W bohaterce filmu Bergmana jest coś, czego nie da się ujarzmić – jakaś magnetyczna siła, która wykracza poza porządek nieba i piekła.
Trzeci odcinek cyklu Diany Dąbrowskiej i Damiana Jankowskiego „Urlopy w kinie”. Wcześniejsze przeczytacie tutaj
Mitologizacja wakacji niesie w sobie wiele niebezpieczeństw. Klimat beztroski i możliwość przeżycia niezapomnianej przygody kończy się prawie zawsze bolesnym powrotem do rzeczywistości.
Kiedy myślę o kinie Ingmara Bergmana, rzadko mam przed oczami słońce i wakacyjne pląsy. Po latach w mojej głowie zachowały się przede wszystkim twarze. Twarze i ich persony. Choć mistrz skandynawskiego kina zasłynął za sprawą gęstych i posępnych dramatów egzystencjalnych, warto zauważyć w jego wczesnej twórczości fascynację najcieplejszą porą roku – stworzył przecież „Letni sen” (Sommarlek, 1951), „Wakacje z Moniką” (Sommaren med Monika, 1953) oraz „Uśmiech nocy” (Sommarnattens leende, 1955). Nie ma wątpliwości, że to ten środkowy tytuł najtrwalej przemówił do publiczności całego świata. I to właśnie do niego dziś wrócimy.
W stronę raju
W filmie Bergmana Harry i Monika (Lars Ekborg i Harriet Andersson) uzyskują upragnioną wolność za sprawą występku – niespełna 19-letni młodzieniec kradnie choremu ojcu łódkę i wraz z (jeszcze niepełnoletnią) dziewczyną wyruszają w idylliczną podróż do opustoszałego raju. Za wielką zmysłową przyjemność przyjdzie im jednak słono zapłacić, a powrót do cywilizacji okaże się dla obojga jeszcze większym „koszmarem odpowiedzialności”. O ile Harry będzie chciał się z tą rzeczywistością zmierzyć, Monika nie bardzo… Tak zwykło się „Wakacje z Moniką” przedstawiać. Tak i ja ten film w dużej mierze zapamiętałam.
Opowieść Bergmana podzielona została na trzy akty. Każdy z nich można przypisać innej porze roku oraz innemu etapowi relacji Harry’ego i Moniki (wiosna, lato, jesień / od narodzin aż do śmierci uczucia i erotycznej fascynacji postaci). Na początku pojawiają się nieśmiało pierwsze oznaki wiosny. Słyszymy o tym bezpośrednio w dialogach, zauważamy w różnych elementach świata przedstawionego.
Tak bardzo skupiamy się, by opowiedzieć, że wspólne lato tej dwójki okazało się okrutne, że zapominamy podkreślić, jak beznadziejne musiały być dla nich nastoletnie lata
Bohaterowie „Wakacji” dopiero się poznają, a ich wzajemne zainteresowanie nieśmiało pączkuje. Harry przy Monice nie wie, jak się zachowywać. Kiedy dziewczyna prosi go o odpalenie papierosa, przejętemu młodzieńcowi udaje się to zrobić dopiero za trzecim razem. Harry w ogóle ma w sobie coś niezdarnego, pechowego wręcz: jeszcze podczas napisów początkowych psuje mu się wóz, a w pracy nie ma dnia, żeby nie opuścił filiżanki.
Otoczenie nie jest dla niego przyjazne. Ale czy Monika nie ma tak naprawdę ciężej? Ośmieszana przez własną rodzinę. Obmacywana i podszczypywana na dzień dobry w sklepie warzywnym. Traktowana na każdym kroku jak piękny przedmiot, który każdy facet może spróbować posiąść. I to niezależnie od wieku i statusu społecznego. Bez konsekwencji.
Tak bardzo skupiamy się, by opowiedzieć, że wspólne lato tej dwójki okazało się okrutne, że zapominamy podkreślić, jak beznadziejne musiały być dla nich nastoletnie lata. Nic dziwnego, że Monika ucieka w świat kinowych fantazji. W świat amerykańskich ballad o miłości, gdzie pięknie panie tańczą w równie pięknych sukniach w towarzystwie oddanych im dżentelmenów.
