W biografii Houellebecqa kronikarską narrację przyćmiewa zafiksowanie na tropieniu związków między Houellebecqowskimi powieściami a życiem ich twórcy.
Denis Demonpion w wywiadzie dla radia France Inter mówi wprost: „Houellebecq z rozmysłem konstruuje swój życiorys niczym kolejną powieść, a poczucie, że jest niekochany każe mu zabiegać – nadal, pomimo sławy – o honory i uznanie”.
Rozmowa z 10 października 2019 roku, a więc przeprowadzona w dniu premiery książki „Houellebecq. La biographie d’un phénomène” (w Polsce ukazała się w tym roku w Agorze pod tytułem „Houellebecq”), tylko utwierdza nas w przekonaniu, że autor uparcie odgrywa rolę obsesyjnego detektywa-narcyza. A przecież od pierwszego wydania tej biografii minęło blisko 15 lat.
Prawdopodobnie Demonpion był zbyt zajęty preparowaniem „własnego Houellebecqa”
„Houellebecq” to bowiem zaktualizowana wersja publikacji z 2005 roku – „Houellebecq non autorisé. Enquête sur un phénomène”, która w Polsce ukazała się 4 lata później pod tytułem „Michel Houellebecq. Biografia” (PIW). O ile jednak pierwsze wydanie miało we Francji posmak towarzyskiego skandalu, o tyle jej wznowienie – z kosmetycznymi redaktorskimi zmianami i uzupełnione w sumie o około 150 stron – przypomina błaganie autora o chwilę rozgłosu.
Stępione ostrze
Jeszcze w 2005 roku książka cieszyła się statusem „pierwszej biografii kultowego pisarza” (jak czytamy w wielu księgarnianych opisach), a Demonpion mógł ostentacyjnie podkreślać, że nie dość, że ostatecznie nie otrzymał autoryzacji głównego bohatera, to jeszcze nie przystał na jego pomysł „czynnego udziału w powstawaniu książki”[1] i opatrywania jej komentarzami na marginesie. Pewnej pikanterii dodawał również fakt, że Houellebecq błyskawicznie zajął publiczne stanowisko wobec historii Demonpiona.
Na swojej stronie internetowej umieścił quasi pamiętnikowy wpis „Mourir” [Umieranie], w którym krytykował i sprostowywał niektóre pasaże z biografii oraz dziękował wszystkim, którzy odmówili współpracy z dziennikarzem: „Jedyną rzeczą, o jaką poprosiłem tę osobę, było przeczytanie mi listy osób, którym Demorpion [pisownia oryginalna] podziękował na końcu książki za pomoc w jego »nieautoryzowanym śledztwie« (…). Nigdy więcej nie będę mógł uznać za przyjaciela kogoś, kto pozwolił sobie ujawnić na potrzeby książki przeznaczonej do publikacji fakty należące do mojego życia prywatnego, o których nie chciałem, przynajmniej do tej pory, sam pisać. Nie paktuję ze sługami transparentności. (…) Wszyscy moi przyjaciele mnie zdradzili; prawie wszyscy. Słuchanie przez telefon tej listy nazwisk było momentem okrutnym. (…) Nie zdradziła mnie jednak żadna z moich ukochanych. (…) Tym, które nie złożyły świadectwa, które zachowały dla siebie te wszystkie chwile czasem bolesne, czasem czułe, mówię – dziękuję”.
Uzupełnionej biografii Demonpiona brakuje już tamtego uroku elektryzującej nowości. Nawet sam Houellebecq, choć nadal nie został zaproszony do współtworzenia drugiej wersji, tym razem obszernie odpowiadał autorowi na jego pytania i nawet dał swoiste błogosławieństwo: „Tak więc myślę, że będzie Pan miał, co robić. Ale tym razem może Pan przynajmniej mieć pewność, że nie będę niczemu zaprzeczał”[2].
