Bóg okazuje się Kimś zupełnie innym, niż sobie wyobrażamy. Nie jest „sędzią, który wynagradza i karze”, tylko Miłością, która inspiruje w nas dobro, a ze zła leczy.
Kiedy w Biblii mowa o miłości Boga do nas i w ogóle o tym, że On JEST miłością, to nie mamy do czynienia z naiwną, przesłodzoną opowiastką – podobnie jak nie mamy do czynienia z plemiennym mitem o bóstwie opiekuńczym, co sprzyja swoim i niszczy obcych. Odczytywane całościowo Pisma pokazują przebijanie się do świadomości starożytnego ludu o rogatej duszy i twardym karku bardzo dziwnego objawienia Pana Zastępów, który okazuje się silny i budzący respekt, ale zarazem serdeczny i wręcz czuły.
Historia biblijna jest jak swoisty pamiętnik kolejnych pokoleń „trudnej młodzieży”, z którą pracuje niebiański Wychowawca. A Jego zupełnie szczególna relacja z ludem Izraela absolutnie nie oznacza odtrącenia innych narodów, które także mają swoje miejsce w Bożym sercu i Bożych planach: „Błogosławiony niech będzie Egipt, mój lud, i Asyria, dzieło rąk moich, i Izrael, moje dziedzictwo” (Iz 19, 25). Kiedy Najwyższy kogoś wybiera, to nie znaczy, że inni pozostają osieroceni i bezpańscy, bo w sercu i w domu Stwórcy jest wiele miejsca (por. J 14, 2).
Jeśli czytamy, że Pan zachowuje „przymierze i miłość do tysięcznego pokolenia względem tych, którzy Go miłują i strzegą Jego praw, lecz (…) odpłaca każdemu z nienawidzącym Go, niszcząc go” (Pwt 7, 9-10), to zwróćmy uwagę nie tyle na prymitywne wyobrażenia o nagrodzie i karze (Duch Święty szanował swych proroków i dając natchnienie nie przewracał od razu do góry nogami całego świata ich pojęć), lecz raczej na dysproporcję między rozrzutnością w miłości a ścisłym wymierzeniem „odpłaty”. Miłość i życie, które są w Bogu, rozlewają się na Jego przyjaciół i przelewają z nich na wszystkie osoby z nimi związane – natomiast ktoś, kto się od życia i miłości odwraca, zderza się z ich przeciwieństwem, z pustką i śmiercią.
Nowy Testament pokazuje, do jakiego stopnia Bóg nie godzi się z naszym wyborem śmierci. Jego miłość bierze na siebie nasz sprzeciw, trwa przy nas i obejmuje nas wbrew odrzuceniu z naszej strony. Dawca życia (por. Dz 3, 15) nurkuje za nami w naszą śmierć, żeby nas z niej wyłowić… Bóg okazuje się Kimś zupełnie innym, niż sobie wyobrażamy, nie jest „sędzią, który wynagradza i karze”, tylko Miłością, która inspiruje w nas dobro, a ze zła leczy – płacąc samym sobą (także Ojciec zapłacił swym Najdroższym) za likwidację śmiertelnego dystansu. W Chrystusie, kochającym własnych zabójców, została zniszczona wrogość ludzi do Boga oraz wrogość między „pobożnymi” a „poganami” (por. Ef 2, 16).
Dlatego możemy czcić Serce Boga, cudowną Niespodziankę, okazaną przez Ojca za pośrednictwem Chrystusa „miłość, która nie wpada w rozdrażnienie, nie podlicza zła” (por. 1 Kor 13, 5), która sama staje się „ofiarą przebłagalną” za zniewagę sobie wyrządzoną. Bóg w osobie Syna przyjął nasz cios prosto w serce – a kiedy Mu je przebiliśmy, zalała nas czysta Miłość. Kult Serca Jezusa to kult Boskiej Miłości wyrażonej po ludzku, choć na ponadludzką miarę (por. Oz 11, 4).
