Jako chrześcijanie nie mamy monopolu na miłość Boga, która się w całej pełni ukazała w Jezusie. Jezus przyniósł Boży dar wszystkim, a nie po to, aby stał się on „prywatną własnością” Kościołów chrześcijańskich.
W głównym dniu świąt Bożego Narodzenia zgodnie ze starą tradycją można odprawić trzy msze: o północy, o świcie i za pełnego światła. Podczas każdej z nich czyta się inny fragment Ewangelii i każdy z nich inaczej odzwierciedla wydarzenie, o które nam chodzi: narodził się Zbawiciel, Słowo stało się ciałem. Boże Narodzenie [po czesku: Vanoce – przyp. tłumacza], tak samo jak Wielkanoc, swoją nazwę bierze od nocy. W nocy oczekiwalibyśmy najgłębszego, mistycznego tekstu, ponieważ ten czas jest symbolem tajemnicy. A mimo to podczas pasterki podaje się nam zaskakująco prostą opowieść o tym, jak biednym ludziom urodziło się dziecko.
Tylko rama opowiadania jest jakby pozłacana: na początku opowiada się o wydarzeniach ze świata rządzących, sławnych („wyszło rozporządzenie cezara Augusta”), a na koniec rozbrzmiewa chór anielski.
Najpierw jest wspomniany poziom wielkiej polityki: całe Imperium rusza w drogę z powodu cesarskiego rozporządzenia. Józef i Maria muszą wyruszyć ze swojego Nazaretu i zakończyć podróż w stajni na granicach przepełnionego Betlejem. Ten, który się tam narodził, zapewne nie trafił do cesarskiego spisu ludności.
Bożonarodzeniowa ewangelia nie jest idyllą zrodzoną z sentymentalnej, słodkiej pobożności, deserem po obfitej świątecznej uczcie; jest budzącą wzburzenie opowieścią o trwającym nadal egoizmie świata, do którego drzwi nadaremnie puka Maryja z Józefem
A jednak czytamy ten tekst ze świadomością, że rozporządzenia i urzędowe spisy, także te wydawane przez wielkich władców, nie są tym, co najważniejsze: o cesarzu Auguście dziś większość z nas wie tylko tyle, że rządził w czasie, kiedy w betlejemskiej stajni narodził się syn Marii. Historia, która się tu zaczyna, będzie pełna paradoksów; to, co w niej najważniejsze, bywa ukryte w rzeczach niepozornych.
Tym, kto rzeczywiście zmienił bieg historii, nie był ani cesarz, ani pozostali wymienieni w tym fragmencie Ewangelii dygnitarze; to było Dziecko narodzone w żłobie, dla którego nie było miejsca pod dachami Betlejem. Jego poselstwo miało i ma inspirującą, uzdrawiającą i nieprzemijającą siłę; trzeba jednak cały czas je chronić i dawać mu świadectwo.
Kluczowym słowem Ewangelii, radosnej nowiny o Tym, którego narodziny dziś świętujemy, i treścią jego pierwszych kazań, jest metanoia – przemiana, nawrócenie. „Nawróćcie się” oznacza znacznie więcej niż tylko „Poprawcie się”. Oznacza: wyjdźcie z odrętwienia, poruszcie się, wykonajcie obrót, który wam pozwoli patrzeć na rzeczywistość z nowego punktu widzenia, inaczej, w szerszej perspektywie.
Wiara chrześcijańska mówi nam, że punkt Alfa i Omega, początek i koniec jakiegokolwiek procesu, nie jest milczącą tajemnicą w bezkresie przestrzeni i czasu. Tajemnicę zawartą w czytanej w środku świętej nocy opowieści o narodzeniu dziecka w betlejemskim żłobie wyraża później prolog Ewangelii według św. Jana zdaniem: „Na początku było słowo (…). A Słowo stało się ciałem” (J 1,1.14). To jest jądro bożonarodzeniowej radosnej nowiny.
Nic się nie skończyło
„Na początku było słowo” – Erazm z Rotterdamu to zdanie przełożył oryginalnie: In principio erat sermo – na początku było przemówienie, kazanie, wypowiedź, mowa.
Dla uważnego i otwartego serca wypowiedzią jest już samo stworzenie, przyroda, dramat naszego rozwoju, porywający koncert ewolucji, nieustannego procesu powstawania, przez który stale przemawia do nas Bóg. Stworzenie – to znaczy stale się przypominający świat – już samo jest Bożą mową, Bożym kazaniem.
Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach
A jednak kluczowy w ewolucji wszechświata jest moment, w którym w tej Boskiej kompozycji w pełni rozbrzmiewa nowy motyw: bożonarodzeniowy hymn o miłosnym złączeniu Boga i naszego człowieczeństwa. Tu zaczyna się kolejny rozdział HUMANIZACJI, uczłowieczania świata.
