Jesień 2024, nr 3

Zamów

Sobór duszpasterski, bo doktrynalny

John O'Malley SJ. Fot. Doris Yu, National Jesuit News

Wszystkie prawdy chrześcijańskie z definicji są prawdami duszpasterskimi. Zatem II Sobór Watykański jest soborem duszpasterskim poprzez swe nauczanie, czyli przez swoją doktrynę.

Chciałbym dokonać tu dekonstrukcji i rekonstrukcji pewnej „kliszy” na temat II Soboru Watykańskiego. Słowniki definiują tak rozumianą kliszę jako banał, stwierdzenie nadużywane, truizm, frazes. Te definicje sugerują, że klisza może dobrze wyrażać prawdę, ale jednocześnie ją zniekształca, trywializuje lub kieruje naszą uwagę w niewłaściwą stronę. Na ogół, gdy natykamy się na klisze, rozpoznajemy je, ale czasem jesteśmy mniej czujni, niż należy. Przyjmujemy je wtedy bez zastrzeżeń i przechodzimy do innych zajęć.

Od samego początku II Sobór Watykański jest konsekwentnie opisywany jako sobór o charakterze duszpasterskim (pastoralnym). Podstawa tego sformułowania jest niepodważalna. Tak określił ten sobór święty papież Jan XXIII w dniu inauguracji – 11 października 1962 r. W wygłoszonym tego dnia przemówieniu Gaudet mater ecclesia powiedział do zgromadzonych ojców soborowych, że sobór będzie miał „przede wszystkim charakter duszpasterski”. Uczestnicy soboru wzięli sobie do serca to zalecenie. Od tego momentu przez cały czas trwania soboru jeden mówca po drugim (zwłaszcza ci należący do tzw. większości) podkreślali duszpasterski charakter i cel soboru. Czasem używali tego określenia po to, by uśmierzyć lęki osób sprzeciwiających się kierunkowi, który sobór zdawał się przyjmować.

Sobór w wersji light?

Niewątpliwie II Sobór Watykański był soborem pastoralnym i wywarł wpływ na duszpasterstwo w powszechnie przyjętym znaczeniu tego słowa. Wymieńmy tylko jeden przykład: konstytucja Nostra aetate dała Kościołowi nową misję duszpasterską, misję bycia w świecie czynnikiem pojednania pomiędzy religiami świata. Papieże, począwszy od samego Pawła VI, wiernie tę misję realizowali. W tym względzie niezrównani są Jan Paweł II i obecnie Franciszek. W szerszej perspektywie Nostra aetate jasno pokazała katolikom, że Kościół nigdy więcej nie będzie tolerować pogromów Żydów czy zachęcać do krucjat przeciwko „niewiernym”.

Gdzie więc kryje się wspomniana klisza? Czy to błąd, że nazywamy Vaticanum II soborem duszpasterskim? Nie, w  tym stwierdzeniu nie ma żadnego błędu, ale żeby właściwie je zrozumieć, trzeba najpierw je zdekonstruować, a następnie zbudować od nowa. Dopiero wówczas sens tego określenia ukaże się nam z większą mocą i będzie można dostrzec jego głębsze znaczenie.

Co jest alternatywą dla nauczania duszpasterskiego? Czy nauczanie akademickie? Czyżby Bóg objawiał nauczanie akademickie bądź akademickie prawdy? Nie sądzę

John O’Malley SJ

Uważam, że klisza uznająca Vaticanum II za sobór pastoralny (w dominującym obecnie rozumieniu) musi być poddana dekonstrukcji, ponieważ sprzyja trywializowaniu tego wydarzenia. Trywializacja ta dokonuje się zasadniczo na dwa sposoby. Po pierwsze, określenie to sugeruje, że duszpasterski charakter II Soboru Watykańskiego jest czymś wyjątkowym, jakby inne sobory nie miały takiego charakteru. Po drugie, takie określenie sugeruje, przynajmniej według niektórych komentatorów, że dekrety Vaticanum II są mniej istotne, bardziej przypadkowe, bardziej podatne na zmiany czy nawet odrzucenie niż dokumenty rzekomo wielkich doktrynalnych soborów z przeszłości. Wedle tej opinii II Sobór Watykański jest jak niektóre piwa czy gazowane napoje – „soborem w wersji light”.

