Wiosna 2025, nr 1

Zamów

Dostęp do świata niedostępnego

Kobieta z czwórką dzieci przed domem. Źródło: NAC

Akuszerki to szczególne wydarzenie w najnowszej literaturze. Mamy dużo prozy feministycznej i dużo prozy kobiet, ale nie zawsze dostajemy dzieło aż tak kobiece, w tym sensie, że pokazujące świat w całości postrzegany przez kobiety, bez ideologii, po prostu dlatego, że taki jest.

Od razu przyznaję: zdam relację z bardzo osobistej lektury o Innych. Jako mężczyzna czytający o życiu kobiet, inteligent dowiadujący się o tym, co kiedyś przeżywali ludzie na wsi, człowiek patrzący z perspektywy XXI wieku na historię sprzed stu lat. Akuszerki Sabiny Jakubowskiej to powieść szczególna, gdyż jej przeżycie nie ogranicza się do satysfakcji czytelniczej – ona czytelnika stawia w sytuacji, w której radykalnie rozszerzają się granice jego świata.

Nie mam wątpliwości. Ta powieść to szczególne wydarzenie w najnowszej literaturze. Mamy dużo prozy feministycznej i dużo prozy kobiet (jak również poezji!), ale nie zawsze dostajemy dzieło aż tak kobiece, w tym sensie, że pokazujące świat w całości postrzegany przez kobiety, bez ideologii, po prostu dlatego, że taki jest.

Mieści się czas

Tytuł mówi wszystko. To powieść o życiu i pracy wiejskich akuszerek. Bohaterką jest jedna z nich, Franciszka Perkówna Diabelec Dadejowa Maleńka (to jej nazwiska po kolejnych mężach) z Jadownik pod Brzeskiem w Małopolsce. Akcja zaczyna się w 1885 r., kończy w 1950. Już ten zakres czasu zapowiada epikę z szerokim oddechem. Tak, to niemal epopeja lub saga. Również z racji objętości dzieła: bez mała 700 stron! Mieści się tu historia, która z całą swoją brutalnością wdziera się w życie wiejskiej społeczności, mieszczą się zmiany obyczajów i mentalności, mieści się przemijanie form międzyludzkich, ale nade wszystko mieści się – czas, nieubłaganie płynący w jednym kierunku.

Franciszka jest nieślubną córką dziedzica ze dworu i dziewki kuchennej (tak ją określano w tamtej epoce), która jako rozpustnica została przez gromadę utopiona. Rozalka urodziła Franciszkę tuż przed śmiercią, uratowane dziecko wychowała miejscowa akuszerka Regina Perkowa, która dała jej swoje nazwisko. W losach Franciszki mieszają się tragedie i całe długie lata szczęścia. Powieść zaczyna się od porodu, gdy wydaje na świat dziecko z wodogłowiem, które od razu umiera. Kończy się trzecim ślubem, ma już wtedy ponad osiemdziesiąt lat.

Wydana po raz pierwszy za mąż jako bardzo młoda dziewczyna za znacznie od siebie starszego mężczyznę, staje się ofiarą przemocy, co w ówczesnym obyczaju wiejskim nikogo nie dziwi.

Powoli jest przez Reginę wprowadzana w arkana akuszerstwa, zwrot w jej życiu następuje, gdy w tajemnicy, żeby uniknąć skandalu, jest wezwana do odbioru porodu Albiny, panienki ze dworu, a potem zostaje mamką jej dziecka. Dziedzic – pamiętający o tym, że jest ojcem Franciszki – wysyła ją z Albiną do Krakowa, gdzie nie tylko zleca jej opiekę nad niemowlęciem, ale i opłaca kurs dla profesjonalnych akuszerek.

Gdy bohaterka wraca do Jadownik, jest pierwszą we wsi osobą z oficjalnym świadectwem pozwalającym na fachową opiekę nad ciężarnymi i rodzącymi. To czas szczęścia. Franciszka przeżywa radosną miłość. Po śmierci męża oddaje swoją rękę ukochanemu Wawrzonowi, z którym spędza dwadzieścia pięknych lat. Tragedie przychodzą wraz z wielką wojną 1914 r. – Wawrzon ginie tragicznie, potem zginą jej dwaj synowie, ona sama w rozpaczy popadnie w nałóg alkoholizmu. Podniesie się, dopiero gdy jako stara kobieta ponownie odkryje miłość – do niemowy, parobka Jasia Maleńkiego.

Śmierć chodzi po świecie

Banalne – i smutne, i radosne – życie, które mogłoby być tematem ckliwego romansu, piosenki ludowej lub lokalnej plotki, staje się kanwą wielowątkowej opowieści. Przede wszystkim traktuje ona o przychodzeniu na świat.

