Jesień 2024, nr 3

Zamów

W ciągu kilku miesięcy zmieniły się postawy Polaków wobec uchodźców. Przyczyna była prozaiczna

Wicepremier Beata Szydło, premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas partyjnej konwencji w Warszawie 23 lutego 2019 r. Fot. pis.org.pl

Jak polscy politycy odwołujący się do katolicyzmu poradzili sobie z tym, że ich poglądy są rozbieżne z nauką Kościoła o migracji? Wystarczyło rozmyć lub zmienić definicję słowa „uchodźca”.

Fragment książki „Uchodźcy, migranci i Kościół katolicki”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Więź

To był dość prosty, zwykle skuteczny trik, ułatwiający wzbudzenie zainteresowania słuchaczy i rozpoczęcie dyskusji. Podczas różnych debat poświęconych kryzysowi migracyjnemu czy na zajęciach ze studentami prosiłem na początku o odgadnięcie nazwy państwa, w którym 72 proc. obywateli opowiada się za przyjęciem uchodźców, a sprzeciwia się temu zaledwie 21 proc. Padały różne odpowiedzi – Niemcy, Szwecja, Holandia, czasem ktoś podejrzewał Czechy. Niezwykle rzadko padała odpowiedź prawdziwa: to Polska.

Taki obraz postaw Polaków względem uchodźców przyniósł opublikowany w czerwcu 2015 roku raport CBOS‑u, w którym zresztą (o ironio!) podkreślano ich stabilność: „O poglądy dotyczące przyjmowania przez Polskę uchodźców politycznych pytaliśmy po raz pierwszy w 2004 roku. Jednak mimo upływu ponad dziesięciu lat stosunek Polaków do tej kwestii prawie się nie zmienił”[1]. Kiedy zadawałem słuchaczom pytanie w 2016 czy 2017 roku, wielu z nich trudno było uwierzyć, że jeszcze niedawno Polacy mogli być uchodźcom tak przychylni.

Kilka miesięcy 2015 roku nie tylko kompletnie przeorientowało postawy Polaków względem przybyszów, lecz także wy znaczyło sposób postrzegania uchodźców i migrantów. Co się wydarzyło w tym newralgicznym okresie? Nie doszło wówczas w Europie do żadnych zamachów terrorystycznych (często i chętnie przypisywanych uchodźcom), przed którymi obawy miałyby być wedle niektórych źródłem niechęci do udzielania im gościny.

Za pomocą retorycznych zabiegów władze próbowały przekonywać, że Polska przyjmuje każdego potrzebującego pomocy uchodźcę – w skali nieporównywalnej nawet z innymi państwami dotkniętymi kryzysem migracyjnym

Rafał Cekiera

Udostępnij tekst

Przyczyna jest dość prozaiczna i powszechnie znana: wzmożone ruchy migracyjne do Europy nałożyły się w Polsce na kampanię przed elekcją parlamentarną (25 października 2015 roku). Dla części ugrupowań politycznych stało się to okazją do wykorzystania dramatu uchodźców i migrantów w celu uzyskania dodatkowych punktów procentowych. Przez tych kilka miesięcy udało im się obszar rozumiany wcześniej przede wszystkim w kategoriach humanitarnych i w kategoriach międzyludzkiej solidarności przeobrazić w pole wielowymiarowego zagrożenia: etnicznego, religijnego, kulturowego, ekonomicznego czy po prostu egzystencjalnego.

Konsekwencją była rzadko spotykana w badaniach społecznych dynamika zmian postaw. W miesiącu wyborów parlamentarnych (październik 2015) niechęć do przyjmowania uchodźców dwukrotnie się zwiększyła w stosunku do maja tegoż roku – taką postawę deklarowało już 43 proc. Polaków. Gotowość do udzielenia schronienia spadła z 72 proc. do 54 proc.[2].

Znaczącym świadectwem pozytywnych i mocno ugruntowanych postaw Polaków względem uchodźców we wcześniejszym okresie mogą być wyniki Europejskiego Sondażu Społecznego, którego polska edycja została przeprowadzana od 17 kwietnia do 14 września 2015 roku (czyli w większości jeszcze przed apogeum antyuchodźczej kampanii). Jak czytamy w omówieniu jego wyników, „deklarowane postawy Polaków wobec uchodźców są szczególnie życzliwe i otwarte, pod tym względem przodujemy wśród państw europejskich analizowanych w badaniu. Również w edycji Europejskiego Sondażu Społecznego z 2002 r. Polacy wykazywali bardzo otwarte i przyjazne postawy wobec uchodźców, czym wyróżniali się wśród respondentów innych państw (…). Obie edycje ESS (2002 oraz 2015) pokazały stabilne pozytywne postawy Polaków wobec uchodźstwa”[3].

