Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dla etyki, której zwolennikiem był Wojtyła, ważniejsze stało się przestrzeganie norm niż ochrona przed krzywdą

Kard. Karol Wojtyła (z prawej) podczas obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski na krakowskiej Skałce 8 maja 1966 r. Fot. NAC

Karol Wojtyła nie tylko mógł nie zdawać sobie sprawy ze spustoszenia, jakie w dzieciach wywoływało wykorzystanie seksualne, ale dodatkowo patrzył na rzeczywistość przez takie etyczne okulary, które paradoksalnie pomniejszały wagę ich krzywdy – pisze w „Tygodniku Powszechnym” Artur Sporniak.

W „Tygodniku Powszechnym” ukazał się tekst Artura Spornika „Co Wojtyła wiedział naprawdę”. Szef działu religijnego pisma próbuje zrozumieć, skąd w latach 60. i 70. wzięło się takie a nie inne podejście ówczesnego metropolity krakowskiego do pedofilii wśród księży.

Sporniak przywołuje wypowiedź prof. Marii Beisert, psycholożki i seksuolożki z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, która wyjaśnia, że podejście do krzywdzenia dzieci na przestrzeni ostatnich dekad ewoluowało, zaś „dopiero w latach 70. badacze zaczęli zastanawiać się, czym jest wykorzystanie, a dziecko i dorosłego zaczęto traktować jako dwa równorzędne podmioty”.

Zdaniem publicysty na niezauważanie przez Wojtyłę skrzywdzonych wpływ mógł mieć jeszcze jeden czynnik, „rzadko zauważany”. „Według tzw. etyki norm, której Wojtyła był zwolennikiem – najpierw jako profesor KUL, a potem papież (np. ostro zwalczał inne podejścia w encyklice «Veritatis splendor») – zło moralne czynu pedofilnego nie bierze się z krzywdy, jaką sprawca wyrządza ofierze, ale z przekroczenia normy, zakazującej używania seksualności poza kontekstem heteroseksualnego małżeństwa. Ofiara o tyle trafi w pole zainteresowań takiej etyki, o ile sama zacznie przekraczać normę pod wpływem doświadczeń z dzieciństwa” – czytamy.

Co więcej, „w takim doktrynalnym ujęciu krzywda to tzw. zło materialne, które ma nieporównywalnie mniejszą wagę niż zło moralne, czyli przekroczenie normy”. Sporniak przywołuje zdanie z „Elementarza etycznego” Wojtyły, że „wśród wszystkich dóbr jedynie dobro moralne doskonali samo człowieczeństwo”. „To w konsekwencji oznacza, że jedynie zło moralne niszczy człowieczeństwo. Wynikałoby z tego, że silna trauma działa tylko na zewnętrzną warstwę człowieka – nie dotykając jego głębi. Dla tej etyki dużo ważniejsze jest zatem przestrzeganie norm niż ochrona przed krzywdą” – zauważa teolog.

W jego ocenie „Kościół wciąż posługuje się anachronicznym dyskursem i antropologią, co utrudnia właściwe ujęcie problemu pedofilii i adekwatną nań reakcję”. Z kolei Karol Wojtyła „nie tylko mógł nie zdawać sobie sprawy ze spustoszenia, jakie w dzieciach wywoływało wykorzystanie seksualne, ale dodatkowo patrzył na rzeczywistość przez takie etyczne okulary, które paradoksalnie pomniejszały wagę ich krzywdy”.

Redaktor „Tygodnika Powszechnego” zatrzymuje się też nad kwestią „zgorszenia”. Zwraca uwagę, że w języku religijnym słowo to „nie oznacza oburzenia, jak w języku potocznym. Chodzi o uczynienie kogoś gorszym – sprowokowanie moralnego zła. Jeśli mówimy, że czyn pedofilny gorszy, to w takim razie kogo i w jaki sposób skłania do zła?”.

Przywołuje w tym kontekście list Jana Pawła II do biskupów amerykańskich z 1993 roku, w którym padają słowa o tym, że „powszechność przemocy i nieobyczajności w środkach społecznego przekazu staje się źródłem skandalu i zgorszenia”. „Jest tu założenie, że mówienie o złu prowokuje zło. «Zło rzeczywiście może stanowić pewną sensację, lecz czynienie zeń centrum przekazu zawsze będzie zagrożeniem dla moralności». A zatem – ponieważ księża jako moralne autorytety gwałcą dzieci, zwykli ludzie, czytając o tym, będą ich naśladować? Czy taki wniosek w ogóle jest prawdziwy?” – pyta Sporniak, zastanawiając się nad tym, czemu papież nie dostrzegał „pozytywnej – wręcz niezastąpionej – roli mediów? Wszak mówienie o złu może być przestrogą przed złem”.