Szokująca w swoim pięknie prawda jest taka, że leżymy Bogu na sercu, że On nas w nim nosi. Jego otwarte serce i ramiona to nasze schronienie, nasz dom. Jeżeli komuś się wydaje, że Bóg wygląda z nieba, zza zasłony Tajemnicy, żeby grozić karą, zmuszać do posłuchu i obarczać obowiązkami, to Słowo mówi coś zupełnie innego: „Chodźcież do Mnie wszyscy trudzący się i obciążeni, a Ja wam dam odpocząć. Weźcie na siebie Moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, że jestem łagodny i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek dla waszych dusz. Bo Moje jarzmo jest miłe, a Mój ciężar lekki” (Mt 11, 28-30).
Bóg mówi: „Już nie musisz dźwigać własnej pychy i egoizmu – przecież w gruncie rzeczy straszliwie cię to męczy”. A tym, co nakłada na nas Jezus, do czego nas „zaprzęga” (jarzmo było rodzajem uprzęży dla pracujących na roli wołów), jest Jego „prawo wolności” (por. Jk 1, 25), królewska reguła miłości i miłosierdzia (por. J 15, 12.17; Jk 2, 12).
Z pewnością kochanie innych tak, jak kocha Jezus, przerasta nasze siły – ale jeśli zaufamy Panu, to okaże się, że… nie tylko nam to wychodzi, ale ponadto nas uszczęśliwia. Boże jarzmo zmienia się w orle skrzydła Ducha i samo nas niesie (por. Iz 40, 31). A więc nie chodzi o to, żebyśmy próbowali wykrzesać z siebie naśladowanie Jezusa, tylko żebyśmy zaczęli od tego, co w Jego słowach pierwsze: żebyśmy dali Mu się przytulić, odpoczęli na Jego sercu. Wtedy zarazimy się Sercem Boga, szaleństwem Miłości i będziemy aktywnie odpoczywać w kochaniu.
Przeczytaj też: Kochaj po Jezusowemu i proś, o co chcesz
Dziekuje Wam za podkreslenie tych przemyslen kadrem z „Misji”. Ten film mna zaoral i do dzis stanowi nieprawdopodobna inspiracje.
Cóż, Bóg z czasem mocno złagodniał. Kto by pomyślał, że zaledwie parę tysięcy lat temu domagał się zabijania jeńców wojennych…
Nie musimy sięgać tysiące lat wstecz, przecież nawet miłosierny Chrystus z Dzienniczka Faustyny wyraża pragnienie spuszczenia surowych kar na grzeszników.
Jest cierpliwy ale sprawiedliwy . Bądź ostrożny w wypowiadaniu się i dyskusji
A sprawiedliwość miłosierna jest, a miłosierdzie sprawiedliwe – to jedno i to samo w gruncie rzeczy.
Z biblijnego punktu widzenia miłosierdzie jest zawieszeniem sprawiedliwości, więc nie jest to jedno i to samo.
Wojtku, ty to się umiesz przyczepić do wszystkiego. Cenię wiele Twoich konentarzy, ale zaczyna mi brakiwać w Twoich wypowiedziach czegoś, co wprowadzi trochę nadziei, nie mówiąc już o radości. A wracając do tematu, chodziło mi o to, że często traktujemy miłosierdzie i sprawiedliwość jako coś zupełnie przeciwnego, a w gruncie rzeczy one idą w parze.
@DSP, to nie jest problem jednostkowy. Doktryna coraz bardziej jest opresyjna i wykluczająca, niż radosna i otwarta. Jeśli niesie nadzieję, to jest to nadzieja o zarazie.
