Jesień 2024, nr 3

Zamów

Abp Muszyński: Sobór był nie tylko potrzebny, ale wręcz konieczny

Abp Henryk Muszyński, 2011. Fot. Pelz / Wikimedia Commons

Jan XXIII powtarzał, że celem Soboru Watykańskiego II nie jest ani obrona Kościoła, ani formułowanie nowych dogmatów, lecz odnowa duszpasterska – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej abp Henryk Muszyński, emerytowany metropolita gnieźnieński i prymas Polski.

Paweł Bieliński (KAI): Dlaczego w drugiej połowie XX wieku potrzebny był kolejny sobór? Jakie motywy skłoniły papieża Jana XXIII do jego zwołania?

Abp Henryk Muszyński: W drugiej połowie XX wieku nowy sobór był nie tylko potrzebny, ale wręcz konieczny, chociaż nie wszyscy w Kościele dostrzegali tę konieczność. Wystarczy przypomnieć, że okres ten poprzedziły dwie kolejne wojny światowe. Europa, a w dużej mierze także świat, żył w nowej rzeczywistości politycznej, społecznej i kulturowej. Nowe ideologie i ruchy społeczne oraz polityczne w Europie (ateizm marksistowski, racjonalizm, materializm, modernizm) wnosiły wiele napięcia i niepokoju; niektóre wręcz walczyły z Kościołem.

Pierwszy Sobór Watykański został faktycznie niedokończony na skutek działań wojennych i okupowania Rzymu przez wojska Garibaldiego. Wydarzenia te zaowocowały likwidacją Państwa Kościelnego. Dopełnienia wymagała także reforma liturgiczna rozpoczęta za Piusa X, a także początek reformy obrzędu sprawowania Mszy św., zasygnalizowany przez tego papieża. Nowy dogmat o nieomylności papieskiej, uchwalony podczas Soboru Watykańskiego I w kontekście obrony papiestwa, stał się faktycznie źródłem nowych niepokojów i napięć. Wszystko to wołało o odnowę i pogłębioną świadomość roli i miejsca Kościoła w nowej, zmienionej rzeczywistości.

Sobór zwołano nie dla potępienia błędów, ale po to, by językiem zrozumiałym przedstawić nauczanie i życie Kościoła

abp Henryk Muszyński

Udostępnij tekst

Jan XXIII, który w sposób nieoczekiwany zwołał Sobór Watykański II, już na rozpoczęcie Soboru, jak i w swojej pierwszej encyklice „At Petri Cathedram”, stwierdził, że celem Soboru nie jest ani obrona, ani też formułowanie nowych dogmatów, lecz odnowa duszpasterska życia chrześcijańskiego. Chodziło o pogłębienie i przedstawienie nauki chrześcijańskiej odpowiadającej wymogom i nowym potrzebom tamtych czasów oraz otwarcie Kościoła na wyzwania chwili, czyli na podjęcie wyzwań epoki i dialogu ze światem. Prawdy objawione się nie zmieniają, ale orędzie zbawienia, które przekracza czas, nie ogranicza się do dawnej rzeczywistości czasów ogłoszenia, a musi być przyjęte w naszym niepowtarzalnym „dziś” zbawienia, głoszonego współczesnemu człowiekowi.

Mówi się często o duszpasterskim charakterze Vaticanum II, a na czym polega jego znaczenie dogmatyczne?

– Także w tym wypadku sam Jan XXIII zdawał sobie sprawę ze znaczenia Soboru, określając go jako fundamentalne i najważniejsze wydarzenie nowych czasów. Wskazał przy tym wyraźnie, że głównym jego celem jest odnowa Kościoła, sposobu nauczania i życia chrześcijańskiego w aktualnej rzeczywistości. Tę odnowę określił terminem „aggiornamento”, co rozumiał jako „dostosowanie” do aktualnej sytuacji i aktualnych wyzwań, uwspółcześnienie sposobu nauczania Kościoła oraz uaktualnienie życia i nauki Kościoła. Ojcowie soborowi często, chociaż w różnym znaczeniu, nawiązywali do tego wyrażenia.

Papież wyjaśnił przy tym, że Sobór zwołano nie dla potępienia błędów, ale po to, by językiem zrozumiałym i w obliczu nowych wyzwań i potrzeb przedstawić nauczanie i życie Kościoła, by Sobór stał się wydarzeniem nie tyle doktrynalnym, ile duszpasterskim i pastoralnym.