Kim byli uchodźcy, którzy tak wpłynęli na zmianę w ich postrzeganiu przez Polaków? Produkowanymi przez polityczne i medialne narracje fantomami – produkowanymi, dodajmy, w oderwaniu od realnie istniejących ludzi. To wydaje się kluczowe dla interpretacji polskiej debaty o kryzysie migracyjnym – miała ona charakter politycznej gry, toczonej za pomocą wyobrażonych konstrukcji uchodźców[4]. Co oczywiste zatem, była ona przede wszystkim walką o przeforsowanie politycznie użytecznego wizerunku przybyszów, który następnie mógł być (w roli straszaka) wykorzystywany do rozbudzania obaw i – tu dochodzimy do mety politycznej kalkulacji – zaoferowania wyborcom odpowiedniego remedium. Zdemonizowani uchodźcy stali się narzędziem do sformułowania politycznej propozycji: „oferujemy poczucie bezpieczeństwa za cenę wyborczego głosu”.

Proces ten mógł się dokonać w tak krótkim czasie również dzięki rewolucji zachodzącej w obiegach komunikacyjnych, związanej z gwałtownym wzrostem znaczenia mediów społecznościowych. Pomagały one w rozbudzaniu strachu i niepewności, które są naturalnymi towarzyszami natężonych zjawisk migracyjnych. Antropolog Arjun Appadurai diagnozował niegdyś to zjawisko w książce „Strach przed mniejszościami. Esej o geografii gniewu”: „każdy rodzaj niepewności zyskuje na sile wówczas, gdy pojawiają się (z jakiejkolwiek przyczyny) ruchy ludnościowe na wielką skalę, kiedy nowe nagrody lub ryzyko wiążą się z wielkimi tożsamościami etnicznymi lub gdy istniejące sieci wiedzy społecznej są niszczone przez plotkę, terror czy ruch społeczny”[5]. Cyfrowych plotek (mających na przykład formę rozmaitych memów) wokół kryzysu migracyjnego pojawiło się całe mnóstwo.

Kryzys migracyjny wpływał na postawy mieszkańców różnych państw. Przekrojowe analizy pozwalają jednak dostrzec polską specyfikę. Dowodem mogą być rezultaty międzynarodowych badań (Refugees Welcome Survey), przeprowadzonych w 2016 roku. W raporcie analizującym uzyskane wyniki posłużono się syntetycznym Refugees Welcome Index. Polska na 27 analizowanych państw zajęła 24. miejsce, wyprzedzając tylko Tajlandię, Indonezję i Rosję (uzyskaliśmy 36 pkt na 100 możliwych, mediana wyniosła 52 pkt). W kwestii akceptacji uchodźcy w najbliższym otoczeniu spośród całej stawki jedynie Rosjanie deklarowali mniejszą od Polaków otwartość.

Co szczególnie interesujące – znacznie rzadziej od obywateli państw, do których przybywali uchodźcy, byliśmy także przekonani, że „ludzie powinni mieć możliwość schronienia się w innych krajach, aby uciec od wojny lub prześladowań”. Z takim stwierdzeniem „zdecydowanie” zgodziło się 20 proc. Polaków (np. Niemcy – 69 proc., Hiszpanie – 78 proc. czy mocno doświadczeni kryzysem migracyjnym Grecy – 64 proc.). Ogółem zgodziło się z takim twierdzeniem 73 proc. Polaków, 94 proc. Niemców, 93 proc. Hiszpanów i 83 proc. Greków[6].

Innym ciekawym międzynarodowym porównaniem, którego rezultaty po części przynajmniej można interpretować w kontekście antyuchodźczej kampanii 2015 roku, są opublikowane dwa lata później badania Paw Research Center, dotyczące preferencji związanych z życiem w zróżnicowanym (bądź jednolitym) społeczeństwie. Przeprowadzone ono zostały wśród mieszkańców 18 państw Europy Środkowej i Wschodniej.

Większość Polaków (57 proc.) opowiedziała się za twierdzeniem, że „lepiej jest, gdy społeczeństwo składa się z ludzi o takiej samej narodowości, religii i kulturze”. Dało to Polsce czwartą pozycję na liście państw preferujących jednorodność społeczną. Społeczeństwo zróżnicowane preferowało w badaniu 34 proc. badanych Polaków – a na przykład aż 73 proc. Bośniaków, 66 proc. Serbów czy 65 proc. Chorwatów.

To zresztą jeszcze inny intrygujący wniosek z badania – życie w społeczeństwach niehomogenicznych preferują mieszkańcy państw, które w nieodległej przeszłości doświadczyły konfliktów etnicznych[7]. […]

Retoryka pojęć odwróconych

Wspomnieliśmy już o fantomowym charakterze kryzysu migracyjnego w Polsce – nie dotknął on naszego kraju bezpośrednio, w Polsce przebywała w 2015 roku śladowa liczba osób, którym udzielono ochrony międzynarodowej. Spór o pomoc przybywającym do Europy dotyczył w pierwszym rzędzie postrzegania uchodźcy, w tym jego definicji. Ta pochodząca z Konwencji Genewskiej nie miała dla rozemocjonowanego sporu politycznego większego znaczenia[8]. Rozumienie i zakres terminu „uchodźca” były znacząco redefiniowane w toku politycznej debaty oraz w jej medialnych prezentacjach.