Bardzo dziękuję ! Wspaniałe, to co p. Marek Kita napisał. Kiedy wreszcie Kościół dorośnie do takiego postrzegania Boga i głoszenia w ten sposób o Nim. Ile jeszcze musi się wydarzyć? Ilu świętych musi za to oddać życie i to z rąk „pobożnych”( co najbardziej Go boli) ??? Dorastanie do zrozumienia Miłości będzie na tym padole trwało do końca świata, czyli zapewne, gdy Bóg uzna, że już więcej się nie da nas wychować i nam więcej uświadomić, byśmy w dobru”owocowali” bardziej. Wtedy w swoim miłosierdziu zakończy ten trud i nasz, i Jego, by nas „przytulić z czułością do Swego policzka”. Takich niedoskonałych jakimi jesteśmy. Najważniejsze jednak, byśmy byli gotowi na ten Jego gest i pragnęli być bezwarunkowo kochani, i całym sercem zapragnęli być uzdolnieni do takiej miłości… Najważniejsze jest… PRAGNIENIE ! 😉
Dorosnąć mamy wszyscy bo kościół to ludzie
Przyznam że nie rozumiem. Trudno mi pogodzić się z konstatacją, że to tajemnica, czyli mam po prostu zaakceptować fakt że nie wiem o co chodzi. Zakładam, że (1) Bóg pozwala mi na wolny wybór pomiędzy dobrem i złem; (2) Bóg jest wszędzie; (3) wybór zła niszczy. Przy takich założeniach, kompletnie nie rozumiem jak można nie widzieć Boga jak sędziego, który wie co jest dobrem a co złem i który określa następstwa złych uczynków.
„Bóg okazuje się Kimś zupełnie innym, niż sobie wyobrażamy, nie jest „sędzią, który wynagradza i karze””.
Dobrze, ale w takim razie (chyba?) przestaje nagle mieć sens idea Sądu Ostatecznego oraz piekła, czyśćca etc. To gigantyczny przewrót w dotychczasowej nauce Kościoła.
We współczesnym katolicyzmie mamy już w praktyce przyjętą doktrynę apokatastazy, jedynie formalnie nie jest ogłoszona.
@ Apokatastaza
Bardzo przepraszam, jako dziaders wyraźnie nie nadążam. 😉
Trudne słowo, ale postaram się zapamiętać.
Swoją drogą niezwykle elastyczna jest dzisiejsza nauka KK… Cała Ewangelia praktycznie idzie do kosza w takim razie?
No tak, stoicy uważali, że świat spłonie w ogniu, by narodzić się na nowo. I tak w kółko. Nie wiem, czy w wersji chrześcijańskiej ogień jest przewidziany, ale powtórek ma nie być. Tylko wieczna szczęśliwość, dla wszystkich bez wyjątku…
Gdy twoje dziecko coś zrobi źle to co robisz nie nakrzyczysz nie dajesz szlabanu po co by zastanowiło się przy twojej pomocy by odróżniało dobro od zła . Istnieje Bóg i istnieje diabeł , jest niebo i piekło wybór należy do Ciebie .
Oczywiście, że nie nakrzyczę i nie będę nakładał kar, bo wiem, że wychowanie dziecka przez krzyk i szlabany to droga donikąd.
Tak, Ewangelia idzie do kosza.
Ogromnym smutkiem jest to że nie czytacie i nie rozumiecie pisma świętego . Brak wiary
Ewangelia to DOBRA NOWINA, o m o ż l i w o ś c i bycia z Panem Bogiem, o ile tego z całego serca pragniemy. Tyle. Chrystus Jezus nam w tym pomaga ( czasem nawet karcąc, by ustawić nas ponownie na właściwy tor) i… się dzieje ! Mamy wybór, by z tego skorzystać z własnej woli lub nie. Jeśli odrzucimy możliwość bycia z Bogiem- Miłością, On nie ma wyboru (cierpi, smuci się) i pozostawia nas samym sobie i w rezultacie złym duchom, które człowiekowi jako dziecku Boga, którego nienawidzą delikatnie mówiąc „nie są przychylne”i … . Zatem to nasz wybór jest kluczowy, bo Bóg zawsze nas kocha i wyboru dokonał, przypieczętował dowodem Swojej miłości, wcielając się w człowieka Jezusa, który oddał bezinteresownie z tego tytułu życie. Pozwolił się poznać jako Bóg miłosierny, ale i sprawiedliwy, by skrzywdzeni przez nasz grzech bracia, mogli też dostąpić Jego miłosierdzia w Jego sprawiedliwości. Bóg Jest wyłącznie MIŁOŚCIĄ dla każdego bez wyjątku człowieka. Miłość jednak musi być poznana i odwzajemniona ( Oblubieniec i oblubienica..). Hm… Nie wiem co jeszcze można więcej napisać. Brak mi słów, by to lepiej to wyrazić. Pozostaje chyba milczenie i oczekiwanie na Ducha Św… 😉
Podstawowe pytanie co to znaczy „do kosza”? Czy na przykład św. Paweł wyrzucił Ewangelię „do kosza”, gdy kompletnie wbrew słowom Jezusa, który zakazał głosić poganom poszedł do nich, a potem kompletnie pod nich przeredagował naukę o odkupieniu? Czy św. Filip wyrzucił do kosza słowa Jezusa o zakazie głoszenia Ewangelii Samarytanom? Czy „do kosza” powędrowały słowa, że ani jedna kreska nie zmieni się w prawie aż do Paruzji?
