Bogu chodzi o coś znacznie więcej niż zasadę „oko za oko, ząb za ząb”. Jezus został zabity, bo sprzeciwiał się po ludzku pojmowanej sprawiedliwości.
Ks. Wojciech Węgrzyniak rozgrzał wczoraj wieczorem internetowe bańki, pisząc na swoim Facebooku, że „mało jest tak prawdziwych zdań o Bogu jak to, że jest «On sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza a za zło karze»”.
Zgadzam się. W Ewangelii jest mowa i nagrodzie, i o karze. Jest też mowa o Bożej sprawiedliwości i Jego nieskończonym miłosierdziu. Nie zgadzam się natomiast z rozumieniem sprawiedliwości, którą ks. Węgrzyniak – bądź co bądź wytrawny biblista, co jeszcze bardziej zaskakuje! – podaje w dalszym ciągu swojego wpisu: „Jeśli jesteśmy stworzeni na obraz Boży i podobieństwo, jeśli mamy naśladować Boga i uważamy, że On nie jest sędzią sprawiedliwym, zamknijmy wszystkie sądy, wypuśćmy wszystkich morderców, przestańmy karać za zło. I wtedy zobaczymy, czy świat jest bardziej boski”.
Można wyznawać takie chrześcijaństwo, które nim tak naprawdę nie jest. Chrześcijaństwo oparte nie na łasce i Duchu, lecz na prawie i mentalności niewolnika
Takie postawienie sprawy to wielkie uproszczenie. Bo przeciwstawia boską sprawiedliwość miłosierdziu. I sprowadza wszystko do absurdu. Sprawiedliwość, którą podzielają wszyscy ludzie, przynajmniej w odniesieniu do niektórych rażących przestępstw, ma niewątpliwie źródło w Bogu. Jest sprawiedliwością związaną z tym niedoskonałym światem, ale i z ogólnym wyczuciem dobra. Jest sprawiedliwością sądową, prawną. Dzięki Bogu, że nie kieruje się On tylko taką, bo na pewno Jezus by za nas nie umarł na krzyżu.
Co jest celem prawnej sprawiedliwości? Po co kary? Głównie po to, by ograniczyć rozprzestrzenianie się zła i grzechu. Ale też do odstraszenia karą przed popełnieniem przestępstw. Tyle potrafimy w swojej bezsilności wobec zła. Jednocześnie więzienie to nie lekarstwo na zło w człowieku, a ochrona przed większym zniszczeniem.
Prymitywna sprawiedliwość
Można wyznawać takie chrześcijaństwo, które nim tak naprawdę nie jest. Chrześcijaństwo oparte nie na łasce i Duchu, lecz na prawie i mentalności niewolnika.
Podobnie było już w Starym Testamencie. Bóg kazał kamienować za cudzołóstwo i zabójstwo, „oko za oko ząb za ząb”. Bo nie było innej rady. To nie jest zła sprawiedliwość, ale na pewno nie może być to punkt docelowy w rozwoju człowieka. Dzisiaj Kościół nie każe kamienować cudzołożników. I co: niesprawiedliwe podejście czy sprawiedliwe?
Prymitywna sprawiedliwość świetnie się nadaje do motywowania strachem, aby uzyskać zewnętrzną poprawność i przynajmniej uniknąć zła. Jest dobra dla podtrzymania kościelnego systemu, żeby – przynajmniej zewnętrznie – wszystko było w porządku. Tylko że taka sprawiedliwość nie zmienia wewnętrznie człowieka. Może go, owszem, powstrzymać od zła, ale nie sprawi, że człowiek nie będzie chciał zabijać, kraść, cudzołożyć.
Zdaje się, że Jezus wskazuje na większą sprawiedliwość Boga, który nie chce, by motywem czynienia przez nas dobra i unikania zła był strach przed karą. Większa sprawiedliwość polega na przebaczaniu, usprawiedliwianiu i oczyszczaniu serca człowieka, by już nie pragnął czynić zła. Samo prawo, sądy i więzienia nigdy tego nie osiągną.