O tym, jak radykalnie zmieniło się rozumienie tego pojęcia, świadczyć może zestawienie dwóch badań prowadzonych wśród młodych osób. Pytani w 2001 roku o uchodźców studenci w pierwszej kolejności wskazywali na handlujących na targowiskach obywateli Rumunii: „Uchodźcy? A! To ci Rumuni!”[9]. Charakteryzując ich dolę, używali sformułowań w rodzaju „biedni”, „bezdomni”, „w ciągłym strachu, wystraszeni” czy „zagubieni”[10].

Zupełnie inne skojarzenia usłyszały w wywiadach prowadzonych z młodymi Polakami (18–30 lat) na początku 2016 roku Agnieszka Mikulska‑Jolles i Dorota Hall. Przytoczmy fragment ich raportu: „«To jest hołota taka» – mówiła jedna z respondentek, a pozostali uczestnicy badań dość powszechnie wtórowali jej w tym rozpoznaniu. Mówiono zatem o uchodźcach: hołota, swołocz, menelstwo, masa, bydło, spędowisko, pasożyty. I, ogólnie, zwierzęta: «ja ich sobie wyobrażam trochę jak takie zwierzęta, które przyjeżdżają do jakiegoś większego państwa, tak? Którzy z buszu wyszli na jakieś miasteczko. I nie wiedzą, co mają zrobić, bo są zagubieni»”[11].

Można przypuszczać, że na tak drastycznie odhumanizowane rozumienie uchodźcy wpływ miała forma polityczno‑medialnej debaty. W Polsce być może definicja uchodźcy była bardziej podatna na rozmaite manipulacje – przede wszystkim ze względu na niewielką relatywnie liczbę takich osób. Już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku – wskazują M. Ząbek i S. Łodziński – w Polsce istniał dysonans poznawczy między uchodźcą „wyobrażonym” (wówczas: biednym, obdartym, pokornym i z tobołkiem w ręku) a „realnym” (niektórzy przybywający wtedy uchodźcy z Bliskiego Wschodu byli osobami relatywnie zamożnymi)[12]. Ubiegający się o status musieli więc starać się „utrzymywać równowagę między własnym wyobrażeniem tego, kim powinien być uchodźca, swoją własną historią jako uchodźcy a definicją konwencyjną”[13]. Prowadziło to do sytuacji – czytamy w innej publikacji – „że osoby te, chcąc funkcjonować jako uchodźca, muszą do pewnego stopnia podporządkować czy też zmodyfikować swoją tożsamość tak, by być w stanie skutecznie odgrywać rolę, w której się ich widzi”[14]. Refren popularnej piosenki zespołu Lao Che „Uchodźcą jestem / Zmuszony uchodzić jestem / Za kogoś, kim nie jestem” jest opisem zjawisk o charakterze dość uniwersalnym.

Próby redefinicji pojęcia uchodźcy – szczególnie w prawicowo‑konserwatywnych środowiskach – mogły po 2015 roku wynikać także z poszukiwania spójności między własnymi poglądami czy politycznymi wyborami a nauką Kościoła katolickiego. Rozmywanie lub zmiana znaczeniowa kategorii uchodźcy umożliwiała radzenie sobie z niekoherencją polegającą na powoływaniu się na autorytet Kościoła przy jednoczesnym wspieraniu zupełnie rozbieżnych z jego nauczaniem poglądów. Było to także użyteczne podczas rozmaitych publicznych dyskusji czy spotkań, gdzie niejednokrotnie próbowano prawicowo‑konserwatywnych polityków czy publicystów konfrontować z wypowiedziami papieża Franciszka lub po prostu społeczną nauką Kościoła katolickiego.

W kontekście religijnym dość oryginalną definicję, zawężającą uchodźców wyłącznie do chrześcijan, zaproponował poseł Polski Razem Jarosława Gowina, Jacek Żalek: „Prawdziwi uchodźcy są bestialsko mordowani, bo to są chrześcijanie. Oni są ofiarami tej wojny, są zamknięci w gettach, w obozach. A na emigrację mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy nie są zamknięci i których po prostu na to stać. Ci, którym naprawdę trzeba pomóc, nie dotarli tutaj”. Próbujących docierać do Europy przez wody Morza Śródziemnego Syryjczyków określano także jako „młodych, wysportowanych byczków” (J. Brudziński), którzy w dodatku posiadają telefony komórkowe, co – wedle tej optyki – przekreśla możliwość uznania ich za uchodźców i nadaje pejoratywnie w tym kontekście określany status imigrantów ekonomicznych[15]. Uchodźcom chętnie doklejano także łatkę terrorystów, bezpośrednio utożsamiając ich ze sprawcami zamachów w Europie.

