Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ci, którzy Bogu nie wybaczą wybaczenia

Fragment obrazu „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga (1467-1471), Muzeum Narodowe w Gdańsku

Może sprawiedliwy sąd Boga będzie aktem powszechnej łaski, triumfem miłosierdzia? Chciałbym mieć taką nadzieję.

Dyskusja o naturze Bożej sprawiedliwości i o tym, czy Bóg rzeczywiście „za zło karze” – jak to czytamy w katechizmowych sześciu prawdach wiary – powraca raz po raz. Tym razem za sprawą wpisów ks. Wojciecha Węgrzyniaka i o. Dariusza Piórkowskiego SJ.

W dużym skrócie mówiąc, ten pierwszy nie widzi powodów, by takie sformułowanie odrzucić, twierdząc, że „mało jest tak prawdziwych zdań o Bogu jak to, że jest On sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Ten drugi natomiast uznaje takie sformułowanie za przejaw naturalnej sprawiedliwości, którą Jezus przekracza, wskazując swoją śmiercią na „większą sprawiedliwość”, jaką jest przebaczenie. 

Można sobie wyobrazić człowieka, który nie chce boskiego wyleczenia, ale czy można sobie wyobrazić Boga, który niezdolny jest do wyleczenia?

Ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Tak czy inaczej, jedno jest pewne. Prawda ta jest coraz bardziej kwestionowana, i to nie dlatego, że jest nie-ludzka, ale coraz częściej wydaje się, że jest nie-boska, nie licuje bowiem z prawdziwą naturą Boga.

Kara jako sankcja

Zacznijmy od pytania, czym jest kara. To konsekwencja, następstwo czynu, ale – dodajmy – inaczej niż skutek, nie konsekwencja konieczna. Skutek wynika z czynu w sposób deterministyczny (przynajmniej skutek fizykalny). Czyn bądź jego zaniechanie ma zawsze jakieś skutki. Kara natomiast jest konsekwencją zewnętrzną. Musi ktoś ją orzec.

Karę wymierza sędzia, jakiś wymiar sprawiedliwości, trybunał. Owszem, może nim być osoba, która dany czyn popełniła, ale najczęściej jest nim ktoś inny od sprawcy, ktoś kto ma prawo do wymierzenia kary albo – wtedy mamy już raczej zemstę – sam sobie do tego prawo uzurpuje.

Z punktu widzenia prawa karnego kara jest zamierzoną dolegliwością zastosowaną wobec jakiegoś podmiotu z powodu jego zachowania naruszającego prawo. Natomiast kara państwowa to dolegliwość stosowana przez władzę państwową wobec człowieka z powodu jego zachowania uznanego przez władzę za zakazane i zasługujące na dolegliwość. Naruszenie prawa domaga się sprawiedliwej wobec tego naruszenia kary.

A czym byłaby kara Boża? Szukając analogii do kary państwowej, można by pokusić się o jej definicję: to dolegliwość stosowana przez Boga wobec człowieka z powodu jego zachowania uznanego przez Boga za zakazane i zasługujące na tę dolegliwość, czyli karę. W dokumencie z roku 1967 papież Paweł VI pisał: „Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe”[1]. Bóg jest tutaj trybunałem, który orzeka o winie i wymierza karę.

Kara jako skutek

Koncepcja kary Bożej jako zewnętrznej sankcji nakładanej przez Boga jest jednak coraz częściej kwestionowana. Georges Minois, autor monografii „Historia piekła”, powołując się na Jeana Guittona, zauważa: „piekło tradycyjne, silnie związane z wrażliwością poszczególnych epok, nie odpowiada już naszym wyobrażeniom, jeśli chodzi o wymierzanie kary. Postęp w dziedzinie prawa, pojęcie okoliczności łagodzących wysubtelniły tu nasz sąd. W piekle tradycyjnym najbardziej nas dzisiaj szokują nie męczarnie, gdyż wiek XX jest równie dobrze obeznany z torturami jak epoki minione, lecz niesprawiedliwość kary orzekanej przez Boga, uchodzącego za dobrego”[2]. To, co jest najbardziej krytykowane w dotychczasowej koncepcji piekła to – jak podkreśla Minois – „kara wymierzona z zewnątrz”.

Koncepcja kary jako zewnętrznej sankcji ustępuje miejsca rozumienia kary jako nieuchronnego skutku wewnętrznie powiązanego z ludzkim postępowaniem. Myśl taka pojawia się w oficjalnych wypowiedziach Kościoła.