Rozpoczynając Sobór, w sposób skromny, ale niezmiernie wyraźny Jan XXIII odwołał się do pomocy „z góry”. Sam widział, że Sobór oznacza odnowę pod wpływem nowego tchnienia Ducha Świętego, w nowej rzeczywistości, aby Kościół mógł skutecznie prowadzić dzieło zbawienia człowieka, przy pomocy nowej hermeneutyki, która głosi naukę Chrystusa zawartą w Ewangelii w sposób będący znakiem obecności Chrystusa zmartwychwstałego i ciągle aktualnej potrzeby zbawienia. Nowa hermeneutyka nie oznacza w żadnym stopniu zmiany nauczania Kościoła, ale nowe ożywienie i ukazanie, że jest ona i może być niezbywalnym narzędziem i inspiracją na drodze zbawienia także w nowych czasach.

Szczególnym darem Ducha Świętego jest także wkład do nauki Soboru następców na urzędzie Jana XXIII – Jana Pawła II i Benedykta XVI, a także papieża Franciszka. Kardynał Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II, skupił się i sam realizował w wybitnym stopniu duszpasterski wymiar Soboru przez cały okres jego trwania od 1962 do 1965 roku, a także później. Nauczanie Karola Wojtyły zostało szczęśliwie zebrane w książce pt. „Odnowa Kościoła i świata. Refleksje soborowe” ( Kraków-Rzym 2011).

Tymczasem ks. prof. Joseph Ratzinger, późniejszy Benedykt XVI, skupił się właśnie na pogłębieniu nauki doktrynalnej o Kościele, jako aktualnej rzeczywistości Chrystusa zmartwychwstałego obecnego i żyjącego w Kościele, w którym, w każdym czasie urzeczywistnia się i dopełnia zbawcze działanie Ojca Niebieskiego mocą Ducha Świętego.

Zarówno wymiar duszpasterski jak i doktrynalny znalazł swój wyraz w dwóch różnych dokumentach, ale dotyczących tego samego Kościoła: w Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen Gentium” z roku 1964 oraz w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” z 1965 roku.

Sobór przedstawił pogłębione, w stosunku do dotychczasowego, nauczanie o Kościele. Na czym polegała nowość Soboru Watykańskiego II w tym zakresie?

– Nowe ujęcie życia i praktyki Kościoła było owocem z jednej strony wkładu pogłębionych prac ekspertów Soboru (Joseph Ratzinger, Yves Cognar, Henri de Lubac, Jean Daniélou), a z drugiej strony ożywionych dyskusji ojców soborowych. Dyskusje te były odbiciem bogatych i różnorodnych doświadczeń życia Kościoła powszechnego, obejmującego cały świat.

Nowość Kościoła ukazanego na Soborze, wyrażała się w zrozumieniu Kościoła jako żywej rzeczywistości i wspólnoty Trójjedynego Boga, obejmującej także cały Lud Boży. Takie ściśle religijne i sakramentalne rozumienie Kościoła, jako aktualnej, Bożo-ludzkiej wspólnoty communio, zaowocowało tym, że eklezjologia, a także życie i praktyka Kościoła katolickiego wymagały poszerzenia o dialog ekumeniczny, międzyreligijny i dialog ze światem. Obejmował on zarówno dialog wewnątrzkościelny, dialog ekumeniczny z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, ale także z innymi religiami, szczególnie z judaizmem. Kościół pozostaje szeroko otwarty na problemy świata, w tym również na ludzi innych przekonań, a nawet niewierzących.

Sobór otworzył Kościół na dialog ekumeniczny i międzyreligijny. W czym wyrażała się przełomowość tego kroku?

– Kościół, dotychczas hermetycznie zamknięty i broniący swojej wyłączności, wymagał określenia swojego stosunku do innych wyznań chrześcijańskich, które również odwołują się do tradycji historycznej z Kościołem założonym przez Chrystusa. Właśnie otwarcie Kościoła katolickiego na pozostałe wspólnoty chrześcijańskie i podjęty dialog międzyreligijny domagał się bliższego określenia specyfiki Kościoła katolickiego. Zachowując swoją wyłączność i jedyność, Kościół katolicki usiłuje bliżej określić swój stosunek do wspólnot chrześcijańskich, które również odwołują się do Kościoła założonego przez Chrystusa. Stanowiło to bez wątpienia jeden z istotnych warunków uczciwego dialogu i wzajemnych relacji, a także wiarogodności chrześcijaństwa w nowym, w dużym stopniu zlaicyzowanym świecie.

