożeństwa, którzy pracują w niekonwencjonalny sposób z młodzieżą, którzy są dialogicznie i otwarcie nastawieni, oraz odpowiadają na indywidualne potrzeby wiernych” – stwierdza teolog.
W jego ocenie „Kościoły wiele robią dobrze, ale to i tak im nic nie pomoże”. „To, co obserwujemy, jest nie tylko i być może nawet nie w pierwszej kolejności porażką systemu kościelnego, ale przede wszystkim kryzysem wiary chrześcijańskiej”.
W czym on się przejawia? „Gdy spojrzymy na liczby z Niemiec, to widzimy, że tylko 20 proc. obywateli wierzy w Boga, którego głoszą Kościoły. Kolejne 30 proc. deklaruje, że wierzą w istnienie czegoś wyższego, ale nie w Boga, jak przedstawia go Biblia, a pozostałe 50 proc. to agnostycy albo ateiści. Wobec takiej sytuacji wiary Kościoły nie mogą zbyt wiele zdziałać. Programem Kościoła jest zwiastowanie wiary w Jezusa, jego śmierci i zmartwychwstania, wiary w życie wieczne. Jeśli ludzie w to nie wierzą, to można zrobić nawet najlepsze nabożeństwo, zabrać młodzież na obóz wypoczynkowy, wymyślić nowe formy nabożeństw, ale trendu spadkowego się już nie powstrzyma” – ocenia Pollack.
„Nawet jeśliby Kościół katolicki wprowadził święcenia kobiet i zniósł celibat, nie wywołałoby to radykalnych zmian. Przebudowa Kościoła nie pomogłaby zanadto” – dodaje socjolog religii.
Jednocześnie „nadziei na odrodzenie nie wolno porzucać. Kościoły wykazują się odwagą, że opierają się sekularyzacji, próbując nowych form nabożeństwa i duszpasterstwa, ale także przeciwdziałają trendom reformami strukturalnymi. Próbować trzeba! Być może Kościoły zdobędą nowe życie, jeśli stracą obecne”.
Przeczytaj też: Katolicka glokalizacja. Rozmowa z José Casanovą
DJ
Tez tak to odbieram. Istnieje trend w niemieckim chrzescijanstwie, ktory jest nie do odwrocenia. Idziemy na dno, ale przynajmniej nikt nie udaje, ze jest inaczej. Dlatego Droga Synodalna to nie gwozdz do trumny, ale podniesiona dumnie bandera – nawet, jesli toniemy, to chociaz nikt nie bedzie nam wmawial, ze np. „fenomen kobiety” to poslugiwanie zadufanym w sobie mezczyznom w purpurach. Albo ze wladza biskupa powinna byc bez jakiejkolwiek kontroli ze strony wiernych. Mimo tego nie trace nadziei. Plynie ona z owocow, ktore przynosi zwykla, normalna praca duszpasterska na poziomie parafii. One sa i nikt nie zaprzeczy ich istnienia.
Nie pamiętam już gdzie czytałem, chodziło jednak o ankietę przeprowadzoną w krajach zachodnich. Wynikało z niej, że 40% praktykujących chrześcijan nie wierzy w Zmartwychwstanie. W świetle naszej religii chyba trudno pogodzić jedno z drugim. A jednak się jakoś da. Skąd taki dysonans się bierze? Redaktor Więzi pan Marek Kita w sposób niezwykle naukowy, za pomocą odniesień do świętych pism uwiarygadnia tezy typu jaki jest Bóg itp. Kiedyś starałem się dociec sedna tych artykułów, czytając je kilka razy. Dałem sobie jednak spokój, nie służyło to nijak pogłębianiu mojej wiedzy religijnej. Wręcz zacierało obraz jaki jest w mojej głowie. Być może okopałem się w swojej wizji Boga, jednak nie sądzę aby treści nawiedzonych pism, były materiałem do badań naukowych. Zbyt wiele tam logicznych nieścisłości jak na mój gust. Jednak teologom zupełnie nie przeszkadza ten fakt i z zapałem godnym podziwu jeszcze mocniej gmatwają sprawy i tak już mocno kontrowersyjne dla przeciętnego zjadacza chleba. Nie wiem jak inni, ale ja oczekuje logicznie spójnego przekazu, prostego i zrozumiałego. Taki przekaz otrzymałem od rodziców, nie mieli bowiem dylematów teologicznych. Ich wiara była nieskomplikowana, przesiąknięta ludowym obyczajem, tradycją, a drogowskazem było 10 przykazań. Ludzie wypisują się z Kościoła bo po prostu nie rozumieją w co wierzą i co do nich mówi kapłan. Gdy nie rozumiesz tego co robisz, twój wysiłek wydaje się bez sensu. Być może dlatego Chrystus posługiwał się ludźmi prostymi i nauczał przypowieściami. Chciał być rozumiany, czego o przekazie dzisiejszego Kościoła nie można powiedzieć. Co dalej z Bogiem, Kościołem? Jest ogromna konkurencja w tej materii, cos się wykluje, pewnie już się wykluło, choćby taki wizerunek na drzewie.
