Znak. Rok Miłosza

Lato 2024, nr 2

Zamów

Nagrody literackie. Naprawdę trzeba być mężczyzną, by dostać je w Polsce?

Inga Iwasiów. Fot. Malina Majewska

Nie popadajmy w rytualne tony, sprawa się skomplikowała i warto popatrzeć na nią mniej powierzchownie.

W „Książkach. Magazynie do czytania” ukazał się „felieton zarostowy” Justyny Sucheckiej i Natalii Szostak o nagrodach literackich. Autorki kpią w nim, że bez brody lub przynajmniej tendencji do wąsów nie można dostać w Polsce nagrody, choć skupiają się tylko na Nagrodzie Literackiej „Nike”.

Napisałam kilka felietonów o nagrodach, a także jedną czy dwie naukowe analizy. O równości w kulturze piszę od 30 lat. Mam chyba referencje? Czy nie? Byłam i jestem jurorką, co oczywiście czyni mnie uprzywilejowaną kolaborantką. Gdy nie dostawałam nagrody, dostawali ją mężczyźni, a z perspektywy historycznoliterackiej dodam, że to nie były dobre decyzje. Mogę to tak sformułować, nie zależy mi na wyniosłym spokoju, bo odkąd pisuję regularnie felietony w „Dużym Formacie”, hejt zaczyna się od tego, że ja piszę tylko o sobie (co akurat jest dalekie od prawdy), a przede wszystkim nie umiem pisać. Wiem już zatem, że żadna postawa nie pomaga, czyli albo milczenie, albo zgiełk.

Wesprzyj Więź.pl

Oczywiście, pod spodem stylów czytania tkwi coś nieuświadamianego, co wiąże się z sympatią okazywaną autorom oraz z systemem wartości ustanowionym dla męskich tekstów. Czy w którymś mainstreamowym jury jeszcze ktoś tego nie wie? Ja nie spotkałam podobnego betonu. Dlatego o sprawie parytetu, reprezentacji, a nade wszystko wagi tematów i form gada się w jury przede wszystkim. W pewnym momencie na stole zostają książki i już nie ma możliwości powiedzenia – nie możemy nagrodzić faceta.

Dodam, że dwie ostatnie nagrody „Nike” stoją po stronie narracji/głosów wydanych przez mężczyzn, lecz, jakby to rzec, reprezentujących świat zrewolucjonizowany myśleniem o nieoczywistościach ról. Zwłaszcza poezja Jerzego Jarniewicza to ten poszukiwany pilnie głos „nowej męskości”. Nie wahającej się kochać, wstydzić, tęsknić, mówić po cichu, przymierzyć kostium Orlanda, zmienić zaimki, współbyć z osobami domagajacymi się zmian.

Wesprzyj Więź

Doprawdy, jako stara feministka powiadam wam – nie zawsze chodzi o parytet. Nie zgadzam się też z porównaniem całej produkcji polskiej do Annie Ernaux, tegorocznej noblistki. Ona nie pisze po prostu o drobiazgach, o codzienności. Wykonuje całożyciową robotę – autoetnograficzną i autobiograficzną. W tym rycie pisze u nas np. Ewa Kuryluk, której nie można nazwać niedocenioną. Utyskujący na Nobla dla Ernaux to nie są jurorki i jurorzy nagród. Utyskuje i nie rozumie literatury wiele osób, które jednak nie są ekspertami proszonymi do kapituł.

Tak, powody nierównych rozkładów nagród tkwią też w tematach i formach – ale nie tak prosto rzecz się prezentuje. To prostu już nie uderzajmy w te rytualne tony, sprawa się skomplikowała i warto popatrzeć na nią mniej powierzchownie. Ręka uderza w niewłaściwy stół. Nie dziwota, że mnie trafia, gdy to czytam, bo wiem, jak jest od środka. Nadal mamy w Polsce całe hektary pola literackiego po horyzont dziaderskiego i tam trzeba orać, a nie iść na heheszkowatą łatwiznę.

Przeczytaj też: Kryzysu polskiej prozy nie powstrzyma nawet Nobel

Podziel się

1
Wiadomość