rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Ogień wciąż płonie

„Notre-Dame płonie”, reż. Jean-Jacques Annaud, Francja 2022. Fot. Materiały prasowe Monolith Films

„Notre-Dame płonie”, film zdeklarowanego ateisty, dowodzi, że na Zachodzie odradza się myślenie metafizyczne i religijne.

W 1985 roku zdecydowany ateista i marksistowski materialista, Jean-Luc Godard, dał światu nowy film, „Zdrowaś Maryjo”. Kiedy zdumiona widownia obejrzała postmodernistyczną trawestację opowieści o bezżennych małżonkach z Nazaretu, prasę zaczęły żywo interesować związki reżysera z katolicyzmem. Godard, urodzony wprawdzie w rodzinie nominalnie protestanckiej, mówił wówczas o witrażach i pięknie średniowiecznych katedr. Ład, harmonia, majestat, wzniosłość sacrum. Pomyślałem, że to dość dziwne skojarzenia jak na miłośnika dekonstrukcji, pop artu, muzyki rockowej i obyczajowej rewolucji. Później przyszła jednak inna myśl – Godard jest człowiekiem tęskniącym za nadprzyrodzonością. Czy rzeczywiście gotycka katedra może wzbudzać w człowieku ponowoczesnym sentyment za utraconym Bogiem?

W jednym z wywiadów przedstawiciel francuskiej nowej fali wyznał: „Uważam, że w sposobie, w jaki Biblia mówi o wydarzeniach rozgrywających się teraz i tych, które miały miejsce w przeszłości, jest coś potężnego. To po prostu wielka książka. Myślę, że potrzebujemy wiary, albo ja potrzebuję wiary. Dlatego być może potrzebowałem opowieści, która jest większa ode mnie”.

Annaud, będąc zdeklarowanym ateistą, przez większą część filmu koncentruje się wprawdzie na bohaterstwie strażaków, ale nieustannie w tle wyczuwamy obecność milczącej świętości

Michał Gołębiowski

Udostępnij tekst

O słowach Godarda przypomniałem sobie w ostatnich dniach, gdy wróciłem z seansu nowego filmu Jeana-Jacquesa Annauda, „Notre Dame płonie”. Dzieło wywołało we mnie mieszane odczucia. Raz dostawaliśmy elementy artyzmu i poetyckiego wysublimowania, a innym razem kina komercyjnego. Przede wszystkim przeszkadzała mi przyjęta przez Annauda konwencja filmu katastroficznego, na modłę amerykańską, tak aby było dużo dynamicznej muzyki i patetycznych gestów. Jest to, być może, sprawa świadomości narodowej, i dlatego Annaud, wszakże artysta, zdecydował się na wybór takiej formuły. Przy czym i ona ma tutaj, jak sądzę, pewien głębszy potencjał.

Na ogół tego rodzaju kino katastroficzne obrazuje ratowanie ludzkości przed kometą albo globalną katastrofą. Przyznam zresztą, że w trakcie seansu „Notre-Dame płonie” miałem nieodparte skojarzenia z „Armagedonem” Michaela Baya. Do ziemi zbliża się kometa, która najpewniej zniszczy znany nam świat. W innych wariantach mogą to być powodzie, huragany albo wybuchy wulkanów, przez które ucierpią setki, jeśli nie miliony osób. Wszystko w rękach kilku szlachetnych śmiałków. „Notre Dame płonie” to pod pewnymi względami podobny typ filmu, choć – i tutaj istotna zmiana – w trakcie śledzimy ratowanie samej katedry, kamiennej i milczącej, w której nie znajdował się w czasie pożaru żaden cywil. Były jednak hostie i korona cierniowa, co zresztą zostało dobitnie podkreślone w punkcie kulminacyjnym. Widz dostał czytelny znak, że tu chodzi właśnie o to. Nawet nie tyle o budynek sam w sobie. Nie o zabytek. Nie, ważne były hostie.

Chociaż zatem reżyser zdecydował się na pewien romans z tzw. kinem popcornowym, to ostatecznie dał nam w tej konwencji dzieło, przy którym nie wypada sięgać po popcorn. Ręka się cofa, bo przecież zdajemy sobie sprawę z moralnej adekwatności całego tego patosu, nawet jeśli wolelibyśmy coś bardziej stonowanego i kontemplacyjnego. Katolik powiedziałby, że pompatyczna forma staje się przecież oprawą dla spraw najświętszych, choć zanurzonych w materialnej codzienności. Jest w niej zatem jakieś uzasadnienie, które chroni przed popadnięciem w kicz. Francuz wskazałby z kolei na wielkie dziedzictwo artystyczne swojego narodu. Jeśli więc usprawiedliwiać formułę patetycznego kina katastroficznego, to w odwołaniu do akcji ratunkowej tak znaczącego symbolu Francji. Przy czym, warto o tym wspomnieć, aspekt religijny przeważa w obrazowaniu tego, dlaczego katedra warta była poświęceń strażaków.

