Zima 2024, nr 4

Zamów

Ks. Szostek: Działania Ukrainy to uprawniona obrona

Wojna sama w sobie jest złem, ale Ukraina ma prawo do wojny sprawiedliwej wobec niesprawiedliwego agresora – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej etyk ks. prof. Andrzej Szostek.

Dorota Giebułtowicz (KAI): Jaki jest stosunek Kościoła do wojny? Czy Kościół uznaje „wojny sprawiedliwe”?

Ks. prof. Andrzej Szostek: Od dawna uważano, że istnieje możliwość prowadzenia tzw. wojny sprawiedliwej. Pamiętajmy, że w średniowieczu papieże, ale też np. św. Bernard z Clairvaux, zachęcali do wojen krzyżowych, do odzyskania ziem zagarniętych przez ludy uznawane za pogan czy wrogów Kościoła. W ciągu wieków teologowie wypracowali pojęcie wojny sprawiedliwej, podając warunki, które muszą być spełnione, by wojnę za taką uznać.

Ale niewątpliwie stosunek do użycia środków militarnych czy przemocy zmieniał się w tym kierunku, by uznać wojnę samą w sobie za zło. Kiedyś były ministerstwa wojny, teraz mamy wyłącznie ministerstwa obrony narodowej. Zmiana nomenklatury jest znamienna – i to jest zmiana kulturowo-cywilizacyjna, obejmująca z grubsza cały świat, a nie tylko zmiana w nauczaniu Kościoła. Wojnę traktuje się jako ostateczność, przed którą w miarę możliwości trzeba się bronić, ponieważ pociąga za sobą zawsze bardzo wielkie zło.

Obowiązujący obecnie Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 roku też unika terminu „wojna sprawiedliwa”.

– W Katechizmie mówi się raczej o „uprawnionej obronie z użyciem siły militarnej”. Paragraf 2309 wymienia cztery warunki usprawiedliwiające taką obronę, przywołując jednak na końcu ten termin: „Są to elementy tradycyjnie wymieniane w teorii tzw. wojny sprawiedliwej”.

Jakie warunki muszą być spełnione, żeby można było mówić o usprawiedliwionej obronie?

– Katechizm podaje jako pierwszy warunek to, aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna; jako drugi: aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne; trzeci warunek: aby były uzasadnione warunki powodzenia, i czwarty: aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć.

Czy muszą być spełnione równocześnie wszystkie cztery warunki?

– W świetle najnowszych bolesnych doświadczeń odczytuję te punkty bardziej jako postulaty, niż jako warunki, bez respektowania których nie może być mowy o uprawnionej obronie z użyciem siły militarnej.

Jak mierzyć długotrwałość wyrządzonej przez napastnika szkody? Jak traktować drugi warunek w przypadku nagłej napaści, której agresor nie chce nawet określać jako działania wojenne (tak właśnie działa rosyjska propaganda w odniesieniu do wojny w Ukrainie)? Trzeci warunek, traktowany dosłownie, skłaniać powinien Ukrainę do rezygnacji ze zbrojnego oporu: gdzież proporcja pomiędzy drugą co do siły armią świata a skromnymi zasobami i możliwościami Ukrainy? W lutym ubiegłego roku wolno było przypuszczać, że Ukraina nie spełnia żadnych „uzasadnionych warunków powodzenia” (i bez pomocy z zewnątrz rzeczywiście takich szans zdaje się nie mieć).

Ale odejdźmy na chwilę od Ukrainy: w świetle tego warunku nie ma możliwości usprawiedliwienia powstania w getcie warszawskim w 1943 roku, ani powstania warszawskiego rok później. Czy uznajmy te powstania za niegodne podjęcia z powodu ich skazania z góry na niepowodzenie? Czy może nie uznajemy powstania za wojnę – ale to byłaby ucieczka od problemu, a nie próba jego uzasadnionej etycznej oceny. Brakuje uwzględnienia innych czynników, które mogą moralnie usprawiedliwiać zbrojny opór wobec przeważającej przemocy.

Niejasne jest także sformułowanie, że wyczerpano wszelkie środki, by nie doszło do wojny. Ukraina zostało przecież napadnięta znienacka.

