Ze znaczącej postaci pierwotnej wspólnoty wyznawców Chrystusa Maria Magdalena została sprowadzona do roli prostytutki, która doświadczyła miłosierdzia. Jaka była jej prawdziwa rola?
„Reclaiming Mary Magdalene” (Odzyskać Marię Magdalenę) – kampanię pod takim hasłem prowadzi amerykańska organizacja Future Church (Przyszły Kościół), działająca na rzecz reform w Kościele rzymskokatolickim. Jest to jedna z wielu katolickich grup, która odwołuje się do kobiety, która została pierwszą świadkinią Zmartwychwstania i obwieściła je pozostałym uczniom i uczennicom Chrystusa.
Wydawałoby się, że rola Marii Magdaleny w głoszeniu światu dobrej nowiny jest niekwestionowana. Dlaczego zatem trzeba ją „odzyskiwać”? Powodów jest wiele. Ale zacznijmy od początku.
Tajemnicze zniknięcie
Maria Magdalena albo Maria z Magdali pojawia się na kartach Ewangelii jako kobieta, którą (według Ewangelii Łukasza) Jezus uwolnił od „siedmiu złych duchów” i która wraz z innymi kobietami towarzyszyła Jezusowi i pozostałym uczniom, wspierając ich ze swojego mienia. Wszyscy ewangeliści odnotowują jej obecność na Golgocie czuwającej przy krzyżu Jezusa oraz idącej, w zależności od relacji, samej lub z towarzyszkami do grobu w niedzielny poranek, aby namaścić ciało Jezusa. Tam spotyka Zmartwychwstałego, przekazuje radosną nowinę Piotrowi i pozostałym z grona najbliższych uczniów. Narracje poszczególnych ewangelistów różnią się szczegółami, ale Maria Magdalena jest zawsze w nich obecna.
Zdumiewające zatem, że tak istotna postać nagle zupełnie znika z kart Pisma Świętego po Pięćdziesiątnicy. Nie ma o niej wzmianki w Dziejach Apostolskich, jej działalność nie jest wspomniana w żadnym z Listów Apostolskich (wprawdzie św. Paweł wzmiankuje o kobiecie o imieniu Maria wśród swoich współpracownic, ale nie wiemy nic więcej na jej temat). Różne legendy przetrwały w apokryfach, które nie zostały włączone do biblijnego kanonu, a także w lokalnych przekazach, choćby w Marsylii, gdzie silnie rozwinął się kult Marii Magdaleny.
Podobna zresztą sytuacja spotkała inne uczennice Jezusa. O ile w Ewangeliach ich obecności nie dało się do końca przemilczeć, księgi odnoszące się do okresu „apostolskiego” są już mocno „męskocentryczne”. Kobiety – z małymi wyjątkami – nie odgrywają tam większej roli. Jeśli się przewijają, to w funkcjach pomocniczych. Wydaje się, że „jedynym sprawiedliwym” próbuje tu być św. Paweł, który przynajmniej wspomina i chwali kilka kobiet pełniących prominentne funkcje we wspólnocie chrześcijańskiej. Ironią losu ten sam Paweł często jest uważany za mizogina z powodu przypisywanego mu cytatu zakazującego kobiecie nauczać w zgromadzeniu.
Słoń w Kościele
We wrześniu 2014 roku wylądowałam w Dublinie, by wziąć udział w dorocznym spotkaniu komitetu sterującego koalicji Women’s Ordination Worldwide (skupiającej grupy i indywidualne osoby z różnych krajów, które działają na rzecz święceń kobiet w Kościele rzymskokatolickim). Gospodarzem spotkania była grupa We Are Church Ireland, lokalna odnoga międzynarodowego ruchu Jesteśmy Kościołem. Jednym z punktów programu było spotkanie z katolicką pisarką Mary T. Malone, która wówczas opublikowała książkę „The Elephant in the Church” („Słoń w Kościele”).
Jeśli się spojrzy na to, w jaki sposób przez wieki była prezentowana Maria Magdalena, na pierwszy plan wysuwa się jawnogrzesznica, którą Jezus ocalił przed ukamienowaniem. Tyle że nic w narracji biblijnej nie wskazuje na taką jej tożsamość
Mary z pasją opowiadała o swojej książce, w której opisuje nietuzinkowe kobiety Kościoła, starające się realizować swoje powołanie wbrew kłodom rzucanym im pod nogi przez patriarchalny świat. Czasem płaciły za to straszliwą cenę. Autorka wyrażała opinię, że kwestia kobiet jest właśnie takim „słoniem w składzie porcelany” (Kościele), czymś, co jest niewygodne, budzi zakłopotanie. I była zdecydowanie krytyczna wobec takiej postawy.
Gospodarze sprawili nam prezent w postaci wspomnianej uprzednio książki. Mary T. Malone zauważa w niej: „Kiedy wspomniani są apostołowie i uczniowie mężczyźni, Piotr jest zawsze nazywany ich liderem. Kiedy wspomniane są apostołki i uczennice – kobiety, Maria z Magdali jest nazwana ich liderką. Jej towarzyszkami w Ewangelii Marka są Maria, matka Jakuba Młodszego i Józefa, oraz Salome i «wiele innych kobiet». Należy zatem założyć, że kobiety te były obecne od początku posługi Jezusa i ponownie przeczytać Ewangelię wiedząc, że choć niewspomniane, Maria Magdalena i kobiety były obecne. Marek wydaje się ustanawiać wzorzec dla olbrzymiej większości innych chrześcijańskich pisarzy, którzy również nie wspominają obecności kobiet w historii chrześcijaństwa”.
Malone dochodzi do wniosku, że jest możliwe napisać uznany tekst o historii chrześcijaństwa, nie wspominając w nim w najmniejszym stopniu o kobietach. „To prawda – pisze – że nie ma odnotowanego przypadku, gdy Jezus powołuje kobiety do bycia Jego apostołami, ani też imię żadnej kobiety nie pojawia się wśród «Dwunastu», ale wiemy, że sam proces pisania i «kanonizacji» Ewangelii z premedytacją wykluczał wszelkie ślady roli przywódczej kobiet”.
Jak to jest – zastanawia się autorka – że mamy lidera mężczyzn – Piotra, liderkę kobiet – Marię z Magdali, w chwili próby mężczyźni uciekają, kobiety pozostają wierne, potem ogłoszą Zmartwychwstanie. „Innymi słowy, nie jest trudno nazwać Marię Magdalenę i jej towarzyszki prawdziwymi założycielkami Kościoła Chrystusowego. Jak to się zatem stało, że pozostaliśmy z obrazem grzesznej kobiety w łachmanach, szlochającej nad swoimi przewinami związanymi ze sferą seksualną, z wymazaną jej prawdziwą biblijną tożsamością?”.
Nawrócona grzesznica?
Faktycznie, jeśli się spojrzy na to, w jaki sposób przez wieki była prezentowana Maria Magdalena i w jaki sposób jej postać funkcjonuje w popularnej kulturze, aspekt jej historii jako liderki gdzieś umyka. Na pierwszy plan wysuwa się domniemana jawnogrzesznica, którą Jezus ocalił przed ukamienowaniem. I to pomimo, że nic w narracji biblijnej nie wskazuje na taką jej tożsamość. „Siedem złych duchów”, od których została uwolniona Maria, zostało skojarzonych ze sferą seksualną.
Stąd wzięły się wszystkie popularne przedstawienia pokutującej pustelnicy w negliżu albo niesławnej pamięci zakłady „dla upadłych kobiet” prowadzone przez zgromadzenie magdalenek. Walnie się do tego przyczynił wczesnośredniowieczny papież Grzegorz I Wielki, który w jednej ze swoich homilii utożsamił Marię Magdalenę zarówno z Marią z Betanii (siostrą Marty i Łazarza), jak i grzesznicą, która namaściła stopy Jezusa olejkiem, obmyła je łzami i wytarła włosami.
