Dla katolików Kościół jest wieczny: zawsze będzie grupa wiernych, chociażby bardzo niewielka, która stworzy Kościół. Jednak cywilizacja chrześcijańska to zupełnie inna rzecz.
Fragment książki „Koniec świata chrześcijańskiego. Inwersja normatywna i nowa era”, tłum. Piotr Napiwodzki, Wydawnictwo WAM, Kraków 2023
Nie zdaliśmy sobie jeszcze do końca sprawy z ogromnej przemiany, która dokonuje się w naszej epoce: oto następuje koniec cywilizacji liczącej szesnaście wieków. Po wielu wahaniach używam tu słowa mrożącego krew w żyłach: „agonia”. Bowiem śmierć epoki chrześcijańskiej nie jest z pewnością śmiercią nagłą. Zresztą, z pewnymi wyjątkami, cywilizacje nie umierają nagle: zanikają stopniowo, w licznych konwulsjach.
Cywilizacja chrześcijańska od dwóch stuleci walczy o to, aby nie umrzeć, i na tym polega ta poruszająca i heroiczna agonia. Ma na tyle starożytne korzenie, aby początkowo myśleć, że przysługuje jej rodzaj nieśmiertelności – czyż nie jest naznaczona pieczęcią transcendencji? Później natomiast uważała się, jak niektórzy starcy, za zbyt starą, aby umrzeć. Dla katolików Kościół jest wieczny: zawsze będzie grupa wiernych, chociażby bardzo niewielka, która będzie tworzyła Kościół. Jednak cywilizacja chrześcijańska to zupełnie inna rzecz.
Chodzi o cywilizację inspirowaną, porządkowaną i kierowaną przez Kościół. Biorąc pod uwagę ten aspekt, można powiedzieć, że epoka chrześcijańska trwała szesnaście wieków, od bitwy nad rzeką Frigidus w 394 roku do drugiej połowy XX wieku, do sukcesu wyznawców przerywania ciąży. Tak zwane reformy społeczne są czymś istotnym dla zrozumienia początku i końca, bo chodzi tu o cywilizację, innymi słowy: o pewien sposób życia, o wizję granicy pomiędzy dobrem i złem.
Rewolucja francuska ugrzęzła w walce między państwem a Kościołem z wszystkimi tego konsekwencjami: polityka całkowicie pozbawiona wymiaru duchowego nieuchronnie popada w ponurą przemoc. A Kościół sprowadzony do roli wroga publicznego i w ciągłym buncie przeciwko prawu i obyczajom, powoli podupada
Niesamowita energia, z jaką kultura chrześcijańska walczy o przeżycie od dwóch stuleci, wyraźnie ukazuje, w jak wielkim stopniu ukształtowała świat, świat spójny we wszystkich aspektach życia – nazywany właśnie cywilizacją chrześcijańską. Nie zgadzam się z Emmanuelem Mounierem, gdy mówi on, że nie było nigdy chrześcijańskiej cywilizacji: „cywilizacja chrześcijańska to iluzja. […] chrześcijaństwo jest alternatywą w głębi ducha, a nie instytucją”[1]. Mounier przedstawia tu swoje myślenie życzeniowe, a nie rzeczywistość. Chrześcijaństwo bowiem zbudowało cywilizację, która według swoich zasad i nauk, lepiej lub gorzej, przetrwała szesnaście wieków.
Kontrrewolucyjne dziedzictwo
Epoka oświecenia, być może rozpoczęta już bardzo wcześnie (wraz z Montaigne’em, a może z Vico?), a która osiągnęła punkt kulminacyjny podczas wielkiej rewolucji, kwestionuje chrześcijaństwo, atakując właśnie cywilizację chrześcijańską, to znaczy jej sposób bycia, moralność, przekonania.
Rewolucja francuska nie mogła dokonać się inaczej jak tylko w kontrze do cywilizacji chrześcijańskiej, która była od swojego początku aż do czasów obecnych, o czym zbyt często zapominamy, głównym wrogiem modernizmu[2].
Historycy przekonująco wykazali, dlaczego rewolucja francuska z roku 1789, która jest czwartą tego rodzaju rewolucją na Zachodzie, była wydarzeniem szczególnym w porównaniu z poprzednimi rewolucjami. Rewolucje niderlandzka, angielska i amerykańska dla dokonania przewrotu starego porządku społecznego oparły się na fundamencie religijnym jak Archimedes na dźwigni.
W tych trzech krajach panowała reformacja, która w niewielkim stopniu opierała się nowym ideom. Tymczasem rewolucja francuska oparła się na nicości, gdyż panująca religia katolicka odrzucała wszystkie jej zasady, począwszy od wolności i równości. W konsekwencji trzy pierwsze rewolucje nie popadły w mściwe i śmieszne utopie, stworzyły stabilne ustroje i społeczeństwa, gdzie polityka i religia mogą się wzajemnie wspierać.
Tymczasem rewolucja francuska ugrzęzła w nieustannej walce pomiędzy państwem a Kościołem z wszystkimi tego konsekwencjami: polityka całkowicie pozbawiona wymiaru duchowego nieuchronnie popada w ponurą przemoc. Jeśli zaś chodzi o Kościół, to sprowadzony do roli wroga publicznego i w ciągłym buncie przeciwko prawu i obyczajom, powoli podupada.
Pierwsze nowożytne rewolucje ufundowane na pojęciu wolności były dziełem protestantów. Dlatego dzisiejsze demokracje anglosaskie nie odrzuciły odniesień do religii w samym sercu polityki: nie gardzi się własną kołyską.
Tymczasem, jak pisał Pascal Ory: „Rewolucja francuska nie mogła, w przeciwieństwie do trzech innych, oprzeć się na religii, która, w tym przypadku, była religią katolicką, apostolską i rzymską. Wartości, które propagowała rewolucja, sprzeciwiały się bezpośrednio rzymskiemu magisterium, sprawiając, że przez ponad sto lat Kościół katolicki był główną antyliberalną centralą świata zachodniego”[3].