Co jeszcze ważniejsze, tak uproszczone rozumienie soboru odwraca naszą uwagę od tego, co stanowi o absolutnej wyjątkowości jego duszpasterskiego charakteru. Vaticanum II – w porównaniu do poprzednich soborów – był soborem duszpasterskim w sposób tak radykalnie nowy, że zanim będziemy mogli używać tego określenia w sposób właściwy, musimy oczyścić je z konwencjonalnego rozumienia, odtworzyć jego właściwą rozpiętość i głębię, i dopiero wtedy pozwolić, aby odważnie powróciło na właściwe miejsce.

Duszpasterski Sobór Trydencki

Zacznijmy badanie tych kwestii od porównania II Soboru Watykańskiego z Soborem Trydenckim, który sam jest jedną z największych w historii ofiar rozmaitych stereotypów.

Nawet w „starych, dobrych czasach” przed Vaticanum II, kiedy Sobór Trydencki niepodzielnie królował w katolickiej wyobraźni, znano go – na tyle, na ile w ogóle go znano – jedynie z fragmentów dekretów pojawiających się w podręcznikach teologii. Taki środek przekazu sprawił, że Sobór Trydencki stał się wzorem soboru doktrynalnego par excellence. Odwrócono w ten sposób naszą uwagę od wielkich duszpasterskich osiągnięć tego soboru, które pod względem ważności dla Kościoła są co najmniej równie istotne jak osiągnięcia doktrynalne, a może nawet je przewyższają.

Bez wątpienia, jak dowodził przed ponad pięćdziesięciu laty Hubert Jedin, doktrynalnym arcydziełem Soboru Trydenckiego jest dekret o usprawiedliwieniu, to znaczy o relacji między łaską a wolną wolą. Sobór pracował nad tym dekretem przez długich siedem miesięcy – i to widać. Na ile tylko dekret dotyczący tak głębokiej tajemnicy może być satysfakcjonujący pod względem intelektualnym, tak właśnie jest. Ale oznacza to, że jest on skomplikowany i brak w nim retorycznej wyrazistości.

Wymownym świadectwem opisywanego problemu jest fakt, że ludzie, którzy po soborze formułowali tak zwane „trydenckie wyznanie wiary”, nie byli w stanie ująć go w paru linijkach i musieli uciec się do bezradnego wyrażenia: „Wszystko w ogóle i w szczególności, co o grzechu pierworodnym i o usprawiedliwieniu na świętym Soborze Trydenckim określono i wyjaśniono, bez zastrzeżeń przyjmuję”[1]. To prawda, dekret był duszpastersko nieprzetłumaczalny.

Trydenckie dekrety o sakramentach, które pod względem objętości stanowią zdecydowanie największy procent doktrynalnych dekretów tego soboru, w niewielkim stopniu wykraczały poza potwierdzenie standardowego średniowiecznego nauczania na te tematy, a nauczanie to było równie skomplikowane jak omówienie usprawiedliwienia. A jednak w kilku przypadkach, jak w dekretach o sakramencie pokuty i o Eucharystii, wywarły one wpływ na duszpasterstwo, dając kaznodziejom podstawy do propagowania częstszego korzystania z tych sakramentów, co stało się cechą charakterystyczną nowoczesnego katolicyzmu.

