Jesień 2024, nr 3

Zamów

Porażką psychiatrii jest niezrozumienie, że można wyjść z najpoważniejszych problemów psychiatrycznych

Fot. HASTYWORDS / Pixabay

Osoby, które otrzymały diagnozę schizofrenii, często słyszą, że ten stan jest nieodwracalny. To tak, jakby zakopać człowieka żywcem – mówi amerykański psychiatra Daniel B. Fisher w rozmowie z portalem niepełnosprawni.pl.

Mateusz Różański: Chciałbym zapytać o stosowanie leków w psychiatrii. Jest to temat kontrowersyjny i pojawia się coraz więcej głosów na temat szkodliwości farmakoterapii.

Dr Daniel B. Fisher: Najważniejsze jest, aby najpierw nawiązać więź emocjonalną, zobaczyć całą osobę i ją poznać. Sprawa jest skomplikowana.

(…) Oczywiście leki mają swoje miejsce w procesie leczenia, ale muszą być dopasowane do potrzeb i sytuacji pacjenta oraz jego otoczenia. Trzeba wziąć pod uwagę różne czynniki psychospołeczne dla każdej osoby, takie jak jej rodzina i przyjaciele. Lek nigdy nie jest magiczną pigułką, która rozwiązuje wszystko. (…)

W Polsce pacjenci chcą, by lekarze przepisywali leki, bo nie mają zbyt wielkiej alternatywy. Dostęp do psychiatrii i leczenia środowiskowego jest bardzo ograniczony. Jesteśmy na bardzo wczesnym etapie rozwoju psychiatrii środowiskowej.

– Cieszę się, że w różnych miejscach Twojego kraju powstaje coraz więcej centrów zdrowia psychicznego, które oferują wsparcie psychospołeczne. Pomocna może być psychoterapia, ale w przypadku poważnych problemów psychiatrycznych bardziej wartościowe jest wsparcie psychospołeczne. Psychoterapia jest bardziej dla osób, które prowadzą udane życie, ale czasami doświadczają lęków lub depresji. Dla osób, których życie jest niestabilne, nie mają pracy, nie mają związków i są samotne, lepsze jest wsparcie psychospołeczne.

Dlatego radzę nie koncentrować się tak bardzo na psychoterapii przy rozwijaniu psychiatrii środowiskowej, a bardziej na zapewnianiu stabilizacji, budowaniu więzi społecznych, odnajdywaniu celu w życiu, ale także tworzeniu warunków do samopomocy. (…) Kiedy spotykam człowieka doświadczającego odmiennych stanów świadomości, wiem, że nadal jest to człowiek, z którym mogę się jakoś połączyć. I to jest kluczowe. Niestety, jeśli psychiatra nie widzi tego w ten sposób, jedyne, co może zrobić, to podać leki. Bo nie widzi możliwości dotarcia do kogoś, kto myślami jest w innej rzeczywistości. Aby to zrobić, musisz poczuć, że jest to możliwe.

(…) Zdecydowałem się na karierę naukową, gdy mój znajomy, bardzo mądry człowiek (dwa razy starszy ode mnie) o siwych włosach i wyglądzie mędrca, właściciel pięknej biblioteki, pracujący jako pracownik naukowy w Narodowym Instytucie Zdrowia Psychicznego polecił mi studiować biochemię, gdy poprosiłem go o poradę zawodową i  powiedziałem mu, że chcę się dowiedzieć, dlaczego ludzie są nieszczęśliwi, dlaczego popadają w depresję itp. Przekonał mnie, że badając procesy biochemiczne zachodzące w ludzkim mózgu, znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Byłem przekonany, że możliwe jest wynalezienie leku, który uwolni ludzi od smutku i depresji.

Ostatecznie jednak, z własnego doświadczenia, przekonałem się, że same reakcje biochemiczne bez uwzględnienia konkretnej osoby niewiele znaczą. Niekiedy reakcje te są odpowiedzią na traumatyczną sytuację, a reakcje te wynikają z tego, co tkwi głęboko w psychice. Dlatego opuściłem laboratorium i zmieniłem swoją drogę życiową. Kryzysy życiowe doprowadziły mnie do odmiennych stanów świadomości. To był taki kluczowy moment w moim życiu. Do tego czasu byłem wzorowym uczniem. Ciężko pracowałem i słuchałem profesorów. A wszystko było jak w piosence Boba Dylana „Ballad of Thin Man”. „Byłeś z profesorami / Im wszystkim podobał się twój wygląd / Ze świetnymi prawnikami / Dyskutowałeś o trędowatych i oszustach / Przebrnąłeś przez wszystkie książki F. Scotta Fitzgeralda / Jesteś bardzo oczytany / To rzecz wiadoma. / Bo coś się tu dzieje / Ale ty nie wiesz co / Prawda, panie Jones?”. 

Bob Dylan to prawdziwa skarbnica mądrości życiowych.

– Piosenki Dylana zawsze były dla mnie bardzo ważne, także wtedy, gdy z pracy w laboratorium naukowym przeszedłem na doświadczanie mojego laboratorium życia. Te doświadczenia uświadomiły mi jedno.

Co takiego?

– Podstawową porażką psychiatrii jest niezrozumienie, że ludzie mogą wyjść z nawet najpoważniejszych problemów psychiatrycznych. Osoby, które otrzymały diagnozę schizofrenii i ich rodziny często słyszą, że ten stan jest nieodwracalny i do końca życia trzeba będzie przyjmować leki, a najlepsze, co osoby z takim doświadczeniem mogą oczekiwać w życiu, to praca przy zmywaniu naczyń. To tak, jakby zakopać człowieka żywcem. Przyczyną tego jest to, o  czym powiedziałem wcześniej – że za różnymi stanami świadomości wciąż kryje się człowiek, wciąż zdolny do sensownego życia. Dlatego razem z grupą ludzi o podobnych doświadczeniach i przekonaniach podróżuję po świecie i uczę, jak dotrzeć do osoby doświadczającej odmiennych stanów świadomości, co nazywam resuscytacją emocjonalną? (ang. emotional cpr).

