Jak to zrobić, żeby – zamiast zastanawiać się nad młodymi z Robloksa – spotkać się z nimi i zapytać samych zainteresowanych, co ich tam ściągnęło?
Kiedy kilka miesięcy temu z pewną rezerwą zakładałam konto na TikToku, nie przyszło mi do głowy, że za jakiś czas przyjdzie mi kilkanaście razy dziennie słyszeć tam zdanie: „Artur, przyszykuj kadzidło”. A jednak – stało się.
Fragmenty wirtualnych mszy, odprawianych na platformie Roblox przez młodszych i starszych, są aktualnie TikTokowym trendem, a imperatyw skierowany do Artura już dziś jest viralem i kandydatem na młodzieżowe słowo roku. Zacznijmy jednak od początku.
Ósmego dnia Bóg stworzył… metaverse? Wczytując się nieco w newsy z internetowego świata, można odnieść takie właśnie wrażenie. Metaverse, tłumaczony jako koncepcja współistnienia kilku wirtualnych wszechświatów, w których ludzie funkcjonują w formie awatarów, to pomysł względnie nowy. Żyjemy w tzw. pierwszej fali metaverse w świecie – oznacza to, że przestrzeń istnieje, jednak wciąż jest jeszcze względnie niezagospodarowana (chociażby pod względem marketingowym). Okazuje się jednak, że to, co nowe dla marketingowca, od dawna znane jest nastolatkowi.
Czy przestępstwo popełnione w alternatywnym wszechświecie będzie w przyszłości uznawane za grzech w świecie rzeczywistym? To pytanie z pozoru głupie, dopóki nie spróbujemy ukraść komuś bitcoinów
Tak właśnie stało się z platformą Roblox – miejscem przeznaczonym do samodzielnego tworzenia gier, światów, map, przestrzeni, a także do uczestniczenia w aktywnościach odbywających się w tych przestrzeniach wraz z innymi graczami (z ich awatarami) w czasie rzeczywistym. W praktyce oznacza to, że Roblox daje możliwość zbudowania, na przykład, budynku polskiego sejmu (z dbałością o najmniejszy detal), a następnie przeprowadzenia obrad i głosowania z innymi graczami, którzy zalogują się w odpowiednim miejscu i czasie (obrady sejmu są, notabene, drugą po mszach najpopularniejszą rozgrywką na platformie).
Co to wszystko ma wspólnego z Eucharystią? Historia zaczęła się prawdopodobnie około 2010 roku, kiedy wierzący z różnych krajów zaczęli tworzyć na Robloksie… własne diecezje, połączone w hierarchiczną strukturę na czele z Kurią Rzymską. Około 2014 roku do gry dołączyli Polacy – tak powstała „Archidiecezja Gnieźnieńska”. Ma ona swój kanał na YouTube i na Discordzie.
Co ciekawe, twórcy grupy okazali się zaangażowanymi katolikami, a ich działania na platformie miały cele ewangelizacyjne. Założyciele „Archidiecezji Gnieźnieńskiej” (serwer nie ma nic wspólnego z rzeczywistą archidiecezją), mający obecnie prawie 100 tys. członków na Discordzie, stworzyli więc niewiarygodnie dopracowany świat osadzony w znanych nam kościelnych realiach. Księża odprawiający robloksowe msze mają szaty liturgiczne we właściwym kolorze, podczas liturgii śpiewa organista, na ołtarzu zapalone są świece, celebrans mówi „co trzeba”, wierni zachowują się jak w niedzielę w „normalnym” kościele.
Organizatorzy Mszy w Robloksie podkreślają, że wydarzenie nie ma, rzecz jasna, charakteru sakramentalnego ani modlitewnego, zaznaczając jednak, że udział w celebracji sprawił znaczny wzrost pobożności członków grupy. Twierdzą oni, między innymi, że msze w Robloksie przyczyniły się do realnego powołania kapłańskiego dwóch nastolatków, którzy aktualnie formują się w seminariach.
W specjalnym oświadczeniu twórcy tej inicjatywy wyjaśniają, że wszystko, co dzieje się podczas wirtualnych celebracji, jest zgodne z przepisami Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego i z najważniejszymi punktami Kodeksu prawa kanonicznego. Co więcej, kandydat na robloksowego księdza musi przejść dwumiesięczne szkolenie liturgiczne, zanim zostanie dopuszczony do posługi. Grupa nie ogranicza się zresztą jedynie do celebrowania liturgii – w zeszłym roku, na przykład, na serwerze „Archidiecezji Gnieźnieńskiej” przeprowadzony został synod o nowej ewangelizacji.
Mimo że twórcy serwera odprawiają robloksowe msze już od kilku lat, wydarzenia te stały się popularne dopiero w ostatnich miesiącach. Stało się tak za sprawą innej grupy (prawdopodobnie funkcjonującej kiedyś pod nazwą „Archidiecezja Lubelska Roblox”), która, jak twierdzą przedstawiciele „Archidiecezji Gnieźnieńskiej”, skopiowała stworzony pierwotnie świat, a następnie udostępniła fragmenty Mszy na platformie TikTok. To właśnie ich nagrania stały się wiralem w aplikacji.
Od tego czasu powstało przynajmniej kilka wirtualnych archidiecezji, które odprawiają własne msze – niektórzy robią to z powagą, inni w żartach. Podobnie jest z uczestnikami Robloksowych celebracji – dla jednych jest to ciekawostka, dla innych pretekst do zabawy, dla kolejnych zaś możliwość dotknięcia czegoś, co do tej pory było zarezerwowane dla wąskiej grupy społecznej.