Biografia pozostawia nas jednak z wątpliwościami, których autor raczej nie przewidział. Pytanie o to, „kto naprawdę skrywa się pod postacią najbardziej kontrowersyjnego i najbardziej nowatorskiego pisarza ostatnich lat”[3] wypiera dużo przyziemniejsze: po co w ogóle Demonpion wznawiał publikację?
„To biograficzne śledztwo ma rzucić światło na pisarza”[4]
Ideał biografii, która czerpie energię z fascynacji osobowością pisarza i „ocala jednostkowość doświadczenia spotkania z Innym”[5] ustępuje tutaj dyktatowi tezy: Houellebecq jest wytrawnym strategiem – umiejętnie pociąga za sznurki w wieloletniej już medialno-literackiej grze. W związku z tym Demonpion uznaje, że skoro „cała prawda” o pisarzu jest głęboko schowana, należy „przeniknąć tę grę pozorów”[6], i to choćby siłą – chciałoby się dodać.
Dziennikarzowi przyświecał jasny cel, tak w 2019 roku, jak i 14 lat wcześniej. Od początku dobitnie wyznaczył kierunek swojej detektywistycznej pracy: „Ale jakim człowiekiem jest ten pisarz obdarzony wielkim talentem literackim i innymi umiejętnościami? Kim on jest w głębi duszy?”[7].
I nieco dalej dodał: „Pod słabowitym wyglądem, który onieśmiela ciekawskich i powstrzymuje od niedyskretnych pytań, Houellebecq skrywa tajemnicę, której strzeże jak źrenicy oka. Tajemnicę, którą książka ta zamierza wydobyć na światło dzienne za pomocą niepublikowanych dokumentów i świadectw”[8].
Jeśli do tego dołożymy wypowiedź Demonpiona z wywiadu dla portalu Linternaute, rysuje nam się obraz dość wyrachowanego, a na pewno nieznośnie przemądrzałego, biografa: „[O moim osobistym stosunku do Houellebecqa] mówię we wstępie, kiedy cytuję Szekspira: »He was a man, take him for all in all«. Nie fascynuje mnie, ani nie przeraża. Nie żywię do niego pogardy. Tak po ludzku jest prawdziwym łajdakiem, który wykorzystuje powieść, aby wylać swoją nienawiść, która jest jego paliwem”.
Biografia jako spotkanie z Innym, budowanie porozumienia, próba pokory wobec tajemnicy jednostkowego losu staje się w rękach Demonpiona aktem rozliczającym, nie pozbawionym plotkarskiego posmaku. Autor, to trzeba mu oddać, wykonał ogromną pracę, aby zdać nam relację, niemal rok po roku, z przebiegu kariery swojego bohatera – burzliwej i wielowątkowej. Wprowadza nas za kulisy francuskiego świata wydawniczego, skomplikowanych układów towarzyskich, medialnych strategii.
Tę niezwykle systematyczną, kronikarską narrację przyćmiewa jednak zafiksowanie na tropieniu związków między Houellebecqowskimi powieściami a życiem ich twórcy. Tylko że kiedy przykładamy rzeczywistość do powieściowej fabuły pozostajemy najczęściej rozczarowani. To jak brutalne ścinanie jej lotu, przydawanie – zupełnie jej zbędnego – ciężaru faktów pochodzących z innego porządku. Bo co też nam po rewelacji, że Houellebecq opisuje w „Cząstkach elementarnych” ekshumację ciała zmarłej babci od strony ojca, chociaż tak naprawdę nadzorował jedynie przenoszenie grobu babci od strony matki?
Główna motywacja Demonpiona, aby przenicować i rozszyfrować biografię Houellebecqa, jest źródłem wszystkich problemów, które może mieć czytelnik z jego tekstem: z naiwnymi uproszczeniami, nieco kiczowatą sentencjonalnością („Siłą Houellebecqa jest umiejętność tworzenia pustki wokół siebie”[9]), fabularyzacją, wysilonym dramatyzmem („Nikt nie trzymał jej [matki Houellebecqa] za rękę, kiedy jej serce przestało bić”[10]), wreszcie naiwną wiarą we własną moc obnażania prawdy.