To skojarzenie „siedmiu złych duchów” z grzechem w sferze seksualnej jest skądinąd ciekawe i sugeruje, że mogła tu mieć miejsce próba kontroli kobiecej seksualności. Niezależnie od braku jakiegokolwiek wskazania w Ewangeliach jakoby Maria i jawnogrzesznica były tą samą osobą, samo skojarzenie wydaje się mało logiczne. Skoro potrzebowała uwolnienia od jakichś demonów, to raczej nie były to grzechy, a jakieś dojmujące cierpienie. Choroba psychiczna? Może jakieś traumy?
Takim tropem zdaje się podążać Ewa Kassala, autorka powieści „Maria Magdalena. Kapłanka, Dama, Apostołka”. Sportretowana przez nią Maria Magdalena – wykształcona w Egipcie zamożna, wyemancypowana młoda kobieta – pada ofiarą brutalnej przemocy, w tym o podłożu seksualnym. Trauma doprowadza ją do ciężkiej depresji, niemal do obłędu. I z tego stanu uzdrawia ją Jezus. Uzdrowiona staje się naturalną liderką wśród podążających za Nim kobiet.
Oczywiście z kart Pisma Świętego nie dowiemy się, co naprawdę przydarzyło się Marii z Magdali. Przypisywanie jej jednak na podstawie kilku słów roli kobiety rozpustnej jest jednak bardzo dużym błędem, jeśli nie wręcz nadużyciem. Dlaczego Grzegorz Wielki coś takiego uczynił? Czy był to zwykły błąd, czy też próba umniejszenia pozycji kobiety, która była kimś ważnym w gronie uczniów i uczennic Chrystusa?
W każdym razie fałszywy wizerunek Marii Magdaleny utrwalił się na chrześcijańskim Zachodzie i dopiero w ostatnim czasie pojawiają się próby przywrócenia prawdziwej historii tej niezwykłej kobiety. W 2016 roku papież Franciszek przywrócił jej należną pozycję, tytułując ją starożytnym mianem Apostołki Apostołów i nadając dniu jej liturgicznego wspomnienia (22 lipca) rangę święta. Jednocześnie wyraźnie oddzielił Marię Magdalenę od innej Marii, siostry Marty i Łazarza, które to rodzeństwo jest w kalendarzu liturgicznym wspominane tydzień później, 29 lipca.
Co ciekawe, narracji o upadłej i nawróconej kobiecie nigdy nie przyjął chrześcijański Wschód, gdzie przez cały czas Maria z Magdali była czczona jako Apostołka Apostołów, zwiastująca światu Zmartwychwstałego. Helleńska część Kościoła prezentowała w tamtym czasie zresztą dużo bardziej przychylne kobietom podejście – choćby poprzez sakramentalne święcenia diakonek i włączanie ich do grona duchowieństwa.
To na Wschodzie przetrwał kult świętych kobiet z Nowego Testamentu – Feby z Kenchr, diakonki i protektorki tamtejszej wspólnoty oraz Junii, którą Paweł wyróżnia wśród apostołów. Także głównie na Wschodzie pojawiają się ślady wskazujące na funkcjonowanie w pierwszych wiekach kobiet-prezbiterek i biskupek, takie jak inskrypcje nagrobne bądź malowidła i płaskorzeźby w katakumbach.
Umniejszanie roli kobiet
Tymczasem, zwłaszcza po zintegrowaniu Kościoła z systemem Imperium Rzymskiego, panująca tam kultura patriarchalna, z silną pozycją pater familias i bardzo słabą pozycją kobiet, wpłynęła na to, jak ślady prominentnych ról kobiecych we wczesnej wspólnocie chrześcijańskiej stopniowo ulegały zatarciu. Badaczka sztuki wczesnochrześcijańskiej dr Ally Kateusz przeanalizowała ewolucję wizerunków kobiecych w scenach przedstawiających wskrzeszenie Łazarza. Okazuje się, że im późniejsze przedstawienie, tym kobiety stają się coraz mniejsze, w coraz bardziej uległej pozycji, o nieproporcjonalnym wzroście małego dziecka, w końcu niemal znikają.
Również strój ulega zmianom. Wcześniejsze wizerunki stojących kobiet z odkrytymi głowami zostają zastąpione przez klęczące, pochylone postaci w welonach. Jak zauważa Kateusz, znacząca zmiana w tym zakresie dokonuje w okresie „pokonstantyńskim”, kiedy Kościół zaczyna stopniowo stawać się oficjalną religią cesarstwa.
Czy kiedykolwiek słyszymy historię Feby w czasie liturgii? W Kościele „głównego nurtu” nie zdarzyło mi się to nigdy
W swojej książce „Mary and Early Christian Women. Hidden Leadership” („Maria i wczesnochrześcijańskie kobiety. Ukryte przywództwo”) Ally Kateusz przytacza też inny przykład. W narracji wczesnochrześcijańskiej przewija się motyw Maryi egzorcyzmującej, która wyrzuca dwa demony z pewnej kobiety. Okazuje się, że im starsze jest źródło, tym dłuższy opis, tym bardziej znacząca funkcja Maryi. Im późniejszy przekaz, tym bardziej sprawowane przez Maryję funkcje są umniejszane. Stopniowo znikają też imiona innych kobiet, które pojawiały się w tej historii.
Kateusz pisze: „Analiza redakcji zarówno uzupełnia, jak i jest uzupełniana przez inne badania na temat chrześcijańskich liderek w tej wczesnej epoce. Na przykład wycinając wszystkie imiona kobiet – kobiet, które autor następnie opisał jako ewangelistki, którym Maryja wysyłała księgi w całym rejonie Morza Śródziemnego. Skryba odpowiadający za etiopski tekst mógł opierać się na późnoantycznej praktyce wśród skrybów polegającej na anonimizacji ważnych kobiet – praktyce, która zasadniczo usunęła je z historii ruchu stworzonego przez Jezusa. Ta anonimizacja stała się szczególnie zauważalna w historiach Kościoła z V wieku. (…) Niekiedy nie tylko imiona kobiet, ale także ich czyny zostały wymazane”.
Podobna sytuacja związana z umniejszaniem roli, a nawet wymazywaniem z narracji, dotknęła też inne biblijne kobiety. Dość wyraźnym przykładem tego jest Feba, wspomniana w 16. rozdziale Listu do Rzymian współpracowniczka i wysłanniczka św. Pawła. W tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia (Rz 16,1) czytamy: „Polecam wam Febę, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach”. Komentarz biblistów odnoszący się do tego zdania jest następujący: „Albo pełniła ona funkcje związane ze znanym później określeniem «diakonisa», albo też była po prostu na posłudze tamtejszego Kościoła”.
Tymczasem grecki oryginalny tekst używa słowa διάκονον, co oznacza diakona i jest używane w takiej formie w odniesieniu do posługi diakonów w innych miejscach Nowego Testamentu. Co więcej, Feba jest jedyną osobą w całym Nowym Testamencie imiennie określoną tym mianem. W kolejnym zdaniu Paweł nazywa ją też προστάτις – protektorką (słowo użyte również w rodzaju męskim), podkreślając tym samym jej bardzo ważną funkcję we wspólnocie.
Czy kiedykolwiek słyszymy historię Feby w czasie liturgii? W Kościele „głównego nurtu” nie zdarzyło mi się to nigdy. Jeszcze marniejszy los spotkał Junię, pojawiającą się w Liście do Rzymian zaledwie kilka wersetów dalej. Czczona jako apostołka na Wschodzie kobieta, wspomniana – wraz z Andronikiem jako „wyróźniająca się między apostołami” została zmieniona w Juniasa, choć takie imię w starożytności nie istniało. Najwyraźniej komuś nie mieściło się w głowie, że kobieta mogła być nazwana apostołem! Czyżby poczciwy potwór gender maczał tu pazury?
Odzyskana pamięć
W dwa lata po spotkaniu w Dublinie zbliżały się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Moja macierzysta organizacja, Women’s Ordination Worldwide, postanowiła zatem spotkać się tym razem w Polsce. Jednym z naszych punktów programu było „danie świadectwa”. W tym przypadku była to niewielka, bo sześcioosobowa pikieta pod Pałacem Arcybiskupów w Krakowie.