Wśród duchownych i wiernych obecnych w mediach społecznościowych zdania na temat robloksowych celebracji są podzielone. Popularni TikTokowi duszpasterze gratulują twórcom znajomości liturgii i dbałości o detale, niejednokrotnie wyrażając nadzieję, że Msze staną się pretekstem do rozmowy o Eucharystii, a nie do znieważania jej. Księża starają się również odnieść do pytania o to, czy uczestnictwo w robloksowych mszach jest grzechem i profanacją (o co obawiają się niektóre grupy wiernych).
Ja z kolei, usłyszawszy dziś po raz kolejny wiralowe „Artur, przyszykuj kadzidło”, zderzam się z wieloma pytaniami na które odważam się nie szukać natychmiastowych odpowiedzi. Na przykład:
• Czy istnieje jakaś różnica między celebrowaniem mszy w platformie Roblox a zabawą w jej odprawianie przez młodego Josepha Ratzingera?
• Czy jest sens oburzać się na rzeczywistość, w której my, dorośli, nie mamy szans na kontrolę?
• Jak to zrobić, żeby – zamiast zastanawiać się nad młodymi z Robloksa – spotkać się z nimi i zapytać samych zainteresowanych, co ich tam ściągnęło?
• Czy metaverse ma potencjał ewangelizacyjny? Czy dzisiejszy Kościół będzie w stanie się w nim odnaleźć, zanim do robloxowych mszy dorwą się marketingowcy?
• Dlaczego jeden z uczestników celebracji stwierdza, że są one „jedynym sposobem zachęty do Kościoła katolickiego” – i czy świadczy to o Robloksie, o jego użytkownikach, czy o nas?
• Czy księża, których powołanie wywodzi się z mszy internetowych, będą stanowili zupełnie inne pokolenie kapłanów?
• Na ile szybko będzie rozwijać się życie w alternatywnych wszechświatach i jakie nowe wyzwania stworzy to dla specjalistów zajmujących się (choćby tak jak ja) zdrowiem psychicznym?
• Czy za kilkadziesiąt lat przestępstwo popełnione w alternatywnym wszechświecie będzie uznawane za grzech w świecie rzeczywistym? To pytanie z pozoru głupie, dopóki nie spróbujemy ukraść komuś bitcoinów.
• Czy jest szansa, że – w myśl punktu 54. Dokumentu roboczego dla etapu kontynentalnego synodu – Bóg właśnie „szepcze” do nas przez Robloksa?
PS. Po zapisaniu tych wszystkich pytań zaczęłam głośno zadawać je w grupie przyjaciół. Jeden z nich, mądry człowiek, opowiedział mi historię z życia C. S. Lewisa, do którego pretensje miała mieć matka jednego z jego czytelników. Kobieta twierdziła, że dziecko bardziej niż Pana Jezusa pokochało Aslana. Lewis miał wówczas odpowiedzieć, że to, co syn pokochał w Aslanie, odnajdzie i pokocha kiedyś w Panu Jezusie.
W tym kontekście, przy okazji rozmowy o potencjale ewangelizacyjnym Robloksa, mój przyjaciel zapytał, czy to właśnie nie byłaby odpowiednia droga: w alternatywnym wszechświecie tworzyć bardziej „Aslana” niż „pluszowego Pana Jezusa”.
Przeczytaj też: Kościół, który nie musi się martwić o swój byt, nie martwi się też o swoich wiernych
Pytania zasadne, ale najpierw trzeba zmienić przepisy kanoniczne. Symulacja odprawiania mszy jest traktowana jako przestępstwo kanoniczne, w dodatku zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej. W omówieniu dekretu zaznaczono, że przestępstwo to jest niezależne od intencji, jaka kierowała tym, który dopuszcza się czynu zabronionego.
W wakacje uczęszczał także do ochronki. Tu jak wspominał ksiądz Tyszka bawił się najczęściej w księdza: „Dziewczynki go nieraz pytały „Stefanku, w co będziemy się bawić?” A on: „W księdza”. „A kto będzie księdzem?” – „Ja” – odpowiadał. Brały wtedy chustkę z głowy i po dziecięcemu rozwieszały ją na patykach. W ten sposób powstawał baldachim. Nosiły go, a Stefanek szedł w środku i był księdzem. I tak odbywała się procesja. W księdza bawił się nawet w kościele. Jako syn organisty wszędzie tam miał wzięcie. Był ministrantem, ale bawił się w księdza. Siadał często w konfesjonale. Dzieci podchodziły do niego, a on coś do nich szeptał, mówił, potem pukał i dzieci odchodziły”.
Stefan Wyszyński
Jego obowiązywał kodeks z 1917, tam o ile pamiętam nie wymieniano jeszcze tego typu przestępsta.
Ale „symulacją” nie jest zabawa czy teatr, tylko sytuacja w której świecki wchodzi w rolę kapłana i usiłuje rzeczywiście odprawić mszę (od razu przychodzi mi na myśl film „Boże Ciało”) – przynajmniej tak zrozumiałam po szybkim przejrzeniu zasobów internetu.
Symulacja w prawie kanonicznym jest rozumiana jako czynność, która może wprowadzić w błąd. Wspomniana zabawa jak najbardziej wprowadza w błąd, o czym świadczy ogrom publikacji medialnych, oświadczenia samych sprawców, czy reakcje.
Zastanawiające, że kiedyś przemawiał z obłoku ognistego albo płonącego krzaka, nie mówiąc już o bezpośrednim kontakcie z ludźmi. A teraz jakaś inflacja 🙁 Chyba nie jesteśmy aż tak źli, kochani, żeby z nami nie rozmawiać, hm?