Jeśli jednak ta pierwotna sprawiedliwość jest ideałem, do którego ma zmierzać nauczanie Kościoła i kaznodziejów, to istotnie siedzimy jeszcze głęboko w mentalności i religijności pierwotnej. A najczęściej tak właśnie przedstawia się to dzieciom we wspomnianej już przez ks. Węgrzyniaka tzw. prawdzie wiary. Problemem nie jest ona sama w sobie, ale to, jak zostaje interpretowana. Pomijanie przy tym wrażliwości dziecka, które będzie kojarzyło wszystko po ludzku, w zależności od tego, jakich ma rodziców i wychowawców, bywa dla niego zabójcze.
Bóg usatysfakcjonowany krwią?
Przytoczę fragment z książki o. Silvano Faustiego SJ „Pismo święte bez patosu”. Jezuita wskazuje, jak wiele zależy od interpretacji i jak bardzo nasze wyobrażenia o sprawiedliwości, karze czy nagrodzie przenosimy na Niego.
Akurat w tym fragmencie chodzi o pojednanie z Bogiem, ale mechanizm pozostaje podobny jak w przypadku sprawiedliwości: „Pojednanie z Bogiem niekiedy rozumiane jest w sposób przewrotny. Myślimy, że musimy udobruchać Boga rozgniewanego naszymi błędami. Lecz nie mogąc odpowiednio zaspokoić Jego majestatu, niezmiernie obrażonego, ukrzyżowany Syn daje się jako nieskończone odpokutowanie, proporcjonalne do nieskończonej godności urażonego. Lecz jakiż to bóg, który uspokaja się i czuje się usatysfakcjonowany krwią syna? Jakiś wampir raczej”.
Dalszy komentarz Faustiego również uważam za adekwatny w przypadku prymitywnego (nie znaczy, że złego, ale niedoskonałego) rozumienia sprawiedliwości:
„Pomysły tego rodzaju, pozornie pobożne, lecz zasadniczo przewrotne, od razu znajdują oddźwięk w sercu człowieka; odbijają fałszywy obraz Boga, podpowiadany przez szatana przodkom i potwierdzany przez kaznodziejów wszystkich religii i ich wyznań. Ta religijność naturalna powoduje poddaństwo i dobre propozycje ekonomiczne, by uśmierzyć poczucie winy. Przyda się, by wybudować nowe kościoły, ale nie żeby stworzyć Kościół oparty na wolności dzieci Bożych.
Apostoł Paweł przedstawia sprawę w odwrotny sposób. Syn Boży nie umarł, aby uspokoić Ojca, lecz swoich braci zagniewanych na Ojca. Został zabity przez osoby religijne, ponieważ przedstawiał Boga, którego osąd to łaska, miłosierdzie i przebaczenie dla wszystkich”.
Jezus został zabity, bo broniono za wszelką cenę naturalnej sprawiedliwości, która nie jest zła, ale jest niedoskonała, nie jest pełnią, tylko pierwszym etapem na drodze do Boga. Nie chciano przyjąć większej sprawiedliwości, która nie zmienia przez prawo, kary i przepisy, ale przyjęcie Ducha. A tego, paradoksalnie, człowiek bardziej się boi niż… kary.
Strachem przed tak rozumianym Bogiem można było przez wieki zapełniać kościoły. Tylko że te czasy już mijają.
Trzymanie w przedszkolu
Sięgnijmy jeszcze wprost do św. Pawła. Wielokrotnie pisze on, że zewnętrzne Prawo jest tylko wychowawcą, pedagogiem prowadzącym dzieci za rączkę. A więc regulacje, kary i sankcje są po to, by chronić dzieci przed złem, bo jeszcze nie nauczyły się używać rozumu. I tak musi być na wczesnym etapie rozwoju człowieka.