Był to jeden z istotnych momentów eklezjalnej debaty soborowej, której owocem jest Dekret o ekumenizmie „Unitatis redintegratio” oraz Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich, a także nowe określenie Kościoła do judaizmu, wyrażone w deklaracji „Nostra aetate”.

Przedmiotem działalności ekumenicznej jest dialog i współpraca, zarówno w wymiarze lokalnym, jak i ogólnoświatowym pomiędzy różnymi wyznaniami chrześcijańskimi. Został on również poszerzony także na wspólnoty i wyznania niechrześcijańskie. Ze strony katolickiej relacjami międzyreligijnymi zajmuje się Dykasteria ds. Popierania Jedności Chrześcijan, a dialogiem z judaizmem – watykańska Komisja ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem.

Przełomowość tego kroku wyrażała się najpierw w otwartości i dialogu zarówno w wymiarze horyzontalnym, jak i wertykalnym, z zachowaniem własnej, religijnej tożsamości i odrębności pośród innych wyznań chrześcijańskich. Kościół katolicki nie mógł bowiem zrezygnować z sukcesji apostolskiej jako Kościół założony przez Chrystusa. Nie oznacza to odmówienia powiązania z tradycją historyczną z czasów Chrystusa innym Kościołom i wyznaniom chrześcijańskim.

Specyficzną właściwością Kościoła katolickiego jest teologiczna i hierarchiczna ciągłość wyrażona słowem „subsistit” – tzn. współistnieje, trwa, dzięki prymatowi biskupa Rzymu, zachowuje pełną jedność i ciągłość z tradycją historyczną Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa.

Sobór postanowił zreformować liturgię, czego zwieńczeniem był wydany kilka lat później Mszał Pawła VI. Dla „szeregowego katolika” był to najbardziej widoczny owoc Soboru. Dziś niektórzy domagają się reformy tej reformy… W czym tkwi problem?

– Reforma liturgii „jako szczytu i źródła życia Kościoła” (KL 10) była najbardziej oczekiwana, potrzebna i jednocześnie żywo dyskutowana i znalazła swój wyraz w Konstytucji o liturgii „Sacrosanctum concilium”. Był to pierwszy dokument Soboru, wydany już w 1963 roku. Celem odnowy liturgii było pogłębienie, ożywienie i uaktualnienie, czyli dostosowanie liturgii do nowych potrzeb i oczekiwań, z zachowaniem tego, co należy do jej istoty.

Właśnie dzięki tak teologicznie pogłębionej wizji Kościoła, jako narzędzia zbawienia, Sobór Watykański II stał się jednym z najważniejszych czynników, uznawanego powszechnie za najważniejsze wydarzenie Kościoła w XX wieku. W pełnym, nadprzyrodzonym, teologicznym wymiarze, jest on widzialnym znakiem Chrystusa Boga i Człowieka. Ten właśnie Kościół widzialny jest Jego żywym, ludzkim ciałem i podobnie jak w ciele człowieka ma do spełnienia własne i niepowtarzalne zadanie.

Chrystus żyjący w Kościele, mocą nieśmiertelnego Ducha, nie tylko przypomina, ale uobecnia wprost w sposób widzialny, za pośrednictwem ludzi, zbawcze działanie Boga w konkretnym, aktualnym wymiarze. Najpełniejszą formą tego działania i obecności Chrystusa żyjącego jest Eucharystia, w której w sposób rzeczywisty, ale ukryty, jest obecne paschalne misterium życia i śmierci Chrystusa. Wierni zaś są żywymi członkami liturgii Chrystusa. To sam Chrystus jest sakramentem zbawienia i tworzy jedyną, nadprzyrodzoną wspólnotę zbawienia. Kościół zaś jest niepowtarzalnym miejscem i narzędziem zbawienia, właśnie w liturgii i poprzez liturgię.

Kardynał Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, jako gorący miłośnik tak pojętej liturgii, bronił tego wszystkiego, co należy do niej w sposób niezbywalny, będąc jednocześnie otwartym na nowe sposoby, przystosowane i odpowiadające współczesnemu człowiekowi. Jednak nie wszyscy sięgają aż tak głęboko. Jedni próbują „upiększać” i „dopełniać” celebrację, inni bronią nie tylko istoty, ale także sposobu celebracji obrzędów, którymi Kościół żył przez wieki.