Czy może jednak ważniejsze są słowa „cokolwiek zwiążecie na ziemi będzie związane w niebie”? A także to, że to Piotr ma w ręku klucze do Królestwa Niebieskiego.
Czyli że Bóg ma słuchać ludzi, a nie ludzie Boga. Pycha nie ma granic. Kiedy Kościół zacznie Ewangelią obalać Ewangelię, będzie to znak pełni Antychrysta.
Literalnie rzecz biorąc, to każda umyślna czynność wbrew Ewangelii jest „wyrzuceniem jej do kosza”. Albo słowo (w tym wypadku Boże!) coś znaczy, albo nie.
Swoją drogą chrześcijaństwo to strasznie labilny system wierzeń. Czasami jest Sąd Ostateczny, czasem nie, czasem istnieje diabeł, czasem nie, piekło jest, a za chwile już nie ma. Straszono grzechem śmiertelnym, smażeniem w czarcich kotłach, teraz aktualnie czytam, że takowy grzech nie istnieje, a piekło jest puste.
I to wszystko w ramach jednej religii, na podstawie tych samych tekstów objawionych. Z jednej strony to urocze, ale z drugiej – wiarygodności to jej nie przydaje, łagodnie mówiąc.
Czytam, że „Bóg jest miłością” – pytanie ilu tam jest Bogów, bo ten ze Starego Testamentu był wyjątkowo okrutny, zawistny, bezwzględny i krwawy, trudno nazwać go miłością chyba?
O Bogu w istocie nie wiemy tyle, co nic, a i miłość jest słowem strasznie rozmytym i wieloznacznym. Jedyne na co mógłbym się zgodzić, to „Bóg jest absolutną tajemnicą”. Każde inne określenie jest już uzurpacją.
Robert, więc wychodzi na to, że już na Soborze Jerozolimskim w 50 roku nastąpił „znak pełni Antychrysta”. Bo przecież wtedy Kościół wprost zmienił zasady dane przez Jezusa w temacie prawa i misji wśród Gojów. Sądzisz, że nie miał do tego prawa?
A co masz na myśli, drogi Wojtku?
Robert. Mam na myśli, że apostołowie dostają jasną informację, by nie iść do pogan, ani Samarytan. Jezus wyraźnie mówi, że jest posłany tylko do Izraela. Że prawo mojżeszowe ma trwać aż do ponownego przyjścia.
A zaledwie kilka lat później Kościół mówi, że Chrystus to kres prawa, a specjalnie pod nowych wiernych zmienia się nie tylko podejście do prawa, ale wręcz usuwa znak przymierza od Boga dany na zawsze.
Pytanie, Kościół mógł to zrobić?
Za życia ewangelizuje Żydów, ale przecież po zmartwychwstaniu każe nieść Ewangelię aż po krańce świata.
Robert, gdyby faktycznie kazał iść po krańce świata, to uczniowie by poszli po krańce świata. A nie idą. Siedzą w Jerozolimie. Misję wśród pogan prowadzi Paweł, ale sam ma wątpliwości, czy dobrze robi. Piotr potrzebuje specjalnej wizji, by pójść do Korneliusza.
A sam tekst misyjny przypisany Jezusowi był wiele razy modyfikowany, ostatni raz już po Soborze Nicejskim, gdy dodano formułę trynitarną. Zachowanie apostołów przeczy więc, by takie słowa faktycznie padły.