Apostoł Narodów pisze jednak: „Do czasu przyjścia wiary byliśmy poddani pod straż Prawa i trzymani w zamknięciu aż do objawienia się wiary. Tym sposobem Prawo stało się dla nas wychowawcą, [który miał prowadzić] ku Chrystusowi, abyśmy z wiary uzyskali usprawiedliwienie. Gdy jednak wiara nadeszła, już nie jesteśmy poddani wychowawcy. Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 23-26).
Budowanie życia Kościoła tylko na prawie to podtrzymywanie religijności dla dzieci. Dobrze, że rodzic mówi do dziecka: „Źle się to skończy, jeśli nagle wejdziesz na jezdnię pod samochód”. Dziecko się słucha, bo „mama lub tata powiedzieli”. Ale dojrzałość polega potem na tym, że nie musi już mówić mama lub tata, a człowiek dorosły wie, żeby nie wchodzić pod samochód, i jest co do tego przekonany. Kieruje się w życiu natchnieniami Ducha, sumieniem, a nie tylko zewnętrznym prawem: co wolno, co nie, co jest grzechem, a co nie. Mentalność dziecka osoba dorosła powinna przekroczyć w wierze.
Niestety często w Kościele działamy tak, jakby wiara według koncepcji św. Pawła nie nadeszła, jakbyśmy ciągle byli w przedszkolu, bo „ludzie są za głupi, za słabi, za leniwi”, bo nie wierzymy w moc Ducha. Co więcej, gromy o sprawiedliwości i karze kieruje się nie tyle do morderców, złodziei czy cudzołożników, ale do ludzi, którzy przychodzą do kościoła i chcą naprawdę dobrze. Starają się.
Infantylne podejście do religii nie jest żadnym osiągnięciem, a porażką ewangelizacji, katechizacji i kazań, stosowanych od wieków. Czasem się nawet zastanawiam, jaką wiarę przekazujemy w Kościele. Czym ona jest? Bo wydaje się bardzo odległa od tego, o czym czytamy w Nowym Testamencie…
Przeczytaj też: Wiara, bieg długodystansowca
Przed rokiem natrafilem przypadkiem na bloga ks. Wawrzyniaka. Tego sie nie dalo czytac! Takiej manipulacji okraszonej poboznym sosem nie spotyka sie czesto. Po kilku wpisach musialem przestac, szczegolnie po tym, gdy ks. Wawrzyniak bronil Dziwisza w sprawach tuszowania przestepstw w archidiecezji krakowskiej po 2012r., czyli po tym, jak ks. Isakowicz-Zaleski wreczyl Dziwiszowi liste pedofilow w sutannach.
Oczywiscie chodzilo mi o ks. Wegrzyniaka. Sorry.
Tak, coś w tym jest, że Kościół trzyma niektórych wiernych w przedszkolu. Po to, by nie utracić tych jeszcze niedojrzałych. A „dojrzali” chcieliby zbawić się sami – „a co nas obchodzą przedszkolaki”? Więcej szkód zmiana, o której pisze Autor wyrządzi niedojrzałym niż dojrzałym. Ma to nas nie obchodzić?
Po drugie, w duchu Autora Kościół głosił ewangelię na Zachodzie już od lat sześćdziesiątych. I co? To też nie działa, tamte kościoły jakoś się nie zapełniają. Czy tamten Kościół jest w lepszej sytuacji? Polski Kościół jeszcze może skręcić w lewo lub w prawo, Kościół na Zachodzie ma mniejszy wybór. Jednak przykro, że Kościół polski nie potrafi skorzystać z doświadczeń, także porażek Kościoła na Zachodzie.
Nieśmiało przypomnę, że zmiana lat 60 była już tylko rozpaczliwą próbą ratowania tego, co zepsuto na przełomie XIX i XX wieku, co doprowadziło do masowej sekularyzacji w krajach zachodnich. Przełom był bardzo krótkotrwałą nadzieją, bo przyszedł Jan Paweł II uznawany za hamulcowego zmian.