Przedstawiciele tego kierunku upatrują niebezpieczeństwo w horyzontalnym dostosowaniu do aktualnych potrzeb i sposobów współczesnego świata. Liturgia nie jest jednak dziełem człowieka, a wielkim darem Boga, który uczynił Kościół narzędziem zbawienia wszystkich czasów. Wierni Kościoła zaś, dostosowując liturgię do potrzeb i aktualnych kanonów piękna i współczesnej wrażliwości kulturowej, spłycają nieraz i zniekształcają jej sakralny historiozbawczy wymiar.

Obydwie postawy w zakresie liturgii nie tylko trwają nadal, ale nawet pogłębiły się. Tendencja zachowawcza, związana z przeszłością, zmierza do zachowania w sposób wierny dziedzictwa Tradycji. Przedstawiciele postawy radykalnie nowoczesnej, z pominięciem istotnych, historycznych korzeni liturgii, usiłują celebracji i uczestnictwu we Mszy św. i liturgii nadać nowoczesną oprawę, dostosowaną do współczesnej kultury.

Mszał papieża Pawła VI, wydany po pięciu wiekach (dziś w nowym wydaniu), jest bez wątpienia wielkim osiągnięciem. Kościół był jednak nieprzygotowany do nowej, zmienionej formy liturgii. Stąd rodziły się napięcia i niepokoje z nim związane, które trwają do dziś. W Polsce, cenzura okresu komunistycznego i inne obiektywne racje sprawiły, że reforma liturgii przebiegała znacznie łagodniej.

Sobór dowartościował w Kościele ludzi świeckich. W jakim sensie? Jaką rolę świeckim we współczesnym świecie przyznaje Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”?

– Konstytucja soborowa „Gaudium et spes” jest nie tylko z nazwy, ale prawdziwym duszpasterskim, a także programowym dokumentem Soboru Watykańskiego II. Konstytucja ta została ogłoszona jako ostatni dokument soborowy. Obejmuje ona otwarcie, dialog zarówno z życiem religijnym i duchowym Kościoła, jak i świata. Otwiera się ponadto na wszystkie zakresy życia publicznego, począwszy od godności człowieka, małżeństwa i rodziny, oraz szeroki zakres życia społecznego, ekonomicznego, kulturalnego, jak również politycznego. W Kościele wierni świeccy, jako żywi członkowie, otrzymują pełną tożsamość i jako tacy stają się współodpowiedzialni za całość, a szczególnie za zaangażowanie Kościoła w życie publiczne, które należy w pierwszym rzędzie właśnie do wiernych świeckich.

W stosunku do władzy politycznej Kościół jest autonomiczny i niezależny, i zgodnie ze swoją naturą pogłębienia wiary i codziennego życia, jest otwarty na współpracę dla dobra człowieka i społeczności. Według Jana XXIII wiara, w odpowiedzi na szybko zmieniające się czasy, powinna być przekazywana w sposób nowy, pełniejszy i pogłębiony. Szeroki zakres i złożoność problematyki życia publicznego, różne, nierzadko przeciwstawne opinie ojców soborowych, przedłużające się dyskusje i ostre polemiki sprawiły, że dokument ten dojrzewał najdłużej.

Zatem według tego dokumentu soborowego Kościół jest niezbywalną częścią życia publicznego, kultury i formacji człowieka. Stanowi on „twórczy ferment” odnowy życia i zbawienia człowieka w Jezusie Chrystusie.

Co z nauczania soborowego pozostało jeszcze do zrealizowania w Kościele powszechnym i w Kościele w Polsce?

– Omawiana Konstytucja stanowiła bez wątpienia twórczy impuls, który przyczynił się do nowego obrazu Kościoła, wpłynął i pogłębił w sposób istotny miejsce i rolę Kościoła w świecie. Percepcja Soboru była i jest jednak ogromnie różnorodna i złożona, uzależniona od historycznych, kulturowych i politycznych warunków, w których Kościół żyje.

Święty Jan Paweł II, sam głęboko zaangażowany w odnowę Kościoła, dostrzegał wyraźnie jak wiele z postulatów Soboru pozostaje do wypełnienia. Najpilniejsze zadanie, jego zdaniem, to pogłębienie formacji biblijnej i liturgicznej Ludu Bożego i pasterzy, potrzeba głębszego dostosowania liturgii do aktualnych wymagań i oczekiwań, pogłębienia świadomości i pełniejszego zaangażowania wiernych Kościoła w życie i odpowiedzialności za Kościół.

