Jesień 2024, nr 3

Zamów

Pobożny banał. Kazanie z chatbota

Ks. Andrzej Draguła. Fot. Agata Michalak / Agencja Wyborcza.pl

„Kazanie na Zmartwychwstanie” wygenerowane przez sztuczną inteligencję to świetny przykład tego, jak kazań nie należy pisać: niby jest poprawne, a przecież nic niewnoszące.

Trwa testowanie sztucznej inteligencji (AI). Ludzie zlecają chatbotom pisanie artykułów naukowych, wypracowań domowych czy innych tekstów, by sprawdzić, czy są lepsze od tych pisanych przez inteligencję naturalną, czyli przez ludzi.

W ostatnich dniach pojawiło się w mediach społecznościowych kilka przykładów kazań z chatbota. Mnie zaintrygowało jedno z nich. Karolina Skowrońska poprosiła o napisanie kazania na Zmartwychwstanie. Miało ono zawierać „przykład z życia, nawiązania do Jana Pawła II oraz do wartości patriotycznych”. To „kazanie” stanowi świetny przykład tego, jak kazań nie należy pisać.

Ludzie wybaczą kaznodziei nieporadność, jeśli tylko usłyszą ukrytą za nią wiarę. Nie wybaczą mu jednak pobożnego banału

Ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Przy pierwszej, pobieżnej lekturze kazanie może się wydawać całkiem poprawne, zarówno konstrukcyjnie, jak i treściowo. Jest wstęp i zakończenie, jest rozwinięcie tematu Zmartwychwstania, jest wykorzystany cytat ze św. Jana Pawła II. Jest coś o wierze, o miłości bliźniego, a także o duchowych korzeniach narodu. Ale nic, co by mogło poruszyć.

Rozpaczliwe „niechaj”

Moi studenci dobrze wiedzą, że takie kazanie odrzuciłbym już po przeczytaniu pierwszego akapitu. Początek kazania „Dziś przypada dla nas wielkie święto – Zmartwychwstanie Pana Jezusa” jest chyba najgorszym z możliwych.

Jest to tzw. wstęp z okoliczności (ex circumstantiis). Zawsze mówię studentom, że można go zastosować tylko i wyłącznie wtedy, gdy jest uzasadniony konstrukcją, na przykład poprzez zbudowanie jakieś opozycji, albo gdy stanowi on punkt wyjścia do sformułowania problemu. Jeśli nie, to już na wstępie nudzi, rozczarowuje, zapowiada banał: „będzie truł”.

Wszyscy słuchacze wiedzą, jakie święto dzisiaj przypada, bo przecież ze względu na nie przyszli do kościoła. Szkoda czasu na oczywistości. Cały pierwszy akapit jest pełen takich oczywistych, nic niewnoszących zdań. Do wykreślenia.

Zakończenie okazuje się nie lepsze. Trzy razy pojawia się – jak ja to nazywam – „rozpaczliwe” niech/niechaj: „niech nasze serca wypełnią miłość i nadzieja”, „niech ta radość Zmartwychwstania towarzyszy nam przez cały rok i niech będzie nam przewodnikiem”. Modalność użycia partykuły „niechaj” jest niejasna. Nie wiemy, czy kaznodzieja nam życzy, napomina nas czy rozpaczliwie błaga.

Jedno jest pewne: gdyby autor był człowiekiem, trzeba by powiedzieć, że nie ma żadnego pomysłu na sensowną konkluzję, która zostawiłaby słuchacza z jakąś myślą, „obrokiem duchowym”, oryginalnym przesłaniem. Gdy kaznodzieja nie wie, jak zakończyć, zawsze może powiedzieć: „niech nam towarzyszy radość Zmartwychwstania/Bożego Narodzenia/Zesłania Ducha Świętego” itd. No, niech nam towarzyszy!

Dowód z Jana Pawła II

Całe rozwinięcie to okrągłe zdania – oczywiście nie w sensie gramatycznym, bo w tym sensie są one nader chropowate (co wynika z technologicznej niedoskonałości programu). Są okrągłe w sensie przenośnym – tak oczywiste, że ocierają się o banał: „Jezus jest wzorem naszego życia i naszej wiary”; „Dzięki Chrystusowi mamy pewność, że nasze życie jest wieczne” itd.

Takich zdań można „wyprodukować” całe tomy. Myślę, że generator algorytmów ma ich jeszcze wiele w zapasie, by wystarczyło na niejedno kazanie o Zmartwychwstaniu, zresztą nie tylko o Zmartwychwstaniu, bo wiele z tych zdań czy ich fragmentów – z niewielką modyfikacją – można wykorzystać przy innej okazji. Zawsze przecież można powiedzieć, że należy się kierować miłością: czy to Wielkanoc czy Boże Narodzenie.

