Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jedna z najsmutniejszych statystyk minionego roku. Otoczmy dzieci uważnością

Fot. Jordan Whitt / Unsplash

1715 prób samobójczych, w tym 127 zakończonych śmiercią – te tragiczne liczby dotyczą dzieci i młodzieży w Polsce, które próbowały targnąć się na swoje życie między styczniem a październikiem 2022 roku.

Najnowsze dane przekazała Onetowi Komenda Główna Policji. Oficjalne statystyki to wierzchołek góry lodowej. Z jednej strony mamy bowiem do czynieni ze zjawiskiem tzw. underreportingu, czyli znacznie większej skali prób samobójczych, której system nie odnotowuje. Z drugiej strony tendencja ta pokazuje, w jakim kryzysie psychospołecznym wszyscy się znajdujemy.

Autodestrukcyjne zachowania dzieci i nastolatków, najbardziej wrażliwych i bezbronnych członków naszego społeczeństwa, są tragiczną porażką nas – dorosłych. Jak się bowiem okazuje, zarówno w wymiarze mikro (rodzina), jak i makro (edukacja i przestrzeń relacji społecznych), nie potrafimy stworzyć dzieciom i nastolatkom bezpiecznego środowiska, w którym mogliby nawiązywać relacje, zdobywać wiedzę oraz rozwijać swoje zdolności i umiejętności, również te pozwalające radzić sobie z nieuniknionymi przecież trudnościami. Nie potrafimy stworzyć środowiska, w którym budowane jest wzajemne zaufanie młodych i dorosłych; w którym dzieci i nastolatki mogłyby liczyć na nasze życzliwość i wsparcie.

Tym większą wdzięczność i podziw powinniśmy okazać takim inicjatywom pomocowym jak „życie warte jest rozmowy” i telefon zaufania 116 111 Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Zwracają uwagę na ogromną rolę edukacji społecznej w wymiarze zdrowia psychicznego młodych oraz metod wychowawczych, które pomagają wspierać ich w trudnym czasie dorastania i mierzenia się z wyzwaniami codzienności.

Viktor Frankl, wybitny austriacki psychiatra i psychoterapeuta, twórca logoterapii, więzień obozów koncentracyjnych pisał przed laty: „w epoce egzystencjalnej pustki, podstawowym zadaniem systemu edukacji powinno być doskonalenie tej właśnie umiejętności [doskonalenie sumienia – KC], która pozwala człowiekowi odnajdywać niepowtarzalny sens, a nie ograniczanie się do zwykłego przekazywania wiedzy i tradycji. W dzisiejszych czasach nie stać nas na kontynuowanie tradycyjnego modelu edukacyjnego; młodzi ludzie muszą się uczyć podejmowania niezależnych i autentycznych decyzji”. Te słowa są dziś boleśnie aktualne. Weźmy je sobie do serca.

Ze względu na znaczenie szczególnego okresu życia, jakim jest dzieciństwo, dzieci powinny być otoczone wyjątkową uważnością ze strony dorosłych i instytucji publicznych. Uważność ta leży również w najlepiej pojętym interesie dorosłych. Dzieci i młodzież niosą bowiem ze sobą, co podkreślał znakomity pedagog i terapeuta rodzinny Jasper Juul, nieograniczone zasoby emocji, zdolności i potencjałów.

Wesprzyj Więź

Odwołując się zaś do określenia słynnej polskiej pedagożki, Marii Łopatkowej, oraz Marshalla Rosenberga, twórcy tzw. nurtu Nonviolent Communication (porozumienie bez przemocy) – warto zdać sobie sprawę, że dzieci używają zapomnianego przez wielu dorosłych, podstawowego języka ludzkości, jakim jest język serca. Zrozumienie go wymaga nieustającej gotowości do słuchania i rozmowy.