„Niewiedza o skutkach seksualnego wykorzystania dziecka nie zwalniała z ewangelicznego wymogu troski o bezbronnych. Wyidealizowana i odklejona od rzeczywistości etyka norm, której Jan Paweł II był krzewicielem, zmieniała jego spojrzenie – krzywda ofiar schodziła na drugi plan” – pisze dziennikarz. Dodaje też: „Mistyczno-klerykalne postrzeganie Kościoła i kleru powodowało, że papież nie dostrzegał ciemnej strony w człowieku, który nosił koloratkę, a co dopiero piuskę”.

Wesprzyj Więź

Co dalej? Zdaniem Artura Sporniaka „prawdopodobnie upłynie jeszcze kilkadziesiąt lat, aż któryś z przyszłych papieży otworzy watykańskie archiwa z czasu pontyfikatu Jana Pawła II. Byłoby jednak rozsądnie zrobić to wcześniej. Podobnie najrozsądniejszą reakcją Kościoła w Polsce byłoby powołanie niezależnej komisji z dostępem do akt krakowskiej kurii. Historycy związani z Kościołem nie wierzą jednak w to, by w najbliższym czasie mogła ona powstać, gdyż osobą kompetentną do jej powołania jest metropolita krakowski, a jego stanowisko w kwestii badania prawdy o pedofilii w Kościele jest znane”. 

DJ

Po reportażu „Franciszkańska 3” pisaliśmy na Więź.pl
Duda: Obrona Jana Pawła II jako przemoc w Kościele
Nosowski: Rachunek sumienia – także za Jana Pawła II
Bańka: Może reportaż „Franciszkańska 3” wymusi wreszcie większą troskę o ofiary

Zranieni w Kościele
„Zranieni w Kościele” – telefon wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną

Podziel się

2
Wiadomość

” zło moralne czynu pedofilnego nie bierze się z krzywdy, jaką sprawca wyrządza ofierze, ale z przekroczenia normy, zakazującej używania seksualności poza kontekstem heteroseksualnego małżeństwa.”

Poprawcie mnie, ale czy to znaczy, że np. stosunek pozamałżeński, nawet osób dorosłych, wolnego stanu i za obopólną zgoda – jest wg tej teorii RÓWNOZNACZNY moralnie z aktem pedofilskiego gwałtu?
Włosy staja dęba.

No, właśnie.
„Kościół zamyka archiwum na klucz i nakazuje milczenie

Tylko akta kościelne w wielu miejscach w Polsce są po prostu zamknięte na klucz. Tak się stało choćby w Krakowie i to w trakcie, gdy Marcin Gutowski z TVN24 próbował przeszukać ogólnodostępne kurialne archiwum. W konsekwencji obecny metropolita krakowski — abp Marek Jędraszewski — zwolnił wicedyrektora archiwum, a sam budynek zamknął na klucz.”

Bardzo wiele wyjaśnia ta koncepcja etyki norm . Wyjaśnia – nie usprawiedliwia. Przypomnę jednak znowu stanowisko świeckich wobec czynów pedofilskich w owych mitycznych czasach, kiedy ” nie wiedzieliśmy, że przemoc seksualna krzywdzi dziecko” . Moje babcie, prababcie: proste kobiety ( po mieczu, ze wsi: nawet prawie analfabetki) wiedziały, że tego rodzaju czyny wobec dzieci to największe zło na świecie, a sprawcę całe otoczenie postrzegało jako potwora. Dorwany na gorącym uczynku mógł liczyć na samosąd przy pomocy wideł , itp .Obrazki z dzieciństwa mojej matki, w dużym mieście: kiedy dzieci przybiegały z informacją, że gdzieś w parku jakiś zboczeniec obnażył się na widok dzieci wracających że szkoły , dorośli mężczyźni natychmiast po usłyszeniu nowiny podrywali się i pędzili, żeby złapać zboczeńca i…wymierzyć karę. Nawet w takim przypadku zwykli ludzie oceniali, że dzieciom dzieje się krzywda. Zwykle po takim człowieku nie było już śladu w parku. Informacje o gwałcie dziecka , gdzieś w piwnicy, itp. ( bo przecież działy się takie rzeczy) budziły w ludziach instynkty wręcz krwiożercze. Gwałciciel dziecka złapany przez tamtą społeczność kamienicy czy osiedla, pewnie zostałby zlinczowany na miejscu. Od dziecka wiedziałam o „strasznie złych panach, którzy robią straszne rzeczy małym dzieciom”. Chodziło o pedofilskie przestępstwa seksualne, bezwzględnie potępiane przez społeczeństwo. Z którego księżyca spadł JPII i inni księża katoliccy ??? […] Dodam, że zarówno kodeks karny jak i kodeks prawa kanonicznego penalizowały czyny pedofilskie, co obala aktualną teorię o rzekomej społecznej ocenie pedofilii i efebofilii jako zjawiska istniejącego i neutralnego dla zdrowia, w tym psychicznego poszkodowanych.