Stojąc w symbolicznych fioletowych stułach, trzymaliśmy plakaty przedstawiające nauczającą Marię Magdalenę (tak jak została ona przedstawiona na okładce cytowanej przeze mnie książki Mary T. Malone) ze sloganami „Święcenia kapłańskie dla kobiet” oraz „Maria Magdalena – Apostołka i Kapłanka”. Spotkaliśmy się z różnymi reakcjami, w większości było to zdziwienie, zaciekawienie, ale zdarzały się też osoby, które nas wykluczały z grona katolików. „This is not Catholic” („to nie jest katolickie”) – usłyszeliśmy od pewnej zakonnicy.
Naprawdę? Wydaje się, że przywrócenie zapomnianej pamięci nie jest niczym sprzecznym z katolicyzmem. Głos kobiet w Kościele był przez wieki marginalizowany, wymazywany, tak jak próbowano unieważnić i wymazać nasz postulat. Maria Magdalena, ze znaczącej postaci pierwotnej wspólnoty wyznawców Chrystusa, została sprowadzona do roli prostytutki, która doświadczyła miłosierdzia. Jej prawdziwa rola została wyparta.
Nic dziwnego zatem, że różne grupy reformatorskie w Kościele rzymskokatolickim, zwłaszcza te w nurcie katofeministycznym, starają się tę prawdziwą rolę przywrócić świadomości chrześcijan. Dlatego Maria znalazła się na naszych plakatach. Dlatego liczne wspólnoty orbitujące na obrzeżach Kościoła instytucjonalnego, a czasem poza jego formalnymi granicami, ale wciąż poczuwające się do łączności z katolicyzmem rzymskim, obierają sobie Marię z Magdali za patronkę. W końcu jest to jedna z najważniejszych postaci kobiecych w otoczeniu Jezusa. Ważniejsza niż wielu mężczyzn w tym gronie.
Post scriptum
W 1998 roku Ramon K. Jusino opublikował artykuł „Mary Magdalene: Author of the Fourth Gospel?” („Maria Magdalena: autorka czwartej Ewangelii?”). Autor analizuje tekst Ewangelii św. Jana, a także inne dostępne źródła i dochodzi do wniosku, że najprawdopodobniej prawdziwe autorstwo tej księgi, tak bardzo różniącej się od Ewangelii synoptycznych, należy do Marii Magdaleny, bądź wspólnoty przez nią założonej. Według jego tezy „uczeń, którego Jezus miłował” to właśnie Maria.
I nie chodzi tu bynajmniej o sensacje, jakie pojawiają się choćby w „Kodzie Da Vinci”. Jusino uważa, że w wyniku edytowania tekstu postać kobieca została zmieniona w mężczyznę: „Powód, dla którego ukochany uczeń został w tekście zmieniony w mężczyznę, był taki, że ten uczeń był w wyraźny sposób założycielem i bohaterem wspólnoty, która stworzyła tę Ewangelię. W jakimś momencie po śmierci Jezusa wyłaniające się męskie przywództwo tej wspólnoty po prostu poczuło się zakłopotane, mając żeńską założycielkę. (…) Aby dołączyć swoją wspólnotę do «głównego nurtu», stłamsili niektóre z bardziej radykalnych praktyk, których nauczył ich poprzez swój przykład Jezus – takie jak traktowanie każdej osoby z równą godnością i szacunkiem, włączając w to chorych, ubogich, uciskanych, wyrzutków i kobiety. Jezus w widoczny sposób nie oponował przeciwko dzieleniu przez mężczyzn i kobiety władzy i roli przywódczych. Jednak niektórzy z Jego następców nie byli wystarczająco odważni, aby być tak radykalni. Zatem w przypadku Ewangelii Jana żeńska ukochana uczennica musiała stać się mężczyzną”.
Teza być może kontrowersyjna, ale warta uwagi. Czy historia Marii Magdaleny ma jeszcze przed nami jakieś tajemnice do odsłonięcia?
Przeczytaj też: Józef Majewski: Płeć kapłaństwa
Raczej nie da się ukryć faktu, że polityka jak i religia to zabawki dla mężczyzn. Oczywiście zdarzają się przypadki awansu, zaangażowania i odnoszenia sukcesów w tych dziedzinach przez kobiety. Zawsze jednak gdzieś tam w tle jakiś facet stoi i kreuje rzeczywistość. Kapłaństwo kobiet, jakkolwiek by je promować, nigdzie i w żadnej religii się nie odcisnęło znaczącym piętnem, ani nie odniosło spektakularnego sukcesu. Raczej nie przepisywałbym tego uwarunkowaniom kulturowym, a predyspozycjom wynikającym z naturalnych skłonności. Chrześcijaństwo stworzyli faceci, jest to fakt nie do podważenia. Do dziś zmorą wspólnot parafialnych dla duchownych są stare dewotki. Jedną z przyczyn mocno już widocznej absencji mężczyzn w ławach kościelnych, jest moim zdaniem, bardzo ograniczony wpływ Kościoła na kształtowanie podporządkowanej mężczyźnie roli kobiety. Marię Magdalenę oceniam z perspektywy przekazu, nauczania Chrystusa za pośrednictwem ludzi prostych, bez względu na to czym się zajmują. Ten element dość mocno kontrastuje z tym co usiłuje wtłoczyć nam do głów instytucjonalny kościół. To nie szary człowiek a kapłan, teolog ma monopol na to co Bóg do nas mówi. Kobieta ma zrobić co do niej należy i odejść, Wyjątkiem jest Matka Chrystusa, jej rola jest wyjątkowa i jako wyjątek trzeba ją traktować.
Willac, matka Jezusa w Biblii ma jeszcze niższą rolę, niż Magdalena. Jezus na kartach Ewangelii wręcz nią pogardza.
W Biblii tak jest w istocie, ale jej treść podlega daleko posuniętej interpretacji teologicznej. Nie odnoszę się wiec do tego co napisano, a do stosowanej praktyki. Matka jako opiekunka, piastunka, pocieszycielka. W jej przypadku kobiecość ma całkiem inny wymiar. Matka ma olbrzymi emocjonalny wpływ na mężczyznę, który rzadko postrzega ją jako kobietę, w sensie ogólnym. Jest ogromna różnica miedzy własna matką, a żoną czy córką choć obie tez są matkami.
Willac, no ale nie w przypadku Jezusa. On nawet zwraca się do niej per „kobieto”, nie jak do matki.
Słowo kobieta podlegało i nadal podlega znaczeniowym zmianom, kiedyś było określeniem niezbyt pochlebnym w stosunku do niewiasty. Często opieramy się na tłumaczeniu Biblii a ta, jak coraz częściej potwierdzają badacze, nie jest wolna od wad i nieścisłości w tłumaczeniu. Prowadzone są prace nad poprawkami, ale nie sądzę byśmy szybko doczekali się efektów tych wysiłków. Zresztą i tak nie docieczemy prawdziwych relacji Chrystusa z matką, to zbyt intymna sfera by oddały ją słowa. Nie trzeba chyba tego udowadniać, wystarczy przeanalizować własne relacje z mamą. Kontrowersyjnych wypowiedzi Chrystusa jest całkiem sporo, ale czy tak jest w istocie? być może jest to tylko nasz odbiór, sposób rozumienia.
Wojtek. Nie zgadzam się z tym co napisałeś o Maryi. Na kartach Ewangelii Jezus nikim nie pogardza. Jaki w ogóle syn może gardzić swoją matką? Gdzie w Biblii znalazłeś niższą rolę Maryi? Czy sam tylko fakt, że została wybrana przez Boga na matkę Chrystusa nie świadczy o jej wyjątkowej roli w planie zbawienia?
Ryszard, spójrz więc jak Jezus na kartach Ewangelii zachowuje się i odnosi do matki w ujęciu ówczesnej kultury.
