Najnowsza książka Mohameda Mbougara Sarra każe nam zastanawiać się nad samą ontologią literatury, sposobem jej istnienia wobec świata, źródłem, z którego czerpie, podsuwając nam kolejne fikcyjne historie, będące zawsze jakimś rodzajem prawdy o naszym doświadczeniu.
To jedna z wielu sugestywnych scen w tej powieści: młoda gwardia afrykańskich pisarzy spotyka się w Paryżu, by trochę plotkować, czasami ponarzekać, przede wszystkim zaś rozmawiać o literaturze. Jest Musimbwa, który porzucił pracę barmana i napisał już cztery książki; jest Faustin Sanza, „poeta poufny” i twórca wielkiego poematu epickiego pisanego heksametrem daktylicznym (z cezurą trocheiczną); jest Eva Touré, influencerka i autorka rozchwytywanej prozy pod brawurowym tytułem Miłość jest ziarnem kakao; jest Béatrice Nanga, żarliwa katoliczka, która wydała dwie powieści erotyczne. Jest wreszcie Diégane Latyr Faye, którego debiutancka Anatomia pustki sprzedała się w liczbie 79 egzemplarzy.
Tym razem zwykły porządek nasiadówki zostaje złamany – oto Musimbwa zaczyna bez uprzedzenia głośno czytać nieznaną prozę. Po trzech godzinach, gdy dociera do końca, słuchacze wdają się w burzliwą, nocną debatę. „Pomyślałem – wyznaje Diégane – że świat, w którym można jeszcze do późnych godzin nocnych spierać się o literaturę, nie jest całkiem stracony, chociaż miałem świadomość, jak głęboko komiczne, próżne, żałosne, może nawet nieodpowiedzialne są osoby dyskutujące przez cały wieczór o literaturze”.
Lekturą, która wyzwoliła tak silne namiętności, był Nieludzki labirynt – pierwsza (i jedyna) proza autorstwa nieznanego nikomu T. C. Elimane. Po jej publikacji (w roku 1938) debiutant znika jak kamfora, nigdy już nic nie ogłosi drukiem, a powieść zyskuje status legendy nie do zdobycia. Zafascynowany nią Diégane Latyr Faye rozpoczyna obsesyjne poszukiwania każdej wzmianki o tajemniczym Kongijczyku. Szeroko zakrojona kwerenda obfituje w zaskakujące epizody i jest równocześnie osnową, wokół której zapętla się opowieść o dojrzewaniu głównego bohatera. Bo krążący po śladach Elimane’a Faye jest narratorem świetnej powieści Najskrytsza pamięć ludzi. Napisał ją Mohamed Mbougar Sarr i otrzymał za nią – jako pierwszy Francuz afrykańskiego pochodzenia – Nagrodę Goncourtów. Voilà!
Wspomniana wyżej nocna dyskusja nie jest w powieści Sarra jedyna – wszystko tu kręci się wokół literatury, statusu pisarza, relacji fikcji do rzeczywistości, zwłaszcza zaś odniesień tekstów do innych tekstów. Najskrytsza pamięć ludzi jest wielkim peanem na cześć literatury – tym, którzy jeszcze wierzą w jej organizującą zbiorowe myślenie moc, pochodzący z Senegalu pisarz leje ocean miodu na serca.
Doprawdy nie jest łatwo oprzeć się uwodzicielskiej sile tej opowieści. Bo jak przystało na pean, powieść Sarra napisana została błyskotliwie, na modłę postmodernistyczną. Autor lubuje się w szkatułkowych kompozycjach, intertekstualnych zależnościach, wielogatunkowych formach podawczych, autotematycznych roztrząsaniach. Harce tego typu miały wielu entuzjastów i wielu z nich Najskrytszej pamięci…,z uznaniem kiwając głową, patronuje – od wspomnianego wprost Bolaño (jako twórca Dzikich detektywów), przez Pynchona, Borgesa, Eco, aż po Flauberta czy Nabokova (osobliwie jako autor Prawdziwego życia Sebastiana Knighta).