Faktycznie, od początku XIX wieku Kościół katolicki staje się przedmurzem w walce przeciwko nowoczesności. Ponieważ współczesne pojęcie wolności idzie do przodu jak przeznaczenie i nie może się zatrzymać, ponieważ jej przeciwnicy sami się ośmieszają, Kościół w ciągu półtora wieku powoli traci swoją moc, swoją aurę i swój wpływ: „Stulecia nowoczesności są krucjatą przeciwko cywilizacji chrześcijańskiej”, mówił José Ortega y Gasset[4]. To upadek chrześcijaństwa jako cywilizacji chrześcijańskiej.
Chrześcijaństwo jako cywilizacja jest owocem katolicyzmu, religii holistycznej, broniącej społeczeństwa organicznego, odrzucającej indywidualizm i indywidualną wolność. Jej zderzenie z nowoczesnością było czymś naturalnym, a gdy nowoczesność osiągnęła punkt kulminacyjny, przeznaczeniem religii stało się zaniknięcie.
Podczas II Soboru Watykańskiego, w latach sześćdziesiątych XX wieku, Kościół w końcu uznał wolność religijną; „rewolucja kopernikańska” (J. Isensee), którą przygotowała encyklika Jana XXIII „Pacem in terris” z 1963 roku, dokonała się w burzliwych wewnętrznych dyskusjach[5]. Nic dziwnego: chodziło przecież o ogłoszenie czegoś dokładnie przeciwnego do „Syllabusa”[6] zadekretowanego wiek wcześniej przez Piusa IX…
Co oznacza ten przewrót i jaki jest jego cel? Zrozumiałe, że Kościół w obliczu naporu nowoczesności nie chce pozostać oblężoną twierdzą. Niemniej jest on bardziej strażnikiem prawdy niż reputacji. Trudno zrozumieć tę widoczną zmianę kursu, która potwierdza koniec katolickiego holizmu i nieśmiałe włączenie się w nowoczesne indywidualistyczne społeczeństwo – gdyż oznacza, że „człowiek musi być postrzegany nie jako «przedmiot» życia społecznego albo jako jeden z jego biernych elementów, ale jako «podmiot», jego fundament i jego cel”[7].
Jednak jeśli nawet czyniąc to, Kościół chciał pojednać się z epoką, to było już za późno. Późna nowoczesność, która zaczyna się po II wojnie światowej, definitywnie uznaje Kościół za instytucję przestarzałą, gdyż opiera się on na prawdzie i korzysta z autorytetu dla swojego trwania. Podczas drugiej połowy XX wieku i na początku wieku XXI różnice się nagromadziły. Panujący liberalizm/libertarianizm reprezentuje dokładne przeciwieństwo myślenia eklezjalnego.
Dzisiaj zdecydowana większość duchownych i wiernych w Kościele jest przywiązana do współczesnych zasad wolności sumienia i religii – poza kilkoma nielicznymi grupami, które zresztą nie odważyłyby się otwarcie bronić tez „Syllabusa”. Co więcej: większość duchownych i wiernych Kościoła na wspomnienie radykalizmu „Syllabusa” odczuwa żal i wyrzuty sumienia.
Od początku XIX wieku trwa chrześcijańska obrona. Antoine Compagnon wykazał, jak podczas dwóch ostatnich stuleci doszło do nadzwyczajnej obfitości literatury antymodernistycznej[8]. W centrum tej literatury, zwłaszcza po rewolucji, coraz precyzyjniej zarysowuje się obsesja końca cywilizacji chrześcijańskiej.
Moim celem nie jest historia dochodzenia do świadomości tego faktu wraz z wszystkimi dramatycznymi konwulsjami. Chcę jedynie pokazać, krótko i tytułem wstępu, jak myślenie chrześcijańskie stopniowo rezygnowało z cywilizacji chrześcijańskiej. Nie możemy nazwać tego zdradą, nawet jeśli chodzi o szereg ustępstw, z których każde, chcąc być ostatnim, zostawia już otwarte drzwi dla następnych. Zdrada zakłada bowiem alternatywę, ale w tym przypadku widzimy, że żaden inny wybór nie jest możliwy – skrajne rozwiązania mające ocalić chrześcijaństwo, które jako pokusy pojawiły się w XX wieku, okazały się jeszcze gorsze niż zwalczane zło.
Nie można tego nazwać rezygnacją zakładającą obojętność czy zmęczenie – wystarczy spojrzeć na radykalną wojowniczość i żarliwą wiarę ożywiającą całe pokolenia pisarzy chrześcijańskich od Juana Donoso Cortésa do Williama Cavanaugha, przez Jacques’a Maritaina i wielu innych. Tę historię dwóch stuleci naznacza raczej stopniowe przyzwyczajanie się do sytuacji uznawanej początkowo za niedopuszczalną, następowanie po sobie coraz dalej idących kompromisów i w końcu osiągnięcie stanu, w którym nie pozostaje już nic.
To historia klęski, w której wszystko było gwałtownie kontestowane, ale gdzie nic nie zostało ocalone, nawet rzeczy najistotniejsze. To historia agonii w konkrecie, albo, jak kto woli, walki na śmierć i życie, przegranej z góry.
Przeczytaj też: Katolicka glokalizacja. Rozmowa z José Casanovą
[1] E. Mounier, „Feu la Chrétienté”, DDB, Paris 2013, s. 51. (Jeśli nie oznaczono inaczej, cytaty zostały przetłumaczone przez Piotra Napiwodzkiego – przyp. red.).
[2] Oczywiście z wyjątkiem protestantów. Pojęcie cywilizacji chrześcijańskiej odnosi się tutaj zasadniczo do katolików i prawosławnych.
[3] P. Ory, „Qu’est-ce qu’une nation?”, Gallimard, Paris 2020, s. 161.