[…] Redefinicja pojęcia uchodźcy pociągnęła za sobą także w debacie publicznej znaczeniowe przesunięcie terminu „imigrant ekonomiczny”, który w kontekście przybywających do Europy z Afryki czy Bliskiego Wschodu nabrał wydźwięku pejoratywnego. Musi to zdumiewać w kraju, którego ponad dwa miliony obywateli zaliczyć można właśnie do tej kategorii[16]. Z kolei przybywających coraz liczniej do Polski obywateli Ukrainy – w zdecydowanej większości (przed wybuchem wojny w 2022 roku) poszukujących pracy – zaczęto określać mianem uchodźców.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Przykładem może być głośna wypowiedź premier B. Szydło w Parlamencie Europejskim (styczeń 2016), jakoby Polska przyjęła około miliona uchodźców z Ukrainy. Słowa te bezzwłocznie prostował ambasador Ukrainy w Polsce („Pani premier mówiła o uchodźcach z Ukrainy, ale nie ma uchodźców z Ukrainy w Polsce. Chodzi o osoby, które przyjeżdżają i przebywają tutaj legalnie, pracują, studiują, płacą podatki i do pewnego stopnia przyczyniają się do rozwoju polskiej gospodarki”), nie znajdują one też w żaden sposób potwierdzenia w danych. W roku 2015 status uchodźcy otrzymało dwóch obywateli naszego wschodniego sąsiada, pomocą socjalną Urzędu do Spraw Cudzoziemców było objętych na początku 2016 roku 1831 Ukraińców.

Dość swobodne podejście do definicji uchodźców i dezynwolturę w podawaniu ich liczby potwierdzały także kompletnie inne szacunki – choć równie dalekie od statystyk oficjalnych instytucji – które kilka dni później na forum w Davos przywołał ówczesny wicepremier M. Morawiecki: „Polska przyjęła 350 tys. uchodźców, oczywiście różnego rodzaju, nie tylko «wojennych», ale i po prostu uchodźców z Ukrainy w roku 2014 i 2015. Jest to więc druga największa liczba po Wielkiej Brytanii, w odniesieniu do całości populacji kraju”. W przypadku tych dwóch wypowiedzi oczywisty jest ich polityczny kontekst – czyli próba przekonania zagranicznych instytucji o przyjmowaniu przez Polskę uchodźców (miliona bądź 350 tysięcy).

Narracja ta wspierana była także przez prezydenta A. Dudę, który – szczególnie na użytek odbiorcy zagranicznego – wielokrotnie przekonywał, że Polska jest „gotowa przyjąć każdego potrzebującego ochrony”, reagując w ten sposób na pytania o brak zaangażowania naszego kraju w solidarne rozwiązanie kryzysu migracyjnego (zob. np. wywiad z grudnia 2015 roku dla „Der Spiegel”).

Słowa te prezydent powtórzył pół roku później podczas pobytu w Kanadzie: „Jesteśmy gotowi na przyjęcie każdego uchodźcy, który trafi do Polski – uciekając przed wojną na Bliskim Wschodzie – bez względu na wyznawaną wiarę i status ekonomiczny, o ile spełni wymogi prawne i będzie chciał zostać w naszym kraju”.

Charakterystyczne dla wypowiedzi prezydenta A. Dudy z tego okresu jest też uzasadnianie odmowy wzięcia przez Polskę udziału w relokacji uchodźców troską o ich życiową sytuację. Zgoda na osiedlenie się w Polsce osób przetrzymywanych w nieludzkich warunkach w obozach we Włoszech i Grecji miałaby – według prezydenta – charakter rozwiązania siłowego, łamiącego prawa uchodźców:

„Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek będzie do Polski przywożony siłą i siłą tutaj przetrzymywany w zamknięciu. Polska jest przeciwna mechanizmowi przymusowej relokacji uchodźców. (…) Zawsze mieliśmy jednoznaczne stanowisko, że każdy potrzebujący, który przyjedzie do Polski, który do nas się zgłosi, tę pomoc otrzyma” (kwiecień 2016)

„(…) stanowczo sprzeciwiamy się kwotom związanym z relokacją i karom, które Komisja Europejska chce wprowadzić. Nie możemy zmuszać migrantów do osiedlenia w Polsce. Co jeżeli zechcą wyjechać do Niemiec, Danii czy Szwecji? Co jeżeli będą chcieli dołączyć do swoich rodzin w Hamburgu czy Malmö? Mamy ich zatrzymać? Pozbawić praw? To nie jest humanitarna polityka” (maj 2016).