Wszystko to razem bywa czasami męczące, trochę przesadne, jakby pisarz chciał za wszelką cenę udowodnić, że perfekcyjnie panuje nad swoją imponującą narzędziownią, ale nie czepiałbym się zanadto. Zwłaszcza że forma powieści Sarra nie przyćmiewa jej poznawczej wymowy. Owszem, raczej stawianą tu problematykę eksponuje. Aby o niej opowiedzieć, trzeba jednak wspomnieć o jeszcze jednym pogmatwanym losie.
Ciasny splot literatury z rzeczywistością
Nagrodzoną Goncourtami prozę Mohamed Mbougar Sarr opatrzył dedykacją – dla Yamba Ouologuema. Jak łatwo sprawdzić, to nieżyjący już Malijczyk, który pisał po francusku. W 1968 r. opublikował powieść Obowiązek przemocy, z miejsca wyróżnioną prestiżową Nagrodą Renaudota (po raz pierwszy otrzymał ją wówczas pisarz z Afryki). Szybko okazało się jednak, że to miły złego początek – autor został oskarżony o plagiat (głównie z powieści Andrégo Schwartza-Barta i Grahama Greene’a) i nigdy już pod własnym nazwiskiem niczego nie wydał. Nie to, że nie próbował – po prostu nie udało mu się przekonać żadnego wydawcy. A przecież Ouologuem nie zaprzeczał, że Obowiązek przemocy nawiązuje do innych utworów, tłumaczył, że nie ma niewinnych słów, że teksty literackie ze sobą dialogują, w końcu desperacko przypominał, że w procesie redakcji wyrzucono z jego książki cudzysłowy. Nic z tego, świetnie zapowiadający się prozaik musiał wrócić do Mali, gdzie – po kilku jeszcze próbach ponownego zaistnienia w oficjalnym obiegu literackim – w 2017 r. zmarł.
Fikcyjność nie oznacza nieprawdy, lecz mechanizm, dzięki któremu możemy myśleć o świecie. Literatura jest najlepszą – choć skrajnie anarchistyczną i paradoksalną – aparaturą do badania naszej egzystencji.
Ta historia – przerażająca i pociągająca zarazem – jest dla Najskrytszej pamięci ludzi kontekstem zasadniczym. Dzięki niej najważniejsze pytania, które stawia proza Sarra, objawiają się w całej swojej złożoności, jakby uparta, widmowa obecność malijskiego prozaika w opowieści o poszukiwaniach T. C. Elimane’a rzucała na nią pewien ukos światła, odsłaniający skomplikowany, ciasny splot literatury z rzeczywistością.
Najnowsza książka autora Bractwa każe nam bowiem zastanawiać się nad samą ontologią literatury, sposobem jej istnienia wobec świata, źródłem, z którego czerpie, podsuwając nam kolejne fikcyjne historie, będące zawsze jakimś rodzajem prawdy o naszym doświadczeniu. Tym, co nas do czytania często przyciąga, jest także to sprzężenie zwrotne, odsyłające nas bez przerwy od fikcji do realu, od tekstu do rzeczywistości, od kłamstwa do prawdy. Chętnie przeglądamy się w Janusowym obliczu literatury, tej pozbawionej moralnych dylematów pani, ukazującej nam złagodzoną, lepiej przyswajalną – bo przebraną w zmyślenie i uporządkowaną dzięki formie – wersję rzeczywistości tylko po to, by za chwilę, obróciwszy się bezceremonialnie, skonfrontować nas z chaosem teraźniejszości pozbawionej fabulacyjnego znieczulenia. Fikcyjność nie oznacza przecież nieprawdy, lecz mechanizm, dzięki któremu możemy myśleć o świecie. Literatura jest najlepszą – choć skrajnie anarchistyczną i paradoksalną – aparaturą do badania naszej egzystencji.
