Zima 2024, nr 4

Zamów

Dorothy Day: Chrystus znowu chodzi po ulicach tego świata

Dorothy Day w 1916 r. Fot. Wikimedia Commons

Widząc problemy związane z niedożywieniem i rozwojem chorób zawodowych, Dorothy Day pytała, gdzie są święci pragnący zmienić porządek społeczny, gotowi nie tylko służyć niewolnikom, ale i znieść niewolnictwo.

Fragment książki „Dorothy Day. Życie – działalność – duchowość”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Więź

Dorothy Day w swej autobiograficznej książce „The Long Loneliness” wspominała matki, które odczuwały potrzebę religijnego wychowania dzieci, ale ponieważ same nie miały wiary, nie wiedziały, jak ją rozbudzić w potomstwie. Pospiesznie chrzciły dzieci i na tym kończył się ich wysiłek formacyjny[1].

Do pewnego stopnia opis ten pasuje do rodziców Day, która przyszła na świat 8 listopada 1897 roku w Nowym Jorku jako trzecie z pięciorga dzieci. Zarówno jej matka Grace, wychowana w duchu Kościoła episkopalnego, jak i ojciec John, pochodzący z tradycji kongregacjonalizmu, nie należeli do żadnej wspólnoty religijnej i nie pielęgnowali swego protestantyzmu[2].

W dzieciństwie nauczono Dorothy i jej rodzeństwo odmawiania wieczornych modlitw, które też posłuszne dziecko powtarzało w czasie burzy z piorunami, obiecując Bogu, że będzie dobre. Bardzo wcześnie rozbudzono w niej również wrażliwość sumienia. Po latach wspominała, że we wczesnym dzieciństwie nie szukała Boga, gdyż uważała Go za pewnik. […]

Dorothy Day niepokoił paradoks: ludzie chodzili do kościoła, gdyż troszczyli się o życie po śmierci, ale zasadniczo byli materialistami i starali się za życia dostać wszystko, co możliwe. A marksiści, którzy wierzyli tylko w doczesność, byli w stanie ją poświęcić i walczyć o dobra ziemskie dla bliźnich

ks. Wojciech Zyzak

Udostępnij tekst

Dorothy Day nie mogła sobie przypomnieć, by rodzice kiedykolwiek czytali Biblię, choć później odkryła, że ojciec miał zawsze w podróży ze sobą jej egzemplarz. Sama pamiętała, jak bardzo przeżyła chwilę, gdy po raz pierwszy trzymała w rękach Pismo Święte. Potrafiła czytać je godzinami. Po latach ważne dla niej było, że Chrystus kuszony na pustyni trzy razy odpowiedział diabłu: „napisane jest” (por. Mt 4,1–11). Matka Dorothy wykazywała zainteresowanie Stowarzyszeniem Chrześcijańskiej Nauki (Christian Science), choć nigdy nie chodziła na żadne nabożeństwa. W pamięci córki pozostało wspomnienie, że gdy cierpiała na mocną migrenę, matka sprowadziła do niej znachora.

Jednak rozmawianie w rodzinie o religii i „obnażanie duszy” było traktowane jak obnażanie ciała. Gdy Day mieszkała w Oakland, rodzina metodystów zabierała ją w niedziele do kościoła i do szkółki parafialnej. Wtedy zaczęła odczuwać prawdziwą słodycz wiary. Stała się bardzo pobożna, śpiewała hymny i modliła się, klęcząc przy łóżku. Gdy pytała matkę, dlaczego w domu tego nie praktykują, nie otrzymywała zadowalającej odpowiedzi. Nikt z rodziny poza nią nie chodził do kościoła.

Rozbudzenie religijne Dorothy przypadło na czas, gdy zaczęła się bać Boga, śmierci i wieczności. Obawiała się nicości. Doświadczenie Boga we śnie stawało się dla niej koszmarem. Z czasem te przeżycia Dorothy zaczęła łączyć w pamięci z trzęsieniem ziemi w San Francisco. Wtedy miała wyobrażenie o Bogu jako „straszliwej Sile, przerażającym, nieosobowym Bogu, Głosie i Ręce wyciągniętej, by ją chwycić, ale nie w miłości”. Chrystus był dla niej Zbawicielem, cichym i pokornego serca, Jezusem, dobrym Pasterzem. Jednak nie myślała o Jezusie jako o Bogu. Nikt jej nie pouczył o prawdziwym obrazie Boga, jak też wcześniej nie pouczono jej rodziców.