I tak w dokumencie Międzynarodowej Komisji Teologicznej zatytułowanym „Aktualne problemy eschatologii” z roku 1992 czytamy: „Wieczne potępienie ma swój początek w wolnym odrzuceniu, aż do końca, miłości i czci Boga. Kościół wierzy, że ten stan polega na pozbawieniu oglądania Boga i na wiecznym trwaniu tej kary w całym bycie człowieka. Doktryna ta pokazuje zarówno powagę ludzkiej zdolności wolnego odrzucenia Boga, jak i ciężar tego wolnego odrzucenia”[3].

Z kolei w Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy, że kara piekła polega „na wiecznym oddzieleniu od Boga” (KKK 1035), które „dokonuje się […] przez dobrowolne odwrócenie się od Boga (grzech śmiertelny) i trwanie w nim aż do końca życia” (KKK 1037). „Bóg nie przeznacza nikogo do piekła” – zaznacza katechizm, powołując się na nauczanie Soboru Trydenckiego.

Sędziowie we własnej sprawie?

Podobną intuicję teologiczną znajdujemy w encyklice „Spe salvi” papieża Benedykta XVI: „Wraz ze śmiercią decyzja człowieka o sposobie życia staje się ostateczna – to życie staje przed Sędzią. Decyzja, która w ciągu całego życia nabierała kształtu, może mieć różnoraki charakter. Są ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa, ale w niektórych postaciach naszej historii można odnaleźć w sposób przerażający postawy tego rodzaju. Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo piekło” (SS 45).

W tej perspektywie piekło przestaje więc być zewnętrzną karą wymierzoną przez Boga, ale staje się bezpośrednią i wewnętrzną konsekwencją postępowania człowieka, koniecznym skutkiem ludzkiego działania. Konsekwencją takiego ujęcia jest także przesunięcie funkcji sędziowskiej z Boga na człowieka.

Jak pisze o. Zdzisław Kijas OFMConv, „Pismo Święte pozwala wierzyć, że nie Bóg będzie Sędzią, który karze i nagradza, ale że to człowiek sam będzie sądził siebie i wyznaczał sobie miejsce po prawej czy po lewej stronie Najwyższego”[4]. Wbrew prawnej zasadzie mówiącej, iż nemo iudex in causa sua [Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie], ostatecznie to każdy z nas ma osądzić sam siebie.

Powszechny akt łaski?

Ale co na ten człowieczy wyrok Pan Bóg? Fabrice Hadjadj pisze: „W rzeczywistości piekło bardzo wyraźnie jawi się jako miejsce boskiej tolerancji: Bóg pochyla się nad tym, który dobrowolnie i świadomie odrzuca jego łaskę, toleruje jego sprzeciw, nawet jeśli może zabrać duszę, to nie chce porywać jej siłą. […] Istotą piekła nie jest kara cielesna, lecz dobrowolne pozbawienie boskiej wizji”[5].

Wieczność piekła postrzeganego jako skutek dobrowolnego wyboru człowieka skazywałaby samego Boga na wieczne cierpienie. Czyż w jakimś sensie nie byłoby to ostatecznym triumfem zła?

Ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

Czy rzeczywiście Bóg jest wobec tej „dobrowolności piekła” – szerzej: dobrowolności kary – bezradny? Benedykt XVI pisał, że są ludzie, w których zniszczenie dobra jest nieodwracalne i których nie można już wyleczyć. Kontekst tego sformułowania wskazuje, że chodzi tutaj także o niemoc Boga. W ten sposób wieczność piekła postrzeganego jako skutek dobrowolnego wyboru człowieka skazywałaby samego Boga na wieczne cierpienie z powodu zatracenia, do jakiego doprowadziło się Jego stworzenie.

Czyż jednak w jakimś sensie nie byłoby to ostatecznym triumfem zła? Owszem, można sobie wyobrazić człowieka, który nie chce boskiego wyleczenia, ale czy można sobie wyobrazić Boga, który niezdolny jest do wyleczenia? Czyż On nie jest tym, który szkarłat wybiela ponad śnieg?

Kolekta mszalna mówi, że Jego sprawiedliwość najpełniej wyraża się w miłosierdziu. A ono wydaje się konieczne, aby ostatecznie zło nie zatryumfowało. Może więc sprawiedliwy sąd Boga będzie aktem powszechnej łaski, triumfem miłosierdzia?