„«Jeżeli ktoś będzie chciał przyjechać do naszego kraju, będzie uchodźcą, bo ucieka ze swojego kraju, gdzie zagrożone jest jego życie, zdrowie, to zapewniam, że zostanie przez nas przyjęty» – powiedział prezydent. Jednocześnie zaznaczył, że Polska jest przeciwna temu, by uchodźców sprowadzać do naszego kraju siłą. – «Wtedy musielibyśmy chyba ich siłą w Polsce próbować zatrzymać, bo jak inaczej? A my nie będziemy więzili żadnego wolnego i niewinnego człowieka» – podkreślił” (czerwiec 2016).

Wesprzyj Więź

Za pomocą retorycznych zabiegów władze próbowały przekonywać, że Polska przyjmuje każdego potrzebującego pomocy uchodźcę – w skali nieporównywalnej nawet z innymi państwami dotkniętymi kryzysem migracyjnym. Równocześnie jednak ze względu na szacunek dla praw człowieka – to drugi wymiar tej narracji – nie możemy wziąć udziału w programie relokacji uchodźców z obozów w Grecji i Włoszech.

Przeczytaj też: Uchodźca to człowiek, a chrześcijaństwo bez miłosierdzia nie istnieje


[1] „Polacy wobec problemu uchodźstwa”, CBOS 81/2015.
[2]„Polacy o uchodźcach – wyniki badania zrealizowanego trzy tygodnie po obchodach Dnia Uchodźcy, TNS OBOP, K.048/06, lipiec 2006.
[3] K. Andrejuk, „Postawy wobec imigrantów w świetle wyników Europejskiego Sondażu Społecznego 2014–2015. Polska na tle Europy”, „Working paper” 2015, No. 2, s. 14–15.
[4] Liczba uchodźców w Polsce w 2015 roku miała wymiar zupełnie mikroskopijny. Status uchodźcy nadano wówczas 348 cudzoziemcom, w tym 203 Syryjczykom (głównie osoby, które przybyły do Polski z inicjatywy Fundacji Estera), 24 Irakijczykom, 21 osobom z Federacji Rosyjskiej, 20 bez‑ państwowcom, 15 osobom z Egiptu, 14 z Białorusi i 12 z Turkmenistanu. Ochrona uzupełniająca została natomiast udzielona 167 osobom – w tym 104 obywatelom Federacji Rosyjskiej oraz 24 Irakijczykom.
[5] A. Appadurai, „Strach przed mniejszościami. Esej o geografii gniewu”, PWN, Warszawa 2009, s. 15–16.
[6] „Refugees Welcome Survey 2016: Views of Citizens Across 27 Countries”, ed.C. Holme, M. Prudhomme, Topline Report from GlobeScan (2016).
[7] „Religijność i przynależność narodowa w Europie Środkowo‑Wschodniej”, Paw Research Center, 2017, s. 45.
[8] Wedle ratyfikowanej przez Polskę w 1991 roku konwencji, uchodźca to osoba, która „na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych przebywa poza granicami państwa, którego jest obywatelem, i nie może lub nie chce z powodu tych obaw korzystać z ochrony tego państwa, albo która nie ma żadnego obywatelstwa i znajdując się na skutek podobnych zdarzeń poza państwem swojego dawnego stałego zamieszkania, nie może lub nie chce z powodu tych obaw powrócić do tego państwa” (art. 1, par. 2).
[9] E. Czapka, „Stereotyp uchodźcy”, Wyd. Uniwersytetu Warmińsko‑Mazurskiego, Olsztyn 2006, s. 102.
[10] Ibidem, s. 108–109.
[11] D. Hall, A. Mikulska‑Joles, „Uprzedzenia, strach czy niewiedza? Młodzi Polacy o powodach niechęci do przyjmowania uchodźców”, „Analizy. Raporty. Ekspertyzy” 2016, nr 1, s. 61.
[12] M. Ząbek, S. Łodziński, „Uchodźcy w Polsce. Próba spojrzenia antropologicznego”, Oficyna Wyd. ASPRA‑JR, Warszawa 2008, s. 395–396.
[13] Ibidem, s. 420.
[14] M. Kolankiewicz‑Lundberg, A. Sabik, M. Trojanek, „«Bardzo im współczuję, ale…» – wizerunek uchodźcy w dyskursie politycznym, medialnym i społecznym. Przypadek Kamisy Dżamaldin”, w: „Uchodźcy: teoria i praktyka”, red. I. Czerniejewska, I. Main, Stowarzyszenie „Jeden Świat”, Poznań 2008, s. 109.
[15] Argument dotyczący nadreprezentacji młodych mężczyzn wśród wyruszających w niezwykle trudną i ryzykowną podróż do Europy można uznać za przykład argumentacyjnej niespójności. Te same osoby, które go używają, w innych okolicznościach niejednokrotnie pomstują na „nieodpowiedzialnych rodziców”, którzy w taką podróż decydowali się zabierać swoje dzieci (np. przypadek Alana Kurdiego).
[16] Liczbę polskich emigrantów na koniec 2015 roku GUS szacował na niemal 2,4 mln osób. Zob. „Informacja o rozmiarach i kierunkach czasowej emigracji z Polski w latach 2004–2015”.