W pamięci Dorothy z tego okresu pozostał widok matki pomagając bezdomnym uchodźcom po trzęsieniu ziemi w San Francisco w 1906 roku. Na rozbudzenie pragnienia religijności Day duży wpływ miały pozytywne przykłady młodocianych bohaterów takich książek jak „Elsie Dinsmore” Marthy Finley czy „Wide, Wide World” i „Queechy” Susan Warner. Pod wpływem przedstawienia dzieci uczących się łaciny w książce księdza Francisa J. Finna „Tom Playfair” Dorothy sama zaczęła poznawać ten język, a nawet studiować grekę.

Gdy miała dwanaście lat, przyjaźń z Leonore Clancy sprawiła, że zapragnęła zostać katoliczką. Wtedy ojciec powiedział jej, że tylko praczki i policjanci są katolikami, po czym skierował do Kościoła episkopalnego, gdzie otrzymała chrzest i konfirmację. Tam też każdej niedzieli uczyła się kolekt, psalmów i hymnów, zwłaszcza „Te Deum” i „Pieśni trzech młodzieńców” z Księgi Daniela (3,52–90). […]

Dorothy Day w swych wspomnieniach z okresu dzieciństwa i dorastania poruszała tematy, które pozwalają zrozumieć jej ewolucję w podejściu do kwestii etyki małżeńskiej i czystości seksualnej. Zasadniczo, pisząc z miłością o matce, krytycznie wspominała pozbawionego czułości względem dzieci ojca[3]. W rodzinie moralność sprowadzała się głównie do obszaru szanowania własności i seksu. Mając cztery lata, Dorothy wiedziała, że kradzież jest czymś złym. Wspominała, że nie znała wstydu do momentu, gdy dowiedziała się o życiu seksualnym. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że myślenie o tym było grzeszne.

Później, dojrzewając, zaczęła mieć wątpliwość, dlaczego ta dziedzina związana z pięknem i miłością miałaby być zła[4]. W swym dzienniku w 1969 roku, pod wpływem lektury „Pieśni o Bernadetcie” Franza Werfela, Day zapisała, że kobieta musi się martwić moralnością seksualną, gdyż bardzo ściśle jej to dotyczy, zwłaszcza kontrola urodzeń. W tym kontekście padło stwierdzenie, że Dorothy w dzieciństwie nigdy nie czuła się winna ze względu na seks, choć z braćmi dużo się śmiała ze spraw z nim związanych.

Jednak gdy miała dziesięć lat, pod wpływem czytania Guy de Maupassanta zaczęła snuć smutne refleksje na ten temat. Wspominała też o kolegach i koleżankach opowiadających „brudne historie”[5]. Później, gdy miała piętnaście lat, w liście do przyjaciółki pisała o żywej świadomości konieczności walki z grzechem, by wejść do królestwa Bożego. Pragnęła modlić się nieustannie, aby przezwyciężyć fizyczne doznania i stać się istotą czysto duchową. Wtedy uważała pragnienia seksualne za zmysłowe i nieczyste, w przeciwieństwie do duchowego Boga. Była przekonana, że jedyną miłością jest miłość Boża, która jest duchowa, bez skazy tego, co ziemskie. Dorothy pragnęła być doskonała na wzór Chrystusa i żywo interesowała się konfliktem ducha i ciała.

Gdy w jednym z listów do ukochanego przyjaciela wspomniała o jego ramionach i ustach, na samą myśl o tym, że mogłaby to przeczytać jej matka, czuła się zawstydzona, „jakby była winna pornografii”. W tym kontekście Day przypomniała, że w jej rodzinie brakowało pocałunków i przytulania. Miało to związek z dużym wyczuleniem krewnych na cielesność, którą stale odrzucali. Ich wycofanie i samotność wyraźnie odbiegały od postawy spontanicznej afektywności Włochów, Polaków, Żydów i innych przyjaciół autorki[6]. Te ponure doświadczenia nabrały później jeszcze większego wymiaru w kontekście przeżyć w więzieniu, które Day streściła słowami: „czułam smutek grzechu”[7].

W okresie dzieciństwa rozwijała się powoli również społeczna wrażliwość Dorothy, tak dominująca w późniejszym życiu. Wiązało się to z wpływem starszego brata Donalda, który w Chicago pracował w gazecie „The Day Book”, poświęconej problemom robotników. Nie tylko lektura takich autorów jak Jack London i Upton Sinclair, ale nade wszystko spotkania z działającymi w gazecie socjalistami rozbudziły w niej świadomość potrzeb biednych i radykalną, lewicową wrażliwość polityczną[8].

