Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Paradiso”. Człowieku, naucz się tańczyć

„Paradiso”, reż. Ewa Wycichowska, teatr Logos w Łodzi, 2022. Fot. Jarek Darnowski / Materiały prasowe

Nowy spektakl łódzkiego teatru Logos przypomina, że chrześcijaństwo zwycięża nie mieczem, nie polityką, a Ewangelią.

Jak opowiedzieć o raju, by nie zamknąć się w banale opowieści o nagrodzie za dobre uczynki, ckliwych chórach anielskich, „wiecznym szczęściu” i o tym, że „nawet ucho nie słyszało i oko nie widziało, jak wiele rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”? Na czym zresztą polegać ma sąd nad człowiekiem? Do odpowiedzi próbują zbliżyć się twórcy teatru Logos, działającego przy Kościele Środowisk Twórczych w Łodzi.

Reżyserka Ewa Wycichowska i artyści Logosu na podstawie trzeciej części tryptyku „Boskiej komedii” Dantego stworzyli „Paradiso”, spektakl wielopiętrowy, nasycony bogatą symboliką i pobudzający do poważnych hermeneutycznych analiz. Przedstawienie otwiera taka scena: kobieta w żałobie, opłakująca zmarłego, zasłuchana w smutną arię męską „Dziś będziesz ze mną w raju” w wykonaniu znakomitego barytonu, Michała Jana Barańskiego. Widzowie zebrani w foyer teatru-kościoła nasłuchują. Ekstazę przerywa wtargnięcie kolorowego ptaka, tancerza hip-hopowca Tomasza Moskala, który niczym Afroamerykanin z nowojorskiego Bronxu niesie beztrosko na ramieniu magnetofon. Płynie z niego dixielandowe wykonanie „When the saints go marching in”. Artyści oraz zdezorientowani widzowie, kołysząc się w rytm muzyki, wchodzą niejako do nieba.

Muzyka, śpiew i taniec prowadzą nas po kolejnych odsłonach raju. Ten nieznany świat objaśniają Kobieta i Mężczyzna (Jolanta Kowalska i Mariusz Saniternik), którzy okazują się kimś więcej niż narratorami. Najpierw przytuleni do siebie wpatrują się w dal i w górę, gdzie roztacza się obraz „Sądu Ostatecznego” Memmlinga. Zasiadając później na wywyższonych tronach, odgrywają rolę apokaliptycznych sędziów sądzących dwanaście pokoleń Izraela (por. Mt 19,28; Ap 11, 16). Nie są jednak wyłącznie recenzentami ludzkich losów. Przypominają raczej nowego Adama i nową Ewę, czyli Jezusa i Maryję. Objaśniają oni – czasem z ironią i humorem – znaczenie naszych słabości, wątpliwości i pragnień.

Spóźniający się na Sąd Ostateczny Dante (Marek Kasprzyk) musi uświadomić sobie, że jedyną ścieżką do raju jest nie tyle rachunek własnych win, życiowych zysków i strat, ile konieczność oczyszczenia umysłu z niepotrzebnego balastu, symbolizowanego przez kamienie dźwigane w plecaku. Przed nim droga duchowego wzrostu, symbolizowana przez schody. Na nich właśnie autor „Boskiej komedii” prowadzi dialog z samym sobą, przechodząc kolejno przez dziewięć odsłon raju. Odkrywa jednocześnie, jak istotne są: wierność danemu słowu, Boskie światło i sakrament, poddanie się miłości i przebóstwieniu, uzgodnienie własnej woli z wolą Boga i wreszcie – szaleństwo posiadania Boga oraz pokora.

Dziewięciu aktorów prowadzi dziewięć chórów anielskich, usiłujących śpiewem i tańcem przybliżyć widzom ideę harmonii oraz rajskiego ładu. Na uwagę zasługują wykonane partie solowe wybitnych artystek, jak mezzosopranistki Agnieszki Makówki czy Heleny Saciuk. Przy okazji realizacji innej części tryptyku Dantego, „Inferno”, chwaliłem już tę ostatnią, nazywając ja diamentem. Dzięki „Paradiso” w diademie Logosu pojawia się kolejny sopranowy diament – znakomicie się zapowiadająca Karolina Szymańska. Dyrektor teatru, ks. Waldemar Sondka, ma niewątpliwe zasługi w wyłowieniu tych młodych talentów.