Podziel się

6
2
Wiadomość

To nawijanie makaronu na uszy, które łatwo obnażyć prosząc Autora o definicję migranta i migranta nielegalnego (naruszającego prawo). Autor posługuje się tak szeroką definicją uchodźcy, że chyba w jego uniwersum kategorii o które pytam nie ma. A ja mam prostą definicję negatywną – ten, kto niszczy swój paszport przed wejściem na terytorium Polski nie jest uchodźcą. A dotyczy to prawie wszystkich próbujących przekroczyć granicę „w trybie” uchodźczym. Proszę autora, by zrewanżował się podobną prostotą, a nie czynieniem materii nieprzejrzystą by w mętnej wodzie dowodzić swoich ideologicznych racji. I proszę jak na katolika otwartego przystało, nie traktować instrumentalnie Kościoła przywołując go po swojej stronie niczym Kaja Godek.

A co podatności Polaków na manipulacje, dobrze wiemy, dlaczego nie chcemy mieć u siebie fetowania sukcesów i porażek krajów trzecich, jak to mają teraz Francuzi czy Belgowie. Ale zawsze można zamówić sondaż, że to im się bardzo podoba. I tyle w temacie danych, na których opiera się Autor.

Bzdura. Prawo polskie i międzynarodowe pozwala uchodźcom przekraczać granicę w dowolny sposób, także „nielegalnie”. Sam pomysł, by wykroczenie, zagrożone maksymalnie grzywną 500 zł (bo tym jest naruszenie granicy państwa) miało przekreślać czyjeś szanse na lepsze życie jest nieludzkie. Jeśli ktoś dla 500 zł chce narażać ludzi na śmierć, to sam powinien się nad sobą zastanowić.

Definicja uchodźcy jest bardzo prosta – jest to ktoś, kto szuka schronienia. Z dowolnego powodu. Niezależnie, czy jest to wojna, prześladowania jednostki z powodów politycznych, czy obyczajowych. Do Polski uciekają kobiety z Kaukazu, zmuszane do małżeństwa, którego nie chcą, albo chłopaki z Bliskiego Wschodu, którzy nie mogą chodzić po ulicy, bo państwo prowadzi nagonkę na „niemęsko” wyglądających młodzieńców, którym grozi przysłowiowa „kosa pod żebro” od „konserwatywnych”. Uzależnianie czegokolwiek od paszportu też jest bez sensu. Przypomnę tylko, że w Polsce przed 1989 ludziom też odbierano paszporty. I co, decyzja władz w Polsce miała odebrać ludziom prawo do ucieczki przed Polską?

@ Piotr Ciompa: Pan chyba chcial zazartowac, mowiac o swojej „prostej definicji negatywnej”. A jesli ubecy bialoruscy albo inne bydlaki odebrali paszporty uchodzcom – to maja oni zdechnac w Puszczy Bialowieskiej, bo nie mieszcza sie w Panskiej „prostej definicji negatywnej”, tak?

Jeszcze tak nieśmiało na koniec spytam, na co komu paszport w przypadku kryzysu z granicy białoruskiej? Przejścia graniczne i tak są zamknięte (oficjalnym powodem jest nadal covid). Migrant chcący legalnie przekroczyć granicę z paszportem w ręku nie będzie w stanie tego zrobić. Skoro więc państwo polskie zmusza ludzi do ryzykowania życiem i przeskakiwania płotu idąc przez bagna, to niech potem nie ma pretensji do ludzi, że przekroczyli granicę poza przejściem.

Zdrowy rozsadek podpowiada, dziurawienie nowych spodni i mechaniczne ich postarzanie dla modowego efektu jest głupie i nielogiczne. A jednak, mróz zaczyna siec, a ludziska w podartych spodniach paradują. Niewiele wysiłku muszą dziś wkładać manipulatorzy tego świata, by prać pospólstwu mózgi. Pierwszym narzędziem jest telewizja, potem Internet, kościół, prasa… . Sami się zaopatrujemy w nowinki techniczne by być na bieżąco i na topie. Łykamy wszystko bezkrytycznie i z entuzjazmem, nie trudząc się weryfikacją tego czym nas karmią. Moda to tylko jedna z dziedzin kształtujących nasze upodobania, preferencje. Instrumentalne wykorzystywanie pożytecznych idiotów, nawet nie mających jakiejkolwiek reprezentacji społecznej, przynosi mentalny efekt. Jednak tak na prawdę liczą się fakty, to czy jesteśmy gotowi faktycznie postawić kosy na sztorc i czy to robimy, a nie to co nam się wydaje i co deklarujemy. W każdym tkwi dobro i współczucie, o zgrozo czyni to nas naiwnymi i podatnymi na sugestie. Nie sadzę byśmy czymkolwiek się różnili od reszty ludzi na świecie.

