Jesień 2024, nr 3

Zamów

Trzy dni Wielkiej Nocy

Marek Kita. Fot. Więź

Chrystus wymyka się zarówno porządnym, jak i pogubionym, natomiast trafia do porządnych świadomych swego nieporządku i pogubionych świadomych pogubienia.

Gdy jeszcze było ciemno… (J 20,1)

Jakim błogosławieństwem – dobrym słowem, życzeniem dobra – można się dzielić w chwili, gdy tradycyjna nazwa świąt paschalnych brzmi tak dwuznacznie? Mieliśmy kontemplować „noc rozświetloną jak dzień” (por. Ps 139,12), emanującą Życiem i właśnie dlatego wielką, pełną sensu, dającą siłę… Tymczasem doświadczamy raczej wielkiego mroku, nocy ducha, zaćmienia nadziei.

Kiedy się zaufało Ewangelii, a potem odkryło, jak rozległe przestrzenie domu wiary stały się jaskiniami zbójców (por. Mk 11,17), niełatwo śpiewać „Alleluja”. Jakie słowa znaleźć, gdy pobożne sentencje brzmią sztucznie, niczym Pawłowy „dźwięczny cymbał” (por. 1 Kor 13,1)?

Jezus zmartwychwstały nie przestaje być Bliźnim Absolutnym wszystkich – wręcz syjamskim Bliźniakiem cierpiących i zmarginalizowanych

Marek Kita

Udostępnij tekst

Dyskretny triumf

Jeśli poprawnie identyfikujemy dni tych świąt, nie myląc ich z dwudniowym odpoczynkiem między jajkiem a dyngusem, możemy szukać głębiej. Pierwszym dniem Wielkiej Nocy jest Piątek Męki, rozpoczęty „po żydowsku” wieczorem dnia poprzedniego. Mamy wprawdzie z tą wigilią Ukrzyżowania kłopot, bo w momencie, gdy Pan klęka z misą wody do nóg, klerykalna mentalność proponuje kadzenie sługom Ekklēsii, celebrację „dnia księdza”…

A przecież właśnie wtedy wchodzimy w objawienie Boga, który „chce miłosierdzia, nie ofiary” (Mt 9,13) – który w osobie Syna, będącego Jego odbiciem (por. J 14,9), ofiaruje ludziom siebie, zamiast żądać rozliczenia przestępstw. Jezus na krzyżu to sakrament Boga oddanego odrzucającym Go i tylko w tym sensie stanowi ofiarę pojednania. Bóg wziął na siebie koszt odbudowania relacji: „jeśli jesteśmy niewierni, On wierny pozostaje…” (2 Tm 2,13). Nie rzuca nas na kolana, tylko nas niesie, jak swój krzyż.

Drugim dniem Świąt Wielkanocnych jest Szabat wielkiej ciszy, który lubimy zakłócać zgiełkiem wokół święconki. Jednak ten liturgicznie pusty dzień zaprasza właśnie do spokojnego oddychania sekretem Królestwa, kiełkującego w nas „sami nie wiemy, jak” (por. Mk 4,27).

A wieczorem zaczyna się – uroczystą wigilią – trzeci dzień Wielkiej Nocy, z którego przesłaniem mamy wspomniany wyżej kłopot. Nie musi nas to stresować. Spokojna lektura Ewangelii prowadzi do odkrycia, że triumf Pana pozostaje dyskretny i dociera do świadomości uczniów powoli.

Nowa epoka, zainaugurowana Jego „przebudzeniem trzeciego dnia” (por. 1 Kor 15,4), wcale nie jest drogą usłaną płatkami róż. Szczęście Królestwa bywa dane w ogniu zmagań z niesprawiedliwością i niezrozumieniem (por. Mt 5,10-11). Nadzieja ciężko pracuje.

Sami nie wiedząc, jak

Zbudź się, o śpiący, i wstań spomiędzy martwych, a rozbłyśnie ci Chrystus (Ef 5,14)

Jeśli pamiętamy o prymacie łaski (fundamentalnym dla Ewangelii), to odkrywamy, że wezwanie do zbudzenia się nie jest w pierwszym rzędzie apelem o moralny wysiłek, lecz zaproszeniem do otwarcia „oczu serca” (por. Ef 1,18). Możemy wstać, podnieść się, podjąć zmagania dlatego, że Bóg nas budzi.

