Zima 2024, nr 4

Zamów

Robaki czyhają za progiem…

Szarańcza. Fot. Stefan Bütikofer / Unsplash

Nikt z rozkręcających aferę z jedzeniem robaków nie zastanowił się nad przekazem upowszechnionym w przestrzeni medialnej.

Zaczęło się niewinnie. Od raportu, który powstał kilka lat temu, na zlecenie organizacji C40 Cities, do której należy Warszawa. Znalazły się w nim rekomendacje do wykorzystania w walce z globalnym ociepleniem, w tym ograniczenie spożycia mięsa.

Cztery lata po publikacji raportu, czyli z dość dużym opóźnieniem, sięgnęły do niego polskie media, a dokładnie „Dziennik Gazeta Prawna”. Może ktoś wyczuł potencjał klikbajtowego nagłówka i nie zawahał się go użyć. Cokolwiek za tym stało, wywołało burzę u progu Wielkiego Postu.

Robaki Trzaskowskiego

Rozpoczęła się wielka golonkowa draka. Słowo klucz w dalszym rozkręceniu tej afery brzmiało „Warszawa”. Skoro polska stolica jest w organizacji C40, która zleciła przygotowanie rekomendacji, kwestią czasu okazało się uderzenie wyprowadzone ze strony rządzących obecnie Polską. Symbolem politycznym Warszawy jest dziś Rafał Trzaskowski i to on miał stać się twarzą dość radykalnych zmian, mrożących krew w żyłach mięsożerców.

Sprawa jedzenia robaków została przy tej okazji odmieniona przez wszystkie media. Łatwo przebiła się do opinii publicznej. Trzaskowski każe nam jeść robaki – grzmiały nagłówki. Oczywiście sam zainteresowany wystosował dementi, że to rekomendacje, a Warszawa nic takiego nie planuje, ale ze sprostowaniami jest tak, że nikt ich już nie słucha. Liczył się pierwszy cios.

W ślad za alarmem podniesionym w dużej mierze przez polityków prawicy, doszło do zainicjowania szerokiej akcji. Jej inicjatorzy, w przypływie oburzenia, postanowili odeprzeć widmo głodu i apokaliptycznych czasów bez mięsa, pozując przy stekach, żeberkach i innych kotletach. A do tego używając wołacza, nazywając kogoś „pomiotem”, czy też odgrażając się nad monstrualną porcją mięsa: „tego to nie odbierzcie Polakom!”.

Nikt z rozkręcających aferę nie wydawał się zastanawiać nad przekazem upowszechnionym w przestrzeni medialnej. Żadnej refleksji. Można hulać i okładać wrogów do woli odwiecznym prawem do golonki! Być może to karnawał i ostatki tak ośmieliły obrońców mięsnej tradycji, chociaż oczywiście więcej było w tym politycznych intencji i walki o wyborcze słupki. Robaki Trzaskowskiego pozwoliły znów zaistnieć jego oponentom. W sposób żenujący i brutalny, co jest popularne w świecie naszej polityki.

Jan Chrzciciel jadł miód i szarańczę

Afera z robakami jest bardzo dobrym przykładem tego, jak często osoby deklarujące przywiązanie do chrześcijaństwa, a może lepiej – do katolicyzmu, bo mam wrażenie, że coraz częściej są to dwa różne światy, które wzajemnie się wykluczają – zdają się nie mieć refleksji nad tradycją, którą się afiszują. Nie trzeba szukać daleko, żeby trafić w Nowym Testamencie na ślad Jana Chrzciciela. Ewangelie dość czytelnie kreślą jego postać: „Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem były szarańcza i miód leśny” – pisał ewangelista Mateusz. Podobnie pisał o nim Marek. Dodam, że z tą szarańczą może być też tak, że nie chodzi wcale o owada, ale o owoce z drzewa nazywanego szarańczynem strąkowym uznawanym wśród Żydów w starożytności za pokarm pokutujących.

Ten przykład pustelniczego życia był naśladowany w pierwszych czasach chrześcijaństwa przez osoby obu płci, praktykujące ascezę na wówczas chrześcijańskim Bliskim Wschodzie. W kolejnych wiekach różnie z tym bywało, chociaż dieta chrześcijan również się zmieniała. Najpierw wychodziła ze swojego judaistycznego pnia, a dopiero z czasem przestała czerpać z tej tradycji, zezwalając na spożywanie pokarmów niedozwolonych w judaizmie. Różnice między czystym a nieczystym pożywieniem zaczęły zanikać. 

Zaraz ktoś mi przypomni, że Bóg kazał zabijać zwierzęta świętemu Piotrowi. Dzieje Apostolskie wspominają wizję głodnego Piotra Apostoła, kiedy zobaczył różne zwierzęta, czyste i nieczyste, na wielkim płótnie, i usłyszał trzykrotnie, żeby nie nazywać nieczystym „tego, co Bóg oczyścił”. Nie oznaczało to jednak zachęty do zabijania zwierząt, tylko, jak czytamy dalej, „że nie wolno żadnego człowieka uważać za skażonego lub nieczystego”. 