Widzimy zatem, jak mylące może być dokonywanie rozróżnienia między doktrynalnością a duszpasterskością, skoro mówiąc o Tridentinum, niemal niezauważalnie przesuwamy się od doktryny do duszpasterstwa. Jednak chcąc dostrzec pastoralny charakter Soboru Trydenckiego, nie musimy nigdzie się przesuwać. Poświęcił on kwestiom duszpasterskim co najmniej tyle samo czasu, co doktrynalnym. Kwestie te były podczas soboru bardziej gwałtownie kontestowane niż doktrynalne i przyniosły mniej wieloznaczne rezultaty.

Sobór Trydencki wywarł olbrzymi wpływ na duszpasterstwo poprzez dekrety zabraniające biskupom władania naraz więcej niż jedną diecezją, a proboszczom więcej niż jedną parafią; przez wymaganie od biskupów przebywania na terenie diecezji, a od proboszczów na terenie parafii oraz przez wymaganie, by przebywając tam, wykonywali tradycyjne obowiązki duszpasterskie. Dziś cieszymy się owocami, które te decyzje przyniosły. Analogicznie wielki wpływ na duszpasterstwo miało dodanie do listy zadań biskupa obowiązku założenia w diecezji seminarium.

U siebie w każdej kulturze

Jednakże, jeżeli oceniamy godność i gravitas soborów na podstawie liczby i ważności dekretów doktrynalnych, to czyż Vaticanum II nie jawi się jednak jako sobór w wersji light? Wszak nie sformułował ani jednej doktryny…

Tak, to prawda. II Sobór Watykański nie sformułował ani jednej doktryny, ale to nie oznacza, że nie był soborem nauczającym czy doktrynalnym. Wydaje mi się, że nie oznacza to również, iż jego nauczanie jest mniej ważne czy mniej wiążące, skoro zostało uroczyście przyjęte przez największe i najbardziej zróżnicowane zgromadzenie dostojników kościelnych w całej historii Kościoła katolickiego, a potem uroczyście potwierdzone przez papieża Pawła VI. W rzeczy samej, jeżeli popatrzymy na liczbę dokumentów i wagę nauczania II Soboru Watykańskiego, nie jest to „sobór w wersji light”, a wręcz przeciwnie.

Oto kilkanaście przykładów tego nauczania. Przedstawiam je, nie przywiązując szczególnej uwagi do kolejności. Z pewnością jednak do spraw najważniejszych należy nauczanie soboru, że tym, co Bóg objawił nam w Jezusie Chrystusie, jest nie zbiór twierdzeń, lecz On sam. W konstytucji Dei Verbum sobór naucza również, że Biblia jest prawdziwie bezbłędna, ale jedynie w nauczaniu „prawdy, jaka z woli Boga została zapisana w księgach świętych dla naszego zbawienia”[2] bądź, jak to w innym miejscu ujmuje Konstytucja o Objawieniu Bożym, bezbłędna jedynie w tym, „co pomaga Ludowi Bożemu prowadzić święte życie oraz przyczynia się do wzrostu jego wiary”.

To ostatnie zdanie podkreśla nauczanie soboru powtarzane wciąż od nowa po tym, jak pojawiło się pierwszy raz w konstytucji Lumen gentium: celem Kościoła jest prowadzenie jego członków do świętości. Żaden ze wcześniejszych soborów nie zadał sobie trudu, by nam to powiedzieć. Świętość stała się motywem przewodnim nauczania Vaticanum II.

Sobór uczył, że Kościół tworzą trwający w nim ludzie, a więc „Lud Boży” to słuszne, mające zasadnicze znaczenie i – co więcej – tradycyjne wyrażenie opisujące rzeczywistość Kościoła. Sobór nauczał, że skoro Lud Boży przebywa wszędzie na tej ziemi, Kościół jest u siebie w każdej kulturze i musi się wcielać w każdą z kultur. A ponieważ sobór nauczał również, że święta liturgia jest dziełem całej wspólnoty biorącej w niej udział i z tego powodu jest zasadniczo działaniem polegającym na uczestniczeniu, sama liturgia powinna przyjąć symbole i zwyczaje każdej kultury.