Rozwinięcie wątków Marii Magdaleny czy Jana Pawła II jest wykonane na takim stopniu ogólności, że trudno doszukać się w nich jakiejś siły argumentacyjnej. Zresztą „dowód z Jana Pawła II” jest tego rodzaju, że można go wykorzystać zawsze, tym bardziej, że jest o krzyżu, a nie o Zmartwychwstaniu.

Ciekawe, że w przypadku obu przywoływanych postaci powiązane z nimi postulaty wyrażone są czasownikami „powinniśmy” („powinniśmy się kierować miłością”) i „muszą” („Polacy muszą”). Bardzo dużo jest w tym kazaniu perswazji bezpośredniej, co – niestety – u „prawdziwego” kaznodziei zdradza najczęściej słabość struktury argumentacyjnej w kazaniu, a u słuchaczy generuje opór. Nie lubimy przecież, gdy nas się do czegokolwiek przymusza, a już na pewno do miłości.

Wiara sztucznej inteligencji?

Na ostatnim interdyscyplinarnym seminarium doktoranckim, które cyklicznie organizujemy w Instytucie Nauk Teologicznych w Szczecinie, gościem był ks. dr Henryk Paprocki, teolog prawosławny, który mówił o relacji między teologią a naukami ścisłymi. W trakcie dyskusji ktoś go zapytał, czy według niego możliwe byłoby przekroczenie przez sztuczną inteligencję progu wiary. Oczywiście, trudno jedno „kazanie” wygenerowane przez AI uznać za przekonujący dowód, ale jest ono raczej przesłanką przeciwko tej tezie niż argumentem za możliwością przekroczenia progu wiary – jeśli w ogóle wziąć to pytanie na poważnie.

W analizowanym tekście nie ma niczego, co zdradzałoby jakąkolwiek indywidualność czy kreatywność jego autora. Program „musiał” wygenerować takie, a nie inne kazanie, ponieważ tak wynikało z algorytmów i danych, które były do jego dyspozycji. Na „wyjściu” otrzymujemy to, co było na „wejściu”, tyle tylko, że przetworzone. Posiadane przez niego „puzzle” złożyły się na taki, a nie inny „obrazek”. To oczywiste.

W tym tekście nie ma też żadnego indywidualnego odniesienia, żadnego elementu świadectwa. Gdyby jednak nawet się pojawił, byłby jedynie efektem statystycznym, wynikającym z oprogramowania, które – analizując inne znane teksty – „uznałoby”, że jest to element konieczny tekstu homiletycznego.

Zdanie, które ratuje kazanie

Wygenerowany tekst jest świetnym przykładem tego, jak kazań nie pisać: niby poprawne, a przecież nic niewnoszące. Wieloletnie już nauczanie homiletyki prowadzi mnie do (oczywistego skądinąd) wniosku, że nie każdy kaznodzieja będzie mówcą zdolnym intrygująco zbudować swoją mowę, porwać słuchaczy od początku i utrzymywać ich zainteresowanie do końca. Nie każdy też będzie miał taką kompetencję językową, aby użyć oryginalnego konceptu, który zachwyci swoją nieoczywistością.

Każdy jednak może powiedzieć kilka mniej lub bardziej składnych zdań o swojej wierze, o fascynacji Bogiem, o swoim doświadczeniu wiary, o osobistej lekturze tekstu biblijnego. To, czego szukam w kazaniu, to indywidualne znamię kaznodziei. Ono musi być świadectwem osobistego poszukiwania.

Kiedy słucham kazań, nie jestem maksymalistą. Czasami w kazaniu jest jedno zdanie, które ratuje całość. I ono mi wystarcza. Pod warunkiem, że jest szczere, że kaznodzieja się odkrywa, że ujawnia własne zmaganie z Bogiem. I wtedy się mu wierzy.

Właśnie tego elementu nie ma w tekście wytworzonym przez AI. To sztuczny wytwór maszyny liczącej. I dlatego nie jest ono kazaniem.

Wesprzyj Więź

Boję się tylko jednego: że któryś z kaznodziejów – mający świadomość, że nie jest najlepszym mówcą – da się skusić sztucznej inteligencji. I pójdzie z takim „produktem” na ambonę, bo mu się wyda, że to, co „wypluł” komputer, jest bardziej składne niż jego nieporadnych kilka zdań.

Niechaj tego nie robi (że użyję krytykowanej wyżej konstrukcji)! Ludzie wybaczą kaznodziei nieporadność, jeśli tylko usłyszą ukrytą za nią wiarę. Nie wybaczą mu jednak pobożnego banału na poziomie godnym chatbota.