Jednak już od wczesnego dzieciństwa Day zauważała wielkie różnice społeczne i przepaść między biednymi a bogatymi. Jako piętnastolatka czuła, że Bóg pragnie szczęścia wszystkich ludzi i chce im dostarczyć wszystkiego, co potrzebne do życia, by nie byli w nędzy, którą widziała wokół siebie. W czasach jej młodości patrzono na nędzarzy jako na winnych swej sytuacji.

Dorothy pragnęła zmian społecznych, by każdy w potrzebie otrzymał pomoc. Dlatego podczas studiów na uniwersytecie w Illinois dołączyła do Partii Socjalistycznej. Jej radykalizm sprawiał, że kpiła z pobożnych studentów, uważając, że nie czas na religię głoszącą pokój, cichość i radość, ale potrzeba młodzieży dążącej do buntu. Krytyczna wobec życiowej wygody ludzi religijnych, prowokowała ich braniem Bożego Imienia nadaremno i powtarzaniem marksistowskiego hasła: „Robotnicy świata zjednoczcie się. Nie macie nic do stracenia poza okowami”. Już wtedy była przekonana o potrzebie pełnienia uczynków miłosierdzia względem ciała, ale podchodziła do tego tematu raczej dziennikarsko – pisząc o nim[9].

Wszystkie te postawy zbiegły się z kryzysem wieku dorastania, który pozwala lepiej zrozumieć późniejszą wrażliwość Day na działanie cnót teologalnych, zwłaszcza wiary. Siedemnastoletnia Dorothy czuła się całkiem samotna w świecie, pozbawiona poczucia bezpieczeństwa, oddzielona od rodziny, a nawet od Boga. Zmagała się wewnętrznie z pytaniem, dlaczego czyniono tak wiele, by zaradzić złu społecznemu, zamiast mu zapobiec. Widząc problemy związane z uprzemysłowieniem, rozwojem chorób zawodowych i powodowanych niedożywieniem, pytała, gdzie są święci pragnący zmienić porządek społeczny, gotowi nie tylko służyć niewolnikom, ale znieść niewolnictwo. Pragnęła Pana wywracającego stoły handlarzy w świątyni, a nie błogosławiącego cichych.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

W jej autobiograficznych wspomnieniach czytamy: „Religia praktykowana przez tych, których spotkałam (a większość była obojętna), nie miała witalności. Nie miała nic wspólnego z codziennym życiem. Była kwestią niedzielnej modlitwy. Chrystus już nie chodził po ulicach tego świata. On był dwa tysiące lat umarły i nowi prorocy powstali w Jego miejsce”.

Choć krytycznie patrzyła na niemoralność takich aktywistów jak Emma Goldman, to jednak nie uważała się już za chrześcijankę, lecz za przedstawicielkę ruchu radykalnego. Wciąż wierzyła w Boga i tę wiarę podtrzymywała zapewne lektura Nowego Testamentu, „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis czy książek Johna Wesleya, Fiodora Dostojewskiego i Lwa Tołstoja.

Jednak nie tylko wspomniani już Jack London i Upton Sinclair, ale także Ignazio Silone, Piotr Kropotkin, Edgar Allan Poe, Thomas De Quincey, Charles Dickens, Walter Scott, Victor Hugo, Robert Louis Stevenson czy James Fenimore Cooper kierowali jej uwagę ku ubogim masom, które stały się dla niej „nowym mesjaszem”. Robotnicy, których kochała i którzy ginęli, domagając się ośmiogodzinnego dnia pracy, byli dla niej męczennikami. Dorothy coraz bardziej przestawała ufać zorganizowanym religiom[10].

Młodość Dorothy Day była związana również z doświadczeniami, które pozwoliły jej później sformułować prawdziwą duchowość pracy. Szczególnie istotny był okres w Chicago, gdy rodzina popadła w biedę, a ona jako dziecko pomagała w pracach domowych, nieświadomie nasiąkając filozofią pracy. Cieszyła się ciężką, solidną robotą i jej twórczym aspektem[11]. Po latach wyznała jednak, że wtedy wstydziła się ubóstwa miejsca, w którym mieszkała[12].

Później na studiach utrzymywała się z ciężkiej pracy, zajmując się zajęciami domowymi, takimi jak pranie, prasowanie oraz opieka nad dziećmi, w zamian za mieszkanie i wyżywienie. Zarabiała też trochę pieniędzy, pisząc artykuły do lokalnych gazet. Uważała za bohaterów tych, którzy zwalczali pracę dzieci, strajkowali, by ustanowić ośmiogodzinny dzień pracy, i tworzyli związki zawodowe[13].