Ilość pomysłów jakie mieli Polacy, by dostać się nielegalnie do „zachodniego raju” może zdumiewać niejednego dziś oburzonego na uchodźców ekonomicznych Polaka.

Może mała powtórka z historii.Dla Panów powyżej.
Berlin zachodni Berlin zachodni – tu stoi Polak co drugi chodnik…
I tak dalej…
No onecie można sobie poczytać:

„Latem 1989 r. zespół Big Cyc miał wystąpić w Berlinie Zachodnim. Muzycy wybrali się na koncert pociągiem. Zdębieli, kiedy tylko weszli do wagonu. Po latach w rozmowie z Piotrem Stelmachem, wówczas dziennikarzem radiowej Trójki, Krzysztof Skiba, jeden z założycieli grupy, wspominał:”

„”Okazało się, że w tym pociągu nie ma turystów, tylko sami przemytnicy. Wieźli różne towary, nie zawsze nielegalne. Często była to żywność, masło, kury. Pełna egzotyka”.”

„Jakaś karafka, stary zegarek / Trzeba zarobić te parę marek / Renta, stypendium wyżyć się nie da / Tu kupisz, tam sprzedasz, nie weźmie cię bieda”.

Polenmarket.

Tia, łatwo manipulować kimś, kto się słabo orientuje w historii własnego kraju.
O Hameryce pisać nie będę.

Ciekawym motywem też była masowa emigracja Polaków do …Brazylii.
Akurat na życzenie tamtejszego rządu, by wybielić kraj…
Parana. Kurytyba.

I tak dalej.
A tak poważnie – to czasem warto się posunąć na ławeczce.
https://wiez.pl/2022/03/23/wszyscy-musimy-sie-posunac-na-laweczce-powstal-raport-inicjatywa-nowa-solidarnosc/

Otóż to, pamięć krótka. Panom powyżej można by było też przypomnieć, że uchodźcy z Polski potrafili granatami i pistoletami terroryzować pilotów samolotów, by lądowali w Berlinie Zachodnim. Ale to byli wtedy bohaterowie, a ludzi, których przewinieniem jest uzasadniony strach przed polskim urzędnikiem, przez co wolą zniszczyć dokumenty, byle znów nie przeżywać koszmaru deportacji chcą pozbawiać człowieczeństwa.

Mam szczerą nadzieję, że po zmianie władzy, teraz, czy za kilka lat, funkcjonariusze Straży Granicznej i wojskowi, którzy dopuszczali się tortur na granicy staną przed obliczem sprawiedliwości. Nie mówię wyłącznie o tych po Usnarzu, ale o wszystkich, co od 2016, zwłaszcza w Brześciu dopuszczali się czynów karygodnych.

A i tylko dodatek.
„W Libii mogłem zarabiać trzy razy więcej”. „Tam dostawałem niemal 20 razy tyle”. Polacy, którzy pracowali kiedyś w państwie Kaddafiego, po latach nie pozostawiają wątpliwości, dlaczego zdecydowali się na wyjazd. W rozmowach z tvn24.pl wspominają też jednak ciemne strony intratnych kontraktów: alkoholizm czy rozpadanie się rodzin. „Niektórzy dostawali tam choroby sierocej” – przyznaje jeden z naszych rozmówców.

Mam jakiś inny algorytm google’a chyba 😉
Jakoś widzę inaczej. Inne bryle.
Jako ludzie dzielimy ten sam los.
Bez względu na kolor skóry, reżim polityczny i układy. Nie jest to naiwne patrzenie nastolatki.

Kosowo?

Temat niepopularny i niewygodny.
https://www.youtube.com/watch?v=Ud6EMoHMIUk
300 mil do Nieba.
Taniec Eleny.
https://www.youtube.com/watch?v=iP_iGLT6aMY

Nie twórzmy sobie z tego tylko sympatycznych motywów muzycznych.
Może przyjdą nowe.
Lament Ukrainy.
Płacz Jemenu.
Syria – już dobrze?

Msza za miasto Arras, a Paryż wart jest mszy? Ceausescu.
Polecam historię – ponoć magistra vitae.
Jakbyś kamień jadła. Tochman…
.

O tym, z kim Polacy mają dzielić terytorium swojego państwa rozstrzygająca odpowiedź powinna paść w ogólnonarodowym referendum. Badanie społeczne nie mogą być miarodajne bo można nimi manipulować tak jak sondażami partyjnymi. Nie do przyjęcia są propagandowe stwierdzenia o lękach przed obcymi, fałszywych stereotypach o nich. Wielopokoleniowe doświadczenia o konfliktach etnicznych nie są stereotypami a potrzeba bycia gospodarzem w swoim kraju musi być szanowana przez polityków, ideologów i propagandystów.