Najbardziej rażącym przykładem są słowa z wesela w Kanie. Matka Jezusa zwraca się do niego, mówiąc, że skończyło się wino, na co Jezus odpowiada słowami τί ἐμοὶ καὶ σοί, które są idiomem semickim. Zwrot ten znajdujemy w Biblii kilkukrotnie, cztery razy w ST i trzy razy w NT, a jeśli dodać podobny wariant, to możemy dodać trzy kolejne użycia. Poza Biblią zwrot użyty jest w apokryficznych Dziejach Andrzeja. Zwrot jest tłumaczeniem na grekę semickiego zwrotu „co mnie i tobie”. Kontekst użycia w Biblii i wspomnianym apokryfie jest zawsze ten sam – są to słowa wypowiadane do wroga, przeciwnika, jako słowa konfrontacyjne. Gdybyśmy szukali zwrotu polskiego, będącego najbliżej znaczeniowo, byłoby to coś w stylu „odczep się ode mnie”, „daj mi spokój”, „sp…przaj stąd”. Do tego Jezus używa tu (i konsekwentnie w innych miejscach) określenia gyne, „kobieto”. W semickiej, ale i helleńskiej kulturze takie określenie matki było jednoznacznie pogardliwe, będące deklaracją wyparcia się jej jako matki (traktowania jak obcą kobietę).
Kolejną sceną jest opisana w Ewangelii sytuacja, gdy matka i bracia przychodzą do Jezusa, ale ten ich odprawia. Jezus publicznie wypiera się wtedy swojej matki, mówiąc, że prawdziwą matką i braćmi są jego uczniowie. Znów trudno sobie wyobrazić większy brak szacunku w ówczesnej kulturze, niż publiczne wyparcie się rodziny.
Trzeci przykład, jaki mogę podać, to typowe semickie błogosławieństwo w stronę matki. Kobieta z tłumu krzyczy w stronę Jezusa „błogosławione łono, które cię nosiło”, na co Jezus odpowiada zaprzeczeniem. Tu mała uwaga do tłumaczenia, w tekstach greckich nie pada nigdy żadne „owszem, ale”, ani podobne potwierdzenie tych słów. Jezus odpowiada kontrą, wskazując prawdziwe błogosławionych.
Co do pytania o wybór Maryi na matkę Jezusa świadczy o wyjątkowej roli, to Ewangelia tego nie potwierdza. Po wydaniu Jezusa na świat Maryja zdaje się na kartach Ewangelii bardziej przeszkadzać, niż pomagać. Robi wyrzuty Jezusowi, gdy został w Jerozolimie, albo chce mu przeszkodzić na początku misji, bo uważa, że zwariował.
Wojtek, nie zgadzam się. Po rozmowie z Synem w Kanie Maryja, niezrażona odpowiedzią, mówi do sług, żeby zrobili wszystko co On powie, a Chrystus zamienia wodę w wino. Jakkolwiek rozumiesz ten fragment, dosłownie, czy jako przenośnię, to z treści opowiadania o weselu w Kanie widać, że ewangelista chciał ukazać postać Maryi bynajmniej nie w świetle „spieprzaj stąd”. Odnośnie sceny, która ma miejsce w czasie publicznej działalności, kiedy do Jezusa przychodzą Matka i bracia, to wypowiedź Jezusa traktuję jako nobilitację słuchaczy, którzy przyjmując słowo i zachowując je stają się Jego rodziną. Wzorem osoby, która przyjmuje słowo i rozważa je w sercu jest właśnie Maryja, co kilkakrotnie podkreślają ewangelie. Natomiast wybranie Maryi na Matkę Chrystusa świadczy o Jej wyjątkowej roli w tym sensie, że żadna inna kobieta nie dostąpiła tego zaszczytu. Słowo stało się ciałem właśnie w Maryi, o czym sam Bóg powiadomił Ją przez anioła Gabriela. To na pewno nie są codzienne, banalne wydarzenia. Jestem przekonany, że Jezusa i Jego Mamę łączyła wyjątkowa relacja. Być może nie od początku wszystko było dla Niej zrozumiałe i jasne, że Jej odbiór osoby Syna i Jego misji ewoluował, ale przecież Jezus nauczał o tym, że należy kochać wszystkich, nawet wrogów, jak więc mógłby, sam wychowany w prawie mojżeszowym, które nakazywało czcić ojca i matkę, nie kochać własnej matki lub nią pogardzać?
Oglądałem pewien „dokument” choć w tych kwestiach trudno o jakieś konkretne dowody. Jezus przedstawiony tam jest jako nieślubne dziecko, z wszystkimi tego kulturowymi konsekwencjami, aż po wrogość do matki za doznane krzywdy. Fabuła bardzo mocno zakorzeniona w mentalności i kulturowości czasów i miejsca. Tam bohaterem jest zwykły młodzieniec i jego matka, nie Bóg i jego rodzicielka, twórca religii, w która wierzymy. To zasadnicza różnica.
Ryszard, użyte przez Jezusa słowa są jednoznacznie pogardliwe. Owszem, potem przemienia wodę w wino, ale też przecież nauczał, że pewne prośby spełnia się nie dlatego, że chce się je spełnić, ale z powodu naprzykrzania się proszącego.
Nobilitacja słuchaczy odbyła się kosztem rodziny. Kulturowo jest to jednoznaczne. Wskazanie kto jest prawdziwą matką jednocześnie jest wyparciem się własnej matki.
Fragment o zachowywaniu w sercu pada raz i nie w kontekście Ewangelii. Do samej Ewangelii i grona uczniów Maryja nie była dopuszczona. Ten motyw przewija się kilkukrotnie, gdzie Jezus nie pozwala własnej matce na kontakt z nim. Identyczny motyw znajdujemy też we fragmencie Tajemnej Ewangelii Marka, co wskazuje, że była to wiedza znana w pierwotnej gminie.
Jezus uczył o miłości nieprzyjaciół, ale jednocześnie nie przeszkadzało to nazywać pogan psami i wieprzami, wypowiadać się ostro o faryzeuszach, czy traktować Syrofenicjankę z wyższością.
Odnośnie prawa mojżeszowego, Willac przedstawia dobry trop. Żyd pochodzący z nieprawego łoża miał niższy status społeczny, a otwarta pogarda dla matki, która dopuściła się zdrady była postrzegana jako pewna forma prawowierności. To by też mogło tłumaczyć brak żony u Jezusa, co było dużo poważniejszym złamaniem prawa mojżeszowego, niż brak szacunku dla matki (według ówczesnych interpretacji osoba, która nie płodziła dzieci łamała piąte przykazanie i była traktowana „jak morderca”).
Maryja to 'osoba’ wirtualna czyli postać literacka. Stanowi hybrydę wierzeń greckich zapożyczonych z mitów oraz fobii judaistycznych typowych dla starożytnych mężczyzn ze skrajnym mizoginizmem. Może nie wypisujcie bzdur , gdy nie macie pojęcia jak postała ewangelia.
Jestem za tym, by faktycznie wyraźniej przywracać Marii Magdalenie należne miejsce.
Natomiast czym innym właściwe miejsce, czym innym od razu postulowanie pod jej egidą – kapłaństwa dla kobiet.
Widzę tu cały czas błąd pewnych środowisk, nazwijmy je postępowymi, w Kościele.
Żądając pewnych logicznych i sensownych zmian na gruncie nauczania i posługi – większa rola kobiet, prowadzenie na przykład rekolekcji, szafarki itp – grupa ta popełnia błąd dopominając się na sile tego samego argumentu- zmian – na które Kościół „męski” nie jest jeszcze gotowy.
A to sprawia, że jedne i drugie zmiany są wrzucane do tego samego worka.
Modernizm, zgroza, zamach na świętość i męską władzę. No tak.
Tym samym, ani jedne słuszne zmiany, ani drugie, te bardziej kontrowersyjne,
nie budzą entuzjazmu, a wręcz wrogość w środowiskach bardziej konserwatywnych.
A może tak kawałek po kawałku przekonywać?
Przywrócenia miejsca Apostołce Narodów czy Apostołów, to dobry pomysł.
A kapłaństwo kobiet – może kiedyś… A może nigdy.
Joanna, brzmi to trochę jak odpowiedź na postulaty kobiet z przełomu wieków, że zapiski o godności kobiety to wam damy, ale prawa do głosowania może nigdy.