Między niewinnością a zwierzęcością
Oczywiście to środkowy rozdział opowieści – ucieczka kochanków w stronę opustoszałych, podsztokholmskich szkierów – najmocniej działa na nasze zmysły. Harry i Monika nigdy wcześniej i nigdy później nie byli sobie bliżsi. Dosłownie i w przenośni. Wakacje w kinie to przecież symbol swobody i przyjemności nieskrępowanej ograniczeniami społecznej moralności. Obnażenie ciała idzie tutaj w parze nie tylko z seksualnym rozpasaniem, ale też z frywolnością słowa, rozluźnieniem gorsetu konwenansów. Nagość cielesna staje się doskonałym pretekstem dla obnażenia słów i przeżyć. Jest się wówczas bardziej skorym do zabawy, wyznań i wyzwań.
Globalny sukces „Wakacji z Moniką” i wcześniejszego „Ona tańczyła jedno lato” (Hon dansade en sommar, 1951) Arne Mattsona przyczynił się do postrzegania Szwecji jako krainy seksualnej emancypacji, w którym bohaterki – parafrazując słynny tytuł skandalicznego klasyka Vilgota Sjömana – są „ciekawe” nawet w czerni i bieli.
„Praca filmowa to silnie erotyczne rzemiosło. Bliskość z aktorami pozbawiona jest zastrzeżeń, wzajemne zdanie na siebie – totalne. Intymność, oddanie, zależność, czułość, zaufanie, ufność przed magicznym okiem kamery daje ciepłe, być może złudne poczucie bezpieczeństwa. (…) Atmosfera jest nieprzeparcie naładowana seksualnością” – pisał sam Ingmar Bergman, wspominając czas spędzony na planie „Wakacji z Moniką”.
Jak zauważa w swojej (ikonicznej już dla polskiego filmoznawstwa) monografii „Zwierciadło Bergmana” Tadeusz Szczepański, Harriet Anderson uosabia ten archetyp kobiecości, który łączy się bezpośrednio z boginią młodości Hebe. Monika to „młoda dziewczyna rozpięta między słodyczą a zagrożeniem, niewinnością a zwierzęcością”.
Ale też – kontynuuje Szczepański – „ten zniewalający wizerunek marzycielskiej i spontanicznej Moniki nie był pozbawiony pewnej migotliwej, niepokojącej dwuznaczności. Jej dominacja nad gamoniowatym Harrym łatwo przeradza się w drapieżną agresję. W zachowaniu dziewczyny Bergman eksponuje te odruchy, które kojarzą się z ekspresją animalną”. Jest w Monice coś, czego nie da się ujarzmić – nierozpoznana, magnetyczna siła, która wykracza poza porządek dobra i zła, nieba i piekła.
W tym samym rytmie?
Kiedy wchodziłam – tak na poważnie – w świat wielkiego kina, musiałam być w wieku Moniki albo niewiele młodsza. Pamiętam, jak pewien kinoman „zareklamował mi” na festiwalu seans „Wakacji” następującymi słowami: „To bardzo smutna, przejmująca historia. Historia o strasznej suce”. Nigdy tak nie patrzyłam na protagonistkę dzieła Bergmana. Zawsze dopatrywałam się w tytułowej bohaterce czegoś więcej niż tylko modelowej femme fatale, cwanej wykorzystywaczki albo nieodpowiedzialnej, zmanierowanej smarkuli.
Monika przez cały film tak naprawdę walczy o przetrwanie. Walczy o siebie. Wierzę, że jej uczucie do Harry’ego na wyspie było – przynajmniej w tamtej chwili – prawdziwe, szczerze namiętne. Monika chciała tańczyć więcej niż jedno lato i pragnęła nauczyć tego tańca również Harry’ego. Rzecz w tym, że – mimo prób – ta dwójka nie umiała po prostu tańczyć w tym samym tempie, w tym samym rytmie.
„Wakacje z Moniką” to także opowieść o niekompatybilności dwóch ciał i umysłów. W tej historii każdy coś stracił, każdy coś zyskał, każdy się czegoś o sobie dowiedział, czegoś też żałuje. Nie ma tu ostatecznie jednogłośnych wygranych czy przegranych. Nie wiemy, co będzie. Ale wiemy, co było. A było to naprawdę piękne…
Przeczytaj też: Penélope Cruz gotowa na wszystko. Silniejsza, żywsza, sprawcza