Czy zatem „Notre Dame płonie” to kino katolickie? Odpowiedziałbym raczej okrężnie, oddając głos samemu twórcy. Annaud, będąc podobnie jak Godard zdeklarowanym ateistą, przez większą część filmu koncentruje się wprawdzie na bohaterstwie strażaków, ale nieustannie w tle wyczuwamy obecność milczącej świętości. Jest to świadomy i konsekwentnie konstruowany zabieg. Dzięki niemu dostrzegamy współdziałanie sacrum i profanum, dwóch wymiarów tego samego wydarzenia. Annaud pokazuje wszystko tak, jakby sugerował, że za kulisami doczesnego dramatu stał Ktoś lub coś, co kieruje sensem świata. Jest tam obecna tajemnica, której reżyser nie pojmuje w swoim własnym życiu, ale nie zmienia to faktu, że ona tam jest, „stoi za naszym murem, patrzy przez okno, zagląda przez kraty” (Pnp 2,9).

Wymowna jest zresztą fabularna klamra całej opowieści. Chodzi o modlitwę dziewczynki, która została przypomniana na samym końcu filmu, tak jakby Annaud dawał nam do zrozumienia, że choć sam nie doświadcza łaski wiary, to coś w głębi wzywa go do „bojaźni i drżenia”. Twórca wyznał w wywiadzie udzielonym 22 sierpnia 2022 roku dla „Frontrunnera”: „Nie wierzę w Boga, ale jestem doskonałym przykładem ateisty, który darzy wielkim szacunkiem wiarę religijną. Lubię odwiedzać miejsca, gdzie ludzie się modlą, czuję w sobie coś szczególnego, kiedy wchodzę do klasztoru, katedry, kościoła czy meczetu”. Sądzę, że ta wypowiedź rzuca sporo światła na jedną z ostatnich scen nowego filmu. Po ugaszeniu wielkiego pożaru, na moment wchodzimy do wnętrza zrujnowanej katedry, aby zobaczyć, że wciąż płonie jeszcze jeden mały ogień. To świeca, którą wcześniej zapaliła dla Maryi mała dziewczynka.

Wracamy zatem do planu sacrum i profanum. Przez większą część seansu reżyser każe nam śledzić ludzkie starania o uratowanie katedry, dotykamy rejestrów kina sensacyjnego oraz Conradowskiego i Verne’owskiego heroizmu, lecz na końcu pada wyraźna sugestia, że za tym, co ziemskie i widzialne, stał zachowany w głębi świątyni akt strzelisty. Tak jakby wiara dziecka była jakąś potężną siłą. Przecież nawet prorok Izajasz mówił: „Tak, Ty zaprawdę jesteś skrytym Bogiem” (Iz 45,15). To siła, której Annaud osobiście nie rozumie, i która jest schowana za burzliwymi wydarzeniami, ale w gruncie rzeczy wszystko się do niej sprowadza.

Wesprzyj Więź

Czy konstrukcja filmu dowodzi tego, że na Zachodzie odradza się myślenie metafizyczne i religijne, przynajmniej w formie intuicji? „Notre Dame płonie” to kolejny już promień nadziei na to, że rzeczywiście w kinie niezależnym takie tendencje powracają. U Annauda nawet bardziej metafizycznie niż tylko symbolicznie. On wyraźnie nam mówi, że jest w świecie jakaś święta tajemnica.

Kiedy więc wychodziłem z kina, nuciłem refren piosenki Pete’a Townshenda i Rogera Daltreya z The Who: „Gdy gaśnie płomień, on nadal płonie” (After the fire the fire still burns). Żałowałem wręcz, że utwór ten nie został wykorzystany w filmie. Annaud chciał nam bowiem powiedzieć to samo, zwłaszcza w odniesieniu do zmysłu wiary. Że kiedy ogień wygasa, to jednak wciąż płonie.

Przeczytaj też: Życie to ocean, czyli witalny mistycyzm kontrkultury

Podziel się

1
1
Wiadomość