Przeczytaj także: Postprawda i post-Kościół

Podziel się

3
2
Wiadomość

Czy można ustawić ChatGPT by toczył sam ze sobą rytualne spory np. o aborcję? Wymarzony temat dla sztucznej inteligencji. Wszystkie argumenty doskonale znane, szansa na przekonanie kogoś żadna. Można tworzyć dowolnie długie artykuły obudowane ładnym pustosłowiem dla pism i portali o sprzecznych profilach ideowych kasując tylko wierszówkę.

Byłoby to ciekawe zagadnienie, gdyby tego typu spór maszyny rozstrzygnęły w oderwaniu od emocji, których nie posiadają. A falsyfikacja argumentu zamknęłaby możliwość dalszego jego użycia. W temacie aborcji można na przykład wziąć argument „aborcja powoduje depresję”, albo „legalna aborcja zmniejsza/zwiększa skalę zjawiska”. Automat mógłby z miejsca weryfikować takie tezy i w oparciu o dane podawać faktycznie co i jak z czym się wiąże.

Ale automat mógłby określić na podstawie dokumentów Kościoła jakie jest obowiązujące nauczanie. Ja zupełnie niedawno przy okazji przeszukiwania dokumentów w kompletnie innej sprawie natknąłem się na odpowiedź w ramach wyjaśnień wątpliwości (dubia) odnośnie kodeksu kanonicznego. Z udzielonej odpowiedzi wynika, że obecnie stosowana aborcja farmakologiczna, polegająca na wywołaniu przedwczesnego porodu nie jest aborcją w rozumieniu nauki Kościoła i nie jest w związku z tym karana ekskomuniką wiążącą z mocy samego prawa. Aż trzy razy czytałem to wyjaśnienie, bo nie mogłem pojąć, że Kościół tak zezwala.

Ale to nie jest zadanie dla inteligencji tylko dla archiwisty 🙂
Od inteligencji raczej wymagamy czegoś nowego, a nie międlenia tego samego. A skoro jest mało prawdopodobne w kwestii aborcji można było stworzyć inny argument od tych znanych od wieków to inteligencja może w przypadku takich ograniczeń jedynie bełtać, jedynie dostosowywać poziom i rodzaj argumentacji do spodziewanego odbiorcy. Od wyzwisk po pseudosubtelne analizy znaczeń słów i uczuć.
Gorzej, gdyby sztuczna inteligencja zaproponowała rozwiązania oczywiste w jej świecie np. wywołanie światowego konfliktu nuklearnego by obniżyć drastycznie poziom życia, doprowadzić do potężnego cofnięcia się technologicznego i kulturowego, by znów dzieci były potrzebne do pasania gęsi i innych prac w gospodarstwie.
O tym przecież tyle razy pisał Lem, np w uroczej humoresce o elektronicznym przyjacielu Wuchu, czy na poważnie w” Golemie XIV”.
Rzeczywiście pojawia się problem czy ta inteligencja potrafi tylko powtarzać nasze wojenki czy jest w stanie przebić się przez ludzki poziom rozumienia. Ale to chyba nie ten etap.

Na obecną chwilę jest to idealne zadanie dla AI, która może w chwilę wyszukać i zinterpretować dane i natychmiast dać odpowiedź.

Tzw. sztuczna inteligencja to mocna wyszukiwarka konstruująca tekst z juz dostępnych zasobów. Można się spodziewać, że „Spór o aborcję” w wykonaniu ChatGBT to przede wszystkim byłby bluzg. „Kazanie” zmontowane przez program też więcej mówi o poziomie tego, co nieszczęsne algorytmy zdołały wygrzebać z polskiego internetu homiletycznego…

Otóż to. ChatGPT po prostu kompiluje tekst na podstawie tego, jakie zwroty następują po sobie w danym otoczeniu (kontekście). Bardzo słuszna uwaga, to rzeczywiście jest pewnego rodzaju papierek lakmusowy polskiej homiletyki, przynajmniej tej dostępnej w internecie.

„Z uwagi na fakt, że jestem narzędziem służącym do udzielania odpowiedzi w języku naturalnym, nie mogę wyrażać swojego osobistego zdania ani uczuć na temat konkretnych wydarzeń, ludzi czy sytuacji. Mogę jednak przedstawić ogólną koncepcję dotyczącą przedmiotowego artykułu.