Ja mam wrażenie, że ten argument „kiedyś nie zdawano sobie sprawy” to takie byle co wymyślone ad hoc, żeby umniejszyć rozmiar zła, którego dopuszczają się autorytety katolików.
Ciężko mi wierzyć, że wypowiadający te dyrdymały byliby w stanie użyć podobnego wytłumaczenia wobec osób, do których mają negatywne czy nawet neutralne nastawienie.

A ja myślę, że Pan Sporniak w ogóle nie zrozumiał przekazu JP II „powszechność przemocy i nieobyczajności w środkach społecznego przekazu staje się źródłem skandalu i zgorszenia”. Owszem staje się co dzisiaj obserwujemy. Słowa JP II mają faktycznie wydźwięk proroczy. Przekaz medialny faktycznie kształtuje rzeczywistość. Słowo ma moc.
W odniesieniu do tego Pan Sporniak pisze „A zatem – ponieważ księża jako moralne autorytety gwałcą dzieci, zwykli ludzie, czytając o tym, będą ich naśladować? Czy taki wniosek w ogóle jest prawdziwy?” Nie taki jest moim zdaniem przekaz JPII. Słowa Pana Sporniaka przekręcają sens w drugą stronę, to znaczy w tę aby w ogóle nie mówić o konsekwencjach zła. JPII chodziło o to, że upowszechnianie zła niesie za sobą skutki. Media upowszechniają nieobyczajność a efektem jest życie w grzechach i krzewienie zgorszenia. Proste.
Zło moralne czynu pedofilnego nie bierze się z krzywdy, jaką sprawca wyrządza ofierze, ale z przekroczenia normy, zakazującej używania seksualności poza kontekstem heteroseksualnego małżeństwa. Oczywiście, że tak. Przecież musi być najpierw przekroczenie normy aby zaistniała krzywda. To jak zapytaniem czy najpierw było jajko czy kura.
W moim odczuciu cały ten artykuł jest przekręceniem i niezrozumieniem sensu słów JP II (co w efekcie wskazuje na to jak wielkim był On myślicielem). W tym względzie pisanie, że JPII nie rozumiał jakie pedofilia wywołuje w człowieku spustoszenie jest jakimś nieporozumieniem. Prości ludzie to rozumieli. Miałby tego nie rozumieć człowiek tak inteligentny i uczony?. Nie wydaje mi się.

A ja myślę, że Pan Sporniak w ogóle nie zrozumiał przekazu JP II „powszechność przemocy i nieobyczajności w środkach społecznego przekazu staje się źródłem skandalu i zgorszenia”. Owszem staje się co dzisiaj obserwujemy. Słowa JP II mają faktycznie wydźwięk proroczy. Przekaz medialny faktycznie kształtuje rzeczywistość. Słowo ma moc.
W odniesieniu do tego Pan Sporniak pisze „A zatem – ponieważ księża jako moralne autorytety gwałcą dzieci, zwykli ludzie, czytając o tym, będą ich naśladować? Czy taki wniosek w ogóle jest prawdziwy?” Nie taki jest moim zdaniem przekaz JPII. Słowa Pana Sporniaka przekręcają sens w drugą stronę, to znaczy w tę aby w ogóle nie mówić o konsekwencjach zła. JPII chodziło o to, że upowszechnianie zła niesie za sobą skutki. Media upowszechniają nieobyczajność a efektem jest życie w grzechach i krzewienie zgorszenia. Proste.
Zło moralne czynu pedofilnego nie bierze się z krzywdy, jaką sprawca wyrządza ofierze, ale z przekroczenia normy, zakazującej używania seksualności poza kontekstem heteroseksualnego małżeństwa. Oczywiście, że tak. Przecież musi być najpierw przekroczenie normy aby zaistniała krzywda. To jak zapytaniem czy najpierw było jajko czy kura.
W moim odczuciu cały ten artykuł jest przekręceniem i niezrozumieniem sensu słów JP II (co w efekcie wskazuje na to jak wielkim był On myślicielem). W tym względzie pisanie, że JPII nie rozumiał jakie pedofilia wywołuje w człowieku spustoszenie jest jakimś nieporozumieniem. Prości ludzie to rozumieli. Miałby tego nie rozumieć człowiek tak inteligentny i uczony?. Nie wydaje mi się.