@Wojtek.
Mój komentarz dotyczy formy „wymuszania” lub „promowania” czegoś przez manewrowanie Biblią w dogodny dla siebie sposób. A każdy krąg – zarówno postępowy, jak i konserwatywny, jest jest dobry i biegły na swój sposób w wybieraniu fragmentów odpowiednich, a pomijaniu innych.
W katolicyzmie obowiązuje „I”. Synteza i paradoksy. Bo to jest Jedność.
I dodam więcej – zarówno kręgi postępowe jak i konserwatywne mnie nie interesują jako przynależność. Wolę nie przynależeć.
Wybieram słuchanie – choć widzisz jak różnie mi to wychodzi. Emocje. Słabo czasem. Przyznaję.
Ty jako głos postępu wołasz głośno tu na forum pod różnymi artykułami: aborcja dozwolona, antykoncepcja też, celibat do bani, spowiedź dzieci nadużyciem, małżeństwa dla par homoseksualnych są ok, kapłaństwo dla kobiet – a z kolei z drugiej, tej konserwatywnej skrajnej stron, słyszę głosy: pedofilią w Kościół, zarazy, komunia tylko do ust, na rękę to obraza, zero szafarek, bo to zgroza, Watykan II to zdrada, Bergoglio antychryst, kobieta ma chcieć zadowalać mężczyznę, bo inaczej on pójdzie na panienki i to będzie jej wina… ma rodzić i prać, na tym świecie dysku, że zacytuję pewnego klasyka…
Tak sobie sobie myślę, że Bóg ma ogromne poczucie humoru i poza tym wie, co robi.
To Jego Kościół. Będzie dobrze. Wiara polega na wierze świadectwu, tym jest Ewangelia. Dziś jest święto na przykład najważniejszego świadka zmartwychwstania – to ona Maria Magdalena. O wiele ważniejsze jest, by ludzie wierzyli w zmartwychwstanie, niż by kobiety były kapłankami w imię postępu.
Joanna, ale kapłaństwo kobiet nie jest postulowane w imię postępu, tylko powrotu do pierwotnego Kościoła.
Wojtek,
jednak po zmartwychwstaniu Jezusa Maria Magdalena nie pojawia się już więcej na kartach Pisma, nie ma jej w pierwotnym K-le.
Za to pojawia się wyraźnie w tradycji Langwedocji, w tradycji Katarów, Templariuszy. Zjawisko trubadurów i miłości dworskiej ma swój początek z tej tradycji.
Chodzi zatem nie o powrót do tego co było, ale raczej o precyzyjne odczytanie intuicji autorów K-ła , intuicji idącej ku wydobyciu istoty kobiety i jej szczególnych cech. Na pierwszy rzut wydaje się, że K-ł kontynuuje starotestamentowe widzenie kobiety jako źródła zła, bezbożności i nieprawości (Za5,11). Jednak idzie w kierunku odwrotnym – niejako prowokuje, by to sama kobieta odkryła prawdę o sobie.
Magdalena, w żywej do dziś pamięci mieszkańców południowej Francji, to kobieta emanująca energią seksualną. To postać kobiety mądrej, niezależnej, kreatorki i nauczycielki.
Małgorzata, nie pojawia się, prawdopodobnie z tego samego powodu, dla którego marginalizuje się rolę Jakuba Sprawiedliwego i usilnie przedstawia Piotra jako przywódcę gminy, choć był nim Jakub. Tu nie ma co się doszukiwać jakiejś mistyki, bardziej konfliktu między frakcjami.
Wojtek,
hmm, skoro Jezus, jak piszesz, dawał Marii Magdalenie wyższą role niż matce swojej, i skoro frakcja Magdaleny przegrała w konkurencji z Piotrową – to linia, która Ty postulujesz tj. miłości jako prymatu w relacjach partnerskich/małżeńskich pochodzi od Magdaleny, jest jej kontynuacją, i jest w kontrze do KK.
Są bibliści, którzy przypisują autorstwo Ewangelii św Jana właśnie Magdalenie jako umiłowanej Jezusa.
Małgorzata, naprawdę nie wiem skąd wniosek o związku Magdaleny i miłości w relacjach? Przecież to są czyste wymysły.
Autorstwo Ewangelii Jana przypisane Magdalenie można wprost wykluczyć. Autor Ewangelii Jana związany był z Aleksandrią i jej prądami teologicznymi. Poza tym sama Ewangelia została skomponowana najwcześniej w końcówce II wieku, co wyklucza Magdalenę oraz jakichkolwiek naocznych świadków wydarzeń.
Wojtek,
skąd? Jeżeli Ewangelie nie wystarczają to apokryfy mówią wyraźnie o bliskiej miłosnej relacji Jezusa i Marii Magdaleny.
Z obrazu pierwotnego K-ła Pawłowego począwszy a skończywszy na dzisiejszym – nie da się wyprowadzić wniosku o aprobacie dla swobodnych miłosnych relacji partnerskich.
Widzę Twoje zabieganie o to, by ludzka miłość nie miała przeszkód w swej realizacji w ramach K-ła – jednak nie było dla niej przestrzeni już w punkcie wyjścia.
Za to fakt miłości Jezusa i Magdaleny nie dał o sobie zapomnieć, płomień ten rozprzestrzeniał się spontanicznie i zapalał nowe. Stąd tradycje langwedockie, katarskie, zakonu templariuszy, rycerskie, romantyczne opiewające miłość kochanków. Miłość jako uczucie po tej linii się rozgaszczała.
Małgorzata, mówisz o wymysłach. Ewangelie nie mówią NIC o jakiejś miłosnej zażyłości między Marią Magdaleną i Jezusem. Apokryfy z kolei, spisane w gminach gnostyckich wspominają o rzekomym konflikcie z Piotrem o kierowanie gminą. Jako, że Piotr gminą nie kierował (przywódcą był Jakub), to teksty te nie mają wartości, jeśli chodzi o jakąkolwiek rekonstrukcję relacji, jedynie są obrazem dyskusji w gminie II wieku.
Wojtek,
w takim razie, z jakiego źródła w Piśmie czerpiesz inspiracje do postulatów o głównym prymacie miłości w związkach i swobodzie jej realizacji? Gdzie leży wzór?
Potrafisz przeprowadzić dowód na to, że teksty JP2 o godności kobiety czy Franciszka przychylność ku zmianom w doktrynie nt płciowości wzięła się z nauczania św Pawła, i że kierunek tych zmian jest rozwinięciem/odczytaniem jego myśli?
Relacja Jezusa i Marii Magdaleny była szczególna na tle żydowskich zwyczajów, przyznasz.
Gdyby z tej bliskości nie biło źródło życia to nie byłoby Katarów, społeczności, gdzie kobieta miała wysoką pozycję i gdzie kultywowana była pamięć o Magdalenie. Nie byłoby Templariuszy skrycie oddających hołd kobiecie w katedrach Notre Dame (Nasza Pani). Nie byłoby też reformacji, rewolucji francuskiej, indywidualizmu, kapitalizmu i feminizmu.
Czyli nie byłoby tego, co KK albo zwalczał albo krytykuje. A jednocześnie nie mogąc się odseparować (od Jezusa jako źródła), korzysta z konsekwencji tych wydarzeń i ich zdobyczy w sposób chaotyczny.
„O wiele ważniejsze jest, by ludzie wierzyli w zmartwychwstanie, niż by kobiety były kapłankami w imię postępu.”
Tu nie chodzi o to, co jest ważniejsze i decydowanie kto ma być kim. Tu chodzi o przerwanie wielowiekowej tradycji wykluczania połowy ludzkości. Tylko tyle.
Dosyć trudno wierzyć nie tylko w Zmartwychwstanie, ale i w cokolwiek – organizacji, która jest ślepa na jedno oko, nieprawdaż?
Kościół się kobiet zwyczajnie boi i jak tutaj widać, czasami jest vice-versa. 😉
„A może tak kawałek po kawałku przekonywać?”
No pewnie, czekaliśmy 2 tysiące lat, to przecież jeszcze parę wieków możemy poczekać.
