rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Rozpacz. Lament. Transformacja

„Gorzkie Żale/Świt – Misterium Transu”, reż. Joanna Gerigk, Teatr Logos w Łodzi, 2022. Fot. Jarosław Darnowski / Materiały prasowe

Byłem na nowym spektaklu łódzkiego Teatru Logos. To zaproszenie do wejścia w Misterium, które może człowieka przemienić.

Czy można transformować na dramat teatralny tekst nabożeństwa Gorzkich Żali, napisanego i skomponowanego na początku XVIII wieku? Można, chociaż ryzyko niepowodzenia wydaje się wielkie – tekst został przecież napisany w poetyce obrzędowości ludowej. Tego ryzykownego zadania podjęła się Joanna Gerigk, realizując na deskach łódzkiego Teatru Logos spektakl zatytułowany „Gorzkie Żale/Świt – Misterium Transu”. Premiera odbyła się 4 września.

Zamierzeniem wrocławskiej reżyserki było stworzenie opowieści o tym, jak żyć ze stratą, jak odbudować się po odejściu kogoś, kogo się kochało. Czy umierający – z przyczyn naturalnych lub nagle – ma szansę jeszcze do nas powrócić? Jak radzić sobie z pustką i poczuciem odpowiedzialności za jego śmierć, choćbyśmy osobiście nigdy nie byli jej winni?

Akcja została rozpisana na chór kobiet i tancerza, przy czym ten ostatni wciela się zarówno w rolę cierpiącego Chrystusa, jak i Jego współcierpiącej Matki, ale o tym za chwilę. Bo w spektaklu najważniejsze są kobiety i to na nich spoczywa dominanta całości. Od pierwszych sekund wyrażają one swoją wcześniej skrywaną złość, swoją niezgodę na to, co je spotkało. I nadal spotyka.

Lament duszy nad cierpiącym Chrystusem nie jest zwykłym współczuciem okazanym Jezusowi, ale wyrzuceniem wszystkich żalów pod Jego adresem. Fraza „Jezu mój kochany” zostaje wykrzyczana. Kobiety bowiem widzą w Jezusie, granym przez Krzysztofa Pabjańczyka, ucieleśnienie ich porażek. Dostrzegają w Nim odrzucenie, którego doświadczyły, nękanie, zdrady małżeńskie, przemoc, kłamstwa, mobbing, wszelkie nadużycia, z seksualnymi włącznie. Wszystko to, na co nie ma ich zgody. Ale gdy Chrystus zamienia się niespodziewanie w Matkę Jezusa, kobiety jakby się wycofują i rozumieją, że tylko współcierpiąca kobieta jest w stanie zrozumieć ich kobiecy ból.

W nieformalnym drugim akcie (chociaż spektakl na akty się nie dzieli) bohaterki zdają się dokonywać aktu obrazoburstwa. Niosąc w rękach kamienie, nagle kamienują nimi leżącego Jezusa, przyłączają się też do Jego biczowania. Widz odnosi wrażenie, że kobiety współuczestniczą w winie oprawców, podobnie jak Matka współuczestniczy w cierpieniu Syna.

Wątek współuczestnictwa w winie za zabójstwo niewinnego często bywa pomijany we współczesnej kulturze. Wszyscy chcą uchodzić za niewinnych. A przecież w obliczu śmierci niewinnych nikt nie zostaje bez winy. Kamienie odgrywają tutaj ważną rolę, bo przypominają one o scenie niedoszłego ukamienowania nierządnicy: „kto z Was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. W obliczu śmierci tysięcy ludzi w niesprawiedliwych wojnach, chociażby teraz w Ukrainie, nikt nie jest niewinny?

W kolejnej odsłonie kobiety pojawiają się na scenie, trzymając w rękach kije od miotły, symbol przemocy, którą – uwaga! – odrzucą dosłownie w kąt. Nie przeszkodzi im to jednak uczestniczyć w akcie ukrzyżowania i pogrzebania Jezusa. W tym punkcie pojawia się wątek transformacji martwego ciała Chrystusa w żywe ciało Jego Matki, tym razem usuwającej się w cień. Matka współcierpi z Synem, trwając w ciemności, co przypomina widzowi, że śmierć-strata, skutkuje doświadczeniem ciemnej nocy wiary.

W rozmowie z reżyserką dowiedziałem się, że przygotowywała się do tego spektaklu dekadę i że dopiero wojna w Ukrainie stała się katalizatorem do realizacji zamierzenia. Ten ukraiński aspekt pojawia się zresztą wyraźnie w staropolskich pieśniach żałobnych wykonywanych przez chór kobiet na modłę ukraińskiej dumki, chociaż pieśni jako takie ukraińskie nie są. Dramaturgii dodają tu wybitne głosy Agnieszki Makówki, Karoliny Szymańskiej Maziarz i Katarzyny Tercz.

Bodaj najbardziej dojmującą jest sama scena ukrzyżowania Jezusa, chór kobiet bierze w niej udział. To one wznoszą na krzyż ciało Chrystusa i one w transie zdejmują Go z krzyża, składają do grobu, co zdaje się wskazywać na bolesne utożsamienie się z winą za czyjąś śmierć. Dopiero tajemniczy akt mycia kamieni – narzędzi przemocy – wskazuje na oczyszczenie z poczucia winy. Jako teologowi ten element skojarzył mi się natychmiast z sakramentem chrztu, który jest zanurzeniem w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, przy jednoczesnym obmyciu ludzkiej winy z grzechu, czyli odpowiedzialności za doświadczone zło. To tak, jakby oczyszczając narzędzia przemocy chciało się przebić ku światłu: najpierw przez refleksy w wodzie, a w końcowej odsłonie poprzez promień oświetlający budzącą się do życia roślinę, zasadzoną na kopczyku czarnoziemu, wcześniej usypanego z rozsypanej na scenie ziemi. To jest właśnie Świt, czyli powrót do życia.

„Gorzkie Żale/Świt” nie są spektaklem łatwym. Z jednej strony reżyserka postawiła sobie za zadanie opowiedzenie ludzkich zmagań z życiem i śmiercią oraz ze stratą. Jak żyć z tym ostatnim wie tylko ten, kto kogoś stracił. Reżyserka i aktorzy są tego w pełni świadomi. Lekcja, jakiej udzielają widzowi, nie jest łopatologicznym wyjaśnieniem psychologii rozpaczy i lamentu, a raczej zaproszeniem do wejścia i utożsamienia się z tymi odczuciami. Na tym polega właśnie Misterium. W Misterium się wchodzi. W Misterium się jest. Misterium nas przemienia.

Wesprzyj Więź

Chociaż Joanna Gerigk, mówi o wydarzeniu religijnym, podejmuje temat z perspektywy osoby stawiającej pytania. Osoby poszukującej. To ostatnie jest cennym atrybutem wiary w Boga. Wiara, która nie stawia pytań, która nie szuka odpowiedzi, która nie zakorzenia się w ludzkiej egzystencji, nie jest wiarą wiarygodną. A ponieważ spektakl powstał w Teatrze Logos działającym przy Kościele Środowisk Twórczych w Łodzi, element niespokojnej wiary w Boga i pytanie o sens własnego cierpienia stanowią podglebie całego projektu.

Jeśli więc macie okazję być w Łodzi, zarezerwujcie sobie godzinę na wizytę w Teatrze Logos. Jest możliwe, że po wejściu w to Misterium już nic nie będzie w waszym życiu takie samo.

Przeczytaj też: „Inferno”, czyli sponiewierane piękno

Podziel się

9
1
Wiadomość