[4] J. Ortega y Gasset, „Le theme de notre temps”, Les Belles Lettres, Paris 2019, s. 84.
[5] J.-M. Mayeur (wyd.), „Histoire du christianisme”, Desclée, Paris 2000, t. XIII, s. 69 i 109.
[6] „Syllabus Errorum” – dokument (formalnie załącznik do encykliki) opublikowany przez papieża Piusa IX w 1864 roku. Stanowił spis idei potępianych wówczas przez Kościół katolicki (przyp. red.).
[7] Tamże, s. 110.
[8] A. Compagnon, „Les antimodernes”, Gallimard, Paris 2005.
Książka Delsol robi – w pierwszym momencie – wrażenie jak uderzenie obuchem w mózg. Biorąc jednak na warsztat jej wcześniejsze „Kamienie węgielne” i „Czas wyrzeczenia”, to stanowi ona dla nich wypełniająca „kropke nad i”.
Oj dałby autorce popalić fornal polskiej nauki luminarz Czarnek, gdyby tylko od niego zależała finansowo kariera prof. Delsol.
Pewnie przestała być potrzebna. Przynajmniej na razie.
Tylko co ją zastąpi?
Plamizm, którego zaczątki można już dostrzec w Polsce … Dąb w Parczewie, komin w Goleniowie … To będzie taki synkretyzm religijny … Trochę Chrześćjaństwa, trochę Voodoo i AI, która nam pomoże komunikować z tymi nowymi bóstwami.
Chciał kard. Wyszyński katolicyzmu ludowego to go mamy….
A chadecja żyje tylko w swojej małej norce.
Chantal Delsol również i na to pytanie ma odpowiedź. Otóż pogaństwo, ale nie takie spod znaku rodzimowierstwa, ale raczej panteizm, kult Ziemi, jeszcze nie uświadomiony ale już widoczny pod postacią ekologii. Po szczegóły odsyłam do „Końca chrześcijańskiego świata”, wykładu Chantal Delsol dostępnego na stronach Teologii Politycznej.
Pytanie, czy cokolwiek musi zastąpić. Musiałoby, gdyby potrzeba religijności była w ludziach naturalna i wewnętrzna. Patrząc na kolejne pokolenia Czechów wychodzi jednak, że nie trzeba niczego w zamian, gdy nie ma religii.
Trzeba, trzeba … Wyraźnego poczucia humoru i … samoironii.
Ilu znasz Czechów osobiście? Duchowość nie równa się religii.
natomiast wyraźnie autor zaznacza, że mowa o kulturze. Czeska kultura ma bardzo silny chrześcijański korzeń.
Byłabym skłonna twierdzić, że „odchodzenie” kultury chrześcijańskiej wynika przede wszystkim z globalizacji (wyświechtane słowo) i co za tym idzie nabierania elementów innych kultur na tyle mocno, że główny trzon się rozbija. Jednak podróż do krajów o innej dominującej kulturze szybko nas weryfikuje i okazuje się jak bardzo „chrześcijańsko”-europejscy nadal jesteśmy. Nie katoliccy czy protestanccy, a kulturowo ukształtowani. Dodatkowo, nasza kultura mocno opiera się o element antyczny i tu widać kierunek ewolucji. „Świat antyczny” upadł, a jednak elementy tejże kultury trwają i nic nie wskazuje na to by miały przepaść. Pewne elementy kultury chrześcijańskiej najpewniej przetrwają więc tysiąclecia.
Taki bardzo chrześcijański korzeń, że jak w 1918 roku Czesi odzyskiwali niepodległość, to sobie zorganizowali obalanie posągu Matki Boskiej w Pradze. A podpisanie deklaracji na ulicach świętowano atakami na świątynie.
Czeska kultura ma korzenie nie tyle chrześcijańskie, co husyckie. Zauważ, że Czesi mają czeskie określenie na wszystko, bez zapożyczeń językowych (nawet na komputer). Dzieje się tak, bo Hus chciał mieć język czeski wolny od wpływów łacińskich z Rzymu, więc wprowadzał słowa nawet na siłę.
Dla przeciętnego Czecha katolicyzm jest kojarzony z oprawcami, tak jak my postrzegamy zaborców.
Husytyzm to przykład ruchu, który został zepchnięty najpierw w schizmę, a potem w herezję. Stało się to w ogromnym stopniu dzięki zabezpieczaniu monopolu (na nauczanie oraz pobór podatków) i dzięki sporej niekompetencji władz kościelnych.
Jednak husytyzm należy także w pełni do palety chrześcijańskiego dziedzictwa. Przeciwstawianie tych dwóch dziedzictw to błąd.
Przeciwstawiam pojęcia wyłącznie na płaszczyźnie kulturowej. Kultura husycka stała w opozycji do kultury chrześcijańskiej.
Podobno wśród Czechów popularne są różne namiastki typu horoskopy, wróżki…
Owszem, ale nie dlatego, że wchodzą w miejsce religii, ale dlatego, że nie uznają autorytetu religijnego, który by tego zakazywał.
??? A Pan to wie… SKĄD?