Dziś wiele aktualnych problemów, na skutek walki z Kościołem, uległo wyraźnie pogłębieniu. Przykładowo można wskazać na: gwałtowne kwestionowanie religijnego i sakramentalnego wymiaru małżeństwa i rodziny, jednostronność lub nawet wrogość środków społecznego przekazu wobec Kościoła, pojmowanie Kościoła na wzór demokratycznych wspólnot, w których decyzje podejmowane są na zasadzie większości głosów. Zakłada to pogłębioną formację religijną i duchową zarówno duchowieństwa i wiernych świeckich, na której opiera się zróżnicowana odpowiedzialność za Kościół i jego przejawy działalności.

Czy synod nt. synodalności Kościoła, zainicjowany przez papieża Franciszka, może być kolejnym etapem wcielania nauczania Soboru Watykańskiego II. A jeśli tak, to w jakim sensie?

– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że zrozumienie synodalności Kościoła jest nie tylko potrzebne, ale wręcz konieczne. Kościół w naszej Ojczyźnie, jako dziedzictwo wieków, jest Kościołem „osiadłym”, żyjącym w określonych strukturach. Brak jest istotnej świadomości, że w rozumieniu biblijnym Kościół jest drogą do domu Ojca, pod przewodnictwem Chrystusa, „przewodnika naszego zbawienia” (Hbr 12,2).

Wesprzyj Więź

Sobór Watykański II był wyrazem i wypełnieniem synodalności Kościoła wszystkich biskupów świata. Inicjatywa papieża Franciszka ukazuje pełną prawdę o synodalności Kościoła. Wszystkie kolejne synody powszechne pogłębiają i poszerzają zrozumienie Kościoła synodalnego w obliczu nowych wyzwań. Stąd właśnie ten wymiar staje się znakiem nadziei na działalność Kościoła we współczesnym świecie.

Osobiście jestem przekonany, że podobnie jak Sobór w rozumieniu papieża Jana XXIII jest dziełem Ducha Świętego, tak samo podjęty z ogromnym zaangażowaniem synodalny wymiar Kościoła „cum et sub Petro” jest znakiem nowego tchnienia Ducha Święta na nasze niespokojne czasy. To właśnie na Nim opieramy naszą nadzieję odnowy i oczekiwanie bardziej dynamicznej i wiarogodnej postawy obecności wszystkich członków Kościoła.

Przeczytaj też: Świat zmienił się na lepsze. Rozmowa o Soborze z ks. Tischnerem

Podziel się

2
Wiadomość

Wokół Kościół się wali, a rabini toczą spory o Vaticanum sprzed ponad pół wieku w zupełnie innych realiach, chwalą się prześladowaniem za komuny, tłumaczą świat masonami.
Instytucja nie do uratowania skoro najważniejsze są tematy zastępcze.

„W stosunku do władzy politycznej Kościół jest autonomiczny i niezależny, i zgodnie ze swoją naturą pogłębienia wiary i codziennego życia, jest otwarty na współpracę dla dobra człowieka i społeczności.” 😉

Nieprawda, w czym Panowie tak tu się ładnie utwierdzacie. Spór o Sobór jest bardzo istotny dziś. To prawda, że Kościół jeszcze nie wie, w którą stronę się obrócić (panowie też nie wiedzą, ja też nie wiem), ale koniecznie trzeba rozmawiać o rozważanych kierunkach. Jednym z nich jest powrót do czasów przed soborowych, a przynajmniej konserwowania form (form, które wpływają na życie wartościami, co do których nie ma sporu) które, jeszcze z tamtych czasów zostały. Głos prymasa opowiada się przeciw powrotowi. Ja też jestem przekonany, że to daremna recepta.

Już w drugiej połowie lat ’40 XX wieku nastąpiło w Zachodniej Europie tąpnięcie w praktykach religijnych katolików – nagle ubyło 20% uczęszczających na niedzielną mszę. Równie istotnie spadły powołania. Pierwsza odpowiedź Piusa XII miała charakter „marketingowy” – wprowadzono wieczorne msze święte by dać większą możliwość uczestnictwa zajętym odbudową katolikom. W konsekwencji zlikwidowano nieszpory, na które drugi raz w niedzielę uczęszczał do kościoła aktywny laikat. Pius XII rozpoczął wprowadzanie do powszechnego obrotu triduum paschalne i zaczął przygotowywać sobór. Jan XXIII mógł natychmiast po objęciu urzędu go zwołać, bo znaczna część przygotowań była już zrobiona, może nie tak radykalnych, ale punkt wyjścia zawdzięczamy właśnie Piusowi XII. To Pius XII wypromował kardynała Roncallego na papieża Jana XXIII czyniąc go patriarchą (ten tytuł w KRK ma jeszcze tylko papież) Wenecji i kreując go kardynałem na ostatnim swoim konsystorzu.