Na głosach kobiet, na cudownej muzyce Hildergardy z Bingen i dramatycznym tenorze Michała Jana Barańskiego oraz na niesamowitej baletowej choreografii opiera się cały spektakl. Ważny szczegół: raj jawi nam się często jako perfekcyjna harmonia. Wyrazem tego mają być właśnie partie wokalne i baletowe, lecz aktorzy zaburzają tę doskonałość poprzez wplatanie nutek fałszu. Aniołowie, ubrani w białe szaty ozdobione kolorowymi motywami, czasem śpiewają unisono, czasem polifoniczne. Chcą ukazać, że w raju nie wszystko ma jednogłośną wartość. Wyrazem tego jest pieśń anielska niespodziewanie zamieniająca się w krakanie wron.

Nie wszystkie anioły są zresztą pełnosprawne. Miewają ubytki i niedoskonałości, zakłócające dążenie do idealizmu. Widzimy więc Anioła kuśtykającego o kuli (Małgorzata Górna-Saniternik), Anioła-zabłąkanego filozofa (Dymitr Hołówko), Anioła o chłodnym spojrzeniu (Martyną Stępińska) czy wreszcie Anioła Żałoby (Ewa Stefańska-Nowak). Ich świat niewiele różni się od ludzkiego. W końcu jeśli człowiek nosi w sobie poczucie ograniczeń, to dlaczego mieliby być ich pozbawieni aniołowie? Przecież tylko Bóg jest doskonały.

Jak dochodzi się do doskonałości z Nim, wiedzą tylko ci, którzy już odeszli. Podczas spektaklu oglądamy na ekranie zdjęcia twarzy zmarłych twórców kultury, poetów, malarzy, aktorów, reżyserów, członków rodzin artystów czy duchów opiekuńczych teatru i ojca chrzestnego Logosu, bp. Adama Lepy. Ponieważ w naszej przestrzeni społecznej zapomina się z łatwością o ludziach, którzy czynili dobro, pomysł na pokazanie ich jest ze wszech miar godny docenienia.

Niebo ósme i dziewiąte to punkt kulminacyjny, w którym widz dowiaduje się, że w raju kontemplacja piękna jest aktem nieskończonym. Symbolizuje to nieobecna fizycznie Beatrycze „zawieszona” swoim magicznym głosem ponad głowami odbiorców. Ani oni, ani Dante nigdy nie zobaczą jej twarzy. Oglądają jedynie kolejny ekstatyczny taniec aniołów zachwyconych pięknem, śpiewających genialne, tym razem niczym niezmącone „Alleluja” z podziałem na głosy. Osłupiały Dante wyzbywa się ostatniego ciężaru, jakim jest kamień ludzkich ograniczeń, uniemożliwiający posiadanie Boga. Symbolem tego jest zdjęcie anielskich szat oraz przesłanie nowego Adama, że wiara zwycięża nie mieczem, nie polityką, a Ewangelią.

Ta teza wydaje się szczególnie istotna, gdyż to właśnie mariaże Kościoła z tronem uniemożliwiają wierzącym zrozumienie istoty chrześcijaństwa. Tylko Maryja Wniebowzięta, przeniesiona ciałem i duszą do Boga, nie uwikłana w żadne romanse z możnymi tego świata, umożliwia wejście w misterium wiecznej radości wyrażonej tańcem w rytm wspomnianego już „When the saints go marchin’ in”.

Wesprzyj Więź

Wykorzystując ten jazzowy standard i taniec, Ewa Wycichowska stworzyła klamrę spinającą całe przedstawienie. Chciała chyba w ten zawoalowany sposób przemycić powiedzenie przypisywane świętemu Augustynowi: „Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieli, co z tobą zrobić”.

W naszych środowiskach religijnych jest wiele miejsca na posępne chrześcijaństwo, smutne chrześcijaństwo, fasadowe i banerowe chrześcijaństwo, wykorzystywane do wielu doczesnych celów. A przecież Kościół został powołany do przygotowania człowieka na spotkanie z Bogiem. Artystom i twórcom teatru Logos dziękuję za przypomnienie o tym.

Przeczytaj też: Rozpacz. Lament. Transformacja

Podziel się

3
Wiadomość