Św. Paweł dostaje wyraźnie od Boga misję ewangelizacji pogan, a jeśli chodzi o resztę apostołów, to nie ma co się sugerować Dziejami, które nie obejmują dalszych czasów i są skupione na osobie św. Pawła. Wyraźnym potwierdzeniem misji nawracania pogan jest Apokalipsa.
Ewangelizacja pogan zaczęła się w Antiochii Pizydyjskiej i nie było to polecenie „od Boga”, tylko Paweł dokonał samodzielnej egzegezy fragmentu pisma i sam podjął taką decyzję, wbrew wyraźnym słowom Jezusa. Warto też zauważyć, że Paweł nie zna żadnego nakazu misyjnego Jezusa.
Apokalipsa w kontekście ewangelizacji pogan jest bezwartościowa, bo powstała grubo po wyprawach misyjnych Pawła i Soborze Jerozolimskim.
Przecież św. Paweł dostaje polecenie od Boga za pośrednictwem Annaniasza. Nie ma znaczenia czas Apokalipsy.Jak wizja św. Jana może być bezwartościowa, skoro jest dana od Boga, a nie wymyślona przez Jana?
apokatastaza jako narkoza sumienia. Jak mówił chyba Wittgenstein, to co robimy lub czego nie robimy nie miałoby w takim przypadku żadnego znaczenia. Nie byłoby eschatologicznej, ostatecznej różnicy między dobrem a złem, więc moralność nie miałaby racji bytu. Tylko po co wtedy Bóg? I kim On byłby? Jakimś gnostyckim tworem o mieszanej naturze? I co z cierpieniem Chrystusa na Krzyżu? To przecież ono uwidacznia różnicę między dobrem a złem, i wagę tego ostatniego. No chyba że ktoś – i tu znów gnoza – uważa, że było ono na niby…
Jeśli z kolei założymy, że każdy został zbawiony poprzez powszechne działanie odkupienia wszelkiego zła, to oznaczałoby de facto że nie istnieje wolna wola, rozumiana jako autonomiczny akt woli w świetle rozumu, z ostatecznymi tego wyboru konsekwencjami. Tylko wtedy przecież zło i grzech (rozumiany jako wybór wolnej woli) nie leżałyby w zasięgu
ludzkim, i odkupienie nie byłoby w ogóle potrzebne. A cały dramat ludzkiej egzystencji jako odrębnego bytu zostałby sprowadzony do trywialnej farsy napędzanej instynktem.
Tyle, że w praktyce apokatastaza już funkcjonuje. Włącznie z teologiczną koncepcją niezdolności człowieka do popełnienia grzechu śmiertelnego. Bo skoro grzech śmiertelny musi być świadomy i dobrowolny, to nie istnieje, bo nikt nie czyni zła w ten sposób. Nawet największy zbrodniarz, bo zawsze istnieje coś, co tłumaczy jego zło.
Nie nadążasz bo się nie modlisz
Kościół Rzymsko-Katolicki najlepiej odzwierciedla Serce Boga przez upomnienia: nie czytasz, nie modlisz się, nie nadążasz. To najskuteczniejsza metoda nawracania odchodzących z powodu zgorszenia, poza ekskomuniką.
Tak, modlitwa jest konieczna, by to wszystko zrozumieć zgodnie z wola Bożą, w Duchu Świętym. Inaczej wkracza w słowa Pisma nasza ludzka interpretacja, niezrozumienie, wypaczenie. To niebezpieczne. Módlmy się codziennie ! Przyjmujmy Pana w komunii św. jak najczęściej ! Pytajmy też Pana Jezusa podczas adoracji. On, gdy w pokorze przed Nim stajemy, odpowiada na każde pytanie, łagodzi bunt samolubnego serca, tłumaczy, rozwiewa wątpliwości, co do Bożego działania, prostuje ścieżkę itd… Warto spróbować jak rzeczywiście to oświeca duszę , przemienia serce i nasze postrzeganie Boga, siebie oraz świata. Doświadczam tego, wiec wszystkich szczerze zachęcam. Spróbujcie !