Można się spierać, czy Sobór dał skuteczną odpowiedź na sekularyzację, dechrystianizację i kryzys wiary, ale nie można utrzymywać, jak chcą niektórzy, że wszystko było dobrze i tylko zmiany soborowe wywołały kryzys. Panowie żyjąc w swojej bańce widać nie znacie tej dyskusji o przyszłości Kościoła, więc powracanie do soboru wydaje się wam starą ramotą. Niesłusznie. Może nie wszystko się udało i coś trzeba skorygować, ale nie zawracać.

Opowiadał mi pewien ksiądz z Francji, że dziś w prowadzonym przez niego duszpasterstwie akademickim w 80-tysięcznym mieście są sami sympatycy Tradycji, zresztą na wysokim poziomie intelektualnym, żadna tam kontrkultura dla młodzieży inteligenckiej, jak to się często zdarza, a że jest hałaśliwa, zaciemnia poważną Tradycję. Jest ich 5 (słownie: pięciu)! Jeszcze 10 lat temu w duszpasterstwie akademickim było 120 osób (w większości nie-tradycjonalistów). Gratulacje dla Tradycji, że ma większe zdolności do przetrwania, ale czy to ma być recepta na „sukces” dla całego Kościoła? To ja życzę wytrwałości tym młodym ludziom (w tym nie ma sarkazmu, znam tradycjonalistów świętych) bo życie jest trudne, i wolę szukać dla Kościoła innej recepty.

Terlikowski w 55. odcinku swojego podcastu „Tak myślę” złośliwie komentuje wyjątkowo pusty i bezsensowny list prrrzewodniczącego Komisji Wychowania Karolickiego KEP.
I ma rację. Kościół jest bezsilny i bez jakiegokolwiek pomysłu w tej sprawie.
Zostają tylko wspominki….

@Marek2

Listy, odezwy i inne podobne inicjatywy wymagają zazwyczaj (o ile nie zawierają konkretów, tylko mdławe ogólniki) bardzo małego wysiłku. A są łatwą wymówką (bo przecież „coś się próbuje”). O wiele trudniej – i nam, świeckim, i księżom, i biskupom – żyć odpowiedzialnie i gorliwie spełniać swoje obowiązki.

Skandali obyczajowych (również z kochankami zwanymi „gosposiami”), finansowych (marnotrawienie środków wpłaconych przez wiernych) czy liturgicznych (nieprawowierne i prymitywne kazania, nabożeństwa odprawiane „na odwal” itd.) by nie było, jeśli biskupi po prostu spełnialiby należycie swoje obowiązki (nic heroicznego, zwykłe obowiązki wypływajace z prawa naturalnego, z Ewangelii i z prawa kościelnego).

No i jeszcze jedno: wierni mają prawo oczekiwać, że poziom moralny i teologiczny biskupa będzie istotnie wyższy niż szeregowego księdza. Niestety, rzadko tak jest…

@Piotr Ciompa

To szalenie ciekawe, co Pan pisze. Czy mógłby Pan napisać więcej o tym religijnym „tąpnięciu” w Europie Zachodniej w latach 40.? Jakie wg Pana – czy wg innych autorów – mogłby być przyczyny? Powojenna trauma (szok po okrucieństwach wojny) oraz niedostatek z tego wynikający? Czy może już przed wojną był jakiś niepokojący ferment w Kościele i ludzie zaczęli odchodzić? A może zmiany demograficzne?

A co do mszy wieczornych: czy nie było tak, że po prostu pozwolenie na te msze było z powodu wojny, a potem tak już zostało? A co do nieszporów, to wydaje mi się, że na ogół Kościoła miały niewielki wpływ – przy całym szacunku do tego czcigodnego obrzędu.

A co do Soboru – zgoda co do przygotowań, ale moim zdaniem nie sposób nie wspomnieć o gwałtownym *posoborowym* tąpnięciu, zwłaszcza w Europie Zachodniej – masowych odejściach z kapłaństwa, silnego spadku uczęszczających na mszę w latach 65-75 oraz licznych – ucieknę of eufemizów – profanacji w czasie Liturgii, gdy konsekrowane hostie po obrzędzie wyrzucano razem z niekonsekrowanymi, a msze zaczęto odprawiać w świeckim stroju i ze świecką muzyką. Brak zdecydowanej reakcji hierarchii na Zachodzie w tamtych czasach nie mógł, moim zdaniem, wpłynąć pozytywnie na wiarę, pobożność i moralność ówczesnych katolików.