– Tak. Katechizm kładzie nacisk na to, by przedkładać działania polityczne nad militarne – i to słuszny apel w odniesieniu do tradycyjnego pojmowania wojny jako efektu nieudanych negocjacji toczących się pomiędzy stronami konfliktu. Takie negocjacje powinny prowadzić skonfliktowane państwa tak długo, jak to możliwe, to postulat oczywiście ważny. Ale Rosja napadła na Ukrainę bez żadnych negocjacji czy rozmów. Ten warunek nie uwzględnia też przypadków ataków terrorystycznych (por. np. zamach na wieżowce World Trade Center 11 września 2001 roku).

Czwarty punkt też jest problematyczny: „aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła”. Każdy konflikt wojenny powoduje chyba zwielokrotnienie zła. Spójrzmy chociażby tylko na liczby ofiar po stronie Ukrainy i Rosji, nie mówiąc o zniszczeniach. Jak oszacować zło, jakim jest utrata niepodległości i części terytoriów?

– Zło to kategoria bardzo ogólna. Jak je mierzyć i jak rozstrzygać, kiedy zachodzi jego jeszcze poważniejsza postać? Wielkim i strasznym skutkiem działań wojennych jest śmierć wielu ludzi, ale nie wynika stąd, jakoby dla poszanowania życia (własnego, bliskich, a nawet wrogów) należało odstąpić od obrony zaatakowanych przez niesprawiedliwego agresora innych dóbr, z wolnością i prawem do samostanowienia niezawisłego państwa na czele. Gdyby poszanowanie życia miało tak wysoką rangę, to nie miałaby sensu jakakolwiek „uprawniona obrona z użyciem siły militarnej”.

A nie zapominajmy o takim złu, jakim jest niesprawiedliwość, niszczenie dóbr gospodarczych i kulturowych danego państwa, potęgowanie nienawiści między narodami itp. Czy powstrzymanie się od działań militarnych w przypadku niesprawiedliwej agresji nie pomnaża tych „zeł” (jak je odmieniała prof. Maria Ossowska), zamiast je przezwyciężać?

Czy wojnę prowadzoną przez Ukrainę można w takim razie nazwać sprawiedliwą?

– Tak, jest to uprawniona obrona militarna przed agresorem, przewidziana w nauczaniu Kościoła.

Wypowiedzi papieża Franciszka na temat wojny w Ukrainie niejednokrotnie budziły kontrowersje. Przytoczę tylko słowa wypowiedziane w marcu 2022 roku na początku rosyjskiej agresji: „nie ma sprawiedliwych wojen, one nie istnieją”.

– Tej wypowiedzi nie jestem w stanie obronić dosłownym jej brzmieniu. Mogę się co najwyżej domyślać pewnej szlachetnej intencji papieża Franciszka, która jednak odnosi się do innego poziomu refleksji nad wojną, do poziomu najbardziej fundamentalnego kulturowo: papież boleje nad tym, że oto w rdzeń naszych międzyludzkich i międzynarodowych relacji wkradła się wojna i samo dopuszczenie do wojennych działań uznaje on za z gruntu niesprawiedliwe.

Ale tak się stało – i to nie dziś dopiero, biblijnym jej początkiem jest zabójstwo Abla. Jesteśmy społeczeństwem skażonym przez grzech. Trzeba mieć przed sobą zamysł budowania takiej społeczności, w której wojna będzie wykluczona, ale to ideał, ku któremu trzeba zmierzać, ale którego dziś z pewnością nie osiągnęliśmy. Dziś żyjemy w społeczeństwie skażonym grzechem bratobójstwa, dziś jedne państwa dokonują niesprawiedliwej zbrojnej agresji na inne państwa, a te ostatnie mają w tych przypadkach prawo podjąć obronę z użyciem siły militarnej, czyli podjąć działania wpisujące się w logikę wojny sprawiedliwej. Tak właśnie Ukraina ma prawo do obronnej wojny sprawiedliwej wobec niesprawiedliwego agresora, jakim okazała się Rosja.

Jak wiemy zresztą sam papież wielokrotnie podczas audiencji czy modlitwy Anioł Pański mówi o udręczonej Ukrainie, o ofiarach, które ponosi i prosi o modlitwę za nią.

W lipcu ub. roku w wywiadzie dla argentyńskiej agencji Telam papież stwierdził, że „sposób, w jaki koncepcja wojny sprawiedliwej stosowana jest dzisiaj, musi zostać przemyślany”.