„grupa ta popełnia błąd dopominając się na sile tego samego argumentu- zmian – na które Kościół „męski” nie jest jeszcze gotowy. ”
Fantastyczna jest ta uległość wobec świata zastanego. No, na wiele rzeczy ten świat jest nie gotowy (np. otwarcie archiwów, czy tropienie seksualnych wampirów we własnych szeregach), dajmy im jeszcze trochę czasu, a nuż się ogarną?
Co do tej organizacji – Women’s Ordination Worldwide , to próbuje ona naprawić nienaprawialne. Kobiet nie da się bowiem NAGLE dopisać do Ewangelii. Albo trzeba się z tym pogodzić, albo szukać nowych źródeł. No, albo poczekać, jak tu się radzi, aż za 100-200 lat może łaskawie coś się magicznie odmieni? A te kilka-kilkanaście następnych pokoleń kobiet niech sobie jeszcze pocierpi. Mają wprawę…
Jest tylko jeden „mały” problem – za parę lat nikogo już nie będzie to obchodziło. Niechciana kobieta, po prostu do kościoła już być może nie wejdzie wcale.
Kościół to plac gry dla chłopców., kobiety to pojęły dość szybko, zaraz potem, gdy wywalczyły sobie (ach te sufrażystki!) prawo do samodzielnych myśli na ten temat. Bo tak gdzieś, do końca XIX wieku – cały świat był w istocie placem męskim.
Stąd zdanie willac’a:
„Kapłaństwo kobiet, jakkolwiek by je promować, nigdzie i w żadnej religii się nie odcisnęło znaczącym piętnem, ani nie odniosło spektakularnego sukcesu.”
jest zdaniem dla mnie zadziwiającym. Toż identycznie jest w nauce, komponowaniu muzyki, czy filozofii – kobieta nie była tam po prostu wpuszczana!
(Jak już się wdarła to potrafiła (Skłodowska-Curie)zgarnąć dwa Noble, w dwóch różnych dziedzinach nauki, co nie przydarzyło się do dzisiaj ŻADNEMU facetowi.)
A co do kapłaństwa, to czy kapłaństwo mężczyzn doprowadziło do spektakularnych sukcesów, skoro Kościół z hukiem wali się na naszych oczach?
Zdanie Malone:
„Innymi słowy, nie jest trudno nazwać Marię Magdalenę i jej towarzyszki prawdziwymi założycielkami Kościoła Chrystusowego.” jest oczywiście tylko chciejstwem, a nie faktem – ale czy nie było by lepiej, gdyby tak faktycznie się stało?
@Adam
Ładnie, ale chodzi o coś więcej 😉
Nie szkodzi, że panowie chcą nas ratować. I inne czasem kobiety.
Bardzo za to dziękuję. Poradzę sobie. Naprawdę. Są też inne drogi.
Panie Adamie,
Spokojnie. Jest dużo dobrych ludzi na tej ziemi.
https://www.youtube.com/watch?v=wTjLZwpmufw
Niemen.
Nawet zaryzykuję, że jest ich więcej. Przecież dziennikarze muszą z czegoś żyć.
Mają tylko opowiadać o dobru? Dobro samemu warto doświadczyć. O złu dowiemy się z mediów 🙂
Powoli i z wielkimi oporami, również do kobiet, dociera że przez wiele wieków patriarchatu wymazywano z kart historii rolę i wkład kobiet w rozwój ludzkości. Chrześcijaństwo dołożyło sporo w tym zakresie. Gdzie i jak tylko można koniecznie trzeba przywoływać i oddawać należne miejsce kobietom. Bardzo się cieszę że są takie inicjatywy, jestem zwolennikiem kapłaństwa kobiet, uważam że dość zasadniczo poprawiło by to jakość kleru, szczególnie w Polsce.
Czy nazywanie choroby psychicznej „demonami” (demony usuwa się egzorcyzmem, chorobę -można uzdrowić,wyleczyć, przepracować, nie pochodzi od złego ) to taki świetny pomysł? Obecnie często mamy do czynienia z błędnym nazywaniem np schizofrenii opętaniem i zaciąganiem cierpiących na nią do egzorcystów, zamiast udzielania im potrzebnej pomocy… Jezus wyrzucał demony z innych ludzi, dlaczego akurat w przypadku Marii Magdaleny błędnie określonoby tym mianem chorobę? Obecnie by stwierdzić opętanie wielu księży wysyła najpierw do psychiatry by stwierdził, że to NIE jest choroba psychiczna. Pozdrawiam
Julia, „demon” był ówcześnie terminem medycznym. Jezus nawet epilepsję tak nazywa (dając dobre rozwiązanie, czyli modlitwę, zamiast egzorcyzmu, w przypadku epilepsji uspokojenie, choćby modlitwą jest skuteczniejsze, niż egzorcyzmy, które w tamtych czasach polegały na szarpaniu i rozkazach). Tak więc nie jest błędem nazywanie w Ewangelii choroby „demonami”, bo taki był stan ówczesnej medycyny. Błędem jest nadawanie chorobom psychicznym „osobowości” i utożsamianie jej z duchami.
Dziękuję za interesującą odpowiedź. Mój błąd, napisane jest że „opuściło ją 7 złych duchów”, co nie musi wskazywać na wyrzucanie takie jak w innych miejscach w Biblii. Pozdrawiam
Nie zrobiłaś żadnego błędu, po prostu ówczesna medycyna nie była doskonała. Dziś wiemy, że opisane w Biblii egzorcyzmy nie musiały dotyczyć żadnych duchowych bytów, jedynie były sposobem na określanie uzdrowień.
Nie prostytutka tylko dumna pracownica seksualne. Podobno to wszystko zmienia…..
Marek,
Kobiety na traktory – taka była jedna rewolucja – to i obecnie możemy mieć dumne pracownice seksualne. „Ja nie wypuszczę braku” i 300% normy.
Czasy moich rodziców 🙂
Komunizm najlepiej robi się pod hasłem:”Precz z komuną!”
Marek2, zmiana języka służy zmniejszaniu stygmatyzacji. W przypadku Marii Magdaleny nieuzasadnione sugerowanie prostytucji miało właśnie na celu deprecjonowanie osoby.
Jest taki piękny moment w historii Marii Magdaleny – ten wątek z ogrodnikiem.
Noli me tangere. To takie motto wędrowania z Bogiem, słuchania Go – jednocześnie jest już obok i dalej nie do końca widać jak, bo to jednak ON. I cytując za Narnią. To nie jest oswojony lew.
Może czasem i być za dużo wiatru na naszą wełnę. Gałczyński. Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich. Dobra lektura.
Jego drogi nie są naszymi, a Jego myśli naszymi – i to naprawdę nie jest slogan na bilbordy.
To jest fakt. A fakt musi się wydarzyć.
Ale pozdawiam rewolucje – życzę powodzenia 🙂
Hierarchia sama wyeskalowała problem pozycji kobiet w Kościele. Dlaczego od 1989 r. dysponując ponad czterdziestoma rozgłośniami radiowymi Kościół w Polsce NIGDY nie powołał do kierowania chociaż jedną z nich kobiety, nawet siostry zakonnej? Czy święcenia w Wielki Czwartek wykluczyły kobiety z pełnienia takich lub podobnych zadań, czy jest to przejaw uprzedzeń? Cztery zakony męskie mają swoje rozgłośnie, żeńskie żadne. I tak można sypać przykładami w nieskończoność. Wstyd!
Ale zabieranie się za święcenia kobiet w sposób przedstawiony powyżej to błąd zarówno merytoryczny, jak i „taktyczny”. Kongres Katoliczek i Katolików tylko się marginalizuje w Kościele na własne życzenie uderzając w powyższe tony. Szkoda, że Więź idzie w te ślady. Autorka zarzuca Pismu manipulowanie tematem kobiet w Kościele, a sama wyraźnie naciąga Pismo w swoją stronę. Maria Magdalena to nie albo prostytutka, albo liderka, tylko może być i liderką, i prostytutką. Z Pisma wiemy, że Piotr również zapłakał nad swoim grzechem. Nie wiem dlaczego upadek Marii Magdaleny, przy którym Autorka stawia znak zapytania, miałby ją dyskredytować.