Cywilizacja chrześcijańska a co to takiego? 16 stuleci w których państwa chrześcijańskie nieustannie toczą ze sobą wojny niezależnie od denominacji ?Przecież to co istniało -istnieje w Europie ,Ameryce to zaprzeczenie nauki Chrystusa .Jak można się podszywać pod chrześcijańska cywilizacje i wspólnotę jeżeli nie ma wspólnoty materialnej ?.Historia chrześcijańskich państw to historia wyzysku materialnego calych grup spolecznych
,narodow ,podboju kolonizacji ,wzajemnych wojen ,i ten cały materialny świat zdobyty przez pseudochrzescijanskie monarchie upada wraz ze zgniłymi monarchiami a jakże nazywających się chrześcijańskimi rosyjska angielska brytyjska z czasem wojen swiatowych.Czas na ponowne Narodziny z ducha i w prawdzie czas odrzucić pokusy władania całym światem, życia kosztem innych, . Ludzie współcześni wybierają szczescie tu na ziemi bo będąc pracowitym uczciwym mozna wieść dostatnie przyjemne długie życie nie potrzeba z rozpaczy i beznadziei chwytać się obietnicy życia po śmierci jako jedynego możliwego szczescia.Nauka i wiedzą wydłużono życie dwukrotnie zlikwidowano choroby od 1945 roku mija prawie 80 lat bez wojny z przymusową sluzba wojskowa. Najlepsze lata ludzkości są tu i teraz ,więc już można przestać żyć nadzieja i obietnica szczęścia po śmierci, skoro wygoda i dostatek są tu obecne.Ale ja Jestem Droga Prawda i Życiem Wiecznym kto prawdziwie uwierzy i ponownie narodzi się z Ducha odrzucając pokusy tego świata będzie prawdziwym moim uczniem
W zasadzie tak. Ale… Znowu, jak mówi Chantal Delsol w swoim wykładzie: „W świecie naszych ojców kolonizacja była działaniem szlachetnym i godnym uznania, podobnie jak tortury i kolejne wojny; dziś kolonizacja i tortury to działania szatańskie, wojna w dużej mierze również. Homoseksualizm był zakazany i otoczony pogardą, a dzisiaj jest nie tylko usprawiedliwiony, ale wręcz chwalebny. Aborcja, niegdyś uznawana za przestępstwo, jest dziś uprawomocniona i zalecana. Pedofilia, postrzegana niegdyś jako środek zaradczy, utrzymywany, by chronić rodziny i instytucje, jest dziś karalna. Rozwód, początkowo niemożliwy, następnie zaś trudny do uzyskania, nie napotyka dziś żadnych przeszkód. Samobójstwo, niegdyś źle widziane (samobójcom nie przysługiwał religijny pochówek), dziś uważa się za potencjalnie korzystne, zaś w niektórych krajach prawo może ułatwiać popełnienie go.” Przewartościowanie jest totalne, a jednocześnie bardzo subtelne. Dzisiaj piszesz o podbojach, monarchiach, kolonizacji i nie mieści Ci się w głowie, że można to utożsamiać z chrześcijaństwem. Dwieście lat temu ludziom nie mieściło się w głowie, jak mogły być z chrześcijaństwem sprzeczne. To jest ten proces o którym pisze Delsol.
Wygląda na to, że nazwa „chrześcijaństwo” dla owej umierającej cywilizacji jest równie przypadkowa jak nazwa „Ameryka” dla pewnego kontynentu…
Zapierające dech, brutalne słowa prawdy.
Swoją drogą – świetne pióro.
Co za bełkot. Maturzysta z historii może roztrzaskać te głupoty. Nie było żadnych lepszych czasów. A zaszyte podskórnie w artykule twierdzenie, że cywilizacja chrześcijańska była szczególnie bardziej moralna niż inne… We frankistowskiej Hiszpanii może? A może wtedy było moralnie, gdy Ludwik XIV odwołując edykt nantejski dokonał wygnania dziesiątek tysięcy ludzi, albo może podczas dragonad, kiedy armia francuska za tego samego króla dokonywała nawróceń kacerzy metodami kata we Francji? Ja tak mogę cały dzień wymieniać i nie skończę xDD Poza tym pojęcie indywidualizmu jest jednym z największych osiągnięć ludzkości, które sprawiło, że choć w niektórych miejscach na świecie ludzi nie traktuje się jak bydła. Albo jak w Rosji. Pomijając, że gdyby nie ta szatańska Rewolucja Francuska i każda inna następna z tą 1968 roku włącznie, to autorka nie byłaby ani profesorką, ani nawet nie traktowano by jej jak człowieka, bo wiemy jaka jest rola kobiety w „cywilizacji chrześcijańskiej” 😉 Łatwo jest tęsknić do cywilizacji chrześcijańskiej podziwiając ją z perspektywy wieków i biurka, nie wchodząc w przykre detale 😉 Nie było szczęśliwszych czasów w historii ludzkości niż obecne, pomimo wszystkich bieżących nieszczęść, a są one szczęśliwe m. in. dzięki Rewolucji Francuskiej, w której podniesiono koncepcję praw człowieka i obywatela. A twierdzenie o jakże religijnym pochodzeniu USA to dowód, że szanowna PROFESOR nie wie co to była 1. poprawka do Konstytucji USA i jaka była wizja Ojców Założycieli. Trochę beka. Co też fanatyzm z ludźmi robi… A może i też pani profesor poprzewracało się nie powiem w czym od dobrobytu 😉
Swoją drogą to strasznie miękiszonowata ta cywilizacja chrześcijańska, skoro wystarczyło zalegalizować aborcję i to był jej kamień grobowy 😉 Tym dziwniejsze, że historycznie ona nie troszczyła się jakiekolwiek życie, czego dowodzi już podręcznik nie do liceum, ale do szkoły podstawowej xDDD Ale jest coś jeszcze. Świat będzie musiał dokonać wyboru. Obecnie traktujemy prawdy nauki i prawdy wiary z takim szacunkiem. Ale to nie będzie mogło trwać wiecznie, nie wobec rosnących przed ludzkością wyzwań. I pani Delsol o tym wie, pewnie dlatego pisze takie… rzeczy 😉
Temat aborcji w kontekście zagadnienia jest o tyle dziwny, że ów zakaz w Kościele istnieje dopiero od XIX wieku, od czasów Piusa IX, a więc okresu początków wspomnianej „agonii Kościoła”. Do tego czasu obowiązywała konstytucja Grzegorza XIV, znosząca wprowadzony ledwo trzy lata wcześniej całkowity zakaz aborcji za Sykstusa V. Twierdzenie, że Kościół „od zawsze” sprzeciwiał się aborcji jest błędem, wywodzącym się z niezrozumienia. Aborcja zakazana była wyłącznie z uwagi na to, że była ukryciem zdrady małżeńskiej. Sam czyn aborcji był moralnie obojętny, bo przez wieki uznawano doktrynę opóźnionej animacji płodu, w konsekwencji nie można było „zabić” czegoś, co nie ma duszy. A jeszcze w XVII wieku Kościół potępił stanowisko o „byciu człowiekiem od chwili poczęcia”.
