Książki takiej jak Bunt, podziemie, władza Łukasza Bertrama w polskiej historiografii do tej pory nie było. To stwierdzenie winno otwierać każdą dyskusję na temat tej pozycji. To książka ambitna, nowatorska, odważna. Dopiero to powiedziawszy, warto wejść z nią w dyskusję.
Łukasz Bertram, Bunt, podziemie, władza. Polscy komuniści i ich socjalizacja polityczna do roku 1956, Instytut Studiów Politycznych PAN, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2022, 746 s.
Dyskusja pomiędzy zwolennikami paradygmatu totalitarnego a tzw. rewizjonistami jest tak długa jak refleksja nad politycznymi dziejami XX wieku. Carl Friedrich i Zbigniew Brzeziński występują w niej jako totem pierwszego z tych teoretycznych nastawień, drugie skojarzymy z nazwiskami Sheili Fitzpatrick czy Lynne Violi. Pierwsza z wizji powie: komunizm to immanentne zło – dzięki czemu uzyskujemy manichejski obraz, samych siebie stawiając przy okazji w roli dobrych i sprawiedliwych. Druga wizja będzie mniej jednoznaczna. Zadaje znacznie więcej pytań, domagając się głębszego zrozumienia motywacji bohaterów, zacierając granice, wskazując na podobieństwa między tym, co komunistyczne i niekomunistyczne.
Łukasz Bertram w swojej nowej książce wyraźnie nawiązuje do drugiej z tych tradycji badawczych. Na z górą siedmiuset stronach przedstawia bardzo konsekwentny i bardzo naukowy wywód poświęcony socjalizacji politycznej polskich komunistów. Bunt, podziemie, władza to tytuł znaczący. Nawiązuje on do kolejnych przystanków na drodze do internalizacji idei komunistycznej: do jej poznania, przyjęcia za swoją religię, a wreszcie do realizacji utopii w praktyce. To książka bardzo złożona, obfitująca w fakty, przebogata w zróżnicowane konteksty. Choć jest mocno hermetyczna, stanowi godną uznania próbę nowego spojrzenia na polski komunizm i polskich komunistów. Nie sposób przejść obok niej obojętnie.
Doświadczenie subiektywne
Współczesna humanistyka, zwłaszcza ta święcąca triumfy w świecie anglosaskim, nie od wczoraj skupia się na doświadczeniu jednostki: na jej świecie wewnętrznym, motywacjach do działania, rozmaitych rozterkach. Ten rewolucyjny zwrot, w swojej naturze przypominający zwrot kantowski w filozofii europejskiej, niejednokrotnie dawał się zaobserwować także w książkach dotyczących komunistów i komunizmu w Polsce, by wspomnieć choćby Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem pióra Marci Shore. Badaczka z Uniwersytetu Yale swoim dziełem zdobyła sobie spory poklask na całym świecie, w Polsce – wyraźnie mniejszy. W czasie niejednej dyskusji seminaryjnej – czego sam bywałem świadkiem – wskazywano niekiedy na jej niebłahe błędy faktograficzne, ale do rangi największego problemu urastało ukazywanie doświadczeń komunistycznych intelektualistów w sposób wyabstrahowany z szerszego kontekstu. Szerszego oznacza w tym miejscu: społecznego, narodowego, rozumianego na modłę bliską patriotyzmowi państwowemu. I nawet jeżeli Shore bywała momentami zdumiewająco wyrozumiała dla swoich bohaterów, to przypadek jej książki pokazywał dobitnie, że wyjście poza manichejskie podziały bywa w krajowej nauce wyjątkowo trudne.
Książka Łukasza Bertrama nie ma może potoczystości Kawioru i popiołu, jest jednak w moim przekonaniu znacznie poważniejszą propozycją interpretacyjną. Decyduje o tym nie tylko wszechstronne oczytanie autora, sprawne posługiwanie się przez niego instrumentarium metodologicznym inspirowanym myślą Pierre’a Bourdieu czy szeroka, żmudna i konsekwentnie przeprowadzona kwerenda archiwalna. Tym, co budzi szczególny respekt, jest jego odwaga. Korzystając z warsztatu socjologa i odmiennego w swojej naturze warsztatu naukowego historyka, Bertram proponuje autorskie podejście do problemu komunistów i komunizmu, stanowiącego od wielu dziesięcioleci jeden z najchętniej podejmowanych tematów naukowych i publicystycznych nad Wisłą.