Kościół przynosi pożytek światu, a świat Kościołowi

Les orandi, lex credendi. Sobór nauczał zatem, że choć struktura Kościoła jest hierarchiczna, jest również kolegialna, czyli polegająca na uczestniczeniu. W szczególności przekazywał tradycyjną, ale dawniej niewyrażoną w dokumentach doktrynę, że na biskupach działających jako jedno grono w jedności z biskupem Rzymu i pod jego przewodnictwem spoczywa odpowiedzialność nie tylko za własną diecezję każdego z nich, ale za cały Kościół. Nauczał, że tak samo jak biskup Rzymu pozostaje w kolegialnej jedności z pozostałymi biskupami, tak i biskupi mają pielęgnować kolegialną jedność z kapłanami, a kapłani z ludem.

II Sobór Watykański uczył, że choć na Kościele spoczywa ogromna odpowiedzialność za głoszenie światu Ewangelii, jest on również odpowiedzialny za angażowanie się w działania na rzecz dobra w świecie, czyli dla dobra tzw. porządku doczesnego – troskę o sprawiedliwość społeczną, przeciwstawianie się haniebnym współczesnym wojnom, działanie na rzecz realizacji błogosławieństwa pokoju oraz troskę o rozwój w każdym aspekcie ludzkiej kultury. Sobór nauczał, że przy realizacji takich celów współpraca z innymi ludźmi, nawet z niewierzącymi, jest obowiązkiem katolików. Podkreślał jednocześnie, że ta zasada współpracy nie działa tylko w jedną stronę, ale że tak samo jak Kościół przynosi pożytek światu, świat przynosi pożytek Kościołowi. Kościół musi zatem słuchać świata i uczyć się od niego – to niezwykłe i całkowicie bezprecedensowe nauczanie.

Sobór nauczał, że obowiązkiem Kościoła i każdego katolika jest szanowanie przekonań innych ludzi i podejmowanie pracy nad pojednaniem między Kościołami chrześcijańskimi. Nauczał – jak wspomniałem wcześniej – że Kościół ma dalekosiężną i chyba jeszcze trudniejszą misję szukania pojednania nawet z innymi religiami, misję tak rozpaczliwie potrzebną w dzisiejszym świecie. W tym względzie uczył, że choć głoszenie jest uprzywilejowaną formą chrześcijańskiego dyskursu, formą uzasadnioną jest również dialog, a w niektórych sytuacjach jest on formą bardziej właściwą.

Kościół uczył też na soborze o godności małżeństwa. Nauczał, że małżeństwo jest zasadniczo partnerstwem w miłości. Uczył ponadto, że choć dzieci są w małżeństwie wielkim błogosławieństwem, ze słusznych powodów małżonkowie mogą ograniczać liczbę dzieci. Podkreślał, że kobiety mają prawo do „uprawnionego awansu społecznego”.

W odniesieniu do porządku doczesnego sobór uczył o godności i doskonałości wolności politycznej. Nauczał o prawie każdej osoby do postępowania zgodnie z sumieniem w kwestii wyboru religii. W głęboko wzruszających słowach uczył godności sumienia, które jest „najskrytszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, w nim pozostaje on sam z Bogiem, którego głos rozbrzmiewa w jego wnętrzu”. Pod tym względem II Sobór Watykański wyraźnie nauczał, że łaska i Duch Święty działają również poza widzialnymi granicami Kościoła katolickiego i że jest zatem możliwe zbawienie poza tymi granicami.

Sobór nauczał, że odrzuca „wszelką dyskryminację bądź prześladowanie ludzi dokonywane z powodu pochodzenia lub koloru skóry, położenia społecznego albo religii” jako „obce duchowi Chrystusa”. Ponadto sobór uczył, że Kościół, „potępia każde prześladowania jakichkolwiek ludzi”.