„Media upowszechniają nieobyczajność a efektem jest życie w grzechach i krzewienie zgorszenia. Proste.”
Ciekawe do jakich to „nieobyczajnych mediów” mieli dostęp księża-pedofile w beskidzkich parafiach w połowie lat 60-tych…

Najpierw przekroczenie normy a potem krzywda?
Proszę sobie wyobrazić, że pedofil molestując dziecko już w czasie dokonywania czynu przekracza normę i powoduje krzywdę czyli te dwie rzeczy czyli krzywda i przekroczenie normy może występować w tym samym czasie jednocześnie. Co więcej, możemy się uprzeć, że sąd swoim wyrokiem potwierdzi, że pedofil dokonał przestępstwa czyli urzędowe stwierdzenie przekroczenia normy nastąpi później niż doznana i trwająca krzywda.
A zdanie cyt. Media upowszechniają nieobyczajność a efektem jest życie w grzechach to już nie wiem jak skomentować. Jest chyba coś takiego jak wolna wola i trzy warunki by grzech był ciężki

Dla Pani Marii my, osoby wykorzystane w tych czasach jak i w latach 60- tych, 70- tych, 80- tych, nie istniejemy! Nas nie ma! A ci, którzy zostali wykorzystani przez tamtejszych księży krakowskich za czasów kard Wojtyły to część tych osób żyje! I co? O nich ani słowa u Pani Marii tak jak u Marszalek Witek z dzisiejszego przemówienia! Ani słowa czy chocby zdania o osobach wykorzystanych!! NIC! OHYDA!

W tym względzie czy kontekście może, ale kontekst w całości jest taki, że w kościele (nie tylko u JPII) znajdziemy tak mało na temat tego jakim złem jest (konkretnie) pedofilia, że wniosek o niedostrzeganiu (nie nieświadomości) wydaje się zasadny. Wzmianki są, były cytowane, ale jest to za mało, a brak realnych działań dla ofiar powoduje, że one znikają.
Jeśli chodzi o same cytaty. Pierwszy ma w sobie prawdę, media mogą wywoływać obniżenie standardów etycznych i przykładem tego są ostatnie tragedie. Nie jest to jednak wytłumaczenie obecności całego zła na ziemi. To jest tylko zapałka w domu z zapałek, a wybiórcze patrzenie na przyczynę powoduje bagatelizację innych przyczyn. Jak nie od tej, zapali się od innej.
Przez lata uczęszczania do kościoła (pewnie już to pisałam) usłyszałam chyba kilkaset razy jak zły jest stosunek przedmałżeński. I ok, jest to pogląd kościoła. Ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie jednego kazania o tym jakim złem jest bicie dziecka. To zło kościoła chyba nie interesuje. Częściej niż o złu gwałtu (temat w zasadzie nieistniejący) słyszałam o tym jak nieetyczna jest antykoncepcja. W efekcie dochodzimy do źródła problemu z pierwszym stwierdzeniem. Teoretycznie w złu cudzołóstwa, kościół widzi każdą z konsekwencji (także krzywdę drugiej strony), w praktyce skupia się tylko na wybranym, jak zło „mieszkania przed ślubem”, ale o zdruzgotaniu molestowanych czy zgwałconych kazań brak. Wierny odnosi więc wrażenie, że w każdej realizacji grzechu cudzołóstwa jest tyle samo zła, i jest nim samo to przekroczenie przykazania. Skracając: nie chodzi o sens stwierdzenia, a o źle postawione akcenty w nauczaniu.