Książki takiej jak Bunt, podziemie, władza w polskiej historiografii po prostu do tej pory nie było. To stwierdzenie winno otwierać każdą dyskusję na temat tej pozycji. Ta książka łączy ze sobą trzy kluczowe doświadczenia komunistów pierwszej połowy XX wieku: młodość i bunt, dojrzewanie w rewolucyjnym podziemiu oraz sprawowanie władzy. Jak skonceptualizować tak ważne, a jednocześnie tak nieostre fenomeny? Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że lepiej będzie pójść tropem Koestlera, Weissberga-Cybulskiego czy Miłosza, godząc się z tym, że to, co tak subiektywne, tak ściśle uwewnętrznione, może ujawnić się jedynie w bolesnym wspomnieniu czy w błysku literatury pięknej. Bertram idzie jednak w poprzek takiemu rozpoznaniu.
Identyfikując grupę, którą określa jako „elitę partyjno-państwową” okresu stalinizmu i destalinizacji, autor gromadzi szczegółowe informacje dotyczące 214 istotnych członków ruchu komunistycznego. To ludzie, którzy w pierwszym dziesięcioleciu istnienia reżimu komunistycznego w Polsce odgrywali w nim kluczowe role, ale dwie, trzy dekady wcześniej znajdowali się raczej na marginesie życia politycznego. Działo się tak z powodów generacyjnych, ale również i dlatego, że ruch komunistyczny – niebezzasadnie – uważany był za bolszewicką agenturę w niepodległej II RP. Przyjęcie przez Bertrama takiej perspektywy faktycznie pozwala mu zrealizować jeden z postulatów sformułowanych na wstępie: buduje spójnię pomiędzy ludowym doświadczeniem politycznym z okresu niepodległej Rzeczpospolitej a elitarną historią Polski niesuwerennej.
Wnikliwe, empatyczne – momentami można powiedzieć, że wręcz czułe – spojrzenie na subiektywne doświadczenie komunistów, bohaterów książki, jest z pewnością świadectwem odwagi. Jest to odwaga w wymiarze intelektualnym, bo odnalezienie wzorów zachowań w takiej mnogości indywidualnych dróg życiowych jest skomplikowane. Wymaga stosowania kategorii analitycznych, które nietrudno kwestionować i które siłą rzeczy mogą zostać uznane za aprioryczne. W wymiarze moralnym natomiast Bertram – skupiając się na przeżyciach członków ruchu – stawia ich w centrum zainteresowania, co nolens volens odsuwa w cień ofiary komunistycznej polityki stosowanej.
Szkiełko i oko
Autor dzieli 214 postaci i ich biografii na sześć osobnych kategorii, stanowiących fundament dalszych wywodów. Taka mnogość kategorii może zaskakiwać, choć przecież nie są one wyciągnięte z kapelusza. Decyduje forma i intensywność zaangażowania w środowisko komunistyczne w okresie międzywojennym.
Najbardziej oddani sprawie rewolucjoniści lądują w kategorii „funkcjonariusze”, zaś „dołowi” to ci, którzy znajdowali się na niskich szczeblach partii lub organizacji komunistycznych. „Życiowcy” to działacze aktywni w komunistycznych organizacjach studenckich. Z kolei mianem „legalnych” Bertram określa komunistów dysponujących dużym kapitałem społecznym, który umożliwiał im niejako balansowanie pomiędzy dwoma światami: nielegalnym, w warunkach II RP podziemnym, a w pełni legalnym światem oficjalnych instytucji. Autor wyróżnił również kategorię działaczy „luźnych”, których aktywność w ruchu była niewielka lub fragmentaryczna, a także „kominternowców”, czyli tych komunistów, którzy istotną część okresu przedwojennego spędzili na terenie Związku Sowieckiego. Co ciekawe, na dobrą sprawę tylko ci ostatni rzeczywiście znali bolszewicką praktykę polityczną. Dla większości pozostałych członków ruchu Stalin pozostawał prorokiem nowej wiary, a Sowiety – ziemią obiecaną, którą dane było oglądać jedynie wybranym.