Idący od Niego impuls, olśnienie świadomości pięknem osoby Chrystusa, jest jak dotknięcie ręką, której możemy się chwycić i która nas podeprze przy wstawaniu. Lub inaczej: gdy nas budzi dotyk Boskiej inspiracji, odnajdujemy w sobie energię, żeby się podnieść.

Jest w tym błogosławiona dwuznaczność, obecna również w historii Jezusa. On „wstał” (ēgerthē, Mk 16,6), bo Ojciec Go podniósł (Theos Auton ēgeiren, Rz 10,9). My też możemy wstać dlatego, że jesteśmy już podnoszeni, „sami nie wiedząc, jak” (por. Mk 4,27). Choć czujemy się i faktycznie jesteśmy mocno sponiewierani, to jednak możemy się odnajdywać jako „powaleni, lecz nie zgubieni” (2 Kor 4,9).

Gdy zaryzykujemy „nadzieję wbrew nadziei” (por. Rz 4,18), gdy zrobimy te kilka, kilkanaście kroków przez własną bezradność, odkryjemy, że jakaś „moc skutkuje w bezsilności” (2 Kor 12,9). Moc złożona „w glinianych naczyniach” ludzkiej biedy, kruchej kondycji, operująca w niedostępnych rejestrach jaźni moc „z Boga, a nie z nas” (por. 2 Kor 4,7).

Wewnętrzna oaza

Wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,3)

Zgodnie z przesłaniem Ewangelii zbudzenie Chrystusa – ten początek „życia przyszłej ery” (zōēn tou mellontos aiōnios z uroczystego Credo) – stanowi dopiero świt ostatecznego Dnia Pańskiego (por. Ml 3,19-20). Słońce Królestwa jeszcze nie stanęło w zenicie, nie doświadczamy całkowitej transformacji rzeczywistości, choć jej Początek już się wychylił znad horyzontu doświadczenia. Od dwóch tysięcy lat trwa poranek. W gąszczu ludzkich spraw wciąż czają się głębokie cienie, jednak dla znających Drogę (por. J 14,6) wystarczy światła.

Droga biegnie przez serce, co bynajmniej nie znaczy wykluczenia (lub unikania) wędrówki przez okoliczności zewnętrzne. Jednak żeby życie Chrystusowe w nas (por. Ga 2,20) wyszło na zewnątrz, droga musi się zacząć we wnętrzu jaźni. Droga z Bogiem prowadzi wzdłuż nurtu łaski, jest brodzeniem w jej korycie, dlatego ma początek u źródła bijącego w samym wierzącym.

Jezus uczy, że kto – wargami zaufania – czerpie z Niego źródlane życie, ten odkrywa w sobie samym duchowy zdrój (por. J 7,37-38). Cichy szept nadziei otwiera w nas drogę zmartwychwstania, choć dokoła nie widać mesjańskiego pokoju. Wilk jeszcze nie jest dobrym sąsiadem dla jagnięcia i wciąż nie należy pozwalać dziecku pchać ręki do kryjówki żmii (por. Iz 11,6-8). A jednak ferment pokoju silniejszego niż zamęt trwa pod powierzchnią życia, pokój mieszka w nas, nad ukrytym źródłem.

Wewnętrzna oaza może być schronieniem przed napierającym mrokiem. Absolutnie nie chodzi o izolację od świata, jego „radości i nadziei, smutków i trwóg” (jak to ujął ostatni wielki sobór). Jezus nie zabiera nas ze świata (por. J 17,15), lecz daje życiu zakorzenienie w punkcie dla świata nietykalnym. Dlatego życzmy sobie zdolności do robienia dyskretnych przerw, odchodzenia na moment „w miejsca odludne” (por. Łk 4,42), praktykowania chwil sam na sam z zamieszkującym dno duszy Duchem.