Jej sposób działania doskonale opisuje w szkicu Literatura jako kłamstwo Giorgio Manganelli (tłum. Joanna Ugniewska): „Byłoby już wystarczająco nieznośne, gdyby lekceważyła ludzką niedolę, odmawiała leczenia dawnych ran. Ale ona bezczelnie i cierpliwie grzebie w nich i wydobywa na jaw cierpienia, choroby, śmierć; z namiętną obojętnością, z pełną oburzenia furią, z cyniczną zawziętością selekcjonuje je, umieszcza obok siebie, manipuluje nimi. Krwawiąca rana zamienia się w metaforę, rzeź jest tylko hiperbolą, szaleństwo chwytem służącym deformacji języka, odkryciu jego nieprzewidywalnych możliwości. Wszelkie cierpienie staje się jedynie formą językowej ekspresji”1.
Wielki Ojciec ciągle zbyt często wygrywa
Najskrytsza pamięć ludzi jest, poza wszystkim innym, również dowodem na to, że „literackość” nie jest dla literatury obelgą, a kunsztowna forma nie musi sprowadzać się tylko do warsztatowych popisów. Przeciwnie, siła opowieści bierze się z jej językowego charakteru i w nim właśnie najmocniej zahacza się nasze doświadczenie – jak wiemy (od Wittgensteina, Lakoffa, Sarra i wielu innych), poza granicami naszego języka świat nie istnieje.
O tym też jest powieść Mohameda Mbougara Sarra. Jej zagadkowy bohater, T. C. Elimane, został przez jednego z krytyków nazwany „czarnoskórym Rimbaudem”. Inny recenzent po przeczytaniu Nieludzkiego labiryntu zadał retoryczne pytanie: „Jak jednak można wierzyć, że Afrykanin w ten sposób pisze po francusku?”. Zostawiając na boku postkolonialną odmianę syndromu sztokholmskiego (zarówno Elimane, jak i jego ojciec marzyli o tym, by stać się częścią kultury, która niszczyła ich własną), dobrze rozumiemy bolesną aktualność takich pytań. Stawiamy je ciągle, tu i teraz, dziwiąc się, że tak może pisać osiemnastoletni młodzieniec, osoba niebinarna albo wokalistka, której późny debiut jest świadectwem niemałego talentu literackiego.
Wykorzystanie nazwiska legendarnego francuskiego poetydo określenia wirtuozerii afrykańskiego pisarza przestaje być w tym kontekście komplementem, a staje się pozbawiającą podmiotowości przezwą, zamykającą jej adresata w kleszczach kulturowej zależności. „Afrykański pisarz” jest więc konstruktem społecznym, miejscem ideologicznego starcia, w którym trup ściele się gęsto i które nierzadko przesłania nam to, co jest (powinno być) decydujące, czyli twórczość wolną od wszelkiego stygmatyzowania. Wielki Ojciec – może nim być na przykład potężne państwo kolonialne, heteronormatywna większość, dominująca klasa społeczna czy objaśniający świat mężczyźni – ciągle zbyt często wygrywa.
Można zresztą przeczytać powieść Sarra jako historię o zakończonych niepowodzeniem próbach symbolicznego zabicia ojca. Elimane wyrusza do Francji jego śladami, później przez wiele lat poszukuje ciała Assane’a, który zginął najpewniej na jednym z rozlicznych frontów pierwszej wojny światowej. Zwłok nigdy nie odnajduje, lecz to zaginione na zawsze ciało (powracający w Najskrytszej pamięci ludzi motyw) zmienia się w wywołujące fantomowe bóle ciało społeczne. Elimane przez całe życie pozostanie w cieniu ojca, batalia o przełamanie jego pośmiertnej hegemonii kończy się – jak to nieraz bywa – niepowodzeniem. Wtedy trzeba wracać do Konga, do Mali, do Reims i tam próbować na nowo odkrywać prawdę o byciu twórcą, źródłach swojego pisania, podstawach tożsamości.
I to nie jest jednak łatwe, gdy – jak autor Nieludzkiego labiryntu – wracasz z piętnem plagiatora, spalonego na francuskim rynku literackim, z niewidoczną dla oczu, ale definitywną łatką writer cancelled.
