Mają rację ci, którzy, powołując się na fatalne skutki wczesnej spowiedzi, postulują opóźnienie jej, ale także mają rację ci, którzy bronią spowiedzi nawet całkiem małych dzieci. Nie można wszystkich wrzucać do tego samego worka – pisze w „Tygodniku Powszechnym” ks. Adam Boniecki.
„Tygodnik Powszechny” podejmuje temat spowiedzi dzieci. W najnowszym numerze ukazał się tekst Dawida Gospodarka oraz rozmowa Anny Goc z Ryszardem Izdebskim, psychologiem klinicznym. Tematu tego dotyczy również edytorial ks. Adama Bonieckiego.
„Problematyczność spowiedzi dzieci jest realna, choć trudno mi się zgodzić z propozycją, by wszystkie miały czekać z komunią do iluś tam lat na dojrzałość czy przynajmniej dorośnięcie. Przecież odpowiedzialność przed Bogiem jest czymś zupełnie innym niż odpowiedzialność przed ludzkimi osądami i trybunałami tej ziemi” – stwierdza redaktor senior.
Jego zdaniem „mają rację ci, którzy, powołując się na fatalne skutki wczesnej spowiedzi, postulują opóźnienie jej do wieku lat nawet dwunastu, ale także mają rację ci, którzy bronią spowiedzi nawet całkiem małych dzieci. Zauważmy – nie można wszystkich wrzucać do tego samego worka”.
W ocenie duchownego „formułowanie zasad jest potrzebne, jednak zasady ogólnie słuszne w konkretnych sytuacjach już takie nie są, dlatego ich słuszność należy widzieć inaczej”.
„Zostawmy przestrzeń dla wolności. W zamyśle inicjatywa Piusa X [o spowiadaniu dzieci] nie miała otworzyć dostępu do komunii wszystkim dzieciom bez wyjątku. Chodziło o uwzględnienie osobistych predyspozycji każdego dziecka. I tego się trzymajmy” – podkreśla ks. Boniecki.
Przeczytaj też: Spowiedź dzieci? Przez lata je przygotowywałem. Teraz skłaniam się ku odchodzeniu od ich spowiadania
DJ
Nie kojarzę aby w nauczaniu Chrystusa było coś o spowiedzi na „ucho”. To wynalazek służący inwigilacji wiernych, wprowadzony by lepiej kontrolować poddanych. Kiedy to wprowadzono, niech ciekawy sobie doczyta. O tresurze i inwigilacji, a także kontroli umysłów mowa, a nie ewangelicznych nakazach i tego powinniśmy się trzymać, rozmawiając na ten temat. Jest wielu rodziców, będącymi gorącymi zwolennikami regularnych spowiedzi własnych dzieci. Wydaje im się, że własne niedostatki emocjonalne, intelektualne i autorytetu będą wspierane przez religijną inwigilację. Do wieku nastoletniego, gdy dziecko bardzo potrzebuje akceptacji i mocno stara się przypodobać dorosłym, to działa. Później jest tylko gorzej, szczególnie gdy zostało pozbawione krytycznego myślenia. Spowiedź powinna wynikać z wewnętrznej potrzeby, pragnienia, a nie nakazu, przymusu, jako warunek pełnego uczestnictwa w eucharystii. Jestem nawet ciekawy, z czegóż to się spowiadają maluchy ganiane do konfesjonałów w osławione „pierwsze piątki”. Czy aby na pewno nie służy to tylko wykształceniu przyzwyczajenia i akceptacji, a w rezultacie odruchu przymusu i poczucia winy, że coś zostało zaniedbane.
Nauczanie Chrystusa, w tej formie, jaka pozostaje nam znana z ewangelii i fragmentów w innych księgach NT, skoncentrowane jest w większości na zupełnie innych kwestiach, niż to dziś sufluje kierownicze gremium Kościoła katolickiego. Co do zasady cała Ewangelia jest w zasadzie o ludziach wykluczonych, ale widzi ich inaczej, niż zwykł nam to prezentować ten czy ów członek Rady Stałej KEP.