Ewangelia wielkanocna mówi nam, że szczytowym punktem Bożego samoudostępnienia i samowydania jest CZŁOWIECZEŃSTWO – i pełnię człowieczeństwa widzimy w Jezusowym współczłowieczeństwie. Człowieczeństwo Jezusa, cała ludzka historia Jezusa, która zaczyna się pewnej nocy w stajni w Betlejem, jest oknem, przez które zaglądamy do Boskiego serca.
Niewyczerpana tajemnica staje się czymś po ludzku zrozumiałym i bliskim ludziom. Bóg wstąpił przez bożonarodzeniową tajemnicę nie tylko do Betlejem, ale w człowieczeństwo jako takie. Tajemnica wcielenia jest naprawdę przeznaczona – tak jak to słyszeliśmy w Ewangelii Łukasza – nie tylko dla pasterzy na betlejemskich łąkach, ale dla WSZYSTKICH ludzi – po wszystkie pokolenia. Jest przeznaczona dla każdego z nas.
Tę wieść zasadniczo dopełnia wydarzenie Wielkiej Nocy: mówi nam, że co zaczęło się w jaskini w Betlejem, nie skończyło się w skalnym grobie za murami Jerozolimy. Historia Jezusa – sam Jezus – żyje dalej w przestrzeni naszej wiary, w świadectwie chrześcijan, w zwiastowaniu Kościoła.
Dowód tożsamości
Trzeba sobie uświadomić jeszcze jedną rzecz; cały czas przypomina nam to wielki prorok naszego czasu, papież Franciszek: my, chrześcijanie, nie mamy monopolu na Jezusa i na miłość Boga, która się w całej pełni ukazała w Jezusie. Jezus przyniósł Boży dar WSZYSTKIM, a nie po to, aby stał się on „prywatną własnością” Kościołów chrześcijańskich.
Jezus przychodzi znowu i znowu do naszego świata także w wielu ukrytych postaciach za widzialnymi murami Kościoła; naśladować Jezusa oznacza podjąć PRZYGODĘ POSZUKIWANIA CHRYSTUSA, który swoją anonimowość, swoje przebrania i maski odkłada – jak mówi w opowieści o sądzie ostatecznym w Ewangelii Mateusza – dopiero na samym końcu historii.
Wtedy okaże się, że Jezus przychodził przez całe dzieje między nas podobnie jak kiedyś do Betlejem: jako dziecko witany z niechęcią, jako przybłęda, przed którym mieszkańcy Betlejem zamykali drzwi i serca, dla którego – jak mówi dzisiejsza ewangelia – nie znalazło się miejsce pod dachem, w mieszkaniach pobożnych i sprawiedliwych. Bożonarodzeniowa ewangelia nie jest idyllą zrodzoną z sentymentalnej, słodkiej pobożności, deserem po obfitej świątecznej uczcie; jest budzącą wzburzenie opowieścią o trwającym nadal egoizmie świata, do którego drzwi nadaremnie puka Maryja z Józefem.
Prawdziwe chrześcijaństwo nie jest sztywną ideologią religijną, systemem rytuałów i zwyczajów, przepisów i zakazów. Jest to przygoda szukania żywego Chrystusa w naszym czasie, w naszym świecie, w naszym społeczeństwie. Często Jezus, przychodzący ciągle znowu między nas, ma tylko jeden DOWÓD TOŻSAMOŚCI; ten, którym się wylegitymował po zmartwychwstaniu swoim apostołom i którym wskrzesił wiarę wątpiącego Tomasza: swoje rany. Zwróćmy też uwagę, że przechodzi przez zamknięte drzwi strachu, że pokonuje nasz strach.
Wyzwolić z lęku
Świętujemy Boże Narodzenie w trudnym czasie. Chrześcijańskość tego święta nie polega tylko na stawianiu szopek, zdobieniu choinek, śpiewaniu kolęd ani na samym udziale w bożonarodzeniowych nabożeństwach.
Bóg wszedł – i nadal stale wchodzi – w nasze człowieczeństwo także po to, aby nas oswobodzić od wszystkich projekcji naszych strachów i życzeń, fałszywych bożków, którzy nas zniewalają, sieją przesądy i strach. Przychodzi jako światło, które oświetla nasze serce, nasz rozum i nasze sumienie, zaprasza nas do miłości, wolności, prawdy i radości.
Ludzie, którzy się odwracają od egoizmu ku miłości, mogą także w ciemnych i chłodnych nocach historii świecić jak gwiazda ukazująca drogę do Betlejem. Jak mówi Ewangelia: „(…) światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,5).
Fragment książki „Przebudzenie aniołów”, tłum. Tomasz Maćkowiak, Wydawnictwo WAM, Kraków 2022. Śródtytuły od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Samoograniczenie się Boga