I wreszcie sobór nauczał, że „radość i nadzieja, smutek i lęk ludzi w naszych czasach, szczególnie ubogich i wszystkich uciśnionych, są również radością i nadzieją, smutkiem i lękiem uczniów Chrystusa; i nie można znaleźć nic prawdziwie ludzkiego, co nie odbijałoby się echem w ich sercach. Ich wspólnota składa się bowiem z ludzi, którzy pielgrzymują do królestwa Ojca zjednoczeni w Chrystusie, kierowani przez Ducha Świętego, i którzy przyjęli orędzie zbawienia, aby je skierować do wszystkich”.

Soborowe nauczanie duszpasterskie

Wymienione tu i niewymienione nauczanie II Soboru Watykańskiego to nie jest błahostka. To nie są sprawy o drugorzędnym znaczeniu. To nie są banały ani pobożna pusta gadanina. Co prawda, nie znajdują się one na tym samym konstytutywnym poziomie wiary chrześcijańskiej, co doktryna o Trójcy Świętej i wcieleniu, niemniej jednak są prawdami o najwyższej wadze, jeśli chodzi o zrozumienie praktycznych implikacji doktryny oraz o odkrycie, co to znaczy być chrześcijaninem w dzisiejszym świecie. Jeżeli rozumiemy soborowe nauki w ten sposób, stają się prawdami duszpasterskimi i nauczaniem duszpasterskim.

„Nauczanie duszpasterskie”… Co jest alternatywą dla nauczania duszpasterskiego? Czy nauczanie akademickie? Czyżby Bóg objawiał nauczanie akademickie bądź akademickie prawdy? Nie sądzę.

Trudno mi znaleźć alternatywę dla nauczania duszpasterskiego, szczególnie jeśli zgodzimy się z Dei Verbum, że tym, co Bóg objawił, są prawdy mające związek z naszym zbawieniem. Innymi słowy, Bóg objawił „wieść o zbawieniu”. Mówiąc jeszcze inaczej, jak czyni to Dei Verbum, Bóg objawił „wszystko, co pomaga Ludowi Bożemu prowadzić święte życie oraz przyczynia się do wzrostu jego wiary”. Czyż to nie oznacza więc, że z definicji wszystkie prawdy chrześcijańskie są prawdami duszpasterskimi? Czy można zatem powiedzieć, że II Sobór Watykański jest soborem duszpasterskim przez to, czego naucza, przez swoją doktrynę? Uważam, że tak.

Wszystkie sobory przed Vaticanum II działały zasadniczo jako ciała prawodawcze i sądownicze. Ten wzorzec został ustalony na długo przez Soborem Nicejskim, ale to właśnie on stanowi tu klasyczny przykład. Wszystkie sobory – zarówno setki soborów lokalnych, jak i dwadzieścia jeden soborów ekumenicznych – miały jednak element duszpasterski. W części, być może w większości soborów średniowiecznych, składnik ten dominował. Ale – jako ciała prawodawcze – sobory dążyły do celów duszpasterskich przez wydawanie praw, które nakazywały pewne zachowania lub zakazywały ich, i zazwyczaj dołączały kary za niedochowanie nakazu lub zakazu. W końcu tak właśnie działa prawo. Sobór Trydencki przeprowadził swoją wielką reformę duszpasterską biskupstwa w taki właśnie sposób.

Musimy pamiętać, że sobory realizowały swój program dokładnie tak samo: nakazując pewne zachowania lub zakazując ich. Sobory nie były bezpośrednio zainteresowane tym, w co ludzie mogliby wierzyć w głębi serca, ale tym, co mówili, i tym, czego nauczali. „Gdyby ktoś mówił tak i tak, niech będzie wyklęty” – brzmi znana soborowa formuła. Czy to oznacza, że nawet tzw. dekrety doktrynalne są w istocie dekretami duszpasterskimi, gdyż ich najbardziej bezpośrednim i najbardziej oczywistym celem jest właściwy ład publiczny w Kościele, a to właśnie oznacza pojęcie „duszpasterski” w tym prawodawczo-sądowniczym kontekście?