Spowiedź dzieci powinna być możliwie daleko odsunięta w czasie, głownie dlatego, że jest to praktycznie jedyna katecheza dotycząca spowiedzi, jaką przeciętny katolik ma w swoim życiu. Z bagażem dziecięcej spowiedzi idzie potem w świat, z jakąś taką naiwną nadzieją, że człowiek sam sobie to wszystko ułoży.
Druga sprawa, to kompletne nieprzygotowanie księży do roli spowiedników dzieci. Problem jest bardzo głęboki, bo po pierwsze księży nikt nie uczy jak dobrze spowiadać, a po drugie nawet gdyby chcieli, to nie ma w spowiedzi odpowiednich narzędzi, by taką spowiedź dobrze przeprowadzić. Wezmę przykład pierwszy z brzegu. W klasycznym rachunku sumienia dla dzieci komunijnych, gdzie zwykle leci się dekalogiem przy czwartym przykazaniu jest zwykle pytanie o posłuszeństwo rodzicom. I dzieciom przekazuje się schemat – „czy byłeś/byłaś posłuszny rodzicom?”. Bez większej refleksji, wchodzenia w niuanse, sumienie dziecka, czy ocenę moralną – tu jest zero-jedynkowo, słuchasz się rodzica to dobrze, sprzeciwiasz się, to źle. A przecież nie zawsze rodzice czynią dobrze, by dziecko miało zawsze się ich słuchać. Przykład z brzegu, tata każe ośmiolatkowi skłamać, że ma sześć lat, by wejść za darmo do wesołego miasteczka. Czy byłeś posłuszny rodzicom? Odpowie, że nie i dostanie pouczenie, że to źle. Nastolatek, czy dorosły pewnie przerwie, wytłumaczy okoliczności, doda coś od siebie. Dziecko nie. Dziecko sformatowane jest, by polecieć wyliczanką, na jej podstawie wtłacza schemat dobre/złe, a jeszcze katecheta dopowie, że ksiądz ma rację.
Do tego sama spowiedź odbywa się w pewnym pośpiechu, ksiądz mając wężyk trzydziestu dzieci nie będzie się bawić w rozważanie każdego grzechu z osobna. Powie schematem „słuchasz się rodziców to dobrze/nie słuchasz się, to źle”. Jakie spustoszenia w sumieniu robi to na przyszłość, to często nie zdajemy sobie sprawy.
najlepie to az skoncza 18 lat
18 lat to żadna granica, także po ukończeniu tej magicznej osiemnastki ludzie mogą być niedojrzali i nie jest to niczym nadzwyczajnym.
@willac
”Spowiedź powinna wynikać z wewnętrznej potrzeby, pragnienia, a nie nakazu, przymusu, jako warunek pełnego uczestnictwa w eucharystii.”
Zgadzam się z @willac, ale to sama Wiara z natury swojej powinna wynikać z wewnętrznej potrzeby oraz pragnienia, a nie nakazu.
Sądzę, że problem tkwi w tym, że większość wierzących traktuje X przykazań
jako nakazy i zakazy, tymczasem, ktoś kto jest z Panem twarzą w twarz nie musi zważać na te przykazania, one wtedy ”robią” się same i nie z nakazu, ale z miłości . . . . I osiągnięcie takiego stanu jest możliwe (patrz żywoty wielu świętych), ale dość trudne dla wielu . . . .
