Zima 2024, nr 4

Zamów

Czuły stetoskop. „Wariacje Geldbergowskie” Ewy Lipskiej

Ewa Lipska w krakowskiej Piwnicy pod Baranami 29 listopada 2021 r. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Nowy tom Ewy Lipskiej jest poezją, choć niezapisaną wierszem. To wizje rodzące się na pograniczu snu i jawy, w istocie podszyte lękiem przed zbliżającą się apokalipsą.

Kiedy w roku 2020 Ewa Lipska udzielała mi wywiadu, w kwartalniku „Więź” mieliśmy nadzieję opublikować przy okazji jakiś jej nowy wiersz. Ku mojemu zaskoczeniu przyznała się wówczas, że nie pisze już wierszy, że – jeśli można tak to nazwać – wybrała poetyckie milczenie. Faktycznie: „Miłość w trybie awaryjnym” z 2019 roku to jej ostatni poetycki tomik. Nie znaczy to jednak, że Lipska wybrała milczenie twórcze. Właśnie ukazały się „Wariacje Geldbergowskie” – nowy tom prozy poetyckiej, a więc jednak poezji, choć niezapisanej wierszem.

Lipska od dawna wykazywała skłonność do prozatorskiego traktowania poezji. Uciekając od zwrotek, rymów czy rytmów, pisała wiersze, które dałyby się zapisać także linearnie, zdaniem ciągłym, zaczynającym się wielką literą i kończącym kropką. Zresztą, to nie jest pierwsza proza poetycka poetki. Przypomnijmy sobie jej listy do „drogiej pani Schubert” czy też zamyślenia pana Schmetterlinga. Teraz przyszła kolej na pana Geldberga. Skojarzenie z Goldbergiem i Bachem są oczywiście na miejscu. To wciąż wariacje na ten sam temat, choć już nie muzyczne, a bardziej filozoficzne.

Wariacje Geldbergowskie
Ewa Lipska, „Wariacje Geldbergowskie”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023

Kim jest Geldberg, którego opisanie świata proponuje nam Lipska? Czy to jej alter ego, porte parole poetki, która chce przez to nieco zdystansować się do wewnętrznej Kasandry? Tak, jestem przekonany, że w swej istocie Geldbergowskie konstatacje są podszyte lękiem przed zbliżającą się apokalipsą. Skoro „czasy wierszotrwałe już minęły”, to co może nas jeszcze czekać? „spadające giełdy galaktyk, które zapowiadają już nowy świat” – odpowiada Lipska. Już pierwsza wariacja wprowadza nam niepokojącą perspektywę, na którą składają się „epilepsje losu”.

Ten los raczej nie sprzyja panu Geldbergowi. Zacznijmy od geografii. Chciałby żyć w kraju, który nie należałby „ani do wchodu, ani do zachodu, ani do północy, ani do południa”. Ten bowiem, w którym żyje, wyraźnie przestaje go satysfakcjonować, a „miłość do ojczyzny może skończyć się ciężką chorobą”. Nie pierwszy raz – przypomnijmy choćby wiersz „Kraj podobny do innych” – Lipska nader krytycznie podchodzi do patriotycznych deformacji: „Bywa tak, kiedy ojczyzna jest na utrzymaniu nienawiści, korporacji z kapitałem anarchii i zbrodni, zrzeszającej intrygi, spiski i rewolty”. Kraj pana Geldberga jest już po taksydermii: „Na biurku stoi wypchany kraj. […] Teraz jest wypchaną datą”.

Pozbawiony punktów odniesień, Geldberg żyje wciąż w zawieszeniu, pomiędzy Stamtąd i Teraz, Rozumem i Intuicją, Pustką a Pół-Światkiem, Cudem a Cymesem, pustynią Kalahari a Wyspą Samotnych Nut, na którą mógłby uciec, ponieważ „przestał być publiczny. Jest prywatny”. Ta prywatność okazuje się jednak ukrytym synonimem samotności, a może nawet jakiejś skrajnej jedyności, skoro „Geldberg czasem do siebie telefonuje. Zamienia ze sobą kilka słów”. Świat, w którym przyszło mu żyć, nie jest już jego światem. „Chciałby, żeby znowu padał śnieg, pływały białe łabędzie i żeby dzień trwał dwanaście godzin”.

Tego świata już jednak nie ma. Zamiast niego „w salonach tatuażu ciała zębatych kół, umięśnione różańce. swastyka, tygrys, Jezus, krzyż”. Oto jego składowe: „potop wody mineralnej”, „ławice martwych słów”, „polityczne wady wymowy”, „przewlekły kaszel demokracji”. Geldberg żyje na skraju czasu. Owszem, „postanawia żyć dłużej niż życie”, a nawet „jeśli ktoś wynajmie mu życie, wróci”. Ale wie, że schodzi w dół i nie zobaczy już tego, co stracił z oczu. Ostatecznie „są pewne godziny, które nie są”.

Wesprzyj Więź

Na okładce „Wariacji Geldbergowskich” wykorzystano obraz „Jour de lenteur”, „Dzień powolności” Yves’a Tanguy’a, francuskiego malarza surrealistycznego, z roku 1937. Oniryczność malarskiej wizji artysty może być kluczem do zrozumienia prozy Lipskiej. To są marzenia senne, wyobrażenia, wizje rodzące się na pograniczu snu i jawy, zapatrzenia, jakieś wsobne zachwyty na jawie. „Geldberg jest bezsenny. Kiedy zamyka oczy, zostaje wplątany w horror” – pisze poetka. Czy nasze życie toczy się pomiędzy bezsennością a sennym koszmarem? Taka bowiem zdaje się być przenikliwa i bolesna diagnoza autorki „Wariacji”.

W swoim najnowszym tomiku Lipska zbliża się do doskonałości w cyzelowaniu lapidarności stwierdzeń, celności słów, radykalności metafor, co czyni jej prozę niezwykle skondensowaną, a przez to domagającą się wielokrotnej lektury. „Jeśli słowa mają serce, Geldberg posłucha, jak bije ich sens” – czytamy w ostatniej wariacji. Ewa Lipska daje nam do ręki niezwykle czuły stetoskop.

Przeczytaj też: Jarosław Iwaszkiewicz. Zawsze na progu

Podziel się

1
1
Wiadomość