Zobowiązania państwa wobec uchodźców regulują konwencje genewskie. Można w referendum spytać, czy jesteś za jednostronnym wypowiedzeniem konwencji, wraz z wszystkimi konsekwencjami. Tylko wtedy ciężko będzie nam pozostać częścią cywilizowanego świata. Obowiązek przestrzegania konwencji jest przecież warunkiem członkostwa w UE i innych organizacjach międzynarodowych. No, ale jak w ogólnokrajowym referendum ludzie świadomie wybiorą, że chcą zamienić Polskę w drugą Koreę Północną, to proszę bardzo.

Myślę, że tekst za wysoko ceni wpływ polityków na postawy społeczne. Przekonanie, że (jedynie) kampania wywołała zmianę poglądów jest banalizowaniem złożonego tematu nastrojów społecznych wobec dynamiki zmian. Przede wszystkim należy między bajki włożyć realność deklaracji z badań przed 2015. W okolicach 2000 „uchodźca” to dla Polaka było pojęcie odległe, działała jeszcze za to pamięć o doświadczonej pomocy. Deklarując chęć przyjęcia Polak mógł mieć poczucie, że będą to jednostkowe przypadki i sama deklaracja była związana z budowaniem moralnej samooceny. Zjawiskiem znanym z tematów migracyjnych jest problem efektu paniki, który wiąże się z przesileniem poczucia dominującej (to istotne słowo, bo w różnych przypadkach, będzie to różne) większości, którą zazwyczaj chce utrzymać przyjmujący. Efekt paniki-przesilenia po malutku obserwujemy wobec uchodźców z Ukrainy, jednak łagodzi go silne podobieństwo kulturowe. Grupa ludzi jest skłonna przyjąć więcej osób podobnych kulturowo, bo mniejszy jest lęk dominacyjny. Drugim istotnym aspektem jest migracja Polaków na Zachód. W tej grupie powstała silna tendencja antyimigracyjna. Paradoks? Działają tu dwa czynniki, jeden z klasycznej teorii pokoleń i tu już socjologia napisała wiele. Drugim jest samoocena narodowa, która zderza się z pozycją Polaka na Zachodzie (nie jesteśmy oceniani wyżej niż pracownik np. z Afryki, więc inni migranci zaczynają być postrzegani jako konkurencja). W kraju większe jest natomiast poczucie przynależności do grupy „gospodarzy” Europy. Wiele jest jeszcze społecznych problemów budujących postawy, ciekawe jest jednak, że autor sam używa określeń „goście”, „gospodarze”, kiedy powinniśmy już myśleć o migrantach jako o osobach, które będą współmieszkańcami domu. I to kolejny temat różnicujący postawy.

Basia, w 2000 roku, to każdy jeszcze pamiętał pomoc, jaką udzielaliśmy uchodźcom z Czeczenii. „Obcym kulturowo” muzułmanom, tym samym, którzy jadąc na Zachód bardzo często popadali w konflikty z prawem i organizowali się w gangi. Także w 2000 roku słowo „uchodźca” kojarzyło się jeszcze z uciekinierami z byłej Jugosławii, którym pomagało się bez patrzenia na wyznanie, czy kolor skóry.

Przypomnę też, że te nastroje i pozytywne nastawienie do uchodźców było w Polsce obecne aż do 2015 roku. Przełom nastąpił wraz z przyjęciem przez Polskę prawicowej narracji o uchodźcach jako zagrożeniu. Co ciekawe, stosowano dokładnie te same słowa w Polsce wobec ludzi z Bliskiego Wschodu, co w USA o Meksykanach albo w Wielkiej Brytanii o Polakach.
Problemem nie jest migracja, a prawica.

@Wojtek – dzięki.
Szkoda, że się nie dogadaliśmy co do Słowa.
Moim zdaniem jest mocne, bo w Nim zawarta jest cała nadzieja na zmianę – dalej.
Powtarzamy stare lekcje, panie katecheto 😉 ze Starego Testamentu.
https://www.youtube.com/watch?v=Z2CZn966cUg
Legendery. Welshly arms.

Co do reszty tematów idziemy raczej łeb w łeb. Oprócz trans. Do pogadania kiedyś tam.
„Mandarynki” świetny film.

Jaki prezydent taki zamach. Lech Kaczyński wiedział, gdzie należy wzmacniać struktury.
W republikach podległych. Ktoś pamięta Biesłan?

Tak tylko dla kolegi pytam i to taki retoryczny zwrot do nieistniejącego adresata.

Oczywiście, ze politycy i to co mówią a jest dostępne zwłaszcza w TVP wpływa na poglądy. Przypuszczam, że większość naszych obywateli do 2015 nie miała żadnej styczności z uchodźcami czy migrantami natomiast TVP oglądała i ogląda wiekszość, zwłaszcza na wsi, gdzie inne programy są niedostępne. Na dodatek według przekazu miłościwie nam ostatnio panujących inne stacje (lub gazety) to lewactwo (ten termin jest naduzywany, pomimo że większość ludzi nie wie co to znaczy) i kłamstwa.