„Pamiętajmy jednak, że rozmowa nie jest pouczaniem, pomniejszaniem czy bagatelizowaniem problemów, z których ktoś nam się zwierza – mówiła na tych łamach Lucyna Kicińska, ekspertka Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym Instytutu Psychiatrii i Neurologii. – Rozmowa to bycie razem, wysłuchanie drugiej osoby bez osądzania, bez pouczania, bez dawania dobrych rad. Bardzo jest też ważne, byśmy rozmawiali o faktach oraz o emocjach, o swoich odczuciach. Zwłaszcza w wypadku dzieci i młodzieży ważne jest, aby stworzyć im bezpieczną przestrzeń, w której nie będą się bały mówić również o negatywnych emocjach. Komunikowanie ich przynosi ulgę”.

Przeczytaj też: Czy „silniejszy” ma kształtować „słabszego”– prawa dziecka 

Podziel się

8
1
Wiadomość

A co jest przyczyną samobójstw dzieci? Bo w przypadku przemocy w rodzinie odpowiedź daje konwencja stambulska formowana przez te same środowiska – tradycyjne wartości. A za kryzysy młodzieńcze, jak czytamy w afirmatywnie przywołanym powyżej cytacie z Viktora Frankla, tradycyjne wychowanie, które nie nadąża za postępem. Więc wszystkiemu winien konserwatyzm. Niech żyją eksperymenty wychowawcze na całych pokoleniach dzieci! Za mało ich, i za płytkie, bo tradycyjne wartości przeszkadzają, i mamy tego opłakane skutki.

A te wszystkie telefony zaufania i fundacje, że przywołam cudze odniesienie, to rozdawanie masek przeciwgazowych zamiast zatykanie dziur w instalacji gazowej. I cały czas nowe są wiercone.

Twoja diagnoza jest jak najbardziej trafna. Owszem, winny jest konserwatyzm. A konkretnie konserwatywne traktowanie dziecka przedmiotowo, a nie podmiotowo. Konserwatywny model realizowany w myśl zasady „dzieci i ryby głosu nie mają”. Konserwatywne poglądy, realizowane choćby w biciu dzieci jako metody wychowawczej, co nie tak dawno pochwalałeś w swoim artykule. Do tego wszystkiego należałoby dodać szczególnie narażone samobójstwem dzieci i młodzież LGBT, które konserwatyzm szczególnie krzywdzi.

Zacznijcie wychowywać dzieci i młodzież. To, co w tej chwili się dzieje woła o pomstę do nieba. Wszystko im wolno. Rodzice i szkoła mają związane ręce. Żadnej dyscypliny”róbta co chceta”Jedyne zainteresowanie internet. Można pisać długo, ale po co bo i tak nikogo to nie obchodzi jak bardzo zdemoralizowane są już małe dzieci, a one szybko rosną. Rodzice, zastanówcie się kogo sobie hodujecie.

Ale to dobrze, że wszystko im wolno. Wiem, że niektórym z wygody marzy się powrót do czasów słusznie minionych, gdy dzieciom się wszystkiego zakazywało, jak się odzywały, to można było uderzyć, a jak nie spełniały oczekiwań, to można było zamknąć w komórce bez kolacji, albo kazać klęczeć w kącie na grochu i na głos odmawiać różaniec. Dyscyplinowanie dzieci, nigdy nie miało nic wspólnego z wychowaniem, więc dobrze, że obecnie jest „zero dyscypliny”. A jak ktoś w ogóle mówi o „hodowli” dzieci, to powinien naprawdę mocno się zastanowić.