Właściwe nauczanie to podstawa duszpasterstwa

Tak czy owak musimy uświadomić sobie, że w wypadku Vaticanum II znajdujemy się w całkiem nowej sytuacji. Kiedy sobór ten pośrednio, ale kategorycznie odrzucił legislacyjno-sądowniczy model dyskursu i przyjął inny, podjął decyzję niosącą najbardziej radykalne konsekwencje. W pierwszym rzędzie model ten na nowo zdefiniował, czym jest i co oznacza sobór, a to z kolei wymagało nowej hermeneutyki interpretowania go i rozumienia.

Ponadto ten nowy model zdemontował to wszystko, co mogłoby mieć znaczenie w klasycznym rozróżnieniu między soborem doktrynalnym a duszpasterskim. Vaticanum II to sobór duszpasterski poprzez swe nauczanie, to znaczy przez swoją doktrynę. W ten oto sposób przekonanie, że II Sobór Watykański był soborem duszpasterskim, wróciło do nas oczyszczone z zarzutów. Tak, oczyszczone, ale i radykalnie na nowo zdefiniowane. Po zdekonstruowaniu zostało zrekonstruowane.

II Sobór Watykański był soborem duszpasterskim – nie w konwencjonalnym sensie zapewniania właściwego ładu publicznego w Kościele, ale w sensie nauczania prawd, które „pomagają Ludowi Bożemu prowadzić święte życie oraz przyczyniają się do wzrostu jego wiary”. Jednym słowem, II Sobór Watykański był soborem duszpasterskim przez to, że był soborem doktrynalnym.

Kiedy w pierwszym roku obrad soboru kard. Alfredo Ottaviani przedstawiał nowy osławiony schemat dokumentu O źródłach objawienia, przemawiał tylko przez pięć minut, mniej zajmując się przedstawieniem tekstu do przedyskutowania, a bardziej broniąc go, jeszcze zanim zaczęła się dyskusja. Powiedział między innymi takie słowa: „Słyszeliście, jak wielu ludzi mówi o braku duszpasterskiego tonu w tym dokumencie. Cóż, uważam, że pierwszym i najbardziej podstawowym zadaniem duszpasterskim jest zapewnienie poprawnego nauczania. […] Właściwe nauczanie to podstawa duszpasterstwa”[3].

Powtórzę zatem: „II Sobór Watykański był soborem duszpasterskim przez to, że był soborem doktrynalnym”. Zastanawiam się, czy Ottaviani jest ze mnie zadowolony?

Tłum. Agata Jankowiak


[1] Według Kodeksu prawa kanonicznego (1917).

Wesprzyj Więź

[2] Cytaty z dokumentów soborowych według: Sobór Watykański II. Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski. Nowe tłumaczenie, Poznań 2002.

[3] Tekst polski za: J. O’Malley, Co się zdarzyło podczas Soboru Watykańskiego II, Kraków 2011, przeł. A, Wojtasik, s. 194.

Referat wygłoszony podczas konferencji „Vatican II – Remembering the Future. Ecumenical, Interfaith and Secular Perspectives on the Council’s Impact and Promise” na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie, 21-24 maja 2015 r. Tekst ukazał się w kwartalniku “Więź” 2015, nr 3

Podziel się

2
1
Wiadomość

clichè – w tym wypadku ojciec O’Malley uzywa tego slowa, pochodzacego z j. francuskiego, w znaczeniu przenosnym, figuratywnym. Po polsku tlumaczymy to slowo jako „stereotyp, schemat – zarowno myslowy, jak i behawioralny”. Przetlumaczenie go jako „klisza fotograficzna/filmowa” jest zenujace. Naprawde warto dac taki tekst, przed publikacja, do weryfikacji jezykowej.