– To prawda, o tym już mówiliśmy. Nie chodzi przy tym tylko o sposób stosowania wojny sprawiedliwej, ale o samą treść kryjącą się za terminem „wojna sprawiedliwa”. Niestety, postęp techniczny połączony z nowymi formami agresji (terroryzm) zdezaktualizował szereg tradycyjnych wyobrażeń o wojnie i o warunkach jej godziwego prowadzenia.

Jak np. zastosować koncepcję wojny sprawiedliwej do mafijnych organizacji, które zajmują się handlem ludźmi i narkotykami; organizacji, które niszczą całe społeczeństwa? A co powiedzieć o ludobójstwie, które – zdaniem Konstantego Geberta – jest wymysłem XX wieku? Nie chodziło mu tylko o Trzecią Rzeszę i Adolfa Hitlera, ale także o to, co działo się w Bośni i Hercegowinie w latach: 1992-1995 oraz w Rwandzie (wymordowanie plemion Tutsi przez przedstawicieli plemienia Hutu) w tym samym czasie.

Tak więc koncepcję wojny sprawiedliwej trzeba gruntowniej przemyśleć, ale to nie znaczy wyrzucić. Nie żyjemy w świece idealnym, a ostatnie wydarzenia pokazują, jak daleko nam do ideału.

Czy żołnierz ponosi osobistą odpowiedzialność za czyny uznawane za zbrodnie wojenne, np. popełnione na ludności cywilnej, jeńcach? Czy może usprawiedliwiać się rozkazem?

– Każdy z nas, i to nie dotyczy tylko wojny, jest odpowiedzialny za to, co robi. To prawda, że mogą być wydawane rozkazy atakowania ludności cywilnej, ale żołnierz wie, że zgodnie z prawem obowiązującym go jako żołnierza, a także zgodnie z ustawodawstwem międzynarodowym, tego mu robić nie wolno. Jeśli podporządkowuje się wykonaniu takiego rozkazu, to dokonuje zła (zbrodni), za które jest osobiście odpowiedzialny.

Skądinąd zbrodnie przeciwko ludności cywilnej to nie jest wymysł Rosji. Kiedy kończyła się II wojna światowa, alianci bombardowali całe miasta w Niemczech, tak zostało zniszczone na przykład Drezno. Celem takich ataków było złamanie morale narodu i przyspieszenie zakończenia wojny; zabito niewinnych ludzi, by złamać opór przeciwnika. Trudno to z moralnego punktu widzenia usprawiedliwić.

Jak mówił ks. Jan Zieja: minęły dwa tysiące lat chrześcijaństwa, a my wciąż jesteśmy jak te fale barbarzyńców zalewające świat.

Wesprzyj Więź

– Ja bym z nutą ostrożnego optymizmu dodał, że my w tym naszym myśleniu o złu w ogóle, a o złu wojny w szczególności, może trochę dojrzewamy. Słowo „dojrzeć” ma w języku polskim dwa znaczenia: dojrzeć, to dostrzec coś, czego się nie widziało, a także dojrzeć, to znaczy stać się dojrzałym. Oba znaczenia wiążą się z sobą ściśle: człowiek dojrzewa moralnie (dojrzewa w swym człowieczeństwie), gdy dojrzy to, czego przedtem nie widział (nie doceniał), a co teraz ma szansę zmienić jego myślenie i postępowanie. Ludzkość chyba jednak trochę dojrzewa.

Już wspominałem, że kiedyś były ministerstwa wojny, teraz ich nie ma. Kiedyś wojnę traktowano jako stały element życia społecznego. Druga Księga Samuela (2 Sm 11) zawiera opis grzechu Dawida z Batszebą. A opis ten rozpoczyna się godnym uwagi wstępem: „Na początku roku, gdy królowie zwykli wychodzić na wojnę, Dawid wyprawił Joaba i swoje sługi wraz z całym Izraelem. Spustoszyli oni [ziemię] Ammonitów i oblegali Rabba” (2 Sm 11, 1). Taki był zwyczaj, królowie zwykli wychodzić na wojnę. I nie to był grzech Dawida; grzechem było późniejsze jego cudzołóstwo oraz spowodowanie śmierci Uriasza. Dziś jednak uznaje się powszechnie (i słusznie), że wojna sama w sobie jest złem, którego należy unikać i że wobec tego podjęcie działań wojennych wymaga wystarczającego uzasadnienia.

Przeczytaj też: Ks. Szostek: Każda wojna to zło, ale państwo ma prawo do obrony przed agresorem

Podziel się

Wiadomość