Koledzy-agitatorzy najwyraźniej nie uzgodnili stanowiska w kwestii aborcji. To rażące zaniedbanie nie może pozostać bez konsekwencji. Nie ma większego grzechu od braku koordynacji.
Ale tu nie chodzi o jakieś stanowiska. To są zwykłe fakty historyczne, nie podlegające stanowiskom.
Nie fakty , tylko kłamstwa.
Kłamstwa? Sugerujesz, że Grzegorz XIV nie wydał w 1591 konstytucji apostolskiej dopuszczającej aborcję? Która to konstytucja została uchylona dopiero przez Piusa IX w 1869 nowym dokumentem?
Cała relacja, tak zwanych humanistów, na temat stosunku Kościoła do aborcji jest skłamana.
Laokon, ale ja tu nie mówię o żadnych humanistach, tylko o dokumentach Kościoła. A dokumenty jasno zezwalały na aborcję, bo Grzegorz XIV chciał cofnąć całkowity zakaz aborcji wprowadzony kilka lat wcześniej przez Sykstusa V, ponieważ ten właśnie zakaz doprowadził do śmierci Sykstusa. Bo rzymskie kobiety zamiast dokonywać aborcji zaczęły zabijać noworodki i wrzucać je do Tybru, co wywołało epidemię, której ofiarą padł papież. Humanizm nie ma tu nic do rzeczy.
To, co papież zawrze w jakimś swoim dokumencie obowiązuje tylko do końca jego pontyfikatu , a w wypadku konstytucji papieża Grzegorza XIV -do końca jego rządów w charakterze głowy Państwa Papieskiego.
Po drugie , jeśli wierzyć niesprawdzonym informacjom , zawartym w pisemkach proaborcyjnych, Grzegorz tym swoim aktem prawnym przywracał stan poprzedzający zarządzenie Sykstusa, Ten stan polegał na tym, że za „późną aborcję” groziła śmierć (tak, jak za zwykłe zabójstwo), a za „wczesną aborcję” groziła grzywna. I ten ostatni fakt „humaniści proaborcyjni” pomijają.
@laokon
„To, co papież zawrze w jakimś swoim dokumencie obowiązuje tylko do końca jego pontyfikatu .”
Poważnie? Toż to sensacja! Zatem cała nauka JPII poszła do kosza po jego śmierci?
Drogi laokonie, jak czytamy: Konstytucja apostolska to najwyższej rangi dekret wydawany przez papieży, określający kwestie organizacyjne lub dogmatyczne, które stają się częścią nauczania apostolskiego Kościoła.
Trudno nazwać to jakimś „swoim dokumentem” – to po prostu dokument KK.
Laokon, wiele razy próbowałeś tu udawać, że znasz się na prawie kościelnym, ale tu już klasycznie strzelasz sobie w stopę. Nauczanie zawarte w konstytucjach apostolskich stanowią oficjalne magisterium Kościoła. Nie istnieje też coś takiego, jak nauczanie obowiązujące do śmierci danego papieża. Gdyby tak było, to zakaz aborcji przestałby obowiązywać w 1878 roku, wraz ze śmiercią Piusa IX.
Zresztą sam zobacz jak przeczysz sobie samemu: Gdyby dokument obowiązywał tylko do śmierci papieża, to Grzegorz XIV po śmierci Sykstusa V nie musiałby nic ogłaszać, skoro bulla traci moc. Ale nie traci, bo nie ma takiej zasady, że nauczanie papieskie trwa tyle, co papież.
Grzegorz XIV nie tyle cofał bullę Sykstusa V, co oficjalnie ogłosił, że aborcja we wczesnym stadium ciąży nie stanowi morderstwa i nie może w żaden sposób być tak traktowana.
Zaś wspomniane grzywny były traktowane wyłącznie jako zadośćuczynienie własnościowe. W końcu za zabicie komuś krowy też groziła grzywna.
@laokon
„To, co papież zawrze w jakimś swoim dokumencie obowiązuje tylko do końca jego pontyfikatu(…)”
Normalnie kabaret.
Poproszę o więcej bo lubię dobry humor.
A wystarczyło poprzestać na pańskim bardzo „szczegółowym” argumencie, że coś jest kłamstwem i nic więcej nie pisać.
Jesteśmy ginącymi ludźmi w umierającym świecie. Nadzieja tylko w Chrystusie
Za czasów Chrystusa żyło na Ziemi jakieś 200 milionów ludzi,
teraz 8 miliardów. Nie wygląda to na ginięcie…
” Kościół w obliczu naporu nowoczesności nie chce pozostać oblężoną twierdzą. Niemniej jest on bardziej strażnikiem prawdy niż reputacji” Problem polega na tym, że nie jest żadnym strażnikiem, ani prawdy ani reputacji. Jeśli przez nowoczesność rozumiemy powszechny dostęp do edukacji, łatwiej zrozumiany zachodzące procesy. Jednym z istotnych elementów układanki jest przełożenie świętych pism na narodowe języki i ogólny dostęp do nich. W tradycji zesłania Ducha Świętego jest mowa, że apostołowie zaczęli przemawiać w rodzimych językach słuchaczy. Zaczęli oni rozumieć płynący do nich przekaz. To samo stało się za sprawą tłumaczeń religijnych ksiąg i rozumieniu, interpretacji ich na własną rękę. W miarę łatwiejszego dostępu do „źródeł” i powszechności za sprawą Internetu dzisiaj mit „strażników” a i reputacja nie pozostawia złudzeń. Powiedzmy przechodzimy do następnego etapu, czy lepszego, czas pokaże.