Pierwszym zagadnieniem jest dodefiniowanie kapłaństwa. Dopóki kapłaństwo powszechne jest niedodefiniowane (patrz Katechizm Kościoła Katolickiego), kapłaństwo urzędowe wisi na włosku, choćby napisano o nim drugie tyle doktoratów i habilitacji ile do tej pory. Nie przesądzając ostatecznych rezultatów, należy wszcząć w Kościele debatę na temat kapłaństwa powszechnego. Tu nie masz ni kobiety, ni mężczyzny.
Jak zauważył pewien jezuita francuski, byłoby fatalne dla Kościoła, gdyby kobiety wymusiły kapłaństwo urzędowe w obecnym kształcie dla siebie, gdyż by go utrwaliły i zatrzymały prace nad jego dodefiniowaniem, nie mówiąc o zamęcie w Kościele. Metody Autorki co najmniej nie są lepsze od tych, które krytykuje, tylko skala i skuteczność inna, a to na ocenę etyczną intencji nie powinno mieć wpływu.
I jeśli mogę udzielić dobrej rady, powyższe głosy miałyby w Kościele większą nośność, gdyby osoby za nimi stojące były wcześniej znane z heroicznego wyznawania wiary katolickiej. Np. skoro Pismo ma być kluczem do rozstrzygnięcia zagadnienia (ja tak nie uważam – wiele spraw zostało rozstrzygniętych w Kościele w oparciu także o inne argumenty niż niejasne zapisy Pisma – ono jest ważne i wyznacza warunki brzegowe, ale często nie pozwala na ograniczenie się wyłącznie do niego), to bardzo by dodała wiarygodności powyższym argumentom oraz ich Autorkom wiedza, że serio traktują np. słowa Jezusa o nierozerwalności małżeństwa. No, brak takiego wylegitymowania się z wierności zasadom katolickim nie pozbawia praw obywatelskich w debacie, tym niemniej to chyba oczywiste, że gdyby podobne poglądy na temat pozycji kobiet w Kościele wyraził ktoś taki jak chociaż w części o autorytecie matki Teresy z Kalkuty, hierarchia musiałby się liczyć z takim stanowiskiem poważniej, niż ze stanowiskiem Women’s Ordination Worldwide.
PS. Do Redakcji. Byłbym ciekawy aktualnego głosu p.Małgorzaty Terlikowskiej w tej sprawie. Ładnych wiele lat temu napisała artykuł, że Kościół w swojej misji właściwie uwzględnia talenty kobiet. Na swoim wówczas prowadzonym blogu u p.Ewy Czaczkowskiej areopag21.pl skomentowałem ten artykuł krytycznie wpisem pt. „O wpływie krów na przemysł mięsny”. Fakty się nie zmieniły. Ja swoich poglądów nie zmieniłem. A co u pani M.Terlikowskiej?
znalazłem ten komentarz tu:
https://wiez.pl/2022/04/30/kosciol-ewangelicko-augsburski-dopuszcza-kobiety/
myślę, że warto go przytoczyć, bo jest trafny (…’świat porywa nam córki’…)
Doktrynalnie byłoby ciężko wprowadzić kapłaństwo kobiet. Standardowy argument, że podczas ustanawiania sakramentu kapłaństwa w Wieczerniku byli tylko Apostołowie, podczas gdy podczas innych ważnych wydarzeń (np. zesłania Ducha Świętego) towarzyszyła im Matka Boża, jest argumentem silnym. Jednocześnie tytuł Matki Kościoła uwypukla bardzo istotne znaczenie kobiet w Kościele. Wydaje mi się, że można tę ważną rolę uwypuklić i wciąż definiować bez niepotrzebnego symetryzmu.
Co do Ewangelii wg św. Jana z kolei, to widać zbyt dużo charakterystycznych – merytorycznych i stylistycznych – cech wspólnych z Apokalipsą i listami św. Jana, by odebrać mu jej autorstwo.
przepraszam za 3 x podczas i 2 x uwypuklić. porażające niechlujstwo 😉
paradoks płci w dzisiejszych czasach budzi zdumienie. Z jednej strony czytam narzekania, że futbol kobiecy (którego mistrzostwa świata właśnie trwają) jest o wiele mniej popularny od męskiego, podobnie z oglądalnością finałów Wimbledonu – kobiecego i męskiego, a z drugiej próbuje się definiować kilkadziesiąt nowych płci. A więc z jeden strony miałaby następować unifikacja, a z drugiej możliwie daleko idące rozróżnienie. I połap się w tym wszystkim człowieku. 😉 Może wystarczy pozostać w swojej roli? – to i tak dużo…
A co do „paradoksu”, przypomnę tylko, że od 2004 roku w futbolu męskim i kobiecym mogą startować osoby dowolnej płci. Kryterium, podobnie jak w innych sportach jest poziom testosteronu, a nie cechy płciowe, czy nawet identyfikacja.
Gdyby jeszcze o sile fizycznej decydował tylko aktualny poziom testosteronu… Wojtek będzie się upierał, że tak jest, ale czytającym ten komentarz radzę poszukać wiarygodniejszych informacji.
Gdyby to siła fizyczna decydowała o umiejętnościach w sporcie, to Mariusz Pudzianowski powinien grać w reprezentacji 😉
Oczywiście, że siła fizyczna jest istotna w sporcie. Co to w ogóle za śmieszna argumentacja. Umiejętności dotyczące danej dziedziny sportu + siła fizyczna są istotne. Kategoria kobieca powstała po to, żeby kobiety pomimo tego, że są słabsze fizyczne, też mogły wygrać w swojej kategorii, dzięki swoim umiejętnościom. Umiejętności można zdobyć, zdobyć siłę fizyczną mężczyzny – to jest niemożliwe dla kobiety. Nie rozśmieszaj mnie tylko wyjątkami, że czasami zdarza się, że jakaś silna kobieta okaże się silniejsza od słabego mężczyzny. Doskonale wiem, że chciałbyś odebrać kobietom prawo do ich kategorii w sporcie. Bo wiadomo, że w obu kategoriach powinni wygrywać mężczyźni (w kategorii kobiecej ci mężczyźni, którzy uważają się za kobiety). To oczywiste, że Ty jako mężczyzna tak uważasz: wszystko musi być dla mężczyzn. Jeszcze tak nie jest, ale będzie. Zniszczycie wszystkie prawa kobiet.
Bardzo mi przykro z tego powodu. I że w ogóle tutaj, pod artykułem, który mówi o wyjątkowej kobiecie – zawsze i wszędzie musisz walczyć o prawa mężczyzn, którzy nazywają samych siebie kobietami. Wiem doskonale, że żadnego kapłaństwa kobiet nie będzie, bo nawet jak konserwatyści daliby się przekonać, przyjdą tacy jak Wojtek i znajdą sposób, by zniszczyć każde prawo kobiet.
Karolina, uwagi kierujesz pod złym adresem, jestem zadeklarowanym feministą.
Osoby tranpłciowe i interpłciowe są dopuszczone do zawodów sportowych od prawie dwóch dekad, a wcale nie spowodowało to, że „mężczyźni wygrywają w kategoriach kobiet”. Twoje obawy są bezpodstawne.
Piszę do niego i doceniam, co robisz, Karolina.
Wojtek – odpuść sobie już te transy – raz piszesz, że stosowałeś NPR – a tu znów bronisz trans i inter – a nie widzisz sprzeczności, w tym co piszesz.
Karolina już mocno pisała nie raz, ja pomiętam i jej dziękuję – ale nie kazdy ma tyl czasu, by sprawdzać Twoje rewelacje — a dalej inni nabierają się na te Twoje biblijne głupoty z apokryfów cytowanych. Nie było o Jezusie jak ukarał chłopca – btw.
🙂
Zatem czasem „żar” można mieć w piętnowaniu głupot u osoby podającej się za katechetę – a przekręcającej każdą prawdę.