Sabina Jakubowska, Akuszerki, Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2022, 704 s.

Tytułem dygresji dodam, że przy lekturze Nocy i dni Marii Dąbrowskiej bezustannie zastanawiałem się, czemu tyle tam o śmierci, a narodziny kwitowane są dwoma zdaniami. W ogóle literatura zajmuje się raczej śmiercią niż tym, że ludzie się rodzą. U Jakubowskiej śmierć oczywiście też jest i odgrywa bardzo ważną rolę (o czym za chwilę), ale w centrum umiejscowione są momenty, gdy kobiety rodzą nowych ludzi. Porody ukazywane są naturalistycznie, z fizjologicznymi szczegółami, niekiedy brutalnie, zwłaszcza gdy pojawiają się komplikacje. Ponadto w tekst utworu włączane są fragmenty dziewiętnastowiecznych autentycznych podręczników dla akuszerek.

Na pierwszym miejscu stawiana jest biologia: wspaniała i okrutna. To pierwsza w literaturze polskiej powieść tak mocno i bez tabu pokazująca, co przeżywają rodzące kobiety i jak wygląda początek życia.

Od razu jednak pojawia się śmierć. Przecież wiele urodzonych dzieci w tej powieści, co normalne w tamtych czasach, zwłaszcza na wsi, umiera. Umierają też położnice. Śmierć chodzi po świecie. Jest nieubłagana, raz wyczekiwana jako Wielka Łaskawość wzywana przez Reginę Perkową, ale opieszała w wyzwalaniu z cierpienia, innym razem w okrutny sposób zaskakująca, bezlitosna. To przeplatanie się narodzin i śmierci, miłości i cierpienia, rozpaczy i nadziei wyznacza cykl życia. Epopeja Jakubowskiej oddaje ów niepoddający się zakłóceniu rytm. Franciszka jest blisko narodzin, jest też blisko śmierci.

Zło nieoczywiste

Biologia w tej powieści rządzi też trzecim elementem życia – erotyzmem. Autorka nie jest w tym względzie ostentacyjna, dosyć w literaturze naturalizmu w ukazywaniu seksu, nie jest tu więc potrzebne epatowanie czytelnika. Nie ma jednak niedomówień, a niektóre sceny erotyczne bywają i dosłowne w opisie, i zarazem piękne. Bo, zwłaszcza w doświadczeniu Franciszki, zostaje tu przekroczona granica fizjologii. Miłość jest piękna, gdyż jest w niej więcej niż tylko zaspokojenie popędu. To już sfera emocji i duchowości.

Emocji – oprócz miłości (która się zdarza, ale nie każdemu, i która jest tak bardzo krucha, tak łatwo ją utracić lub zbrukać) i radości są tu nienawiść, złość, niepewność. Jest ludzkie okrucieństwo, a nawet bestialstwo. One szczególnie silny wyraz zyskują podczas wojen czy momentów napięć społecznych. W Akuszerkach, jak to w epopei, zło przenika się z dobrem, rzadko bywa jednoznaczne, czy raczej – bywa oczywiste tylko przez chwilę, by potem ustąpić ludzkim odruchom tych, którzy go doświadczyli, ale mu nie ulegają.

To pierwsza w literaturze polskiej powieść tak mocno i bez tabu pokazująca, co przeżywają rodzące kobiety i jak wygląda początek życia.

Krzysztof Biedrzycki

Udostępnij tekst

Pojawia się też duchowość. Najczęściej znajdująca formę w zwykłej, tradycyjnej, wiejskiej religijności, ale nie tylko. Duchowość przepełniająca tę powieść zawiera się w afirmacji świata takiego, jaki jest. Przecież oprócz śmierci (nie zapominajmy: Wielkiej Łaskawości!), wojen, banalnego zła i codziennego cierpienia pojawiają się tu groźne żywioły – pożary, powodzie, zarazy – a jednak postrzegane są one jako niezbywalne elementy rzeczywistości, które z bólem, ale trzeba przyjmować. To ludowa, może fatalistyczna, może mimo całej grozy świata pogodna pokora. Nie ma tu buntu wobec porządku świata, choćby przynosił on rany i kazał wciąż na nowo podnosić się z rozpaczy i beznadziei.

Akuszerki to powieść, w której dzieje wiejskiej kobiety stają się pretekstem, a może kluczem do przedstawienia rzeczywistości w jej wielu wymiarach. Istnienie trwa, bohaterka towarzyszy ludziom przy ich narodzinach, świadkuje śmierciom. Życie przepływa razem z czasem, historia weń ingeruje, jest okrutna, ale i tak to ono wygra, nowi się urodzą.