@ Piotr Ciompa – chetnie bym z Panem o tym porozmawial. Sytuacja jest duzo bardziej zlozona, jak sie wydaje.
„Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: “Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije. a oni mówią: “Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”.”
U dzieci dobrze widać przekorę człowieka.
Proszę czasem ładnie i tłumaczę odwołując się do relacji i ustalonych zasad i nic – a jak później robię wyrzuty, że nie zrobione coś, to słyszę: trzeba było bardziej nalegać i mnie zmusić,
może i krzyknąć, to bym zrobił i wiedział, że ważne.
Z kolei krzyknę, bo już mam dość, to słyszę: a nie możesz łagodniej, wtedy bym Ciebie posłuchał.
…
Co do sprawiedliwości.
Mi ostatnie artykuły Więzi z rozliczania Arki mocno dały do myślenia.
Tak. Sprawiedliwość po ludzku wobec przestępstw i zgorszenia też wybiórcza – jak widać na przykładzie Vaniera.
No więc. Powodzenia w ewangelizowaniu 🙂 Dużo zależy od człowieka i jego postawy.
Cuda dzieją się kiedy po prostu ufamy. Słuchamy.
Wiara to nie budowanie wieży Babel dla swojej chwały.
To ufność Abrahama. Nawet jeśli ciemno. Policz gwiazdy.
With arms wide open. Creed.
https://www.youtube.com/watch?v=99j0zLuNhi8
Joanna, w pełni się z Tobą zgadzam. Problem ewangelizacji nie sprowadza się do metod jakich używamy. Jak ktoś nie chce przyjąć Ewangelii, to nie jest ważne, czy będziemy mówić o miłości, czy o sądzie. Pytanie powinno brzmieć czemu ludzie przestali chcieć słuchać, a nie o to jak chce się to przekazać.
Wojtek.
Dlaczego nie słuchają?
Nie chcą słuchać ponieważ Bóg nie ma już konkurencji w postaci innych bogów – dziwacznych i dla nas już passé z tymi ofiarami i innymi cudami.
Obecnie tylko osobista wolność człowieka przeszkadza Mu w tworzeniu więzi, ale o tym już Ewa gadała z wężem 😉 czyli wracamy do początków.
Dziś tak bardzo kochamy siebie.
I uważamy, że to dobrze, że wyzwoliliśmy się z okowów boga- despoty.
Nie biorąc pod uwagę, że właśnie te starożytne bożki i inne cudeńka to z wolnej woli powstawały i powstają.
A Prawda próbuje przebić mur naszych błędów i chybionych decyzji.
Stary i nowy Testament. Wystarczy zajrzeć do środka 😉
“Pytanie powinno brzmieć czemu ludzie przestali chcieć słuchać… ” – utrata wiarygodności funkcjonariuszy kk? Pewnie to nie jedyna przyczyna, ale jedna z kluczowych. Skoro w PL (według badań bodaj z 2021) zaufanie społeczne do biskupów jest na poziomie 2% to o czymś to świadczy.