Dobry biograf to pokorny ryzykant
Jest coś zarazem fascynującego i tragicznego w pracy biografa. Z jednej strony może porzucić ambicję „obiektywności”. Jeśli pisanie biografii oznacza spotkanie, to zawsze mamy do czynienia z intymnym przeżyciem, często bardzo zmysłowym, bo podróż śladami bohatera prowadzi przez słowa, dźwięki, zapachy, atmosferę odwiedzanych miejsc. Relacja nabiera kształtów wraz z upływającym czasem, a ponieważ syci się osobistą fascynacją biografa i czerpie z jego własnego życia, zawsze będzie unikalna. Więź łącząca (dobrego) pisarza z jego bohaterem nie oznacza jednak ślepej miłości. Zawsze przychodzi moment, gdy biograf musi wystawić znajomość na próbę – podejmuje ryzyko i decyduje, ile z niej odsłoni światu.
Z drugiej strony, na biografii ciąży świadomość, że ta posiadana (uwodząca) wszechwiedza to jedynie własna wersja prawdy; że ostatecznie – o co upomina się Andrzej Franaszek – „opisując każde życie, a już z pewnością życie artysty, biograf staje wobec tajemnicy. Musi przyznać, że nie potrafi wyjaśnić (…) jak następuje przeskok między chaosem zdarzeń, zapisanych myśli, uczuć, a spełnionym kształtem”[11].
Dobry biograf pozostaje zatem pokorny: wobec materii, z którą pracuje, własnej wiedzy i wszelkich absolutyzujących pojęć, które bywają pułapką. Prawdopodobnie Demonpion był zbyt zajęty preparowaniem „własnego Houellebecqa”, żeby odrobić tę lekcję na czas.
Niedokończona wiwisekcja
Dziennikarz zaplanował mozolną operację na żywym organizmie. Przed pierwszym nacięciem obiecał, że „uzupełniające się wzajemnie świadectwa różnych osób znających Houellebecqa” pozwolą „możliwie najwierniej zrelacjonować życie Michela Thomasa”[12]. Czy jednak o wierności relacji decyduje liczba świadectw? Rozmaitość perspektyw zaledwie przydaje nam pomysłów na to, jak MOGŁOBY wyglądać czyjeś życie. W żadnym jednak momencie nie gwarantuje pełności obrazu.
Ta kusząca oferta oczywiście była tylko wprawnym, medialnym zagraniem.
W 2019 roku, tak jak i 14 lat wcześniej, Demonpion pozostawia na stole nieciekawie rozgrzebane życie Michela Houellebecqa, rozdęte przez pseudopsychologiczne analizy i niepokojące uproszczenia. Trwającą ponad 400 stron wiwisekcję opatruje również tym samym komentarzem: „Temat nie jest wyczerpany. Taki los fenomenu”[13]. O zgrozo.
Przeczytaj też: Chwieduk: Długo myślałam, że łączenie Houellebecqa z katolicyzmem jest domeną katolickich portali
[1] D. Demonpion, „Michel Houellebecq. Biografia”, Warszawa 2009, s. 19.
[2] D. Demonpion, „Houellebecq”, Warszawa 2022, s. 409.
[3] Tamże, s. 19.
[4] Tamże, s. 10.
[5] Zob. Anna Legeżyńska, „«Wystarczy mocno i wytrwale zastanawiać się nad jednym życiem…». Biografistyka jako hermeneutyczne wyzwanie”, Teksty Drugie, 1(2019).
[6] „Houellebecq”, s. 19.
[7] „Michel Houellebecq. Biografia”, s. 11.
[8] Tamże.
[9] „Houellebecq”, s. 202.
[10] Tamże, s. 353.
[11] A. Franaszek, „Przed tajemnicą”, Teksty Drugie, 1(2019), s. 254.
[12] „Michel Houellebecq. Biografia”, s. 15.
[13] „Houellebecq”, s. 10.