Bylo juz wiele prob zniszczenia cywilizacji chrzescijanskiej i Kosciola,bylfaszyzm,nazizm,byla komuna,wszystko przeminelo,odeszlo w zbrodnicza niepamiec,dla mnie najwazniejsze sa slowa Jezusa Chrystusa,Niebo i Ziemia przemina,ale Moje Slowa nie przemina.To umacnia moja wiare,a wiara moze gory przenosic.
Wszystkie wspomniane totalitaryzmy pojawiły się już po upadku Kościoła. Warto też wspomnieć, że także Kościoła nie ominęła pokusa stania się dyktaturą, co nastąpiło po Soborze Watykańskim I.
Moim zdaniem ta teoria troche przypomina technikę DARVO (Deny Attack Reverse Victim and offender). Kościół w roli wiecznej ofiary. Nagonka, witch hunt itp. Faktem jest, że KK skrzywdził i nadal krzywdzi wielu ludzi, przez co całkowicie stracił wiarygodność jako instytucja propagująca miłość do bliźniego. Dzisiejszy wizerunek KK to rezultat wszystkich jego etycznych przekroczeń, które w erze społeczeństwa informacji niesposób ukryć/zatuszować. „Dymisja” Ratzingera, aktualny zamęt wokół JP2, kontrowersyjne fakty o Matce Teresie, ujawniona prawda o obojętności Piusa XII wobec zagłady Żydów itd. są najlepszymi przykładami na to, jak trudno dziś kreować i utrzymywać wizerunek świętobliwości. Krótko mówiąc: Kościół sam sobie podłożył nogę.
Taa ..Kościół nie odpowiada tylko za trzęsienia Ziemi, wybuchy wulkanów … I koklusz.
Książkę z pewnością przeczytam, ale już po tym wstępie widzę, że autorka wychodzi z pozycji apologii, a nie rzetelnej analizy.
Z tekstu wyłania się obraz złej rewolucji, która jakby bez powodu zaatakowała oparty na prawdzie i tramscendencji Kościół. Tymczasem rewolucje nie biorą się z nikąd. Podobnie, jak idee wolności religijnej nie przyszły wraz z oświeceniem. Wolność religijną głosili chociażby katarzy. Tyle, że katarów, podobnie jak każdego, kto mówił o wolności jednostki zabijano, lub wrzucano do więzienia.
Nie zgodzę się także z twierdzeniem, że Rewolucja Francuska atakowała chrześcijaństwo. Rewolucja nie była wycelowana w chrześcijaństwo, tylko w niesprawiedliwy ustrój polityczny, który chrześcijaństwo uznawało za jedyny właściwy. Dziś jako chrześcijanie oczywiście nie powiemy, że niesprawiedliwy ucisk klasowy stanowi o chrześcijaństwie. Kościół był atakowany przez rewolucjonistów nie z uwagi na Ewangelię, lecz z uwagi na majątki i przywileje duchowieństwa.
Nie zgodzę się też z twierdzeniem, że późna nowoczesność uznaje chrześcijaństwo za zbędne, bo oparte na prawdzie i autorytecie. Uznaje je za zbędne, bo Kościół nie odpowiada na aktualne wyzwania. Największe oczywistości jak poszanowanie godności ludzkiej, zajęło Kościołowi niemal 200 lat, a to tylko dlatego, że zmiana została wymuszona. By zrozumieć błąd antysemityzmu chrześcijańskiego potrzeba było aż Zagłady. W obronie przed nowoczesnością Kościół potrafił sprzeciwiać się szczepieniom, przeszczepom, a w przeszłości nawet chirurgii. Jakby robienie na siłę z katolicyzmu skansenu i muzeum miało być receptą na sukces.
Agonia Kościoła odbyła się wyłącznie na własne życzenie. A byłoby inaczej, gdyby Kościół realizował to, czym miał być, czyli znakiem Boga w świecie. Zamiast tego chciał wbrew światu być strażnikiem muzeum.
@ Wojtek: Piszesz to, co czuje. Ja bym jeszcze dolozyl cegielke z niemieckiego ogrodka: dziesiatki lat potrzebowal KK, zeby pozwolic pracowac w przedszkolach czy szkolach katolickich ludziom rozwiedzionym. Przeciez taka wieloletnia dulszczyzne stalismy sie jakas karykaturalna sekta a nie zaczynem zmieniajacym swiat.
Panie Schneider,co Pan powie o polityce personalnej firmy C&A? Slyszal Pan cos o tym?
1. C&A nie jest kościołem. 2. Głęboko nieetyczne postępowanie C&A nie usprawiedliwa postępowania KK. To, że ktoś postępuje nieetycznie, nie zezwala nam na to, aby być mniej paskudnymi. To taka stara zasada etyki, na wypadek, jakby Pani nigdy o niej nie słyszała … Przykro mi, ale whataboutism nie pomoże nam ani w tej ani w innej kwestii.
Zgadzam sie z Panem Panie Adamie2,tylko jednych stawia sie pod pregiezem,a drugich to nie,gdzie ten obiektywizm.Wiem ze Kosciol wielu ludziom przeszkadza,za komuny tez byla segregacja,mierny ale wierny,upadlo to zbrodnicze dzielo,dzis sie odradza w innej formie,tez powoli trzeba uwazac co sie mowi.Ja juz nie musze,wspolczuje mlodym,wszystko staje sie relatywne,wczoraj lewaczka w TVP,gwalt nazwala wypadkiem.Wszystko mozna przeinaczyc,kazdy § prawa,wszystko zalezy od interpretacji.
Pani Ewo, na górze znajdzie Pani mój komentarz odnoszący się do snucia rozpaczliwych teorii, według których niewinny kościół postawiono pod pręgierzem. Nikomu rozumnemu tego Pani dziś nie sprzeda. Wszyscy wiemy, że największym wrogiem kościoła jest on sam. Za co Pani chce obwiniać zewnętrznych „wrógów” kościoła? Za to, że znaleźli odwagę i ujawnili te wszystkie przekroczenia?