Od 1916 roku Dorothy doświadczała biedy w Nowym Jorku i podjęła pracę w gazecie socjalistów „New York Call”. Po latach zauważyła, że nie spotkała w tej gazecie żadnych tekstów antyreligijnych, a nawet czytała w niej o społecznym nauczaniu Kościoła, zwłaszcza w wywiadzie z jezuitą Johnem O’Rourke. Zawodowo najważniejszym wydarzeniem z tego okresu wydaje się wywiad z Lwem Trockim, który Dorothy przeprowadziła dla „New York Call” w 1917 roku.

Niepokoił ją wtedy paradoks polegający na tym, że ludzie chodzili do kościoła, gdyż troszczyli się o życie po śmierci – jeśli jakieś jest – ale zasadniczo byli materialistami i starali się za życia dostać wszystko, co możliwe na tym świecie. Tymczasem marksiści, którzy wierzyli tylko w doczesność, byli w stanie ją poświęcić i walczyć o dobra ziemskie dla bliźnich[14].

Wczesne publikacje z tego okresu pokazują też wyraźnie antywojenne poglądy dziennikarki. Jako pacyfistka, przeciwna przystąpieniu w 1917 roku USA do wojny, Dorothy pracowała w Lidze Przeciwko Poborowi do Wojska (Anti -Conscription League), a także w redakcji lewicowego miesięcznika „The Masses”[15].

Z tego okresu w pamięci pozostała jej radość z powodu rewolucji w Rosji w 1917 roku i obalenia caratu. Dziś mogą dziwić jej zachwyty nad idealistyczną postawą Włodzimierza Lenina i Nadieżdy Krupskiej, choć Day, kończąc swą refleksję na ten temat, przypomniała o późniejszym wypaczeniu ideałów w kierunku dyktatury partii, czyli elit, zamiast rządów mas ludzi pracujących[16].

Wesprzyj Więź

W tym okresie Dorothy protestowała w Waszyngtonie przed Białym Domem wraz z sufrażystkami, domagając się praw wyborczych dla kobiet[17]. Wspominała też, jak w pełnym zapału młodzieńczym radykalizmie wraz z przyjaciółmi, wracając w późnych godzinach do domu, zabierała bezdomnych z parkowych ławek. Młodzi radykałowie odstępowali im łóżka, podczas gdy sami dyskutowali całymi nocami[18]. Później do przyjaciół z radykalnego ruchu komunistycznego odnosiła myśl François Mauriaca, że kto służy ubogim, pracując na rzecz prawdy i sprawiedliwości, pracuje dla Chrystusa, nawet jeśli się Go wyrzeka[19].

Przeczytaj też: Ks. Jan Zieja, przyjaciel laickiej lewicy, obrońca praw człowieka


[1] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, New York 1961, s. 127.
[2] Por.B. O’Shea Merriman, „Searching for Christ. The Spirituality of Dorothy Day”, Notre Dame 1994, s. 4; P. Zagano, „Introduction”, [w:] „Dorothy Day In My Own Words”, Liguori Missouri 2003, s. XI.
[3] Por. J. Forest, „Love is the Measure. A Biography of Dorothy Day”, New York 1986, s. 4n.
[4] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 16.
[5] Por. D. Day, „The Duty of Delight. The Diaries of Dorothy Day”, ed. R. Ellsberg, New York 2011, s. 460–462.
[6] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 31–33.
[7] „I felt the sadness of sin”. Tamże, s. 102.
[8] Por. J. Forest, „Love is the Measure”, dz. cyt., s. 14–16; B. O’Shea Merriman, „Searching for Christ”, dz. cyt., s. 7.
[9] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 37–40, 58.
[10] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 43n. 57; D. Day, „From Union Square to Rome”, New York 2006, s. 29–52.
[11] Por. J. Forest, „Love is the Measure”, dz. cyt., s. 11.
[12] Por. D. Day, „On Pilgrimage”, TCW 3(1960), s. 1, 6.
[13] Por. J. Forest, „Love is the Measure”, dz. cyt., s. 18–20.
[14] Por. D. Day, „From Union Square to Rome”, dz. cyt., s. 64–72; D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 60n; J. Forest, „Love is the Measure”, dz. cyt., s. 23, 29.
[15] Por. D. Day, „Peace pilgrims find common people don’t favor war’s madness”, „New York Call” [dalej: NYC], 2.02.1917, s. 1.
[16] Por. J. Forest, „Love is the Measure”, dz. cyt., s. 32n.
[17] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 63n, 83n.
[18] Por. J. Forest, „Love is the Measure. A Biography of Dorothy Day”, dz. cyt., s. 36–39.
[19] Por. D. Day, „The Long Loneliness”, dz. cyt., s. 67.

Podziel się

4
4
Wiadomość