Tąpnięcie to nawet nie lata 40, co 20. Przyczyną były oczywiście przemiany po wojnie, ale też kompletna niemoc Kościoła wobec egzystencjalnych problemów ludzi. Ze strony duchowieństwa przyczyną była antymodernistyczna histeria Piusa X i jego bezsensowna walka. Ludzie nie mogli usłyszeć podczas kazania odpowiedzi na aktualne zagadnienia, bo nikt nie wiedział, czy w ławach kościoła nie słucha agent solicydacji Piusa. Bezpieczniej więc było mówić o niczym.

Łączenie „tąpnięcia” po Soborze z samym Soborem to naiwne uproszczenie. Masowy spadek „na Zachodzie” to na przykład Francja, gdzie przełom to 1904-07 rok, czy Belgia, że swoimi problemami lat 50-60. Sobór niczego nie spowodował, co najwyżej był katalizatorem zmian. A rzeczywisty bunt i tąpnięcie lat 60, to znowu nie Sobór, a bunt Europy przeciw Humanae Vitae, forsowanej wbrew Kościołowi.

@Wojtek

Czyli wg Pana opustoszenie seminariów po soborze, nadużycia liturgiczne i spadek 'dominicantes’ były przez posoborową rzeczywistość dopiero ujawnione? Że niechęć do potrydenckich form szeroko rozumianego życia kościelnego tliła się przez kilkanaście albo kilkadziesiąt lat?

Z doświadczenia wnioskuję, że prości ludzie (mówię to z całym do nich szacunkiem) zwyczajnie patrzą na to, jak ksiądz traktuje to, o czym dotychczas – na przykład w katechezie – nauczano, że jest święte i godne najwyższej czci (choćby Najśw. Sakrament). Jeżeli z dnia na dzień liturgia staje się banalna (pomijam czy zgodnie z przepisami, istotne jest to że biskupi na nadużycia nie reagowali), to chyba to zagraża wierze „maluczkich”, tak podejrzewam.

Jeżeli miałbym rację tutaj, to stanowczo musiałbym uznać posoborowe reformy Pawła VI (nie ściśle sam Sobór i jego dokumenty, choć tu również można by rozważać) za nieudane i w efekcie szkodliwe dla dobra dusz. Oraz – a właściwie przede wszystkim – dla chwały Pana Boga.

A jeśli jest inna przyczyna, to jaka? Wobec jakich problemów egzystencjalnych katolików – czy w ogóle wszystkich ludzi – Kościół wówczas był wg Pana bezsilny? Miał kadry, instytucje, „know-how”, tradycje, pozycję w społeczeństwach, środki finansowe… co zawiodło?

Tak, kryzys się tlił przez dekady, sobór tylko obnażył dokonany już upadek.

Weźmy modelowy przykład, czyli Holandię. Do lat 50 „chluba Kościoła”, z misjonarzami i bogatą teologią. Ale jeszcze przed Soborem nastąpiła zapaść. Ludzie w połowie XX wieku zaczęli mieć dość obłudy i szufladkowania, oraz traktowania wiary jako zastanej sytuacji społecznej, na którą nie masz wpływu. Holendrów mierziło, że bycie katolikiem nie ma nic wspólnego z Bogiem, a jedynie z formą organizacji społeczeństwa. Stąd liczne postulaty przebijające się ze strony „Nowej Teologii”, tak usilnie zwalczanej od czasów Piusa X, której wreszcie nie udało się zatrzymać i zdusić. Sobór w Holendrach otworzył nową nadzieję. Która znikła równie szybko, jak powstała, gdy pragnienie reform spacyfikowano. Na co Holendrzy stwierdzili, że Watykan ma ich w nosie i odeszli.

Dalej mamy inny przykład, czyli Belgia. Laicyzacja Belgii to z grubsza XIX wiek, gdy wprowadzono równouprawnienie protestantów, przez co katolicy stracili zapał, by na siłę pokazywać, że są lepsi. Do tego doszedł gorszący konflikt między uniwersytetami, gdzie wiara była wykorzystywana instrumentalnie.

Francja? Sekularyzacja to pierwsza dekada XX wieku, na długo przed Soborem.

Niemcy? Katolicyzm był tam wyjątkowo silny, podobnie jak w Austrii. Oba kraje zbuntowały się nie po Soborze, a po publikacji HV.