Pamiętamy kłamstwo
Ten inspirowany historią Yamba Ouologuema wątek otwiera kolejny temat, w powieści Sarra jeden z najbardziej eksponowanych: kwestię literackich zależności międzytekstowych. Dzisiaj, gdy debatujemy o rosnących w zawrotnym tempie możliwościach sztucznej inteligencji – coraz bardziej palącą. Sprawa znowu należy do kategorii źródłowych – czym jest literatura i jej historia, czy możliwa jest całkowita oryginalność i niezależność, gdzie są granice naśladownictwa, co to znaczy być wielkim pisarzem? A może, jak sugeruje krytyk w omówieniu powieści Elimane’a, bycie nim „nie jest niczym więcej niż sztuką maskowania zapożyczeń i odniesień”?
Pytań jest wiele, jasnych odpowiedzi nie widać, a Sarr robi wszystko, by ich nie formułować. Mnożąc kolejne opowieści, z upodobaniem i wprawą osadzając narracje jedna w drugiej, skłania nas raczej do gruntownego przemyślenia kategorii prawdy. Nigdy nie mieliśmy z nią więcej kłopotów – gwałtowny rozwój internetu, zmieniający niemal wszystko wynalazek mediów społecznościowych, niepowstrzymana hipertrofia informacyjna, wszystko to sprawiło, że klasyczne rozumienie prawdy przestało być operacyjnie przydatne.
Postprawda wraz z jej rozlicznymi wariantami (faktami alternatywnymi, prawdą light, neoprawdą) i zbrojnym orężem w postaci fake newsów, deep fake’ów, phishingu sprawia, że granice się zatarły, nie wiemy już, kto ma rację w jakimkolwiek sporze, i gotowi jesteśmy uwierzyć w najbardziej spiskowe teorie. „Pamięta pani kłamstwo” – mówi Thérèse Jacob, współwydawczyni debiutu Elimane’a, do wypytującej ją o życie pisarza dziennikarki, Brigitte Bollème. To dobra formuła; przekarmieni miliardami informacji, postów, zdjęć i tiktoków, pamiętamy kłamstwo, bo nie mamy już żadnych możliwości weryfikowania tego wlewającego się w nas zewsząd symulakrum rzeczywistości. Tak jakby cudzysłowy, wyrzucone niegdyś przez redaktorów z powieści Ouologuema, powróciły w późnej nowoczesności ze zdwojona siłą: „[…] rzeczywistość staje się «rzeczywistością», prawda «prawdą», obiektywność «obiektywnością», sprawiedliwość «sprawiedliwością», seks «seksem» i tak dalej”2 – pisze w Manifeście Nowego Realizmu Maurizio Ferraris. Problem jednak nie tylko w tym, że – jak chcieli postmoderniści, z którymi włoski filozof polemizuje – wszystkie te pojęcia są konstruktami, ale w tym, że rzeczywistość w coraz większym stopniu dociera do nas za pośrednictwem mediów.
W powieści Sarra figurą tej mediacji są piętrowe narracje, które maskują swoje źródło, wprowadzają przeinaczenia, podsuwają fałszywe interpretacje. To kolejna, najszersza, rama, w której osadzona jest – pasjonująca, powtórzmy to – historia podążającego tropami swojego ojca Elimane’a i próbującego odnaleźć ślady twórcy Nieludzkiego labiryntu Diégane’a Latyra Faye’a.
Autor Najskrytszej pamięci ludzi przyjaźnie mruga do nas okiem, podkreślając fikcyjność opowiadanej historii, wskazując na jej migotliwy, niejasny sposób bycia. Nic w tym złego, tak działa literatura – ten wspaniały spektakl, w którym wszystko jest kłamstwem i równocześnie wszystko jest najbardziej prawdziwe. Dlatego warto ją czytać i warto o niej rozmawiać, nawet jeśli miewamy niekiedy słuszne przeczucie, że takie dysputy są znakiem wielkiego uprzywilejowania w świecie katastrofy klimatycznej, przerażających wojen czy globalnych epidemii.
Bo każda rozmowa o literaturze utrzymuje ją przy życiu. Ją, ale także – przynajmniej od czasu do czasu – nas.
1 G. Manganelli, Literatura jako kłamstwo, tłum. i posłowie J. Ugniewska, Warszawa 2021, s. 220.
2 M. Ferraris, Manifest Nowego Realizmu, tłum. J. Ugniewska, Gdańsk 2023, s. 14.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2023