Tym, co budzi szczególny respekt, jest odwaga Bertrama. Korzystając z warsztatu socjologa i odmiennego w swojej naturze warsztatu historyka, proponuje on autorskie podejście do problemu komunistów i komunizmu
Czy taką mnogość kategorii można podważyć, na różne sposoby kwestionować ich ścisłość? Z pewnością. Niezaprzeczalnie jednak pozwalają one spojrzeć na ruch komunistyczny jako na całość heterogeniczną i dynamiczną, zmienną. Bertram-socjolog ma tu przewagę nad historykami zajmującymi się biografistyką ludzi władzy w PRL. Konstruuje swoje narzędzia analityczne w sposób przemyślany i – w moim przekonaniu – do maksimum wykorzystuje ich walory poznawcze. Oto różnice pomiędzy tymi, którzy spędzili długie lata w rzeczywistości sowieckiej, a choćby tymi, którzy balansowali na pograniczu świata legalnego i nielegalnego, okazują się stosunkowo trwałe, dostrzegalne w procesach dłuższego trwania. Tym samym połączenie perspektywy strukturalnej i biograficznej pozwala rzucić nowe światło na wielokrotnie już wcześniej badane fenomeny.
Z perspektywy interpretacyjnej najważniejsze są w książce kategorie socjalizacji i habitusu. Zwłaszcza ta ostatnia pozwala zredukować – choć nie znieść zupełnie – napięcie pomiędzy bardzo sztywną ramą ideologiczno-organizacyjną, w którą wprzęgnięci byli polscy komuniści, a z natury rzeczy dynamicznym działaniem jednostkowym. Habitus klasowy wraz z innymi na niego nadpisywanymi współtworzą habitusy polskich komunistów: jednocześnie zróżnicowane wewnętrznie i mieszczące się w szerokiej wspólnej ramie. Z punktu widzenia tradycyjnie rozumianej historiografii dziejów politycznych jest to pomysł dość awangardowy, tym lepiej, że autor go zaproponował.
Bertram nie próbuje umeblować od zera imaginarium badaczy polskiego komunizmu. Nie stara się wskazywać, że fundamentalny po II wojnie światowej podział na zwolenników komunizmu à la Gomułka i pretorianów Bolesława Bieruta nie istniał. Ma świadomość, że jego książka uzupełnia wiedzę, którą dysponowaliśmy do tej pory. I, dodajmy, uzupełnia ją w sposób zasadniczy.
Najistotniejsze dotychczas biografie ludzi władzy pierwszego dziesięciolecia rządów komunistycznych w Polsce – książka Anny Sobór-Świderskiej o Jakubie Bermanie i biografia Romana Zambrowskiego pióra Mirosława Szumiły – nie były w stanie pokazać szerszych uwarunkowań biograficznych w łonie ruchu komunistycznego. Wielkie przełomy polityczne tego okresu – czy będzie to III Plenum KC w 1949 r., czy VIII Plenum KC z 1956 r. – tłumaczone są tam dość powierzchownie, na ogół z odniesieniami do bieżącej polityki, niekiedy w oparciu o przypadkowe dokumenty czy relacje. To zresztą nie tyle przygana dla dwójki wspomnianych autorów, ile raczej dowód na to, że Bertram trafnie zdiagnozował istniejące luki badawcze. Dzięki imponującej kwerendzie archiwalnej, a także niezwykłej determinacji w docieraniu do potomków przedwojennych komunistów pokazał panoramę szerszą, pełniejszą, znacznie bardziej zniuansowaną.
Plusy ujemne
Jak wspomniałem, obok książki Łukasza Bertrama trudno przejść obojętnie. Z jednej strony dlatego, że to po prostu jedna z ważniejszych książek o polskim komunizmie i polskich komunistach, która ukazała się w ostatnich latach. Z drugiej strony trudno uciec od przekonania, że autor nie wykorzystał w pełni wszystkich atutów, którymi dysponował.