Artykuł publicystyczny „Pobożny banał. Kazanie z chatbota” mógłby zająć krytyczne stanowisko wobec wykorzystania sztucznej inteligencji do generowania treści religijnych, w tym kazania na niedzielę zmartwychwstania. Autor artykułu mógłby wyrazić obawy co do zastąpienia tradycyjnych metod przygotowywania kazania przez sztuczną inteligencję, która w założeniu ma za zadanie zapewnić komunikat, ale brak w niej ducha i autentyczności, które są niezbędne w kwestiach wiary i religii.

Autor artykułu mógłby skrytykować konkretny cytat z kazania wygenerowanego przez chatbota, argumentując, że jego zastosowanie jest kiczowate i trywialne, a tym samym nie odzwierciedla właściwie duchowości i wagi tego wyjątkowego dnia w kalendarzu kościelnym.

Ogólnie rzecz biorąc, artykuł mógłby poruszyć kwestię tego, czy sztuczna inteligencja powinna być wykorzystywana do generowania treści religijnych, a także zastanowić się, czy takie podejście rzeczywiście jest zgodne z duchowością i wartościami chrześcijańskimi.”

Jeśli banał to faktycznie będzie to idealne narzędzie dla większości wygłaszających homilie dlatego, że większość kazań jakie słyszałem a potem pytałem ludzi po Mszy o czym mówiono twierdziła – nie wiem…

Zdarzyło mi się kilkanaście razy faktycznie słyszeć coś co mnie zaciekawiło lub poruszyło. Może miałem takiego pecha ?
Reszta kazań to jakiś strumień myśli o niczym.

Osobiście uważam, że określenie AI na ten program jest mocno na wyrost.
On samodzielnie nie myśli. Jest jak ogromna encyklopedia z dostępem do ogromnych zasobów i możesz sobie z nią „porozmawiać”.

Zadawałem mu pytania od najbardziej trywialnych po takie, które ciekawią ludzi od setek lat i niczego się nie dowiedziałem.

Standardowe „jego” odpowiedzi aż do znudzenia to były:

„Jedni uważają tak, inni tak, nie wiadomo, wiele czynników na to wpływa” etc.

Nie zajmuje nigdy żadnego stanowiska w żadnym poważnym problemie, analizuje tylko dostępne mu zasoby / dokumenty, zbiera te informacje i podaje różne stanowiska, nic więcej.

Dla mnie to nie jest żadna sztuczna inteligencja tylko szybki program do udzielania odpowiedzi na wiadome (!) ludziom rzeczy.

Gdyby sam podejmował decyzje w jakichś sprawach to owszem można by zacząć dyskusję o AI, np. czy wybrać taką opcję czy taką tyle tylko, że sam wybór pomiędzy dwiema opcjami na podstawie danych to nadal jeszcze nie inteligencja a szybka analiza.

Gdyby prawdziwa AI powstała a nie taka zabawka to ludzkość mogłaby być w tarapatach.

Babcia gdy byliśmy u niej na wakacjach w czasach dzieciństwa, w niedziele posyłała nas do kościoła, zawsze kazała sobie opowiedzieć, co było w czytaniach i o czym ksiądz na kazaniu prawił. Tak dokładnie to nie pamiętam jak się wywiązywaliśmy z tego zadania, ale wyłapanie dziś przekazu podczas kazania, to prawdziwa sztuka. Większość czyta z jakiejś ściągi, a sadząc po treści, autorzy i cenzorzy tych tekstów musieli być nieźle zbotowani. Być może autor ma rację twierdząc, że nie mają po prostu doświadczenia wiary i swą pracę wykonują na tyle ile starcza chęci. Jakiś czas temu liczyłem ile razy poruszony zostanie temat pieniędzy, finansów ogólnie rzecz biorąc. Zacząłem liczyć od momentu rozpoczęcia mszy do wyjścia z kościoła po jej ukończeniu. To było jakieś trzy tygodnie temu, czyli okres postu. Doliczyłem się siedmiu takich odniesień. Czy to dużo, mało? Wszystkie potrzeby były palące i w zasadzie dobrze sformułowane, ten element raczej jest wiarygodny i nie kuleje, dożo serca w to wkładają kapłani i są raczej autentyczni. Dałbym sobie spokój z tą sztuczną inteligencją w odniesieniu do kazań. Diagnoza środka ciężkości, prawdziwych celów i kierunków działania poddana analizie bota mogłaby być całkiem interesująca.

W szkole podstawowej miałem kolegę, którego mama odpytywała z kazań, bo chłopak zamiast na mszę wolał iść palić papierosy. Początkowo zaczepiał ministrantów, to mu opowiadaliśmy o czym było kazanie. Po kilku niedzielach sam się nauczył, że wystarczy mamie powiedzieć na zmianę, że było „o papieżu i że będzie zbiórka, bo dach przecieka”.