Z drugiej strony mamy przykłady krajów, jak Hiszpania, Portugalia, Irlandia, czy Włochy, tam katolicyzm był silny, w okresie Soboru nie było przełomu. Ten zaczął się w latach 90 w Hiszpanii, za sprawą sprzeciwu wobec spuścizny Franco. Małżeństwo państwa i Kościoła kończy się zawsze rozwodem. To samo obserwujemy w Polsce, choć nie tak mocno.
Temat Irlandii to też upadek z winy Kościoła. Fałsz i zakłamanie doprowadziły do tego, co mamy dziś.

A wobec czego Kościół był bezsilny? Najprościej mówiąc, wobec podmiotowości jednostki. Człowiek chciał decydować o sobie, korzystać z, wolności, mieć swoje pragnienia. To ówczesny Kościół przerażało. Na myśl, że człowiek może być wolny reagowano tylko większym dociskaniem śruby. A gdy przyszła refleksja było już za późno.

A wg Pana co spowodowało, że skoro problemy tliły się od dekad, to nadużycia liturgiczne wybuchły dopiero po Soborze? Dlaczego liturgia – „źródło i szczyt” życia Kościoła, jak to się dzisiaj mówi – zaczęła wyglądać okropnie? Przedsoborowy „gorset” rubryk był dla wielu ówczesnych kapłanów dużym ciężarem – dlaczego? Został on z radością zrzucony – dlaczego? Pojawiły się gorszące nadużycia, profanacje – dlaczego?

Moim zdaniem trudno byłoby wytłumaczyć je wolą podmiotowości jednostki. Czy nie należałoby przyjąć, że po prostu zanikło to, co teologia nazywa bojaźnią Bożą? Jeśli nie będziemy sprawować kultu w sposób staranny i pobożny, to jacy z nas chrześcijanie?

@Aladyn
„Jeśli nie będziemy sprawować kultu w sposób staranny i pobożny(…)”

Dasz radę wkleić jakieś cytaty z wypowiedzi Jezusa (a nie innych ludzi), który twierdzi, że „kult należy sprawować starannie i pobożnie” ??

Nie dam rady, bo wprost takich w Ewangeliach nie ma. Są za to Jego mocne słowa po wypędzeniu kupców ze świątyni i na podstawie tych słów można by rozważać, czy nie oznaczają one i nakazu odpowiedniego sprawowania kultu, w połączeniu z Jego słowami, że „jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna człowieczego…” itd.

Jednak Kościół katolicki (w odróżnieniu od np. protestantów) uznaje dwa źródła wiary: Pismo Święte i Tradycję (przez duże „T”). Stąd brak dokładnego cytatu w spisanych słowach Chrystusa uważam za nierozstrzygający dla sprawy.

Można obowiązek starannego sprawowania liturgii wywieść z innego założenia:

Przyzwoitość nakazuje, żeby jeść przy stole kulturalnie, koncert muzyki klasycznej wykonać przyzwoicie, zabieg dentystyczny wykonać należycie, cegły na budowie stawiać porządnie.

Jakże wielka powinna więc być dbałość przy przy sprawowaniu obrzędów, w czasie których sam Bóg prawdziwie staje pośród nas w Najśw. Sakramencie.

Nie jestem fanem wsłuchiwania się w głos biskupów, Nie wynika to bynajmniej z mojej ignorancji, raczej braku kompetencji w odgadywaniu zawoalowanej treści jaką przekazują. Inaczej mówiąc, nie rozumiem o czym do mnie gadają. Tak jest i w tym przypadku. przeczytałem w skupieniu i z nadzieją, może się w końcu znajdzie choć jeden ludzkim głosem mówiący. Od tekstu jak zwykle ciekawsze komentarze. Pisane są językiem poprawnym, zrozumiałym, nie kamuflującym myśl i intencje komentującego. Paweł Bieliński teolog… , no tak któż inny mógłby przeprowadzić wywiad z biskupem, w końcu trzeba mieć jakaś wiedzę, przygotowanie aby to ogarnąć. Kilka miesięcy temu przypadkiem spotkałem znajomego młodego księdza. Może nie taki młody bo około 40. Poszliśmy na kawę, pytam czemu tak incognito po cywilnemu. Nie jestem już księdzem, kupiłem sobie kawalerkę, zatrudniłem na kolei. Odruchowe pytanie czemu, kobieta, rodzina? Jestem sam, odpowiada. po prostu było mi wstyd. Już nie drążyłem dalej, jakaś masakra – powiadają młodzi.