To jak z marszem pod bardzo wysoką górę, bywa, że zapał stygnie, a i siły opadają, co nie znaczy, że nie warto próbować
Tak, utrafił Pan w sedno – b. dziękuję. Tak nauczają właśnie protestanci ! Mnie nie wychodziło w żadne sposób wytłumaczenie, o co chodzi z tym „cierpiętnictwem” u katolików, i karą za grzech, a radością u protestantów (owa radość jest widoczna już w XVI-wiecznych pismach, wypowiedziach i pieśniach) . A to właśnie o to chodzi: nie nakazy i zakazy (bo Bóg dał człowiekowi wolną wolę, ale w duchu miłości, z radością, robimy to z własnej woli). Kara ? Karą jest oddalenie od Boga i odrzucenie Jego miłości: i każdy boleśnie odczuje`odczuwa tę karę: wystarczy być uczciwym wobec siebie i wsłuchać się w swoje sumienie, co często się zdarza, również – każdemu z nas.
Dojrzałość dziecka ! Ja pamięta i każdy z mojego otoczenia, z kim rozmawiam, te tabuny małych dzieci (grupo poniżej 6 klasy), które obowiązkowo stawiały się w kościele na spowiedzi: rocznicowej, pierwszopiątkowej, rekolekcyjnej. Pełen kościół, wiele klas znających się i lubiących się/nie lubiących dzieciaków. Kiku księży w konfesjonale, konfesjonały lepsze (zabudowane) i gorsze (takie, że wszystko widać i słychać). Rozmowy, śmichy-chichy, przepychanki, popychanki, flirty, nuda, zdenerwowanie i …wkurzenie na koleżankę, która dźga mnie parasolką dwie osoby do końca kolejki, obawa, że z drugiej strony/z boku konfesjonału wszystko usłyszy ten chłopiec, z którym się przecież znamy…. Próby wzbudzenia w sobie skruchy i żalu za sztucznie, choć z powagą wyszukiwanymi „grzechami”, zgodnie z listą grzechów i pytań w rachunku sumienia… Jakie grzechy może mieć dziecko w tym wieku ? Ech, że też sami robimy to swoim dzieciom nadal… P.S. Ze mnie było bardzo dojrzałe i spokojne dziecko. Z rodziny wyjątkowo dysfunkcyjnej, z tatusiem-alkoholikiem, choć wysokofunkcjonującym na zewnątrz. Z domu pełnego awantur i krzyków, prawie biedy i innych wielu problemów, choć arcykatolickiego na zewnątrz. Piękna wielodzietna katolicka rodzina w kartotekach parafialnych. Ja – dziecko-dorosły. I te spowiedzi o nieposłuszeństwie wobec rodziców, o niegrzeczności….Ech, same brzydkie słowa się cisną na usta. Obecnie i ja i rodzeństwo poza KRK. Myśląc o swoich dziecięcych spowiedziach czuję tylko niesmak i smutek. Myśląc o swoich spowiedziach dorosłych czuję żal, że moja konwersja na ewangelicyzm nastąpiła tak późno w życiu.
Oto po raz kolejny Gazeta Wyborcza (felieton Magdaleny Środy za zakazem państwowym spowiadania dzieci) kopnie piłkę, a my za nią biegniemy. Gdybym znał wcześniejsze poglądy katolickich dyskutantów w tej materii, łatwiej byłoby mi przyjąć ich argumentację jako nie uwarunkowaną – w tą czy w tamtą stronę – przez liberalne media.
Owszem, są przypadki spowiedzi niekomfortowych dla dziecka, ale na ile to jest zjawisko powszechne? Ja ze swoich dziecięcych spowiedzi nie pamiętam nic negatywnego i takich emocji u rówieśników też sobie nie przypominam (nie wyczuwam ich też u moich dzieci). Może ktoś zapytać, czy były mi potrzebne skoro nie budowały mojej wiary – ale może innym dzieciom pomagają? Dlaczego mam patrzeć przez swój pryzmat? Dlaczego ja mam być miarą? Notabene, anonimowi komentatorzy jakoś nie piszą o swoich lub swoich najbliższych negatywnych przeżyciach związanych z dziecięcymi spowiedziami. Czyżbyście państwo o tym zjawisku słyszeli tylko z drugiej ręki, a najpewniej z narracji medialnej? Skoro wśród wszystkich komentatorów pod powyższym i wcześniejszymi artykułami nikt nie poskarżył się na osobistą traumę, to może „niekomfortowe” spowiedzi dzieci nie są tak powszechne, by nakręcać kampanię medialną przeciw Kościołowi?