Nie wątpię. Bo to jest nowy „feminizm” polegający na tym, że walczy się o zniszczenie praw kobiet w imię uczuć mężczyzn. Bardzo łatwo rozpoznać wyznawców tego „feminizmu”.
Karolina, wyznaję feminizm drugo i trzeciofalowy. Pojęcie „Nowego Feminizmu” to określenie drogi ideologicznej „feminizmu” Jana Pawła II, wyrażonego głównie w Mulieris Dignitatem, co do którego wielokrotnie i otwarcie wyrażałem tu sprzeciw i postrzegam jako szkodliwy.
Nie przekręcaj w złej wierze. Napisałam nowy „feminizm”, a nie „Nowy Feminizm”.
Nadal kierujesz pretensje pod zły adres
Mnie natomiast zawsze zastanawiało, dlaczego mężczyźni wolą oglądać futbol męski, a nie kobiecy. Bo to, że kobiety wolą patrzeć na mężczyzn i oglądać futbol męski – to wydaje mi się logiczne. Ale że mężczyźni wolą patrzeć na innych mężczyzn zamiast na kobiety? Zawsze wydawało mi się to dziwne.
„Ale że mężczyźni wolą patrzeć na innych mężczyzn zamiast na kobiety? ”
To nie tak. Jak oglądam Messiego, to nie znaczy, że on mi się podoba, tylko jego umiejętności. Żeńskiego Messiego jeszcez nie mamy…
Damska siatkówka ma wielu fanów wśród mężczyzn, żeńskie podnoszenie ciężarów zdecydowanie mniej. Czemu?
a) Bo niektóre dyscypliny pasują lepiej, inne gorzej do kobiet. (Z facetami jest tak samo)
b) faceci z racjo biologii zawsze wyrwą większy ciężar, pobiegną szybciej etc. W sportach gdzie liczy się zwinność jest już inaczej.
c) sport jest „instytucją” wymyśloną przez facetów i dla facetów. Kobiety z trudem przełamują i tę barierę.
d) prawdziwy kibic ogląda sport dla rywalizacji, emocji, a nie dla oglądania „kobiety w ruchu”. To mogło szokować w XIX wieku,dziś już nie. Kibicowanie to nie jest oglądanie ciał sportowców.
Odniosę się do punktu „b”, w kontekście wypowiedzi Karoliny. Na ostatnich igrzyskach właśnie w podnoszeniu ciężarów kobiet startowała zawodniczka transpłciowa. Zajęła ostatnie miejsce. Jako mężczyzna miała dużo lepsze wyniki, ale terapia hormonalna i utrzymywanie określonego w regulaminie poziomu testosteronu wpływa na możliwości w osiąganych wynikach. Podobna sytuacja, choć odwrotna miała miejsce w przypadku biegaczki. Kobieta miała naturalnie wyższy poziom testosteronu, niż inne kobiety, w związku z tym stała przed wyborem, albo obniża jego poziom, albo startuje w kategorii mężczyzn, do czego ma prawo.
Jest to zdecydowanie dobry krok, zwłaszcza jak patrzymy na olimpiady z czasów późnego ZSRR i słynnych NRD-owskich sztangistek, którym suplementacja testo zapewniła wyniki i często zniszczyła życie.
@Wojtek
*Mężczyzna uważający się za kobietę zajął ostatnie miejsce w kategorii kobiet. (Bardzo przykre, że używasz tej nowomowy stworzonej przez antykobiecą ideologię. To już dyskredytuje dla mnie wszystkie Twoje argumenty, gdyż na dłoni widać, że wypływają one z mizoginii.)
Zajął ostatnie miejsce. Na igrzyskach. Wciąż zajął miejsce, które powinna zająć kobieta. Chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, że na igrzyska nie można sobie ot tak pojechać i wziąć w nich udział. Trzeba się najpierw do nich zakwalifikować. Zajął więc pewnie miejsce jakiejś kobiecie, uniemożliwiając jej udział w igrzyskach. Prawdę mówiąc, nie wiem, co jest większym dyshonorem. Rywalizować z kobietami i przegrać, czy rywalizować z kobietami i wygrać. Oczywiście wygrana jest najbardziej oburzająca, ale trzeba nie mieć honoru, żeby w ogóle, będąc mężczyzną, rywalizować z kobietami. Gdyż statystycznie mężczyzna jest silniejszy, i tyle. Ale nie ma co z Tobą rozmawiać nawet, wiadomo, że dalej będziesz działał i pisał tak, żeby zwalczać prawa kobiet. Jak myślę o Tobie i innych trans aktywistach, to chcę mi się płakać. Chcecie zniszczyć wszystko, co kobiety wywalczyły w ostatnim wieku.
Karolina, Laurel Hubbard nie jest „mężczyzną uważającym się za kobietę”, tylko kobietą. To nie jest moja mizoginia, tylko tylko nietolerancja i nienawiść z Twojej strony. Kiedyś już przerabialiśmy ustawy, że ktoś mierzył szerokość nosa i kolor włosów, by określać, czy ktoś zasłuży na bycie prawdziwym człowiekiem, czy podczłowiekiem, a teraz to samo próbuje się wprowadzać, by określać czy ktoś jest „naprawdę kobietą”.
Dla mężczyzny-mizogina kobieta broniąca praw innych kobiet zawsze będzie „nienawistna”. Będzie złą czarownicą. Tylko udowadniasz mi się, że jesteś mizoginem. Nie ma tolerancji dla przemocy wobec kobiet, nie ma tolerancji dla niszczenia praw kobiet, nie ma tolerancji dla przywłaszczania słowa „kobieta” przez mężczyzn, nie ma tolerancji dla obrażania kobiet, nie ma tolerancji dla przedrzeźniania i szydzenia z kobiet, nie ma tolerancji dla nazywania moich poglądów „nienawiścią”. Najwyraźniej nie miałeś argumentów na to, że zajął miejsce kobiecie i że nie ma honoru, więc tylko mogłeś krzyknąć: nietolerancja! Nienawiść! Typowe dla trans aktywistów.
Wojtek 5, akurat w przypadku Ewangelii Jana, Listów Jana i Apokalipsy, możemy z pewnością powiedzieć, że to są pisma różnych osób. A w przypadku Apokalipsy były to przynajmniej dwie różne osoby.
Sam Jan Apostoł w Dziejach Apostolskich jest określony jako osoba nie umiejąca pisać, więc tradycyjne autorstwo i tak odrzucamy.
@Wojtek 5
„Standardowy argument, że podczas ustanawiania sakramentu kapłaństwa w Wieczerniku byli tylko Apostołowie, podczas gdy podczas innych ważnych wydarzeń (np. zesłania Ducha Świętego) towarzyszyła im Matka Boża, jest argumentem silnym. ”
Wg mnie nie jest to żaden silny argument ponieważ w Wieczerniku nie było także Polaków, czy z tego wynika, że Jezus nie życzył sobie Polaków na „duchownych” ? a tylko brodatych Żydów oraz Greków (czy wszyscy mieli brody ?)
I czy życzył sobie aby w XXI wieku chodzili oni ubrani w ubrania przypominające te sprzed 2000 lat ? Serio ?
Z takiego fizycznego oceniania kto gdzie był i „co autor miał na myśli” to tylko zamęt powstaje.
„w Wieczerniku nie było także Polaków, czy z tego wynika, że Jezus nie życzył sobie Polaków na “duchownych””
Jezry2, to się nazywa touché!
Absolutnie masz rację! Jezus mówił po aramejsku i nie zostawił żadnych pisanych tekstów. Czy to znaczy, że językiem Kościoła powinien być aramejski, a wszelkie nauki powinny być, pod karą, tylko mówione? Dalej, Jezus był obrzezany, czy ta tradycja także powinna być zachowana?
KK zmieniał dziesiątki swoich własnych dogmatów i jakoś to nie przeszkadzało.purystom i tradycjonalistom.
Kiedyś np. palił heretyków i nawracał „niewiernych” mieczem, dziś już nie jest tak waleczny. Czy kobieta w koloratce to byłby większy wstrząs niż rezygnacja ze stosów? Serio?