Perspektywa bezgranicznie solidarna

Walor powieści stanowi to, że narracja prowadzona jest jakby z perspektywy tych, które są opisywane, czyli wiejskich kobiet. Nie jest to nachalnie manifestowane, to znaczy narratorka pozostaje kimś zewnętrznym, z lekka tylko stylizuje język, tak więc od strony formalnej jest kimś z boku, ale całym sercem i całą swoją świadomością utożsamia się ze swoimi bohaterkami, jest z nimi bezgranicznie solidarna. Niekiedy tylko wie więcej od nich, na przykład gdy mówi o historii. Dzięki zabiegowi przyjęcia perspektywy wiejskich kobiet jesteśmy wewnątrz opisywanego świata, nie dystansujemy się od niego.

Sabina Jakubowska w tej powieści odwołuje się do własnych rodzinnych dziejów, jej dwie prababki były akuszerkami w opisanych tu Jadownikach (jedna z nich zresztą pojawia się w tle fabuły). Dzieło, jak każda dobra epika, miesza fakty z fikcją, jednak wyczuwalna jest w nim zbiorowa pamięć wsi i rodziny. Jakubowska jako archeolożka z wykształcenia, autorka doktoratu o imionach w jadownickich księgach metrykalnych, wykorzystuje swoje umiejętności badaczki, rekonstruuje świat, którego okruchy wynajduje w dokumentach i wysłuchiwanych opowieściach, dopełnia go wyobraźnią. I wrażliwością.

Dopowiedzmy, że jest też zawodową doulą, osobą towarzyszącą rodzącym kobietom. Napisała zatem powieść w pełni osobistą. Zarazem nabrała w niej epickiego dystansu, dzięki czemu nie popadła w nadmiar emocjonalności, rzeczowo opisała los akuszerki, a za jej pośrednictwem oddała głos wiejskim kobietom, z racji pozycji społecznej niemającym możliwości opowiedzenia o sobie innym – mężczyźni ich nie słuchali, kobiety z dworu i miasta je ignorowały… Przedstawione przez nią bohaterki są ofiarami systemu wielorakiej zależności i poddaństwa, zarazem są ludźmi biorącymi życie we własne ręce, aktywnymi, znajdującymi w społeczności swoje miejsce. To nie jest powieść przeciw patriarchatowi, ale obok niego.

Świat nieoswojony

Wracam do osobistego wymiaru tej lektury. Tak, to z każdego punktu widzenia nie mój świat. Owszem, literatura wielokrotnie pokazywała życie kobiet, opisywała dziewiętnastowieczną wieś, opowiadała o historii minionego stulecia. Tylko że u Jakubowskiej ów świat jest zupełnie inny, nieoswojony. Tutaj, dzięki zajęciu bohaterki, widzimy kobiecość w najpełniejszym wymiarze, niesprowadzalną do żadnego innego doświadczenia.

Ale nie tylko to: postrzeganie i odczuwanie rzeczywistości, erotyzm, codzienne i nadzwyczajne w sytuacjach wojny lub klęsk żywiołowych doświadczenie są przedstawiane z wnętrza przeżyć kobiet. To świat trudno dostępny mężczyźnie. Tym ważniejsza jest dla mnie ta lektura, gdyż otwiera na kosmos kobiety, dla mężczyzny – Najważniejszej Innej.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Podobnie przyjęcie perspektywy wiejskiej. To nie tylko „ludowa historia”, to wgląd w mentalność i uczuciowość małopolskich chłopek i chłopów. Nie patrzymy na nich z zewnątrz, wchodzimy w ich świat, uczymy się solidarności z nimi. Jest inaczej niż u Reymonta, wieśniacy nie są tu egzotyczni, sięgamy głęboko w ich doświadczenia – przecież dla większości z nas to są prawdziwi przodkowie, nie są nimi dziedzice ze dworu. I chociaż rodzinna pamięć rzadko przechowuje wspomnienia prababek i pradziadków, to tym bardziej potrzebne jest sięgnięcie w zakamarki wspólnotowej podświadomości. Akurat moja rodzinna pamięć co najmniej od czterech pokoleń jest miejska, ale gdzieś daleko, właśnie u schyłku XIX wieku ma swoje korzenie na małopolskiej wsi. W Akuszerkach dokonuje się zatem u mnie odkrywanie nieznanego, a zarazem odpominanie czegoś własnego.

Rzadko jako czytelnik doświadczam tak radykalnego poszerzenia przestrzeni doznawanego świata. Dlatego mogę z całą szczerością powiedzieć, że autorce wyrażam wdzięczność.


Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2023.

Podziel się

Wiadomość