Być tam, gdzie Jezus

Wyjdźmy więc do Niego poza obóz, niosąc Jego poniżenie (Hbr 13,13)

A gdy będziemy wracać z chwil świętej ciszy, dajmy się prowadzić Duchowi poza schematy, zarówno te światowe, jak i te religijne. Jezus nie został przyjęty w świątyni, nie znalazł zrozumienia u kapłanów ani znawców doktryny i praw. Jednak nie wpadajmy w nabożny populizm – nie przyjęli Go ani nie zrozumieli także ubodzy z Nazaretu oraz tłumy prostaczków spragnionych cudu.

Podcast dostępny także na Spotify i popularnych platformach

Chrystus wymyka się zarówno porządnym, jak i pogubionym, natomiast trafia do porządnych świadomych swego nieporządku i pogubionych świadomych pogubienia. Przyklęka z tykwą wody życia przy każdym, kto zrozumiał, że jest spragniony.

Paschalne błogosławieństwo to świadomość, że kto służy umierającemu i odradzającemu się Słowu życia, ten będzie tam, gdzie Ono (por. J 12,26). Tak jak nasz Mistrz jesteśmy zaproszeni na wąską ścieżkę przez peryferie, poza obozy domkniętych światopoglądów, informacyjne bańki, fortece myślowego komfortu.

Idąc z Nim, nie zachowamy dobrego imienia u wszystkich, ale nie wolno nam odpowiadać zniewagą na zniewagę (por. 1 P 2,23). Jeśli to robimy, gubimy Drogę i znów jest ciemno – a możemy, jak Jezus, czerpać poczucie wartości od Tego, który widzi w ukryciu i afirmuje w nas swoje dziecko (por. Mt 6,6; Rz 8,39).

Ale być tam, gdzie Jezus, to także mieć korzenie jaźni ukryte w Bogu, w glebie zaufania, nad strumieniami źródlanego życia (por. Ps 1,3). Kto nosi w sercu Chrystusa-Bożą drogę, ten „przechodząc doliną łez, zmienia ją w źródło” (Ps 84,6-7) i sam staje się błogosławieństwem dla otoczenia, kanałem łaski, nosicielem uzdrowienia. Przy tym człowiek świadomie noszący Chrystusa w sobie, odnajduje Go absolutnie we wszystkim. Król serc pozostaje też Panem uniwersum.

Powszednia mistyka

…Który napełnia wszystko we wszystkim (Ef 1,23)

To ważne, bo ukrycie się Zmartwychwstałego w obłoku (por. Dz 1,9) nie stanowi odejścia. Pan nie odleciał poza ziemię, tylko wszedł w obłok transcendencji przenikającej się z realiami kosmosu, na poziom Bytu, w którym „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). Bóg, choć niedostępny zmysłom, pozostaje absolutnie bliski.

Jezus przebywający „po Jego prawicy” (por. Mk 16,19) nie przestaje być Bliźnim Absolutnym wszystkich – wręcz syjamskim Bliźniakiem cierpiących i zmarginalizowanych (por. Mt 25,40). Stanowi też swoisty żywioł, w którym poruszają się Jego uczniowie. Zgodnie z nauką Pawła być Chrystusowym to „być w Chrystusie” (por. 2 Kor 5,17).

Zatem paschalne błogosławieństwo może nas otworzyć na obecność tyleż intymną, co uniwersalną. Chrystus żyje w nas, a my w Nim (por. J 17,21-22), nasze egzystencje się przenikają. On przeżywa nasze radości i nadzieje, smutki i lęki, a my możemy przeżywać Jego radość z więzi z Ojcem i empatię wobec każdego z ziemian.

Wesprzyj Więź

Innymi słowy, On przeżywa nas, a my możemy przeżywać Chrystusa, w sobie i innych. Przeżywać Doskonałego w niedoskonałych, bez zamykania oczu na cierpki smak sakramentu, jakim jest bliźni, bez uciekania przed gorzkim smakiem własnej biedy…

Niech w nas pracuje żywa Nadzieja, którą jest sam Pan (por. 1 P 1,3) – Boska Nadzieja pokładana w nas. Życzmy sobie tej powszedniej, trzeźwej mistyki. Niech nam Chrystus rozświetla Wielką Noc.

Przeczytaj także: Justyna Nowicka, Duchowość przyszłości. Między Baumanem a Rahnerem

Podziel się

4
2
Wiadomość