Cóż, hodowla jest prostsza: trochę nakładów finansowych, ciut siły fizycznej i po problemie. Swego intelektu czy psychiki nie trzeba nadwątlać.
Trafiłam dzisiaj na takie informacje: „Specjaliści szacują, że na każde samobójstwo dziecka przypada od 100 do 200 prób samobójczych. W 2021 roku mieliśmy 127 samobójstw w tej grupie wiekowej. Łatwo obliczyć, że prób mogło być między 12 700 a 25 400”. https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29343634,suicydolog-o-probach-samobojczych-dzieci-budza-sie-po.html#S.MT-K.C-B.2-L.1.duzy
Tutaj niedawno ktoś się skarżył, że przez niechęć rodziców i dzieci do tzw. leżakowania przedszkolanki nie mogą odpocząć w trakcie dnia pracy. W przedszkolu, do którego pracujący rodzice zapisali mnie, leżakowaliśmy przymusowo. Podczas gdy panie odpoczywały w swoim pokoju, w naszej sali dwie kilkuletnie dziewczynki dokuczały innym. Reakcją (rzadką) na okrzyki przerażenia był wrzask tej czy innej opiekunki na wszystkich hurtem, a czasami klaps w pupę kogoś zmykającego właśnie przed prześladowcą. Świat sprzed epoki smartfonów wcale nie był słodki.
Dawniej, owszem, więcej nam zakazywano w domu i w szkole, ale – paradoksalnie – więcej też mieliśmy okazji do zdobywania doświadczeń w różnych sytuacjach i uczenia się na własnych błędach (nieocenione podwórka!).
Owszem, świat był jakoś tam „prostszy”, zagrożeń było nieco mniej. Niektórych, bo choćby o pedofilii nikt wówczas nie rozmawiał serio, a stwierdzone przypadki otoczenie bagatelizowało, zbywało kpinami, czasami dziecku (!) wymierzano karę. W tym dzisiejszym, skomplikowanym, metodą „tak rób, tego nie wolno, za to szlaban lub lanie” dziecka czy nastolatka do samodzielnego życia się nie przygotuje.
Bo, po pierwsze, dorośli nie są w stanie nawet wyobrazić sobie, przed jakim wyzwaniami staje czasami ich dziecko (realia świata rodzica i świata dziecka „rozjeżdżają się” coraz szybciej). Ktoś wychowywany tak, że postępuje dokładnie według czyichś komend, w sytuacji zupełnie nowej, nieobwarowanej nakazami/zakazami „góry”, staje się nieporadny, bezbronny lub sam – bywa, że po prostu z lęku – robi krzywdę innym.
Po drugie, my dorośli, tak wyczuleni na postępowanie innych wobec nas, zbyt często nie dostrzegamy tego aspektu w kontaktach z własnym dzieckiem. Że je obrażamy, zbywamy, kpimy z niego. Bo skoro ono ma być/reagować „na pilota” i jakoś w tym funkcjonuje, to problemu nie ma. Tylko że ono dobrze funkcjonuje tylko w naszej wyobraźni. W realu, lekceważone przez nas, pozwala się lekceważyć czy krzywdzić innym od pierwszych kroków w swym już samodzielnym życiu.
Czy dziecko traktowane w ten sposób przez rodziców albo nauczycieli zwróci się do nich o pomoc w trudnej sytuacji? Wątpię. Zareaguje samo, na podstawie swoich (ubogich przecież) doświadczeń, według wpajanych mu przez lata schematów prostych, powierzchownych. Może zrobi coś złego lub ryzykownego? Wtedy, a jakże, będzie ukarane, w akompaniamencie wyrzutów: No przecież ci tyle razy mówiłem/mówiłam! No właśnie nie, nikt mu nie powiedział, nie rozmawiał z nim o sprawach trudnych czy skomplikowanych, nie wytłumaczył, jakie jemu samemu przysługują prawa. No bo przecież dzieci i ryby…
Zdarza mi się w rozmaitych sytuacjach wysłuchiwać narzekań na „dzisiejsze dzieci”. Czasami dopytuję o konkrety: które dzieci, co one właściwie złego robią, kiedy ostatnio miałaś/miałeś systematyczny kontakt z grupą dzieci, czy problemy występują i w twojej rodzinie? Precyzyjna odpowiedź pada zwykle tylko na to ostatnie pytanie: Ależ skąd! Reakcje na pozostałe to głównie jakieś mgliste relacje z drugiej ręki.