Co kryje się pod tą nazwą?

– Czy wiesz, co to jest resuscytacja krążeniowo-oddechowa (ang. CPR)?

Tak, byłem kiedyś na kursie pierwszej pomocy.

– Podam najlepszy przykład. Wyobraź sobie mecz futbolu amerykańskiego. Nagle jeden z piłkarzy upada na boisko. Przybiega jego trener i wykonuje serię uciśnięć klatki piersiowej oraz oddechów usta-usta. Dzięki temu gracz wstaje i wraca do żywych. Resuscytacja emocjonalna jest pomocą w powrocie osoby z odmiennych stanów świadomości do świata współdzielonej rzeczywistości. Do tego potrzebujesz pomocy.

W niektórych sytuacjach osobę można przywrócić do wspólnej rzeczywistości poprzez podanie zastrzyku z leku przeciwpsychotycznego, ale wtedy osoba ta zostaje niejako wyciągnięta ze swojego stanu, ale nie bierze czynnego udziału w tym, co dzieje się dookoła niej  i może bardzo szybko powrócić do tych odmienionych stany. Aby móc funkcjonować w świecie, potrzebujemy kontaktów, relacji z ludźmi, poczucia więzi. Dlatego w tej emocjonalnej resuscytacji najważniejsze jest to, co przekazuje droga niewerbalna, poprzez postawę, ton głosu, mimikę, gestykulację itp. W tym wszystkim ważne jest również stawianie się na równi z człowieka, któremu chcemy pomóc, będąc z nim, a nie nad nim. Nie chodzi o to, żeby dawać mu życiowe rady i instrukcje. Bo tak naprawdę nie wiemy, jak inni ludzie powinni żyć. 

Wesprzyj Więź

Daniel B. Fisher – amerykański psychiatra z ponad 40-letnim doświadczeniem, konsultant administracji prezydenta Obamy ds. reformy zdrowia psychicznego w USA. Członek komisji „Nowa Wolność w Zdrowiu Psychicznym”, która we współpracy z Białym Domem opracowała szczegóły reform w psychiatrii. Prezes zarządu Narodowego Centrum Empowerment. Podróżuje po świecie, aby dawać świadectwo wyzdrowienia i promować swoją metodę wsparcia – resuscytację emocjonalną.

Fragmenty wywiadu, który ukazał się na stronie niepełnosprawni.pl pod tytułem „Emocjonalna resuscytacja”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Nie musimy cierpieć, pomoc jest możliwa. Rozmowa z Lucyną Kicińską

Podziel się

40
5
Wiadomość

Istotą zrozumienia osób w kryzysie psychicznym jest uświadomienie sobie, że osoba taka doświadcza podwójnego psychicznego problemu. Jednym jest choroba jako taka (schizofrenia, depresja, nerwica). Drugim problem emocjonalno-egzystencjalny, który niesie za sobą poznanie diagnozy. To drugie łączy się z większością chorób. W nowotworach zdajemy sobie sprawę jak ciężko emocjonalnie przeżywa to chory. Współczujemy. W przypadku psychiki, albo przypisujemy naturalny problem godzenia się z diagnozą chorobie (zwłaszcza w depresji), albo udziecinniamy chorego spłaszczając jego trudny świat. Jednym z mitów jest przekonanie, że chory, szczególnie na schizofrenię, „nie wie, że jest chory”. W związku z tym bagatelizujemy jego emocjonalny stosunek do sytuacji. Tak nie jest. Większość chorych od pewnego momentu wie, że są chorzy. Problemem jest odróżnienie prawdy od urojenia, co jest czasem niemożliwe, a czasem udaje się trochę wytrenować na terapii (przez rozpoznawanie zwiastunów i sytuacji). Ale podłożem słów „nie jestem chory” nie jest tylko objaw chorobowy ale też sama niechęć do bycia chorym na nią, którą przecież ma każdy. Niezgoda na dramat, który na człowieka spadł i lęk przed tym, że dla innych zawsze już będzie się miało ten jeden garnitur.

Od 30 lat nie biore żadnych proszkow na leki depresje lękowe załamania nerwowego zrozumiałem wszystko jak dostałem książkę Ewy filet depresja a lek 30 lat zawsze przed snem robię autonomiczny trening Schulza a teraz sobie Przemyśl tabletka czy 30 min. Relaksu

Być może to było załamanie, a nie depresja. To ciężka choroba, której nie wolno lekceważyć ani u innych weź się w garść/inni mają gorzej), ani u siebie. Trening którym pan mówi, jest pomocny, ale jedynie jako element terapii. Choroba, która trawi duszę i umysł człowieka, jest przerażająca, bo nie można człowieka zoperowac i powiedzieć: „oto jesteś znów jak nowy”. Wyleczyć trudno, nawet zdiagnozować niełatwo. A chorować najgorzej, zwłaszcza, gdy jest się samemu. A zawsze chory jest sam, bo tylko on wie, jak bardzo cierpi. Nie wypowiadam się o farmakologii ani o psychoterapii, jedynie o tym, że trening relaksacyjny to głaskanie tam, gdzie potrzeba …szarpniecia? Na pewno nie usypiania. Załamanie to nie depresja, tak jak incydent kardiologiczne to nie rozległy zawał.