” Nie zgodzę się też z twierdzeniem, że późna nowoczesność uznaje chrześcijaństwo za zbędne, bo oparte na prawdzie i autorytecie. Uznaje je za zbędne, bo Kościół nie odpowiada na aktualne wyzwania.”
Weź pod uwagę to, że aktualne wyzwania są promowane przez agendy rządowe Zachodu. Nie mają źródła w ruchach oddolnych. Logicznie więc nie mogą mieć także potwierdzenia w rzetelnej analizie.
Gdyby rządzącym zależało na rzetelnej nauce – co by jednocześnie znaczyło, ze mają świadomość, że są tylko po to, by stać na straży wolności i własności jednostki – to stworzyliby środowisko do jak najlepszego działania wolnego rynku, a sami ograniczyliby się do minimum. Kapitalizm/leseferyzm/wolny rynek ma oparcie w rzetelnej nauce ekonomicznej posługującej się indywidualizmem metodologicznym. Ekonomia ta zajmuje się wspólnymi dla wszystkich kategoriami ludzkiego działania jak zysk, strata, preferencje, środek, cel, kalkulacja, wymiana. Bada logicznie konieczne zależności jakie zachodzą miedzy działająca jednostką a innymi osobami i przyrodą.
Zatem nie może istnieć coś takiego jak wyzwania aktualne. W realu istnieje konkretny człowiek wybierający miedzy konkretnymi rzeczami zgodnie ze swoją subiektywną skalą wartości. Im ma wiekszą wolność działania i dysponowania swoją własnością, tym prężniej działa mechanizm rynkowy i tworzy się spontaniczny/naturalny ład społeczny. No i taki człowiek, nie wysyła nigdzie i do nikogo swoich wyzwań. Sam jest kreatorem swojego życia i środowiska.
Małgorzata, troszkę bzdura. „Agendy rządowe Zachodu” co najwyżej wprowadzają to, co grupy uciskane same sobie oddolnie wywalczyły. Jak walkę z rasizmem, prawa kobiet, czy omawianą wolność osobistą. To jest najwyżej reakcja na rzeczywistość zastaną, a nie kreowanie czegokolwiek według z góry upatrzonego planu.
Zgadza się, rządzący tylko podchwytują i promują ruchy oddolne. Nie są ich źródłem. Rządy to quasi sytem kościelny.
Lider dzierżący władzę – czy w państwie czy w K-le, widzi ją jako środek do swego celu, a że celem każdego człowieka jest szczęście osobiste – będzie on zwiększał zakres swojej władzy. I w związku z tym będzie zainteresowany rozpowszechnianiem głosów społecznie nośnych.
Podobnie jak w przypadku św Pawła zakładającego de facto instytucje K-ła.
I nie ma w tym nic niezwykłego. Tak działa człowiek. Do celu dobiera środki. Działa racjonalnie nawet jak działa irracjonalnie (Mises). Tak więc i w K-le i w rządach jest obecna intuicja służąca życiu. Ważne by wreszcie człowiek świadomie dobierał adekwatne środki do swych celów, a to może odbywać się tylko w świecie rynkowym, bez osób zarządzających, nakazujących, kontrolerów, podpowiadaczy czy opiekunów.
Szanowna Pani Malgorzato,mielismy w Niemczech taka Kanclerz,bez wizji,kierowala sie tylko tym co mowia na lewo,prawo i w srodku,rzadzila 16 lat,rzadzila mimo ze juz na stojaco nie mogla wysluchac Hymnu wlasnej Ojczyzny,taka byla“wypracowana“,patrzac na owoce jej“pracy“mamy wojne na Ukrainie,mamy nowa partie AfD,tez z mala literka w srodku,co ciekawe ona ciagle rosnie w sile,podobnie jak kiedys PiS.Co tyczy sie ekonomi,to nigdy nie byla nauka scisla,jestoparta,naprzypuszczeniach,prognozach z wielka doza fantazji.Gdyby byla nauka scisla,nie mielibysmy kryzysow.Wlasciciel firmy Trigema Pan Wolfgang Grupp,na prelekcji dla przedsiebiorcow powiedzial tak:skonczylem BVL,-po polsku,ekonomie i gospodarke przedsiebiorstw,pisalem doktorat,firma mojego ojca upadala,miala w 1969roku,10milionow DM dlugo.Przejalem wiec firme,po 5 latach dlugi splacilem,od 1974roku,nie wzialem kredytu,firma ma konto dla klientow i przelewow,zatrudniam 1200 ludzi,nikogo nie zwolnilem,dziecipracownikow maja zapewniona nauke,oczywiscie jak chca,w administracji firmy zatrudniam 38osob/1200 zatrudnionych.Teraz najwazniejsze,do mojej pracy w firmie wystarczy mi to czego nauczylem sie w podstawowce,gdzie 1 + 1 = 2, w ekonomii moze byc 3.Sama Angela Merkel kiedys powiedziala ze 2 +2 = moze byc 5.No i wyszlo jej co wyszlo.Ukraina no i AfD,o tym nie pomyslala.
„Agonia Kościoła odbyła się wyłącznie na własne życzenie.”
Mały kamyk do ogródka – hasło rozpowszechniane przez JP2 i szumnie powtarzane przez kler, że „człowiek jest drogą Kościoła”, było i jest hasłem bez pokrycia. W rzeczywistości nie miało i nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość. Nadal liczy się korporacja i jej prezesi – to oni mają czuć się dobrze, być szanowani, obłaskawiani przez poddanych, mieć folwarki, służbę i dobrze zarabiać. A wspomniany „człowiek” nadal pełni wobec nich wyłącznie funkcję służebną (jako odbiorca ich usług i płatnik! ).