Wesprzyj Więź

Chciałbym mieć taką nadzieję. Boję się jednak, że wtedy odezwą się wszyscy duchowi potomkowie starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym – ci, którzy Bogu nie wybaczą wybaczenia. I piekło otworzy się na nowo.

Przeczytaj też: Wyjście ku nieznanemu. Śmierć jako wydarzenie sakramentalne


[1] Paweł VI, Konstytucja apostolska „Indulgentiarum doctrina, 1967, nr 2.
[2] G. Minois, „Historia piekła, tłum. A. Dębska, Warszawa 1996, s. 371.
[3] Międzynarodowa Komisja Teologiczna, „Aktualne problemy eschatologii”, 10.3, w: J. Królikowski (red.) „Od wiary do teologii. Dokumenty Międzynarodowej Komisji Teologicznej 1969-1996”, Kraków 2000, s. 333.
[4] Z.J. Kijas, „Niebo, czyściec, piekło”, Kraków 2010, s. 714, 716
[5] F. Hadjadj, „Raj za drzwiami. Esej o kłopotliwej radości”, tłum. J. Nowakowska, Warszawa 2021, s. 28.

Podziel się

5
3
Wiadomość

Na temat poruszony w powyższym tekście dużo pisał nieodżałowanej pamięci ks. Wacław Hryniewicz – człowiek wielkiego serca, kultury i erudycji. Polecam zapoznać się z dorobkiem tego teologa.

Odnośnie do cytatu z encykliki Benedykta XVI „Spe salvi” uwaga ks. prof. Wacława Hryniewicza dotycząca polskiego przekładu: *Nawiasem mówiąc, augustynikiem jest Benedykt XVI, w encyklice Spe salvi ten papież napisał: „Mogą być ludzie, którzy całkowicie zniszczyli w sobie pragnienie prawdy i gotowość do kochania. Ludzie, w których wszystko stało się kłamstwem; ludzie, którzy żyli w nienawiści i podeptali w sobie miłość. Jest to straszna perspektywa (…). Takich ludzi już nie można uleczyć, a zniszczenie dobra jest nieodwołalne: to jest to, na co wskazuje słowo piekło”. W polskim przekładzie encykliki zamiast „Mogą być ludzie” (Es kann Menschen geben…) sens wyostrzono: „Są ludzie…”*.(„ZNAK”, luty 2014, nr 705). To jedna z wielu „korekt” dokonanych w polskich tłumaczeniach dokumentów kościelnych, które wyłowił ks. Hryniewicz.

Aż dziw, że u nas w Polsce takie korekty… Nawiasem mówiąc, dla niezorientowanych, ks. Hryniewicz był głosicielem nadziei zbawienia dla wszystkich i nadzieję tę popierał solidnymi argumentami.

Pamiętam jak przed dwudziestoma laty w ogólniaku, miałam wielką chęć uczenia się oryginalnych języków Biblii, żeby wiedzieć, co tam naprawdę jest napisane. Zostałam językoznawcą, ale nie biblistką. Słowa kreują rzeczywistość (często urojoną).

Ja bym do tej dyskusji dolozyl jeszcze aspekt ludzkiego dojrzewania. Pamietam, ze najbardziej zyczylem innym piekla, gdy bylem malym, bezbronnym dzieckiem. Potem mi to przeszlo z wiekiem… A widac innym nie chce jakos przejsc…

A ja bym dodał, że Bóg chce zbawić cały rodzaj ludzki. A zatem dobrzy muszą jakby nadrobić niedobory złych. Tak choćby działają odpusty. Z zasug świętych zyskują duszę czyśćcowe Im więcej zatem heroicznie świętych, tym większe szanse na zbawienie złych. Osiągamy zbawienie w relacji nie tylko do Boga, ale i w relacji do braci i sióstr z rodzaju ludzkiego. Może to trochę moja gnoza?

Benedykt XVI pisal o zlu jak o chorobie, a to znieksztalca obraz rzeczy (umniejszajac znaczenie albo odwracajac uwage od wolnego wyboru) i pozwala na formulowanie twierdzen, jak to zawarte w drugim wyodrebnionym cytacie ks. Andrzeja. Pieklo to stan ostatecznego SAMOwykluczenia z jednosci z Bogiem i swietymi.