W Polsce byłoby podobnie. W Zmartwychwstanie mało kto wierzy, bo opcja życia po śmierci zaczęła dotyczyć Nieba, a nie ponownego życia na ziemi w ciele.
No właśnie kościół zapomniał chyba o uczeniu podstaw wiary a cały czas powtarza fragmenty trudne dla ludzi dobrej woli.Ludzie potrzebują wiary nie tylko w miłosierdzie ale i w opatrzność i sprawiedliwość…..i to właśnie pasterze na poziomie pasterza sami powinni dobierać słowo z Pisma Świętego jak znaki drogowe informujące o zagrożeniach na podstawie obserwacji owczarni a nie tylko to które odgórnie malarze w liturgii biskup lub Watykan…Normalny człowiek zauważa na podstawie powtarzających się fragmentów że miłosierdzie jest dla tych co dopuszczają się występków.A przecież łotr doznał przebaczenia na krzyżu. Nie mówi się o drugim łotrze który się nie nawrócił.Z punktu widzenia drobnego kruchego człowieka kościół nieświadomie zatarł różnice między Kainem a Ablem oraz między łotrem który się nawrócił w momencie cierpienia na krzyżu a tym co się nie nawrócił i ubliżał Jezusowi.Kościół powinien wrócić do podstaw bo czasami nawiedzone feministki mówią że jeśli przykazanie mówi nie pożądaj żony bliźniego swego to mówi ono że kobieta jest własnością mężczyzny i że dziesięć przykazań w imię równości jest przestarzałe i takim rzekomo nowoczesnym osobom trzeba tłumaczyć że w imię równości to samo przykazanie zawsze znaczyło i znaczy aby nie pożądać męża bliźniej swojej bo mężczyzna jest własnością bliźniej twojej i że ona ma go w swoim sercu .Ludziom ciężko wytłumaczyć teraz że w przykazaniach chodzi o poszanowanie uczuć i ludzi i że te przykazania są dla dobra ludzi a nie Watykanu i biskupów
przepraszam domyślna pisownia wrzuciła mi słowo malarze zamiast nakaże
Ciekawy wywiad, ciekawe wnioski. Socjolog patrzy i opisuje rzeczywistość kościelną bez dmuchania balonika pt. jak to ładnie, jak to wzniośle i jak dużo mamy młodzieży.
Myślę że zniesienie celibatu na poziomie parafii i święcenia kobiet może by jednak pomogło w patrzeniu kościoła na problemy ludzi . Pierwsza rzecz która razi w kościele katolickim to to że modlitwa zaczyna się od słów „módlmy się za papierza i biskupów” a nie za wiarę i wiernych oraz za ludzi dobrej woli i pokój dla nich
„Pierwsza rzecz która razi w kościele katolickim to to że modlitwa zaczyna się od słów “módlmy się za papieża i biskupów” a nie za wiarę i wiernych oraz za ludzi dobrej woli i pokój dla nich.
@Michał – słuszna uwaga.
Po reformie liturgii wprowadzonej przez Sob. Watykański II pierwsze wezwanie w modlitwie powszechnej nie powinno dotyczyć „papieża i biskupów”, ale wszystkich ochrzczonych, czyli CAŁEGO Kościoła, wszystkich wierzących.
Sięgając do Biblii i ojców Kościoła Sobór postanowił zmienić wcześniejszy (niewłaściwy) stan rzeczy – zamiast utrwalonej od czasów Reformacji „piramidki” (na górze papież, poniżej biskupi, niżej księża, potem osoby konsekrowane i diakoni, na samym dole reszta wiernych = świeccy), ustalił na poziomie doktryny, że wspólnota Kościoła to w pierwszym rzędzie wszyscy ochrzczeni (mówi o tym Konst. Dogmat. o Kościele).
Niestety, przyzwyczajenie kleru, że to zawsze papież i biskupi są na czele i to im na każdym kroku trzeba bić pokłony, nie pozwala księżom przezwyciężyć tego mentalnie i wskoczyć na właściwy tor. Stąd bardzo często (choć chyba nie za każdym razem) słychać podczas mszy, że modlitwa wiernych zaczyna się właśnie od wezwania za tych tzw. „najważniejszych” w KK. W ten sposób w dalszym ciągu utrwalają oni tę chorą „piramidkę” (na górze papież, poniżej biskupi itd.), którą SW II już dawno skorygował.
W ślad za taką właśnie doktryną Sobór zalecił też, żeby w liturgii mszalnej modlitwa wiernych zaczynała się nie od wezwania za papieża, ale od modlitwy za cały Kościół = WSZYSTKICH OCHRZCZONYCH, a potem dopiero za tych, którzy mają w nim jakieś posługi (papież, bp, prezbiter itp.) oraz w innych potrzebach (za chorych, o pokój itd.).
Kolejny raz kler nie respektuje zasad, które sam wcześniej ustalił. Smutne!