Adam, zaręczam, że jeśli przerzucisz się na czytanie portalu PCh24, będziesz miały stały, tradycyjny obraz wiary. Jeśli Ci się obraz KK zmienia, to tylko na własne de facto życzenie.
Robert, jak się przerzucisz na PCH, to też nie będziesz mieć „stałego” obrazu wiary, tylko zamęt. Bo nie da się pogodzić na przykład proponowanych tam modlitw za dusze ofiar aborcji, gdy jednocześnie nadal głosi się potępienie dusz zmarłych bez chrztu. Kościół nie może się przecież modlić za potępionych. Trzeba też robić fikołki, bo jednocześnie prymat piotrowy to dogmat, a Franciszek, na którym opiera się Kościół to heretyk i sługa Diabła. Poza tym nikt nie umie odpowiedzieć na pytanie, czy przysięga antymodernistyczna dalej obowiązuje, mimo odwołania przez papieża, wszak papież, który ustala zdrową naukę myli się, gdy nie przestrzega zdrowej nauki. W praktyce więc jest zamęt, a doktryna w praktyce sprowadza się do nienawiści do gejów, Żydów i Unii Europejskiej, w połączeniu z fascynacją Rosją Putina. Z katolicyzmem ma to niewiele wspólnego.
A czy teksty w PCh24 maja status objawionych? 🙂
Ale rzuciłem okiem i co tam mamy?
Dr. Michał Chaberek O. P. – teolog (!) „punktuje wszystkie ograniczenia intelektualne Darwina”. Pięknie i co za brawura!
https://pch24.pl/deizm-materializm-ateizm-ojciec-chaberek-punktuje-wszystkie-ograniczenia-intelektualne-darwina-i-jego-teorii-ewolucji/
czytamy m.in.:
„Takim podstawowym ograniczeniem był jego brak wiary w realne działanie Boga w świecie.”
Jak każdy naukowiec, Darwin badał mechanizmy zachodzące w przyrodzie i bardzo słusznie teorię Boga odłożył na bok. Na tym bowiem polega wszelka nauka.
„teoria Darwina przyjęła się nie dlatego, że coś wyjaśniała, tylko dlatego, że… stwarzała pozór spójności światopoglądu materialistycznego””.
Aha. No więc ten artykuł też, jak dla mnie, tylko stwarza pozór spójności intelektualnej, mówiąc dość łagodnie… Krótko mówiąc: to bełkot.
Bardzo dziękuję za poradę, ale raczej nie skorzystam z tej krynicy „mądrości”.
Adam, ale ja mimo to zachęcam 🙂 Dowiesz się na przykład, że zawsze musisz słuchać głosu Kościoła wyrażonego w nauce papieży i nie wolno z tym podejmować dyskusji. No, ale nie Amoris Laetitia, bo tam papież na pewno się myli i to trzeba przedyskutować. Tak samo w temacie imigracji. Jak pojąć „stały tradycyjny obraz wiary”, gdy papież, który dogmatem posiada prymat i prawo rządzenia Kościołem nawołuje do otwarcia drzwi, a PCH24 i tak znajdzie jakieś powody, by całkowicie zamknąć uszy na ten głos?
Przecież z PCh24 to był żart, chłopaki 😉
Dobry ojciec i matka to kochający ale i wymagający
Dobry ojciec i matka to kochający ale i wymagający aby zrozumieć miłość trzeba oprzeć na Bogu i samemu uczyć się kochać , szanować to co stworzył czyli świat . Szanować każde stworzenie . Potrafisz ?
Bóg okazuje się Kimś zupełnie innym, niż sobie wyobraża to także Pan Kita i to jest pocieszające
Nie ma co za bardzo majstrować przy interpretacji pism. Jak łatwo o pomyłki widać po jehowych. Nie trzeba też rozbudowywać intelektualnie znaczeń, dociekań i mnożyć bytów używając wyrafinowanych, „mądrych” słówek. Prawda jest prosta i trzyma się w cieniu wobec każdej oryginalności. A czasy są takie że wszystko się wypacza, wykrzywia i wszystkiemu przeczy. Czyż nie?