Książka powstała w oparciu o pracę doktorską obronioną w Instytucie Socjologii UW, co również instytucjonalnie sytuuje ją na pograniczu socjologii i historii. Wskazywałem już na niezaprzeczalne plusy tego podejścia. Z minusów trudno nie wspomnieć o strukturze: bardzo wiele miejsca autor poświęca kontekstowi historycznemu, który miejscami jest rozdęty do przesady. Zważywszy, że to książka ściśle akademicka, kierowana siłą rzeczy do wąskiego grona wyrobionych czytelników, cieżko uzasadnić taki wybór. Zbyt wiele jest zatem elementów tła, ale i chyba momentami zbyt pieczołowity jest autor w odtwarzaniu najdrobniejszej faktografii. Naturalnie trudno nie cenić drobiazgowości, ale tak klarowność, jak i tempo wywodu dostrzegalnie na tym tracą.
Hermetyczność książki Bertrama jest w ostatecznym rozrachunku jej słabą stroną. To pozycja na tyle wartościowa i nowatorska, że powinna wywołać szeroką dyskusję. Na większy oddźwięk zasługują elementy rewizjonistyczne obecne w książce, każące abstrahować tak od dominującego dyskursu peerelowskiego, jak i od antykomunistycznego konsensusu ukształtowanego w historiografii polskiej po 1989 r. Do polemiki zachęcić może zbyt swobodne, moim zdaniem, przechodzenie do porządku dziennego nad tym, że komunizm w rzeczywistości II RP był ideologią antypaństwową, a agenturalność ruchu była istotnym czynnikiem obiektywnym. Być może autor założył, że książkę kieruje do wąskiego grona odbiorców, świadomie zniechęcając tych, którzy nie zajmują się nauką akademicką. Jeżeli tak, pozostaje mi żałować tej decyzji.
Z punktu widzenia socjologii warto pochylić się nad tym, jaki użytek robi autor z teorii Bourdieu. Siłą rzeczy sięga po nią w sposób wybiórczy i nie może być inaczej przy wywodzie tak przemyślanym metodologicznie. Zaskakuje jednak, że Bertram nie próbuje wziąć się poważniej za bary z teorią pola. Pole, czyli fragment struktury społecznej, w którym ujęte zostają grupy i jednostki skoncentrowane na podobnych dążeniach, jest jednym z fundamentalnych pojęć ukutych przez francuskiego badacza. Zdroworozsądkowo rozumiane „pole” pojawia się wielokrotnie w wywodach Bertrama, a w szerszej perspektywie pole polityczne lat 1948–1956 traktuje on jako punkt dojścia swojego wnioskowania. Nie znajdziemy jednak prób definicji ani konceptualizacji zmienności tych pól na przestrzeni trzech epok tak różnych jak II RP, II wojna światowa i okres po 1945 r. Zważywszy na to, że Bourdieu nie domknął nigdy swojej teorii, każdorazowo domaga się ona uściślenia: bardzo skrupulatny co do zasady Bertram, ostatecznie jednak z tego rezygnuje. Szkoda.
Dodałbym tu jeszcze jeden niedosyt – sądzę jednak, że uzasadniony – związany z tym, że właściwie spośród ewolucji sześciu wyodrębnionych kategorii nie odnajdziemy szerszego wyjaśnienia relatywnego sukcesu przedstawicieli jednej grupy, a braku tego sukcesu u innej. Ambitna, nowatorska, odważna – taka jest przede wszystkim książka Łukasza Bertrama. Dopiero to powiedziawszy, warto wspomnieć o tym, czego w niej brakuje albo dlaczego warto wejść z nią w dyskusję. Komunizm jawi się w niej jako fascynujący przedmiot badań, a komuniści – kto wie? – jako być może ciekawsi bohaterowie historyczni, aniżeli byli nimi w rzeczywistości. A że habitusu, także tego komunistycznego, nie da się poznać do końca? I tak warto próbować.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2022.