Tekst był w weryfikacji językowej.
Choćby wg sjp.pwn.pl „klisza” ma w języku polskim różne znaczenia:
1. «film zakładany do aparatu fotograficznego»
2. «sztywna płytka pokryta substancją światłoczułą, na której otrzymuje się negatyw zdjęć fotograficznych lub zdjęcia rentgenograficzne»
3. «płyta metalowa z wytrawionym lub wygrawerowanym rysunkiem, służąca do drukowania odbitek tego rysunku»
4. «coś stereotypowego, powielonego, np. pojęcie, idea, sformułowanie»
https://sjp.pwn.pl/szukaj/klisza.html

Panie Marku, nie ma Pan racji. Z jakiegoś powodu przywołuje Pan polski wyraz zapożyczony „clichè” i jego znaczenie w polskim słowniku jako „to słowo”. Nie jest to to słowo, ponieważ autor nie posługuje się językiem polskim, a angielskim i fakt, że w obu językach istnieje jednakowo pisane zapożyczenie (w obu z języka francuskiego) nie oznacza, że w tłumaczeniu nie można użyć synonimu. Słowo „klisza” odpowiada angielskiemu zapożyczonemu słowu „clichè” rozumianemu jako powielany schemat. Ma takie znaczenie. Ma też inne znaczenia, ale to go nie wyklucza. Czy słowo, o którym Pan pisze byłoby trafniejsze? Niekoniecznie. Rzecz w tym, że autor nie sprecyzował o jakich słownikach pisze (chyba że w przypisach), więc nie mamy jasności czy używa angielskiego, zapożyczonego „clichè” czy sam „zapożycza” francuskie „clichè”.

W drugim przypadku przywołany przez Pana wyraz nie byłby odpowiednikiem, ponieważ nie posiada wszystkich znaczeń francuskiego słowa (te znaczenia to także „matryca”,„klisza fotograficzna”, nie tylko „powielany schemat”). Autor używając takiego słowa, robi to celowo. Powołuje się na konkretne jego znaczenie, jednak możemy się domyśleć, że chodzi też o pewien „smak językowy” wynikający z dodatkowych (zwłaszcza wcześniejszych) znaczeń. Można by rozważyć użycie francuskiego „clichè” (różnica między użyciem tego i polskiego najpewniej pojawiłaby się w konstrukcji zdań), ponieważ jednak polskie słowo „klisza” jest pełnym jego odpowiednikiem uznałabym użycie go za dopuszczalne, a wręcz za zgrabnie wyjście z sytuacji takiego niedookreślenia. Oczywiście należałoby się dalej odwoływać do autorytetu językoznawców.

Udało się Panu zepchnąć dysluskusję na temat istoty artykułu do kuluarów. Ja rozumiem, że złym tłumaczeniem można zupełnie zmienić sens, ale zastanawiam się czy Pan chciał otrzymać zlecenie, a nie dostał.

Czy mamy uznać, że nie warto czytać Szekspira po polsku, bo tam gdzie po angielsku jest 'medlar’ (taka roślina, Nieszpułka Zwyczajna) będąca symbolem niewierności i rozwiązłości (ponieważ owoce tego drzewa mają ciekawy kształt) to w polskim tłumaczeniu jest nazwyczajniejsza jabłonka, której owoce ciekawego kształtu już nie mają, więc cały kunszt Szekspira został w tłumaczeniu zarżnięty.

Cały Szekspir po polsku traci na wszelkich zmianach nazw roślin i krzewów. Nikt wogóle czytając po polsku Szekspira nad tym tyle się chyba nie rozwodzi, co Pan nad tym jednym słówkiem.

Ale jestem Panu wdzięczna. Znajomy dosłał mi uwagi na temat innych ciekawych artykułów i spostrzeżeń O’Malleya SJ.