Pytanie o spowiedź dzieci jest elementem szerszego zagadnienia – o chrzest dzieci, o głębokie wprowadzanie w wiarę osób jeszcze nie dojrzałych. Dzieci są niedojrzałe? Gratuluję wiary wszystkim, którzy uważają się za dojrzałych. To jak wdrapanie się na drzewo i przechwalanie się, że jest się bliżej słońca niż ci, co stoją na dole. To jest jak z pytaniem, którą z głów obok siebie pokrytymi, w przypadku pierwszej 100 tysiącami włosów i o jeden włos mniej aż do jednego włosa, nazwiemy łysą? Od którego momentu człowiek jest dojrzały do spowiedzi? Niech ktoś dojrzały mi odpowie, bardzo proszę.
Proszę przeczytać jeszcze raz komentarze pod drugim artykułem na ten temat, ja opisuje swoją traumę, z pierwszej ręki
Osobiście nigdy dzieci nie przygotowywałem do pierwszej komunii i spowiedzi. Miałem za to dużo do czynienia z młodzieżą licealną. I na podstawie ich (a także swoich) doświadczeń mogę powiedzieć, że trauma pierwszej spowiedzi jest zjawiskiem powszechnym. Generalnie, to albo się własnej spowiedzi nie pamięta, albo pamięta jako zdarzenie traumatyczne. Pół biedy, gdy owa trauma dotyczy wyłącznie stresu przed pomyłką w formułce. Pamiętam cały rocznik dzieciaków, który dosłownie mdlał ze strachu, bo zakonnica mimochodem opowiedziała dzieciom „anegdotkę”, że był sobie taki chłopiec, co na pierwszej spowiedzi zataił jeden grzech, po czym przyjął komunię i zmarł. Ja sam swoją pierwszą spowiedź wspominam okropnie, bo nauczono mnie, że jak ksiądz zada pokutę, to trzeba ją wypełnić bezwzględnie. Po czym rekolekcjonista snuł dygresje o dawnych pokutach, że trzeba było iść na kolanach do Ziemi Świętej, biczować się, albo oddać cały majątek na Kościół. Idąc do pierwszej spowiedzi autentycznie bałem się, że ksiądz każe mi odbudować dzwonnica. Strach był wręcz paraliżujący, i to przed właśnie pokutą, a nie przed wyznaniem grzechów (które i tak zmyślałem, „spowiadałem” się z rzekomej kradzieży, co w praktyce było zerwaniem kilku malin sąsiadowi z krzaka, co nawet nie było kradzieżą, ale coś trzeba było księdzu powiedzieć). Uczniowie z kolei potrafili naprawdę otwarcie mówić o spustoszeniu psychicznym, jakie wyrządziła im spowiedź.
Czy broni Pan oczywiście przegranej sprawy tylko dlatego, że felieton znanej ateistki został opublikowany na łamach gazety, do której ma Pan osobistą awersję? Osobiście też mogę poświadczyć ze wspomnień dzieciństwa, że całą tę procedurę uważałem już jako dziecko jako wybitnie stresującą i w dodatku absurdalną, ze względu na brak poczucia jakiejś winy (co ja tam, jako „grzeczne” dziecko mogłem nabroić w wieku niespełna 9 lat !). Z kolei inni mniej dojrzali robili sobie z tego „sakramentu” kpiny (pewnie by rozładować napięcie…). Próbuje Pan relatywizować kwestię dojrzałości, ale doprowadza ja Pan do absurdu: wszędzie widzi Pan spiski przeciwko Kościołowi instytucjonalnemu. Proszę pamiętać, że spowidź dzieci wprowadzono dopiero 112 lat temu, to przecież nie nauka Chrystusa. Czy wszystko co ustalą władze kościelne wtoku ponad 2000 lat historii, jest nie do podważenia???