Tak obłudna postawa nie da się na dłuższą metę obronić. Obecnie, w dobie tv i internetu, ludzie mają wiele różnych źródeł skąd czerpią wiedzę – jak już ktoś zauważył – pleban nie jest już monopolistą, jak to było kiedyś (znał się nie tylko na teologii, ale nierzadko miał szerszą wiedzę niż cała wioska razem wzięta). Dlatego nastał zmierzch idei głoszonych przez korporację, a nad prezesami zawisły ciemne chmury, co widać choćby w pustych seminariach (Zachód już się z tym oswoił, ale w Kraju nad Wisłą to nowość). Teraz prezesi gorączkowo przebierają nóżkami, bo brak perspektyw na przyszłość coraz głębiej zagląda im w oczy. Co niektórzy próbują zaklinać rzeczywistość, że nic się nie stało, że jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie wspaniałe… ale za niedługo i oni będą musieli się skonfrontować z prawdą, że tak jak było dotąd już nigdy nie będzie.
Spokojnie . Do agonii to jeszcze bardzo daleko. Fundamenty chrześcijaństwa są solidne i trwałe. Nie cieszcie się tak szybko. Jeszcze nie wieczór.
Laokon, a jakie to są te solidne fundamenty? Przecież Kościół ma największy problem właśnie w dziedzinie fundamentu, czyli samej wiary w transcendencję, czy oczekiwania życia wiecznego przez wiernych. W dziedzinie autorytetu Kościoła sprawa leży totalnie. Katolicy co do zasady już w połowie XX wieku odrzucili prymat doktryny nad własnym osądem. Duża część Kościoła zrobiła to nawet oficjalnie. Fundament, jaki chciał postawić Pius IX, czyli prymat piotrowy de facto upadł, postawy posłusznego słuchania się dyktatu papieskiego są niemal ewenementem.
Tak więc nie wiem o jakich fundamentach mówisz. Chyba, że o ogólnikowych zaklęciach w stylu „Kościół stoi na Bogu, więc nie może upaść, a fundamentem jest Chrystus, więc się nie zachwieje”. Tyle, że to w praktyce jest pustosłowie.
Szanowny Panie loakon napisal Pan calkowita prawde,cala ta Burma,przypomina mi burze i przerazenie apostolow kiedy Chrystus spal,co im powiedzial,malej wiary jestescie,gdzie indziej powiedzial,niebo i ziemia przemina,ale Moje Slowa nie przemina,gdyby Kosciol byl dzielem ludzkim to mialabym obawy,ilez to juz dziel ludzkich upadlo,a Kosciol trwa,za malo mowimy o Duchu Swietym.
Rzekome trwanie Kościoła przez „2000 lat” (dość naciągane, bliżej prawdy jest 1600 lat) nie jest żadnym osiągnięciem dla religii. Egipski politeizm trwał ponad 3,5 tysiąca lat. Hinduizm trwa tysiąc lat dłużej, niż chrześcijaństwo. Buddyzm wyprzedza o pół tysiąclecia.
Z punktu widzenia religii na świecie chrześcijaństwo nie trwa długo.
Ale przecież prof. Chantal Delsol nie piszę, że fundamenty Kościoła są marne, tylko, że stawiana na nich budowla coraz bardziej krzywo jest murowana. Z popękanych cegieł i nieprzystających planów.
Każdy buduje swoją więżę Babel. Oswald Spengler mówił, że znajdujemy się na drodze, z której nie ma wyjść, a jedynym wyjściem, jest iść do przodu, niezależnie dokąd nas prowadzi.
My, dzieci, synowie, i córki czasów, natchnietych duchem parakleta, posiadamy jednocześnie negację, która wznosi cały przebytą drogę tożsamości, jej afirmacji, a końcowo emancypacji, która rodzi parakleta.
To właśnie najważniejszy moment, w którym substancja ulega podziałowi, i powstania nowej dualności światła i ciemności, ponieważ, albo w tym momencie obrócimy się niczym sweter, który obraca się w jedną, bądź drugą stronę, a więc powrócimy do punktu wyjścia, albo staniemy się prawdziwymi dziedzicami światła. Która daje drogę, prawdę, i życie.
Droga się nie kończy, jeśli uznajemy, że cel został osiągnięty, to zapadamy się sami w sobie. Droga jest ciągła, w którą stronę zamierzamy, i jaką mamy pozycję na drodze, o tym decydujemy sami. Dlatego, dopóki, dopóty żyjesz jesteś w drodze, w drodze do wieczności. Ponieważ na tym polega kosmiczno- boska Odyseja, jeżeli uznasz, że jesteś u celu, staniesz się więźniem samego siebie, który rozpocznie redukcję, czyli ewolucję w drugą stronę. I ostatecznie upadnie, niczym wieża Babel. Prawdziwy duch boskiej prawdy, jest ponad dualizmem, który rozdysponowuje dualność, która zeń wypływa, a przez to jest twórcą, który stwarza, aniżeli redukuje.
Kiedyś wszyscy odejdziemy do wieczności, ale, co po nas pozostanie, jest zależne, tylko od nas, ponieważ, to ty jesteś skała, która się buduje.
Więc pozostawiającie po sobie, piękne, wspaniałe, i ciosane skały, które budują, a nie rujnują.
Dzisiejsze czasy, to czasy, które wołają o odnowę, dlatego, nie bójcie się iść naprzód. Potrzebujemy tylko nowego zdefiniowania obrazu, który absorbuje, pobudza, a człowieka poprzez siebie zaafirmuję, czyli pobudzi do dalszej twórczej drogi. Wielkość Trójcy musi zostać zdefiniowana na nowo, to nie znaczy, że od nowa, poprostu musi być przekazywana wprost proporcjonalnie do poznania.
Człowiek, który wznosi się ponad swój święty ziemski dom, musi na nowo zdefiniować świętość, w nowych obrazach rzeczywistości, do której wchodzimy.