Kościołowi nie chodzi o wypełnienie świątyń, tylko o zagwarantowanie funkcjonowania w cieplarnianych warunkach. Mówię “Kościołowi”, bo jak wiecie, bez pasterzy nie ma Kościoła, a pasterze wybierają jednoznacznie: “Ordo Iuris chce zdegradować większość Kościołów. Wpływowy prawicowy instytut przedstawił kontrowersyjne pomysły, dotyczące „wolności sumienia i religii”. Co zaskakujące, zrobił to w siedzibie Episkopatu.” https://www.rp.pl/kosciol/art37978471-ordo-iuris-chce-zdegradowac-wiekszosc-kosciolow
Nie wiem co zaskakuje dziennikarza Rzepy, ale Ordo Iuris od dawna współpracuje z kościołem instytucjonalnym. Gdzieś tam przy sprawach o tuszowanie pedofilii (zgadnijcie, po której stronie 😉 ), tutaj przy zagwarantowaniu finansowania. Można powiedzieć, że Ordo Iuris jest drogą Kościoła 🙂
Wszystko prawda, ale te cieplarniane warunki mogą się za chwilę skończyć. Politycy są skrajnie oportunistyczni i kiedy tylko dla partii politycznych popieranie Kościoła zacznie być niekorzystne pod względem przewidywanego wyniku wyborów, politycy zaczną na wyprzódki proponować ustawy utrudniające życie Kościołowi. Łącznie z tymi najgorszymi dla Kościoła pomysłami, czyli uderzającymi w finanse, np. wycofanie religii ze szkół (to ma aspekt już tylko finansowy), likwidacja funduszu kościelnego czy poważne przyjrzenie się działalności Komisji Majątkowej.
A co do działalności Ordo Iuris, to ona tylko przyspiesza ten moment. Można powiedzieć, że Ordo Iuris współdziała bardzo skutecznie z Episkopatem w kierunku coraz pełniejszej laicyzacji Polski, czego sobie i Polsce życzę.
Tak nie będzie. Kościół jest po państwie największym właścicielem nieruchomości i ziemi. A działalność Ordo Iuris? Jak pokazuje współczesna Rosja, “wartości” konserwatywne i chrześcijaństwo wciąż skutecznie odnajdują swoich politycznych odbiorców i mogą zyskać wsparcie państwa.
” istotnie siedzimy jeszcze głęboko w mentalności i religijności pierwotnej… ” I to nie powinien być zarzut tylko usankcjonowanie faktu, że jesteśmy istotami genetycznie religijnie uwarunkowanymi. Nie tę wydumaną, wykreowaną przez teologów, lecz prymitywną, szukającą prostych odpowiedzi na trudne pytania. My prawdziwie ciągle usiłujemy udobruchać Boga, załatwiać z nim nasze trudne sprawy, przekupić go ofiarami. Taki jest fundament naszej religijności, dlatego Boga tworzymy na miarę swoich możliwości i potrzeb. Próbujemy własne postrzeganie sprawiedliwości ucieleśnić w boskiej postaci. Niestety oderwaliśmy je od praw przyrody i błądzimy po manowcach. Strachem przed boską potęga zapełniane będą kościoły dopóki istnieć będą ludzkie cywilizacje. To , że Bóg katolików gdzieś się pogubił w odmętach teologicznej doktryny, nie znaczy, że skapitulował całkowicie. Świat nie przestaną nawiedzać kataklizmy, zarazy, wojny i nikczemność ludzka. Przyroda ciągle stawiać nas będzie przed nieznanym, w strachu i niepewności jutra. A my będziemy dalej zaklinać deszcz, słońce, zabiegać o zdrowie i pomyślność. Nadal nie będziemy skłonni pochylić się z pokorą nad cudem natury, prawami przyrody, przyznać, że dotyczą wszystkich bez wyjątku, ludzi, zwierząt, roślin, wszystkiego co żyje i co zwiemy światem nieożywionym. Potrzeba chodzenia na skróty jest w nas zbyt silna i determinowana siłą natury. Dość paradoksalnie zabrzmi to w kontekście tego co napisałem, ale człowiek mimo wszystko w życiu kieruje się zdrowym rozsądkiem nie natchnieniem Ducha. Owo natchnienie raczej zwą intuicją, która poniekąd ukształtowana jest tresurą jaką zostaliśmy w dzieciństwie poddani. Zgadzam się natomiast z tym, że gromy kaznodziei trafiają pod zły adres i nie trafiają do czyniących zło. Przyczyna jest prozaiczna, władza i pieniądze, gdzie tron tam i ołtarz.