W raju bez mięsa

Źródeł niejedzenia mięsa, jako rzeczywistości bliskiej rajskiemu ideałowi, należy szukać już na pierwszych stronach Księgi Rodzaju. „Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem”.

Stan pierwotnej szczęśliwości oznaczał więc niejedzenie mięsa. Tymczasem w głównym nurcie nauczania w Kościele katolickim stawia się inny fragment tej samej księgi. Jego myślą przewodnią jest wezwanie do czynienia sobie ziemi poddaną. Nie oznacza on jednak jedzenia mięsa jako odgórnego nakazu. To już daleko posunięta nadinterpretacja. Trafnie napisała Maja Iwaszkiewicz w swojej „Świni na sądzie ostatecznym” – „panowanie nad zwierzętami równie dobrze mogłoby oznaczać roztoczenie nad nimi opieki”. Dopiero po wypędzeniu z raju, potopie, w tej samej Księdze Rodzaju czytamy, że można jeść wszystko, ale znów nie oznacza to nakazu.

Ostatecznie wegetarianizm nie był na tyle atrakcyjny, żeby do niego nawoływać, a jedzenie mięsa (i nie tylko) usprawiedliwia się do dziś tym dość nieoczywistym ziemio-poddaństwem. Z tego powodu niejedzenie mięsa w oczach mięsożerców może wydawać się podejrzane. Jeśli nie jesz mięsa, coś może być z tobą nie tak, szczególnie jeśli okaże się, że nie jesteś chory. Przypomina to trochę zasłyszaną przeze mnie rozmowę przy wigilijnym stole, kiedy jeden z biesiadników, popijając alkohol, zapytywał drugiego, dlaczego ten drugi nie pije, dodając po chwili, że w wigilijną noc nie piją ci, którzy mają problem z piciem.

Wesprzyj Więź

Teoretycznie nie tyko Wielki Post, ale i piątki powinny skłaniać do odstawienia steków. I to nie na znak umartwiania ciała, ale też pewnego zbliżenia do utraconego raju. Kościół prawosławny idzie dalej niż katolicki i w czasie dni postnych preferuje dietę wegańską. Nie ma w niej mowy o nabiale, rybach i oczywiście mięsie ptaków czy ssaków. Mimo to dla części polskich polityków, także tych odwołujących się do tradycji chrześcijańskiej, mięso urosło do rangi symbolu, z którego nie należy rezygnować. Jest też jeszcze jeden aspekt tych dymiących mięsiw. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu jest jednym z grzechów głównych. Jeśli do tego dochodzą kpiny i pogarda wobec osób, które mają inne poglądy niż rzeczony polityk-katolik, to mamy istny klops!

A wracając do afery z jedzeniem robaków. Część mediów określiła wspomnianą akcję polityków prawicy jako strzał w prawicową stopę. Owszem, aktywiści prawicy stali się w krótkim czasie obiektem prześmiewczych memów, które dotarły do przekonanych baniek. Jednak statystyczni Kowalscy pozostali z komunikatem, że te robaki i czasy bez mięsa czyhają już za progiem. Kowalskim nie mówi się o tym, że zabijanie zwierząt tylko po to, żeby potem wyrzucić przeterminowane mięso, którego nikt nie kupi na grilla, też nie jest w porządku. Że nie wspomnę już o tym, co działo się przed wygnaniem ludzi z Edenu – bo nikt tam mięsa nie jadł.

Przeczytaj także: Stare drzewo nie musi ginąć

Podziel się

3
1
Wiadomość

Zawsze mnie śmieszyło, że ci sami ludzie, którzy powołują się na Księgę Kapłańską odnośnie zakazu kontaktów homoseksualnych ignorują tę samą Księgę Kapłańską, która zakazuje jeść schabowego, a zaleca jedzenie owadów, i to tych samych, które obecnie dopuściła do spożycia Unia Europejska.

Nowy Testament jednym tchem wspomina, że Królestwa nie odziedziczą homoseksualiści i przystojni mężczyźni. Zabrania też nosić długich włosów mężczyznom, a kobietom każe je zakrywać, żeby jakiś anioł nie zapragnął znów współżycia z ziemską kobietą.
W kwestii jedzenia nie zakazuje spożywania owadów, ale jednoznacznie zakazuje jedzenia kaszanki.

Trzaskowski zrobił poważny błąd – podpisał dokument, którego treść nie ma związku z jego kompetencjami, ale powoduje bezsensowna awanturę. Czasami warto pomyśleć, nim się coś podpisze.
Pozdrawiam.

Jako prezydent miasta jak najbardziej mógł taki dokument podpisać. Bardziej należy szukać tu winy tych, co świadomie manipulują w związku z tą sytuacją i podsycają strach przed czymś, co nie ma miejsca.